Nie zauważalny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko muzyka ucichła, usłyszałyśmy jeszcze głośniejsze wrzaski podekscytowania i wiwaty niż wcześniej. Wszyscy spojrzeliśmy na komentatora, który już podszedł do mikrofonu. 

— Jak zawsze, publiczność decyduje! W&BBGPP?! — Mam wrażenie, że ten podest się lekko trzęsie od ich wrzasków. — Orphan? — W jego przypadku, rzadko kto się odzywał. — Chyba przesądzone! Wygrywają W&BBGPP! — Znowu wszyscy zaczęli krzyczeć, a ja mimo nich, z oddali usłyszałam ciężkie kroki i szelest, jak od krótkofalówki. 

— Straże idą... — Powiedziałam do reszty, a Rexa odrazu złapała za mikrofon, który miała ze sobą Dera. 

— Wszyscy w nogi! Straże idą! — Powiedziała do widzów, a każda osoba, która tu była, zaczęła uciekać. 

My z dziewczynami również zaczęłyśmy uciekać. Biegłyśmy przez cały las, aż w końcu rozdzieliłyśmy się na granicy metropolii, gdzie natychmiast wskoczyłam na dach jakiegoś budynku. Zeskoczyłam z lampy na chodnik. Słyszałam za sobą, jak ktoś mnie gonił przez prawie całe miasto. Skręciłam na zakręcie, a gdy to zrobiłam, zostałam odrazu wciągnięta do zaułka. 

— Łapcie ją! — Usłyszałam z ulicy, ale o dziwo nikt mnie nie widział. 

A najlepsze jest to, że ja siebie, czy osoby, która mnie tu wciągnęła, również nie widziałam. 

— Nie bój się... — Doszedł mnie czyjś głos, a ja podniosłam głowę do góry, kiedy zauważyłam swoją rękę, a na nadgarstku czyjąś dłoń, które nagle się zaczęły pojawiać. — Nic ci nie zrobię... — Znam ten głos. 

— He... Hektor? — Zapytałam, kiedy ukazała mi się jego twarz. 

— Chwila, skąd ty mnie... — Przerwał, gdy usłyszeliśmy głosy strażników. — Cholera, nie zrobimy się spowrotem niewidzialni tak szybko... — Powiedział pod nosem, po czym na mnie spojrzał. — Odrazu przepraszam... — Nie zrozumiałam o co mu chodziło. 

— Co? Co masz na mhm! — Nim zdążyłam coś powiedzieć, chłopak złączył moje usta ze swoimi. 

Tak bardzo mnie tym zaskoczył, że aż szeroko otworzyłam oczy. Poczułam jak zsuwa mi z głowy kaptur, a następnie sobie. Przciągnął mnie do siebie, przez co poczułam jak jego ręce przesuwają się po moich plecach, aż do karku i po talii. Pojęcia nie mam co mnie napadło, ale zaczęłam oddawać pocałunek. Złapałam za materiał jego bluzy i przyciągnęłam go do siebie. Gorąco mi, a moje serce mi chyba za moment wyskoczy z klatki piersiowej. 

Grupa strażników przebiegła, ale gdy tylko chcięli tu coś sprawdzić, zrezygnowali. Musieli nas chyba zauważyć, przez co poczuli się zażenowani. Dwójka nastolatków, która całuje się ze sobą bez opamiętania. Jakby mnie rodzice zobaczyli, to bym została poszczuta wodą ze spryskiwacza za takie zachowanie. Pociągnęłam chłopaka delikatnie za włosy, a po chwili się od siebie odsunęliśmy. Spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy zobaczył kim jest tak naprawdę Biała Tygrysica. 

— To ty? — Zapytał zdziwiony, a ja natychmiast uderzyłam go z liścia w twarz. — A to za co było? Pomogłem ci, a ty mi tak dziękujesz? — Przyłożył dłoń do bolącego policzka. 

— Dziękuję... — Warknęłam przez zaciśnięte zęby. 

— Nie rozumiem, czym się denerwujesz? — Spojrzał mi w oczy, a ja w końcu mogłam się przyjrzeć jego, bez jakiegokolwiek trudu. 

Są niebieskie, natomiast jego włosy są ciemno brązowe i zakręcają się w loczki. 

— A jak mam się nie denerwować, kiedy dosłownie obcy chłopak odebrał mi pierwszy pocałunek, a do tego dowiedział się, że to ja jestem Białą Tygrysicą?! — Zakrył mi usta i położył palec wskazujący do swoich ust. 

— Mów trochę ciszej... Władze mogą się tu nadal kręcić... — Zauważył, a ja dopiero ogarnęłam, że naprawdę głośno się musiałam odezwać. 

— Zabieraj łapę, chyba że chcesz stracić palce... — Odsunęłam jego rękę od mojej twarzy. 

— No dobra... — Wyciągnął w moim kierunku prawą rękę. — Jestem Hektor Alister, mam osiemnaście lat... — Spojrzałam na jego dłoń, a następnie na niego. — Skoro i tak wiem jak wyglądasz, i że to ty jesteś Białą Tygrysicą, to co to za różnica, że dowiem się jeszcze, jak masz na imię? — Zapytał, a ja zmarszczyłam brwi. 

— Zamierzasz mnie szantażować? — Rzuciłam prosto z mostu, a on westchnął zrezygnowany. 

— Zawsze jesteś taka podejrzliwa? — Odezwał się zirytowany. 

— ... — Odetchnęłam zrezygnowana i podałam mu rękę. — ... Tasha Luxen... Mam siedemnaście lat... — Uśmiechnął się delikatnie, po czym uściskał moją dłoń. 

— Odprowadzę cię... — Powiedział nagle, czym się zdziwiłam. 

— Ale... — Spojrzał na mnie. 

— Jesteś w stanie stać się niewidzialna, gdyby ktoś cię zauważył? — Na to nie mam argumemtu. 

— No dobra... — Wyszliśmy z zaułka, a następnie ruszyłam w kierunku swojego domu, który był zaraz na niższym wzgórzu, dosłownie obok lasu.

Tyle, że całkiem po drugiej stronie miasta. Chłopak nagle złapał mnie za rękę, przez co oboje zaczęliśmy znikać. 

— Jakim sposobem ja też się staję niewidzialna? — Zapytałam, ale podejrzewam, że dzieję się to przez kontakt z jego skórą. 

— Dotyk... Wszystko czego dotknę, jest w stanie zniknąć... Ale to jest tylko jedna z moich umiejętności... — Ostatnie zdanie powiedział nieco ciszej. 

— Podobno masz dwie różne mutacje, to prawda? — Zadałam kolejne pytanie. 

— Cóż, tak... Tajemnicą to nie jest... Jedna to stawanie się niewidzialnym i sprawianie, że coś się takie stanie... A druga... Ciężko to wytłumaczyć... Dotykiem albo nawet samym wzrokiem, jestem w stanie wedrzeć się w oprogramowanie każdej maszyny i zniszczyć ją od środka... Mogę jeszcze nią kierować albo ją naprawić... — Wytłumaczył, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. 

Rozmawialiśmy ze sobą resztę drogi. Nawet nie wiem, kiedy nam to tak szybko minęło. Naprawdę fajnie mi się z nim rozmawiało. 

— Jeśli mogę zapytać... Twoje oczy... — Zaśmiał się cicho. 

— Wiedziałem, że w końcu zapytasz. Wszyscy się o nie pytają. W końcu, zwyczajne to one nie są. Dlatego je zakrywam pod kapturem. Próbowałem nosić soczewki, ale wkurzało mnie ich zdejmowanie. Są takie od kiedy pamiętam. Podejrzewam, że to głównie przez tą drugą umiejętność. Wyglądają jak oczy jakiegoś robota... — Uśmiechnęłam się. 

— Są w końcu niezwykłe... To normalne, że wszyscy będą zwracać na nie uwagę... — Zatrzymałam się przy lampie, zaraz obok mojego domu. 

— Co jest? — Zapytał. 

— Nie wejdę drzwiami, bo mnie rodzice zauważą. Nie zamierzam ryzykować, że dowiedzą się, iż to ja jestem Białą Tygrysicą. — Kiwnął głową. 

— Do zobaczenia, Tasha... — Powiedział, kiedy cofałam się kilka kroków, aby wskoczyć na słup od lampy. 

— Do zobaczenia, Hektor... — Ruszyłam biegiem na oświetlenie drogowe, a następnie podskoczyłam, aby zacząć się po niej wspinać. 

Po chwili rozhuśtałam się na elemencie, skąd się świeci światło, po czym stanęłam na rękach, a następnie na nogach, aby w kolejnej chwili przeskoczyć na dach. Machnęłam chłopakowi ręką, na co mi odpowiedział w ten sam sposób i zaczął znikać. Po chwili uchyliłam swoje okno i wskoczyłam do środka, a następnie zamknęłam je. Przebrałam się w piżamę, ale zanim się położyłam, sprawdziłam godzinę. Dochodziła trzecia. Odsunęłam swoje wszystkie poduszki, po czym położyłam się w swoim łóżku. 

Poprawiłam swój ogon, który zazwyczaj mam obwiązany dookoła pasa i schowany pod ubraniami. Nie lubię się jakoś specjalnie chwalić tym, że jestem w połowie kotem, tak jak tata. Spojrzałam na sufit, a myślami wróciłam do sytuacji z uliczki. Pierwszy raz się z kimś całowałam. Przesunęłam opuszkami palcy przy prawej dłoni po swojej dolnej wardze, po czym położyłam swoją rękę na wysokości swojej głowy. 

Odwróciłam się na lewy bok, po czym zwinęłam się w kulkę. Obwiązałam się kołdrą i już po chwili poczułam, jak nadchodzi błogi sen. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro