Ból

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa tygodnie później... 

Ash

Od dwóch tygodni, Tasha nie wychodzi prawie z pokoju. Od tamtego dnia przestała się do kogokolwiek odzywać. Nie zwraca uwagi na nic. Ignoruje nawet Rossa i Arliyę. Rozumiem to, że jest załamana po tym, jak Hektor poświęcił się dla mutantów, ale nie powinna się teraz odcinać. Jeśli dalej będzie w ten sposób, a ona coraz bardziej się będzie odsuwać, nie będziemy w stanie niczego zrobić. Chcemy jej pomóc, ale nie wiemy jak. 

W tym momencie zobaczyłem to, jak Mrozek wyciąga z lodówki opakowanie lodów. Spojrzałem na nią nie rozumiejąc o co co chodzi, na co ona się tylko uśmiechnęła. 

— Może stereotypy tego, że lody pomagają na smutki okaże się prawdą. — Powiedziała, a ja kiwnąłem głową. — Musimy spróbować jakoś ją zrozumieć, a nie uda nam się to, jeśli nie powie nam tego, co czuję. — Opuściłem nieco wzrok. 

— Myślisz, że to coś da? Jeść ona też prawie nie chcę... — Pokręciła głową. 

— Nie wiem co mam robić... — Położyłem jej na ramieniu dłoń. 

— Ja też, ale musimy być silni. Dla Tashy... — Kiwnęła głową. 

— Dla Tashy... — Powtórzyła moje słowa, po czym ruszyła w kierunku korytarza. 

W tym momencie do kuchni weszła Arliya i Ross, którzy odrazu podeszli do mnie, a następnie się przytulili. Obojgu pogłaskałem po głowie, a oni na mnie spojrzeli. 

— Tato, czy Tashy nic nie będzie? — Zapytali jednocześnie, a ja pokręciłem głową. 

— Napewno wszystko będzie dobrze... — Powiedziałem choć tak naprawdę nie byłem pewien swoich słów. 

Tasha

Otworzyłam okno, po czym usiadłam na parapecie. Skuliłam się, a przy tym oplątałam nogi ramionami, aby w kolejnej chwili spojrzeć w kierunku plantacji. Do mojej głowy natychmiastowo wróciło wspomnienie tamtego dnia. 

— Gdzie Hektor? — Zapytałam, kiedy mój ojciec, wujek Kar, Stuart i Rick wrócili z tamtego miejsca. 

Czułam to, jak moje serce uderzało boleśnie w moje żebra. Przyglądałam się im w oczekiwaniu na ich odpowiedź. Cała trójka spojrzała na mojego tatę, który podszedł do mnie, kiedy stałam obok mamy, która starała się mnie jakoś uspokoić. 

— Przykro mi, Tasha... — Powiedział, a ja już wiedziałam o co chodziło. — Nigdzie go tam nie było. Tak, jakby zniknął... — Nie wiedziałam jak powinnam opisać to, co czułam. 

Do tej pory to czuję. Jestem zła, smutna i boli mnie serce. Dosłownie zamknęłam się w tej bańce rozpaczy, którą stworzyłam dookoła siebie. Od kiedy straciłam Hektora, jakaś część mnie umarła. Cały świat wokół mnie, jest w odcieniach szarości. Już nie mam komu się tak dosłownie ze wszystkiego wygadać. Nikt nie jestem w stanie zrozumieć tego, co teraz czuję. 

Mam wrażenie, jakbym była pusta. Jakby nic we mnie nie zostało. Zupełnie, jakbym była jakąś marionetką albo inną lalką. Całymi dniami myślę tylko o tym, co by było, gdybym wcześniej zrozumiała to co dzieje się miedzy mną, a Hektorem. Co by było, gdybym patrzyła na swoje uczucia nie przez pryzmat nauki. Gdybym nie brała tego wszystkiego na wytłumaczenie logiczne, może bym zrozumiała to, jak bardzo był on dla mnie ważny. 

Poprawiłam się, a przy tym naciągnęłam na dłonie rękawy bluzy, której nie oddałam chłopakowi. Na głowę zarzuciłam kaptur, a następnie zaczęłam się bawić krawędzią ściągacza. Znowu po mojej twarzy spłynęły łzy, których w ostatnim czasie wylałam chyba morze. Przygryzłam dolną wargę, starając się uspokoić, jednak to nic nie dawało. 

— Tasha... — Spojrzałam w kierunku drzwi, które otworzyła mama. 

Weszła do pomieszczenia, po czym podeszła, gdy tylko zauważyła, że po raz kolejny płacze. Usiadła naprzeciw mnie, aby w kolejnej chwili zetrzeć z mojej twarzy spływające po niej łzy. Spojrzałam jej w oczy, a ona położyła dłoń na moim kolanie. 

— Tasha, wiem, że jest ci ciężko, ale nie powinnaś się teraz od nas odcinać. Nie powinnaś być teraz sama, bo się zamęczysz... — Przełknęłam ślinę. 

— Mamo... — Zaskoczyłam ją tym, że się odezwałam. — Możesz mi zamrozić serce? — Rzuciłam, a ona szerzej otworzyła oczy na moje pytanie. 

— Zwariowałaś? To by cię zabiło. Dlaczego chcesz, żebym zrobiła coś takiego? — Opuściłam wzrok. 

— Żeby przestało boleć... — Powiedziałam, a z moich oczu po raz kolejny popłynęły łzy. 

Oparłam się głową o kolana, a mama natychmiastowo się do mnie przysunęła, aby w kolejnym momencie mnie przytulić z calej siły. Czułam to, jak głaska mnie po głowie i po plecach. Przytuliłam się do niej, aby zacząć wypłakiwać się w jej rękaw. 

— Dlaczego to musi tak boleć? — Zapytałam cicho, swoim bardzo zachrypniętym głosem w tym momencie. 

— Wszystko będzie dobrze, Tasha... — Powiedziała, a mi w czasie płaczu weszła czkawka. 

Mama siedziała ze mną aż do zachodu słońca, a w tym czasie cały czas mnie uspokajała. Przez te kilka godzin, opowiedziała mi wszystko. Wszystko, co było związane z jej życiem w plantacji. Każdy szczegół, który był związany z naszą rodziną. Opowiedziała, jak poznała wujka Jekylla, wszystkich swoich przyjaciół, tatę. Jak udawała przez jakiś czas, że jest zwykłym człowiekiem. 

— Tasha... — Podniosłam na nią wzrok, znad pudełka lodów, które praktycznie w całości opróżniłam. — Wiem jakie to uczucie, kiedy kogoś się traci. Też przez jakiś czas chciałam być sama, kiedy ogary dyktatora zabrały Kara i moich dziadków. Wytrzymałam z tym trzy lata, a przez to przyzwyczaiłam się do tego bólu. To nie jest dobre dla psychiki, bo tylko całe życie żałujemy, że czegoś komuś nie powiedzieliśmy. — Kiwnęłam głową, a przy tym odłożyłam na parapet już puste opakowanie po lodach. 

— Najbardziej żałuję jednej rzeczy... — Mama uważnie mi się przyglądała. — Żałuję tego, że tak późno zrozumiałam co do niego czuję. Że nie odpowiedziałam mu, gdy powiedział, iż mnie kocha. — Złapała mnie za ręce. 

— Co byś mu powiedziała? — Zapytała, a z moich oczu po raz kolejny poleciały łzy. 

— Że ja go też. Odpychałam od siebie to uczucie, bo bałam się tego, czym ono jest. Nie rozumiałam go... — Zagryzłam dolną wargę, a ona się do mnie ponownie przysunęła i przytuliła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro