Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To, co zrobiłem, było ryzykowne i powinienem być za to wywalony z pracy. Wiedziałem to bardzo dobrze. Wystarczyło, żeby ktoś zobaczył mnie na łóżku obok Jeongguka i wtedy zaczęłyby się pytania. A gdybyśmy zostali przyłapani na całowaniu się, nie miałbym nawet prawa zaprzeczać.

Czy żałowałem? Może to dziwne, ale... ani trochę. Nawet wręcz przeciwnie, nie mogłem się doczekać, aż znów będę mógł poczuć delikatne usta chłopaka na swoich.

Wieczorem, będąc już w domu, przez dłuższy czas nie mogłem zasnąć. Przekręcałem się z boku na bok i nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Uśmiechałem się jak idiota w ciemności, oczami wyobraźni widząc zadowoloną twarz bruneta zaraz po naszym pocałunku. Cholera, ja chyba... chyba się zakochałem.

Gdy przyszedłem następnego dnia do pracy, nie mogłem pozbyć się szczęścia wręcz rozpierającego mnie od środka. Ciągnęło mnie do sali, na której leżał Jeon. Och, tak bardzo chciałem go zobaczyć...

Los chciał, żeby chłopak miał badania, a ja pacjenta. Nieszczególnie mi to leżało, bo jednak musiałem oderwać myśli od dwudziestotrzylatka, ale... cholera, taka była moja praca.

***

Byłem pewien, że zastanę uśmiechniętego chłopaka. Problem w tym, że jedyne, co zobaczyły moje oczy, to skulone ciało Jeongguka. Drżał; musiał płakać. Czułem, jak serce pęka mi na kawałeczki.

Podszedłem do niego, usiadłem na łóżku i objąłem. Szlochał, nie był w stanie powiedzieć mi, dlaczego jest w takim stanie. Mogłem jedynie trzymać go w swoich objęciach oraz kołysać w przód i w tył, żeby zapewnić mu choć trochę bezpieczeństwa.

— Kookie, co się stało? — powtarzałem to pytanie co kilka sekund, na przemian z: — spokojnie, wszystko będzie dobrze, Kookie, nie płacz...

Nie chciał powiedzieć mi, co się stało. Rzucał przekleństwami, tłumaczył, że nie muszę nic wiedzieć o jego stanie zdrowia, bo nie jestem jego rodziną, a te słowa raniły mnie równie mocno, jak widok, na który byłem zmuszony patrzeć wcześniej. Zdenerwowałem się, nie mogłem zaprzeczyć.

— Może i nie jestem członkiem twojej rodziny — przytaknąłem, zaciskając pięści. — Ale cię kocham, idioto.

W pomieszczeniu zapadła cisza, przerywana przez mój szybki oddech i niespokojne łapanie powietrza przez Jeongguka. Żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć. Ba, chyba nawet baliśmy się odezwać. Ja, bo powiedziałem już za dużo i bałem się odrzucenia. Jeon, bo... tak właściwie nie miałem pojęcia, czego on mógłby się teraz bać. Straty przyjaciela?

Przyjaciela.

To słowo brzęczało mi w głowie, dopóki nie poczułem umięśnionych ramion oplatających się wokół mojej talii i nieśmiało przyciągających mnie do siebie. Ciepły oddech omiótł moją szyję i chwilę potem ciemne kosmyki zaczęły mnie tam łaskotać. Czy to dziwne, że od razu wybaczyłem mu tamten wybuch?

Jego serce wróciło do stałego rytmu bicia i oddech mu się uspokoił. Myślałem, że zasnął, ale gdy spojrzałem na niego z góry, miał otwarte oczy i patrzył na mnie. Uśmiechnął się lekko i złożył szybki pocałunek na linii mojej szczęki. Nie potrafiłem zatrzymać cisnącego się na moje usta uśmieszku.

***

Wyciągnięcie od niego prawdy trochę mi zajęło. Mimo wszystko nie chciał mówić. A to, że jest głodny, że musi do toalety, że chce spać. Szkoda tylko, że nie byłem na tyle głupi, żeby się na to nabrać.

— Dobra, dobra, już mówię! — Uniósł ręce w geście poddania. Najwidoczniej nie lubił być łaskotanym, więc uciekł na drugą stronę łóżka (skubany nauczył się szybko ze złamaną nogą poruszać). — Mam nerwicę.

Zamilkł i spuścił głowę.

— Hej, Kookie... — zacząłem, próbując znaleźć odpowiednie słowa. — To... nic takiego, naprawdę. Będziesz brał leki i nie musisz się martwić o pomoc psycholog-

— Nie muszę? — zdziwił się, patrząc na mnie w zamyśleniu.

— No jasne, że nie musisz, w końcu masz mnie.

Jego uśmiech w tamtym momencie był jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie w życiu widziałem.

***

Poprawiłem kurtkę i chrząknąłem. Miałem dziś wolne, ale tak, jak codziennie, przyszedłem w odwiedziny do Jeongguka. Mimo zbliżającej się przerwy letniej dla mojego rodzeństwa, dzisiejsza pogoda była wyjątkowo chłodniejsza, więc przyjście w samej koszulce nie było dobrym pomysłem.

Zapukałem i wszedłem do sali. Zamrugałem, szukając Jeona. Chciałem wychodzić, bo myślałem, że go nie ma, ale zobaczyłem ciemną czuprynę, wystającą zza boku łóżka. Okrążyłem posłanie i ze zdziwieniem spojrzałem na chłopaka, próbującego wyciągnąć coś spod mebla kulą. Parsknąłem śmiechem, czym zyskałem uwagę dwudziestotrzylatka.

— Pomóc? — spytałem, na co młodszy przytaknął. Posadziłem go na łóżku i stwierdziłem, że ostatnio trochę przytył. Nie można było zaprzeczyć, że jego stan się poprawił. — Tego szukałeś?

Wyjąłem spod szafki komiks i podałem go brunetowi.

— Kiedy wychodzisz? — Podsunąłem sobie krzesełko i usiadłem naprzeciwko mojego rozmówcy.

— Właściwie, to... dzisiaj — powiedział, zerkając na sportową torbę, która leżała w fałdach pościeli.

— Gdzie twoja matka? — Na moje pytanie ewidentnie posmutniał.

— Ma mnie gdzieś, mam sobie radzić sam — westchnął. — Wyrzuciła mnie z domu, mam za trzy dni odebrać swoje „graty", jak to stwierdziła.

Zaśmiał się smutno, wkładając komiks do przegródki w torbie.

— A... co powiesz na zamieszkanie ze mną? — zapytałem nieśmiało, spoglądając na niego spomiędzy opadających na moje oczy szarych kosmyków. — Wiesz, to tylko taka luźna propozycja...

— Nie żartujesz? — jego głos był stanowczy, ale widziałem, że powstrzymuje uśmiech.

— A wyglądam, jakbym żartował? — uśmiechnąłem się półgębkiem i uniosłem brew.

— Cholera, Taehyung, ratujesz mi życie!

Przytulił mnie mocno. Zrobił to tak gwałtownie, że pod wpływem siły zachwialiśmy się i prawie wylądowaliśmy na łóżku. Chłopak odsunął się ode mnie trochę. Nasze twarze były jednak tak blisko, że nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem go w policzek.

— Boże, Tae, jeszcze ktoś zobaczy — zganił mnie, czerwieniąc się.

— Po pierwsze, jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało — zauważyłem. — Po drugie, przecież ja już tutaj nie pracuję i po trzecie, przyszedłem odebrać swojego chłopaka, w czym problem?

Brunet spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

— Naprawdę już tu nie pracujesz? — zdziwił się i zaczął pytać, czy to przez niego. Przerwałem mu, zanim zaczął przepraszać.

— Nie, mam po prostu wolne — wybuchłem śmiechem, za co dostałem kuksańca w żebra i buziaka w usta, żeby przestać się śmiać. Taki sposób na uciszanie bardzo mi się podobał.

Kiedy Kookie odebrał wypis, pomogłem mu wsiąść do mojego samochodu. Zanim odjechaliśmy, spojrzałem na niego. Siedział na miejscu pasażera i z boku wyglądał tak... cholera, jaki on był przystojny.

Chłopak zauważył, że mu się przyglądam. Uśmiechnął się zadziornie i przyciągnął mnie do pocałunku. Niech to szlag, naprawdę się w nim zakochałem.

Tej nocy po raz pierwszy zasnąłem, przytulając kogoś. I to nie byle kogo, bo Jeona Jeongguka. Mojego chłopaka.

***

Tak oto dotarliśmy do końca Antidepressant.

Przyznam szczerze, że zawsze, tuż przed publikacją, czytałam każdy rozdział, żeby wiedzieć, co się w nim dzieje. To opowiadanie zaczęłam pisać gdzieś na początku wakacji... nie, zaczęłam jeszcze w roku szkolnym.

Mam nadzieję, że spodobał się Wam ten fanfic. Dziękuję za każdy komentarz i gwiazdkę, było mi bardzo miło~

Dziękuję za poświęcenie swojego czasu na przeczytanie Antidepressant, uwu.

Wiecie, nigdy zbytnio nie wiem, co powinnam napisać w notce do ostatniego rozdziału. Jeśli ktoś z Was zostanie, najpewniej będziemy mieli przyjemność porozmawiać czy cokolwiek innego dopiero na początku grudnia, bo wtedy publikuję I'll be good.

No, chyba, że są tutaj jakieś Stays. Albo po prostu zajrzycie do Dancer in the dark, które prawdopodobnie pojawi się w połowie listopada.

(I po znajomości zdradzę, że DITD to ff o Hyunjinie).

Naprawdę nie wiem, co mogłabym dodać...

Jeszcze raz dziękuję.

Do, mam nadzieję, napisania.

Emma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro