Chapter 7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 🖤










-Ja nie żartuję. - mruknęłam do roześmianej Santany, która leżała na moim łóżku. - Santana! - pisnęłam - Miałaś mi pomóc, a nie się ze mnie śmiać! - zirytowana rzuciłam w nią poduszką.

-Wybacz. - otarła łzy z twarzy - Ale wyobraź sobie. - usiadła na łóżku i spojrzała na mnie - Dzwoni do ciebie przyjaciółka i mówi, że potrzebuje pomocy. Przyjeżdżasz i co? Okazuje się, że ta wybiera się do baru dla gejów i nie wie w co się ubrać! - znów zaczęła się śmiać. Jęknęłam i rzuciłam się na łóżko obok Latynoski.

-To nie jest śmieszne! - prychnęłam - Skąd ja mam wiedzieć jak powinna wyglądać dziewczyna w gejowskim klubie? - spojrzałam na nią zirytowana. Niestety dziewczyna nie mogła się uspokoić i nieprzerwanie śmiała się jak pojebana.

-Wybacz, ale ja naprawdę... - pukanie do drzwi nam przerwało. Do środka wparowała, delikatnie mówiąc, zirytowana Rachel.

-Czy wy możecie być trochę ciszej? - wściekła się - Niedługo wystawiamy West Side Story i musze wypaść genialnie, a wasze krzyki mi w tym przeszkadzają! - spiorunowała Santanę wzrokiem.

-Z tego co mi się wydaje, to Sabrina tutaj mieszka i może robić to, na co ma ochotę. - prychnęła zirytowana.

-Ale to dom mamy Finna i taty Kurta, a nie Sabriny, więc...

-Więc masz do powiedzenia tyle co nic. - przerwała jej Santana - A teraz wypad z tego pokoju. - wstała i stanęła naprzeciwko Rachel - Możesz sobie śpiewać każdą solówkę w szkolnym chórku, ale wciąż nie masz prawa do rozstawiania innych pod swoje dyktando. - prychnęła - Wypad stąd. - wskazała na drzwi. Rachel prychnęła pod nosem i z uniesione głową wyszła z mojego pokoju.

-Wow. - mruknęłam patrząc na Santanę - Nie byłaś zbyt... ostra? - machnęła dłonią.

-Z nią się inaczej nie da. Przyczepi się jak rzep do psiego ogona i się nie odczepi. - dodała, siadając obok mnie - A teraz pokazuj ubrania, czas cię przygotować na wyjście do klubu dla...

-Po prostu do klubu. - przerwałam jej, gdyż wiedziałam, że zaraz znów zacznie się śmiać. Przytaknęła, a ja wyjęłam kilka rzeczy z szafy, jednak dziewczynie nic się nie podobało.

~~~~~

-Santana, wyglądam jak dziewczyna do towarzystwa. - warknęłam, patrząc w lustro. Żaden mój outfit nie przypadł Lotynosce do gustu, więc sama coś znalazła.

Padło na krótką, czarną sukienkę, która dokładnie opinała moje ciało. Tutaj właśnie był problem, miałam nie najgorszy tyłek, ale z przodu to wyglądałam jak jedenstolatka... Na nogach miałam klasyczne, czarne szpilki.

Usta miałam pomalowane krwistoczerwoną pomadką, rzęsy pokręcone za pomocą maskary. Powieki były pomalowane różnymi cieniami w odcieniach beżu.

-Nie wyjdę tak. - dłońmi chciałam sięgnąć do zamka na plecach, ale przyjaciółka mi to uniemożliwiła, uderzając swoją dłonią w moją. - Ał! - pisnęłam - Zabolało! - prychnęłam - Skąd masz tyle siły? - zdziwiłam się. Przewróciła oczami.

-Mniej wiesz, lepiej śpisz. - mruknęła - Pozwól, że coś ci uświadomię. - położyła dłonie na moich ramionach - Jesteś dziewczyną i idziesz do klubu dla gejów, nie chcę cię martwić ani nic w tym stylu, ale żaden chłopak tam, nie zwróci na ciebie uwagi. - zastanowiła chwilę - Nie zwróciliby na ciebie uwagi nawet gdybyś była naga. - prychnęła. Na mojej twarzy pojawił się grymas.

-Kochana jesteś. - zakpiłam.

-Zawsze do usług. - puściła mi oczko - A teraz, bierz torebkę i schodź na dół, Kurt pewnie już na ciebie czeka. - spojrzałam na nią jak na idiotkę. - Fakt. Kurt pewnie jeszcze nie wie co założy. - przytaknęłam. To bardzo możliwe. - Ja ci się już nie przydam. - stwierdziła.

-Dziękuję za pomoc. - przytuliłam brunetkę - I za stwierdzenie, że nawet naga nie przykułabym uwagi geja. - prychnęłam. Parsknęła śmiechem i się odsunęła.

-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - przewróciłam oczami - A teraz lecę do Brittany.

-Powiedziałaś rodzicom o swojej orientacji? - zapytałam. Pokręciła głową.

-Jeszcze nie. - mruknęła - Nie wiem jak zacząć rozmowę. - skinęłam głową.

-Rozumiem. - przytaknęłam. Znalazłyśmy się w korytarzu. Santana szybko założyła swoją bluzę i otworzyła drzwi, obracając się po raz ostatni w moją stronę.

-Może to gejowski bar i faceta tam sobie nie znajdziesz, ale baw się dobrze! - uśmiechnęła się i wyszła.

-Kurt! - krzyknęłam - Jesteś gotowy? - oparłam się o ścianę.

-Już schodzę! - odkrzyknął.

Gdy w końcu zszedł odetchnęłam z ulgą. Obawiałam się co na siebie założy, ale na szczęście wyglądał dość... normalnie? Przynajmniej jak na siebie.

-Wow. - mruknął, skanując mnie wzorkiem - Wyglądasz wow. - stwierdził, a ja przewróciłam oczami.

-No tak, z pewnością wyrwę jakiegoś geja. - zakpiłam, a Kurt parsknął śmiechem - Wiesz, że dalej jestem na ciebie wściekła? - spytałam. Przytaknął.

-Tak. - westchnął - Domyśliłem się. Ale hej! Myśl pozytywnie. Może będziemy się całkiem nieźle bawić? - przewróciłam oczami.

-Ty będziesz miał faceta swoich marzeń przy sobie, a ja będę singielką wśród gejów. - przedstawiłam sytuację z mojego punktu widzenia.

-Nienawidzisz mnie? - pokręciłam głową.

-Nie. - odparłam - Chyba nawet przestaję być na ciebie zła. - wzruszyłam ramionami - Może po prostu się upiję i zapomnę, o tym gdzie jestem? - skinął.

-Zawsze jakaś alternatywa. - stwierdził - Nie martw się, nie zostawię cię samej nawet na chwilę. - uśmiechnął się.

-Hej, Sabrina... - Finn stanął przede mną i Kurtem i rozchyliłam usta - Wyglądasz niesamowicie. Wychodzicie gdzieś? - spojrzałam na Kurta.

-Tak. - odparł - Postanowiłem z Blainem, że zabierzemy Sabrinę na imprezę. - odparł.

-A dlaczego mi nie powiedziałeś? Też był się chętnie wybrał. - przez cały czas się we mnie wpatrywał przez co zaczęłam się rumienić.

-Uwierz mi, że to nie twoje klimaty. - zaśmiał się - Miłego wieczoru! - mruknął i wypchnął mnie za drzwi.

-Wam też! - usłyszłam krzyk za plecami. Niestety to nie koniec, nie zdążyliśmy dojść do auta Kurta, a przed nami stanął jego ojciec i Matka Finna.

-Wybieracie się gdzieś? - zdziwił się mężczyzna. Kurt pokiwał głową.

-Tak. Postanowiłem z Blainem, że zabierzemy Sabrinę na małe przyjęcie u jego przyjaciela. - odparł. Zaskoczona spojrzałam na szatyna, który posłał mi błagalne spojrzenie.

No tak, Sebastian załatwił fałszywe dowody, jeśli rodzice Kurta się o tym dowiedzą to będą problemy...

-Tak. - odchrząknęłam - Kurt chciał, abym poznała więcej osób. - dodałam.

- Cóż, w takim razie... Bawcie się dobrze! - uśmiechnęła się kobieta.

-Moglibyście wrócić do domu przed trzecią? - mruknął Burt.

-Oczywiście. - odparł Kurt. Uśmiechnęłam się do nich i wraz z szatynem ruszyłam do auta.

-Dobranoc. - wyszeptałam na odchodne.







Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro