Płomienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szłam za rodzicami, którzy w czasie naszego marszu, rozmawiali o mnie. Przez większość czasu udawałam, że tego nie słyszę, dlatego patrzyłam w kierunku dziewczyn, które omawiały to, co odkryła moja mama, ale mimo tego, moich uszu dochodziło to wszystko, co mówili. 

— Jedynie z tobą rozmawia... I z Rossem i Arliyą... Ode mnie cały czas ucieka... — Powiedziała do taty, a ja opuściłam wzrok na ziemię. 

— Z dnia na dzień przecież nie zapomni tego, że byliśmy ślepi na wszystkie znaki, które wysyłała w naszym kierunku. W końcu się do ciebie odezwie... — Odpowiedział jej, a przy tym poprawił mamie włosy za ucho. 

Z dnia na dzień? Ja tego prawdopodobnie nigdy nie zapomnę. Te wspomnienia, kiedy mama mi mówiła, że zapewne zostanę nauczycielką, one nie znikną. Całe życie będę przecież pamiętała to, jak ukrywałam się z tym, co kocham robić, bo wiedziałam, że mama tego nie zaakceptuje. Gdyby jej tego ktoś nie uświadomił, nadal by mówiła, że z moim IQ powinnam zostać kimś ważnym dla mutanckiego społeczeństwa, a nie piosenkarką czy kimś innym. Potrząsnęłam lekko głową, po czym spojrzałam kątem oka w kierunku Hektora. 

Zostaję jeszcze kwestia jego i tego, co się dzieję między nami. Niczego nie rozumiem. Nie wiem jaka relacja powstaje między nami, ani czym jedynie to dziwne uczucie, przez które w moim przełyku powstaje gula, która utrudnia mi oddychanie. 

~Ja cie nie uważam tylko za przyjaciółkę, Tasha... ~

Jego wyznanie cały czas odbijało się echem w mojej głowie. Skoro nie uważa mnie tylko za przyjaciółkę, to za kogo? Chwila moment. Cz to możliwe, że jestem dla niego jak siostra?! Nie, jakbym była dla niego jak członek rodziny, to nie calowalibyśmy się, kiedy tylko jesteśmy sami. Odetchnęłam cicho, a kątem oka zauważyłam, jak chłopak na mnie spojrzał. Zwróciłam swój wzrok przed siebie, bo naprawdę nie umiałam mu teraz spojrzeć w twarz. Co się ze mną dzieję, do cholery? 

Mam wrażenie, jakby autentycznie mi brakowało języka w gębie. Gdzie w tym wszystkim jest logika?! W jakim aspekcie mam to wszystko rozważać, skoro tutaj nie ma logicznego wytłumaczenia?! Cholera jasna! Ja zwariuję! Tasha, wdech, wydech. Wdech, wydech! (dps.autorki: Jak w czasie porodu! *musiałam*) Wbiłam swój wzrok w podłoże, a przy tym nie zwracałam uwagi na nic, co działo się dookoła mnie. 

W pewnym momencie zauważyłam to, że się zatrzymaliśmy. Podniosłam wzrok na całą grupę, ale oni się czemuś przyglądali. 

— Jak my się tam mamy dostać? — Odezwał się wujek Stuart. 

— Nawet Ash ze swoją zwinnością się tam nie dostanie... — Powiedział ognistowłosy, a ja podniosłam wzrok. 

To teraz zauważyłam to, co znajdowało się przy suficie. W tym pomieszczeniu nie było żadnego innego wejścia, poza szybem z drabiną, która była zwinięta do góry. Zaczęłam szukać drogi, a przy tym obliczać w pamięci to, czy takowa droga jest do przebycia. 

— Nie ma żadnego wejścia... — Odezwała się mama. 

— Jest... — Znowu czułam, jak pieką mnie oczy. — Na górze jest drabina. Jeśli dało by się wejść na górę, co jest możliwe w... Siedemdziesięciu dziewięciu procentach, to będziemy mogli wejść na piętro... — Powiedziałam, a wszyscy na mnie spojrzeli. 

Nadal zostaję to dwadzieścia jeden procent, że coś się nie uda, i wpadnie się na jakąś część, które zwisa z sufitu. Przełknęłam ślinę, kiedy to uświadamiam sobie to, że prawdopodobnie ja będę musiała się dostać na górę. Tata już nie jest tak zwinny, jak był kiedyś, gdy uczył mnie, jak znaleźć środek ciężkości i utrzymać się na cienkich kablach. Arliya jeszcze jest za mała i tego nie potrafi, co znaczy tyle, że w tej grupie tylko ja jestem w stanie się tam dostać. 

— Rexa... Popilnujesz? Dzięki... — Powiedziałam szybko, kiedy podawałam jej swoją torbę, po czym ruszyłam w kierunku ściany, o które się odbiłam, aby w kolejnej chwili znaleźć się na szczycie jednej, z kilkunastu znajdujących się tutaj cystern. 

— Tasha! — Usłyszałam za sobą wszystkich, kiedy to wskoczyłam na pierwszą część, jaka zwisała z sufitu. 

Po chwili złapałam się jakiegoś drążka, na którym się rozhuśtałam, aby w kolejnej chwili skoczyć na inny element zwisającej konstrukcji. Wspięłam się tak po każdej części która prowadziła do tego jednego celu, którym była drabina. W pewnym momencie zatrzymałam się, aby spojrzeć na jeden z ostatnich elementów, od którego się muszę odbić, aby w kolejnej chwili złapać się drabiny. Nawet z moją zwinnością tam nie doskoczę, chyba, że bym się z czegoś wybiła. Z tej rurki, na której stoję, to lepiej tego nie próbować, bo się ześlizgnę i przy okazji zabiję. 

Myśl Tasha, myśl. W tym momencie spojrzałam na przerwę między zwisającymi elementami. Ściana jest wystarczająco stabilna, a dodatkowo mogłabym się nieco bardziej utrzymać z pomocą pazurów. Potem bym się wybiła w kierunku blachy, od której chcę się wybić, aby następnie złapać za jedną z rączek przy drabinie. Odetchnęłam lekko zdenerwowana, po czym zaczęłam wykonywać swój plan. Oczywiście swoim ruchem wystraszyłam wszystkich. 

Wszyscy doskonale wiedzą, że wybieram najbardziej ryzykowne rozwiązania. Robię to, od kiedy byłam mała i smarkata. Przez to wszystko, zawsze czułam się wolna. Nie bałam się niczego, co mogło mi się stać, ale tym razem było inaczej. Jeśli zrobię jeden zły ruch, nie dam rady się niczego złapać. Będzie gorzej. Tym razem nie spadnę na cztery łapy, jak mam w zwyczaju mówić. Może zostać ze mnie mokra plama bądź naleśnik, jeśli bym stąd spadła. Wiem, że nie mogę popełnić błędów. Jeszcze nie rozmawiałam z mamą. Nie wyjaśniłam z Hektorem tych wszystkich razy, kiedy się ze sobą całowaliśmy. 

Nie spadnę. Przesunełam paznokciami po metalu blachy, kiedy to się na niej zatrzymałam. Nie spadnę. Po raz kolejny poczułam pieczenie moich oczu, gdy spojrzałam na zwisający element, jednak tym razem było inaczej. Wyraźnie czułam, że zrobiło mi się o wiele cieplej, niż było wcześniej. Nie spadnę! Wypuściłam powietrze, ale nie wiedzieć czemu, zobaczyłam wydobywającą się z moich ust parę, na którą początkowo nie zwróciłam uwagi. Nie spadnę! 

Tak długo jak nie osiągnę swoich celów, tak długo się nie poddam! W tym momencie poczułam gorąco w moim ciele, a do tego zobaczyłam przy swoich stopach płomień, dzięki któremu doleciałam do blachy, a następnie do drabiny, która już po chwili uderzyła o podłogę. Wszyscy natychmiastowo do niej podeszli, a następnie zaczęli się wspinać. Ja natomiast odrazu weszłam szybem na górę, a gdy tylko się tam znalazłam, zobaczyłam swoje obicie w lustrze i wygląda moich oczu. 

Już miałam podnieść rękę, aby szerzej otworzyć sobie oko, ale zatrzymałam się, kiedy zobaczyłam je pogrążone w płomieniach, które o dziwo mnie nie paliły i nie wyrządzały żadnej krzywdy. 

— Tasha? Wszystko dobrze? — Usłyszałam za sobą głos taty, a ja tylko lekko przekręciłam głowę w ich kierunku, po czym pokręciłam nią na nie. 

— Tasha? — Odezwała się tym razem mama, a ja się do nich powoli odwróciłam. 

Widziałam to, jak wszyscy zmarli, kiedy zobaczyli płomień na moich dłoniach i to, co działo się z moimi oczami. 

— Co się ze mną dzieję? — Zapytałam, a przy tym poczułam łzy w moich oczach. 

Dam, dam, dam!
Wiem, jestem okropnym Polsatem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro