♡,,𝙼𝚘𝚣̇𝚎𝚜𝚣 𝚗𝚊 𝚖𝚗𝚒𝚎 𝚕𝚒𝚌𝚣𝚢𝚌́, 𝚔𝚘𝚌𝚑𝚊𝚗𝚒𝚎"♡

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział powstał we współpracy z zaczytana_slowami

  Nareszcie nastał dzień wyjazdu.

  I chociaż Valerie wolała mówić, że ,,niestety" on nastał, ale czasu nie dało się zatrzymać, ani tym bardziej cofnąć, więc dziewczyna musiała zaakceptować swój los.

  Odłożyła karmelową kawę na stolik i hukiem zamknęła podręcznik do matematyki.

  Przed wyjazdem próbowała powtórzyć materiał, potrzebny na próbną maturę która miała odbyć już za dwa miesiące.

  Ale musiała odłożyć myśli o maturze... Musiała już wychodzić...

  Założyła dżinsową torebkę na swoje ramię, a w rękę wzięła górny uchwyt lawendowej walizki. Włożyła stare, znoszone, wysokie trampki, które dostała po Barbie, zaraz przed jej wyjazdem na studia.

  Oh, jak Val by chciała iść na studia... A teraz całe jej życie zależy od tego kretyna...

  Ale nie o tym...

  Clarissa na pożegnanie przytuliła córkę, życząc jej miłego wyjazdu (oczywiście wszystko poza zasięgiem wzroku Charlesa)

  Ojciec zachowywał się normalnie, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że Valerie zna prawdę... Rzucił suchym żartam, i uśmiechnął się promiennie. Aż ciężko uwierzyć, że to on zamierza jej zniszczyć życie...

  A może Clarissa kłamała..?

  Dziewczyna pokręciła przecząco głową, odrzucając myśli, zupełnie zapominając o obecności ojca.

  - Co jest, Valerie? Czy coś się stało?

  - Nie, nic - spróbowała się uśmiechnąć. - Pa tato.

  Valerie wyszła przed dom i wsiadła do wcześniej zamówionej taksówki.

  Taksówkarz był młodym chłopakiem, a dziewczyna z zdziwieniem zauważyła, że musi być mniej więcej w jej wieku. A najgorsze - był w jej typie...

  - No więc, gdzie jedziemy? - zapytał.

  - Na lotnisko - odparła szybko Valerie, zaciskając kurczowo palce na skórzanym pasku torebki.

  - Na lotnisko, robi się! - uśmiechnął się, i wyciągnął swoją dłoń w stronę Valerie (warto zaznaczyć, że ręka chłopaka była dwa razy większa od ręki dziewczyny). - Oliver jestem, a ty?

  - Va-Valerie - wydukała, lekko ściskając dłoń Olivera.

  Oliver zeskanował Val wzrokiem, a dziewczyna poczuła się bardzo niekomfortowo.

  Coraz mniej podobał jej się ten chłopak.

  - No... Em... Gdzie lecisz? - przez chwilę zawahanie wystąpiło w jego głosie, ale szybko zastąpił je pewnością siebie. - Peru? Brazylia? Stany? Wiesz... Jesteś modelką? Takie dziewczyny jak ty powinny chodzić po wybiegach.

  - N-nie... - Val odwróciła twarz w stronę okna.

  Wtedy Oliver zrobił coś niespowiedzianego.

  Złapał twarz Valerie w ten sposób, aby na niego spojrzała.

  - Słuchaj, daj mi swój numer, Valerie. Albo wiesz co? Polecę z tobą! Gdzie lecisz? - ponowił pytanie. - Bo ja na ciebie. Wiesz... Podobasz mi się.

  - Serio? - Valerie nabrała pewności siebie. - A ty mi tak, jak mojemu tacie jego teściowa. - odparła i korzystając z chwilowego zamroczenia Olivera, odpięła pasy.

  Delikatnie otworzyła drzwi auta.

  - Co ty robisz?! - krzyknął. - Gdzie idziesz?!

  - Gdzieś na pewno, a ty się nie trudź, mam chłopaka.

  Oliverowi szczęka opadła, a on próbując ją pozbierać z podłogi przegapił moment wyskoku Valerie z auta na pobocze, koło którego przejeżdżała taksówka.

  - C-co? - Oliver wyglądał jak kret po ujrzeniu światła dziennego. - Valerie! Czekaj! - krzyknął zdesperowany.

  Lecz dziewczyna pewnym krokiem coraz bardziej się oddalała.

  - Valerieee - zawył niemiłsiernie taksówkarz.

  Blondynka w odpowiedzi, nie odwracając się, pokazała mu środkowy palec.

  Taksówkarz sapnął coś w odpowiedzi, ale jego głos był w tym momencie nie do odczytania.

  - Co ty, robisz? Okrzyki godowe wydajesz? - spytała retorycznie,  zbliżając się do lasu świerkowego.

  - Psia kość, Valerie!

  - Psia kość, hmm? No to idź jej poszukać szczeniaczku. - Val wyszczerzyła zęby, po czym nim jej adorator zdążył się zorientować, całkowicie zniknęła z jego pola widzenia.

  Szybko wyciągnęła telefon, i dopiero wtedy skapnęła się, że w aucie Olivera została jej lawendowa walizka...

  Weszła bez zastanowienia w listę kontaktów, i wybrała numer ,,Kretyn".

  Odebrał po dwóch sygnałach.

  - Valerie? Dlaczego dzwonisz? Coś się stało?

  - Alex... Przez pewnego taksówkarza musiałam opuścić jego pojazd. Rzecz w tym, że w jego aucie została moja walizka... Pomożesz? Proszę. Bez ciebienie dam sobie rady... Oliver - jego imię ledwo przeszło Val przez gardło - jest... dość nachalny, że bym sobie nieporadziła...

  - Czyżby? No dobrze, jadę. Wytrzymaj Valerie!

  Rozłączył się.

  Następne siedem i pół minuty były gorsze od tego momentu kiedy razem z Violet spadły z dachu domu Vio.

  Violet była najlepszą przyjaciółką Valerie, ale wyjechała na dwumiesięczny staż do Francji. Vio przygotowywała się na studia gastronomiczne, a jej rodzice mieli pieniądze i załatwili Violet prestiżowy staż.

  Prawdopodobnie Valerie zazdrościła Vio, ale nie chciała się to tego przyznać.

  Valerie starała się myśleć o miłych rzeczach, ale z każdą sekundą jej ciało spinało się mocniej. 

  Nawet nie była w stanie podziwiać kaczeńców rosnących wokół. 

  Usłyszała szuranie czyiś butów i zaczęła żałować, że nie ma kartki żeby spisać testament.

  Postanowiła walczyć do końca. Nie da się pomiatać temu Oliverowi!

  - Valerie? - ktoś zapytał.

  - A-alex...

  - A spodziewałaś się kogoś innego? No chyba nie Olivera - puścił Val oczko. - Proszę moja żono - powiedział chłopak, ale szybko dodał - przyszła. Przyszła żona, tia... - dodał zmieszany, i podał dziewczynie jej lawendową walizkę. 

  Valerie spiorunowała go spojrzeniem. Ale potem powiedziała tylko:

  - Dzięk... - uniosła kącik ust - ...uje.

  - Nie ma za co. Chodźmy do auta, okej?

  - Okej... - zasmuciła się.

  - Ej, Val, spokojnie. Co się dzieje? 

  - Ja nie rozumiem... Kiedyś mnie zdradziłeś, a teraz kiedy nasza dawna relacja nie jest faktem nagle mnie chcesz. To sensu nie ma. Nie zgadzam się na takie traktowanie mnie. - dodała stanowczo. 

  - Ty sobie zdajesz sprawę, że ta dziewczyna... To nie było z mojej winy... Bez mojej zgody...

  - Ale jak to się stało?

  - Czekałem na ciebie w klubie, te cztery lata temu. Podeszła do mnie dziewczyna, chyba miała na imię... Lynn. Niska brunetka po prostu się na mnie rzuciła. Możliwe, że grała w prawdę czy wyzwanie, bo grupka znajomych siedziała i rechotała jak żaby... A ty zobaczyłaś ten pocałunek. 

  - Alex... Ja nie chcę tego małżeństwa... Ja chcę przyjaźni Xander... Nie jestem gotowa...

  - Spokojnie Valerie, coś razem wymyślimy. Możesz na mnie liczyć, kochanie.

  - D-dziękuje...

  Tymczasem Oliver wrócił do domu. Postanowił za wszelką cenę zdobyć jej numer... Postanowił zacząć od wyszukania Val... 

  - Hmm... Barbie Clare... To pewnie jej siostra. No to może do niej powinienem się udać...

  Jedyne co zrobił to obserwował.
 
  Obeserwował budynek uniwersytetu dziennikarskiego.

  A jego obsesja na punkcie Valerie zaczynała wzrastać.

  A kiedy dowiedział się gdzie mieszka Barbie, odwiedził ją.

  - K-kim jesteś? - zapytała Barb.

  - Jestem nikim, kto powinien Cię interesować. A teraz - podłożył rękę pod gardło Barbie - powiesz mi gdzie jest Valerie Clare i podasz mi jej numer.

  

Ten rozdział dedykuje zaczytana_slowami

Kocham Cię kamyczku. Dziękuje. Za wszystko ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro