Chapter 53.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Liczę, że rozdział się spodoba! 🖤









Siedziałam na widowni, wpatrując się w scenę i czekałam na werdykt.

New Directions nie odpuścili i byli tak samo dobrzy, jak Skowronki. Dosłownie, nie miałam pojęcia, kto wyjdzie z tego zwycięsko.

Trzymałam zaciśnięte kciuki, ale nie miałam pojęcia czy liczyłam na zwycięstwo mojego chłopaka czy przyjaciół.

-Czas ogłosić zwycięzców! - na scenie pojawiła się jakaś blondynka z szatynem u boku - Jak co roku, drużyny nie odpuszczały i pokazały wyrównany poziom. - uśmiechnęła się do uczestników - Jednak, jak wszyscy wiemy, zwycięzca może być tylko jeden. - dodała. Mężczyzna stojący obok podał jej kopertę. - Na miejscu trzecim, uklasyfikowała się... szkoła katolicka pod wyznaniem Świętego Mateusza! - i aplauz.

Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego rodzice wysyłają dzieci do szkoły katolickiej? Nigdy nie byłam w stanie tego zrozumieć. A naprawdę bym chciała!

-Emocje sięgają zanitu! - zaśmiała. Wsunęłam wargę między zęby, lekko ją przygryzając. Ktoś musiał być lepszy... - Na miejscu pierwszym, znalazł się chór z... - otworzyła drugą kopertę, a ja wpatrywałam się w nią, jakby miała mi przepowiedzieć przyszłość. Serce biło mi z zawrotnym tempem. Skoro ja się tak czułam, to wolałam sobie nie wyobrażać, co czuli moi bliscy na scenie. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam, że blondynka otwiera usta. - Akademii Dalton! - pisnęła - Skowronki zajmują pierwsze miejsce! - dodała, odwracając kartkę w drugą stronę, umożliwiając ludziom zobaczenie wyniku.

Zadowolona wstałam i wraz z tłumem ludzi wiwatowałam dla zwycięzców. Mojej uwadze nie umknęło jednak załamanie New Directions. Nie tak wyobrażali sobie dzisiejszy wieczór...

Mój wzrok skrzyżował się z Pucka, a chłopak jedynie pokazał kciuk w górę i lekko się uśmiechnął. Widziałam w jego oczach żal, ale starał się zachować pozory.

Spojrzałam na Skowronki i mojej uwadze nie umknęła euforia Sebastiana. Mieli prawie taki sam poziom, ale ktoś musiał wygrać. I tym razem padło na Skowronki.

Smythe w końcu spojrzał na mnie, więc uśmiechnęłam się szeroko, nie przestawając klaskać. Zasłużyli. Zerknęłam na New Directions, gdy zauważyłam, że schodzili ze schodów, pokazałam Sebastianowi kciuki w górę.

Chciałam do niego pójść i mu pogratulować, ale musiałam iść do przyjaciół. Po prostu tak musiało być. Szybko minęłam ludzi i pobiegłam do bliskich, którzy stali przed sceną. Od razu rzuciłam się Santanie na szyję, mocno ją przytulając. Objęła mnie lekko.

-Jest okey. - mruknęła mi na ucho - Tak musiało być. - wzruszyła ramionami, odsuwając się ode mnie. Podeszłam do Pucka, wtulając się w jego klatkę piersiową. Zerknęłam na jego twarz, wiec potarł moje ramię dając znać, że jest dobrze.

-Nie przejmuj się, Brytyjka. - zaśmiał się - Bywało gorzej. - spojrzałam na Kurta, który wyglądał jakby miał zacząć płakać. Podeszłam do przyjaciela mocno go obejmując.

-W porządku? - wyszeptałam mu na ucho. Pokręcił głową.

-Przegraliśmy... - wyjąkał, obejmując mnie w talii. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Niestety taka była prawda, przegrali. Po kilku dłuższych chwilach odsunęłam się od niego i podeszłam do Tiny.

Załamana oderwała się od Mike'a i rzuciła mi na szyję, łkając.

-Przegraliśmy... - wydukała rozżalona. Potarłam jej plecy, starając się ją uspokoić. Staliśmy w kółku, w całkowitej ciszy. Nikt nic nie mówił, patrzyli na siebie, czekając aż ktoś przerwie niezręczny moment.

-Mhm. - Schuester w końcu odchrząknął - Cóż, nie poszło po naszej myśli, ale...

-Ale co? - przerwała mu Rachel - Dla niektórych z nas to ostatni rok w liceum. - jęknęła - To była przepustka na studia... Co my teraz zrobimy? - Finn szybko przyciągnął ją do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Było źle...

-Wracajmy do domu. - mruknął Sam - Nic tu po nas. - wzruszył ramionami. Tina wciąż stała wtulona we mnie, starając się uspokoić.

-Dzieciaki. - westchnął Will - Wiem, co czujecie. Żal, niedosyt, ból, złość. Rozumiem, to. - przytaknął - Nie możecie się poddać. Nie wolno wam nawet o tym myśleć. - założył ramię na barki Finna - To tylko jeden konkurs, nie koniec świata. Robicie to, co kochacie. - dodał, uśmiechając się lekko - Nie poddawajcie się, bo nie poszło po waszej myśli. - poprosił.

-Nie poddamy. - mruknął Finn. Zerknęłam na niego. Odchrząknął, odsuwając się od Rachel. - Będziemy walczyć dalej, jak nie w tym konkursie to innym. Może nie tak ważnym i prestiżowym, ale nie poddamy się. - uśmiechnął się.

-Niech będzie. - westchnął Puck - Ale teraz, możemy już wracać? Zabierzmy rzeczy z hotelu i spadajmy. - prychnął. Widziałam w nim żal i niedosyt.

Ta porażka odcisnęła na nich piętno. A najbardziej zabolał ich fakt, że to właśnie Skowronki ich powstrzymały...

Podczas powrotu do hotelu, nikt się nie odzywał. Droga minęła w grobowej ciszy i napiętej atmosferze. Było naprawdę źle.

Wraz z Brittany i Santaną zmierzałyśmy do naszego pokoju po torby dziewczyn.

-Idź do niego. - Santana przerwała ciszę - I tak nie masz nic w pokoju, spotkamy się w holu za dziesięć minut. - poleciła. Blondynka szła kilka kroków przed nami, więc prawdopodobnie nic nie słyszała. Spojrzałam na przyjaciółkę, jakbym chciała się upewnić, czy mówiła serio. - No leć. - uśmiechnęła się lekko - Zasłużył na gratulacje. - dodała niechętnie.

-Dziękuję. - szybko cmoknęłam ją w policzek i ruszyłam korytarzem w drugą stronę. Wbiegłam schodami piętro wyżej, nie chcąc marnować czasu na czekanie na windę.

Stanęłam przed znajomymi drzwiami i zapukałam dwa razy. Zamiast Sebastiana, ujrzałam Trenta, który widząc mnie ułożył palec wskazującym na ustach, dając znak, abym była cicho.

-Kto to? - usłyszałam krzyk mojego chłopaka.

-Pomyłka. - odkrzyknął Trent - Jest w łazience. - szepnął - Chłopaki już zeszli, zostałem tylko ja i on. - dodał, kładąc mi klucz od pokoju w dłoni - Teraz zostałaś tylko ty i on. - zaśmiał się cicho, łapiąc za swoją torbę. Szybko opuścił pokój i zamknął drzwi najciszej jak potrafił. 

Stanęłam przy łóżku i czekałam aż chłopak łaskawie opuści łazienkę. Gorzej, jeśli układał włosy... Zauważyłam ruch klamki, a chwilę później w drzwiach stanął Sebastian.

-Heej! - uśmiechnęłam się, machając.

-Sabrina? - zdziwił się - Co tutaj robisz? - podszedł do mnie.

-Przecież mówiłam, że trzymam za ciebie kciuki. - wzruszyłam ramionami - Przyszłam pogratulować zwycięstwa... - Nie dane było mi powiedzieć nic więcej. Szatyn pokonał dzielący nas dystans, ułożył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie bliżej siebie. Jego usta zaatakowały moje, dominując nade mną.

Od razu odwzajemniłam pocałunek. Nie mogłam się powstrzymać, choćbym bardzo chciała. Jednak nie chciałam. Nawet przez myśl mi to nie przeszło.

Mocniej zacisnął dłonie na moim ciele i razem ze mną opadł na łóżko. Nasze usta nie rozłączyły się nawet na sekundę, wciąż tkwiąc w namiętnym uniesieniu. Powoli przesunął ręce i oparł je po bokach mojej głowy, jednocześnie przylegając do mnie całym ciałem. Jęknęłam, gdy poczułam język Sebastiana na dolnej wardze.

Poczułam, jak jedna dłoń Sebastiana znów przesuwa się w dół i wślizguje się pod moją koszulę. Znaliśmy się krótko, ale nie przeszkadzała mi jego bliskość. Wręcz przeciwnie, podobało mi się to. Lubiłam to, jak moje ciało reagowało na jego dotyk. Lubiłam go.

-Sebastian... - wyszeptałam, gdy poczułam jego dłoń przy zapięciu od stanika. Szatyn niechętnie odsunął się od moich ust.

-Zrobiłem coś nie tak? - zaniepokoił się. Pokręciłam głową.

-Nie. Skąd. - odparłam - Po prostu, nie mamy tyle czasu. - mruknęłam przy jego ustach - Musimy wracać. - jęknął, kręcąc głową.

-Wcale mi się to nie podoba. - stwierdził niechętnie. Jednak po chwili, znów spojrzał mi w oczy, a na jego ustach widniał uśmiech. - A może masz ochotę przyjść dziś do mnie na noc? - zainteresował się. Ledwo się powstrzymałam, aby nie parsknąć śmiechem.

-Zobaczę, co da się zrobić. - mruknęłam - Nic nie obiecuję.







Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro