Wspomnienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powoli zapada zmrok, a my już jesteśmy pod murami plantacji. Stanęłam pod tym więzieniem, po czym spojrzałam w górę. To jest ogromne! Nigdy nie przypuszczałam, że coś tak wielkiego można postawić. Reszta równie zdziwiona co ja spoglądała na tę budowlę. Trudno jest uwierzyć w to, że coś tak wielkiego powstało z ludzkich rąk. 

— Jak my się tam dostaniemy? — Odezwała się Ari, a następnie wszyscy zaczęliśmy się rozglądać za jakimś wejściem. 

Nagle Rexa pociągnęła mnie w kierunku zarośli. Spojrzałam na nią zaskoczona, a ona się do mnie tylko uśmiechnęła. 

— Skoro i tak wiesz, że już tutaj byłam, to mogę ci pokazać wejście... — Wskazała na zarośla, a ja podeszłam bliżej. — Niby kopuła opadła, ale  nie wszystkie mutanty były w stanie przedostać się górą. Gdy mechanizm tego więzienia przestał działać, wszycy mieszkańcy zaczęli się kierować do muru. Wtedy rebelia założona przez mutanty, pokazała nam to wyjście. Do dzisiaj pamiętam, co się wtedy działo.... Jak wszyscy się cieszyli... — Mówiła, a ja znalazłam się przed tymi krzakami. 

Zaczęłam się przez nie przedzierać, aż po chwili pokazał się przede mną korytarz. Spojrzałam na Rexę, która odwróciła się do reszty. 

— Znalazłyśmy coś! — Zawołała ich, a oni natychmiast do nas podeszli. 

— Boję się takich korytarzy... — Odezwała się Ari, a Stilla kiwnęła głową na jej słowa. 

— To jest chyba jedyne wejście... — Powiedział Hektor, a ja na niego spojrzałam. 

Kiwnęłam głową, a następnie jak wcześniej, ruszyłam na czele grupy. Podeszłam do wyrwy, a tam odrazu zobaczyłam małe bagno, które ciągnęło się całym korytarzem. Dobrze, że mam glany. Zeskoczyłam z małej góreczki, która była przy wejściu. Na ścianie widziałam panel sterowania, do którego się zbliżyłam. Przetarłam go ręką, a następnie sprawdziłam co da się z tym zrobić. 

— Chryste, jakie bagno! — Wrzasnęła Elay, a ja westchnęłam zrezygnowana na jej krzyki. 

— Ludzie.... — Zaczęła Stilla. — Czy tam się coś rusza, czy tylko mi się wydaję? — Wskazała na wodę. 

Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Usłyszałam jakby coś pełzło, a do tego dochodził dźwięk syczenia. Nim się spostrzegłam, w naszym kierunku leciał w celu ataku, wąż o czarnym umaszczeniu. Ze swoim refleksem złapałam jego głowę tuż przed twarzą Dery, która stała na przodzie. Cofnęła się kilka kroków, tym samym wpadając na Elay, która ją przytrzymała, nim upadła. 

— Wąż... — Tylko tyle z siebie wydusiła. 

— Nie byle jaki... — Powiedziałam, kiedy przyjrzałam się wzorowi na łuskach. 

— Rexa, nie możesz go uspokoić? — Odezwała się Ari, która razem ze Stillą schowała się za bruneta. 

— ... Dobra, może i jestem w jakimś stopniu gadem... Ale czy ja ci naprawdę wyglądam na taką, co by umiała mówić po wężowemu? —Wskazała na zwierzę, które starało mi się wyrwać. 

— W każdym razie, Tasha... Co miałaś na myśli, kiedy powiedziałaś, że to nie byle jaki wąż? — Zapytał Hektor, który przyglądał się tej gadzinie. 

— Po wzorze na łuskach mogę stwierdzić, że to Czarna Mamba. Jeden z najbardziej jadowitych węży na świecie... — Spojrzałam na resztę, a oni patrzyli na mnie przerażeni. — Ale jest sposób, aby go unieszkodliwić... — Dodałam, a ich wyrazy twarzy zmieniły się w zaskoczenie. 

— Jaki? — Zadała pytanie Dera, która powoli zaczyna dochodzić do siebie. 

— Jest to łatwe do wytłumaczenia, ale gorsze... I bardziej ohydne do wykonania.... Trzeba mu usunąć źródło, dzięki któremu jest w stanie podać swojej ofierze toksykant... — Wszyscy kilkukrotnie mrugnęli. 

Kompletnie nie rozumieją, o czym ja gadam. 

— Innymi słowy, trzeba mu wyrwać kły, bo w przeciwnym wypadku nas zabiję... — Teraz dopiero to zrozumięli. 

Westchnęłam zrezygnowana, a następnie ścisnęłam bardziej jego głowę, aby szerzej otworzył paszczę. Złapałam za pierwszy kieł, a następnie z użyciem nieco większej ilości siły, wyrwałam mu go. Z pozostałymi trzema zrobiłam to samo. Po chwili go jeszcze podtopiłam w tym bagnie, do którego byłam zmuszona włożyć rękę. Obrzydlistwo. Po paru minutach, kiedy to próbował się jeszcze wyrwać, uspokoił się. Gdy to się stało, rzuciłam jego ciało do korytarza, który szedł poprzecznie do tego, w którym staliśmy. 

— Ohyda... — Wymruczałam pod nosem, po czym podniosłam się na równe nogi. 

— Dobra, od kiedy jesteś jakimś znawcą zwierząt? — Zapytała Elay. 

— Taka osoba nazywa się zoologiem, Elay... — Wszyscy się zaśmiali. — Poza tym zauważ, że jestem geniuszem... Coś takiego problemem dla mnie nie jest... — Znowu kilkukrotnie mrugnęli. 

— Coraz bardziej zaczynam to doceniać... — Wywróciłam oczami, po czym ruszyłam korytarzem, patrząc jednocześnie pod nogi. 

Wolę chyba jednak nie zostać zaatakowana przez innego węża. Reszta poszła w moje ślady. Wyruszając tu, za diabły nie podejrzewałam, że będę musiała taplać się w jakimś ustanym bajorze. Marzenie każdego. Jeszcze do niego musiałam włożyć rękę. Nie chcę nawet myśleć, ile zarazków mam aktualnie na dłoni. 

— Tasha, chcesz chusteczki nawilżane? — Odezwała się Ari, a ja popatrzyłam na nią jak na zbawienie. 

— Powiem tak, nie chcę nawet myśleć, ile mam aktualnie zarazków na łapie, ale coś mi to nie idzie, więc poproszę... — Wszyscy się zaśmiali z mojego komentarza. 

Rzuciła w moim kierunku opakowanie, z którego w kolejnej chwili wyjęłam jedyną chusteczkę. Zaczęłam czyścić swoją dłoń, a w sumie to obie, a przy tym słuchałam o czym rozmawiają pozostali. 

— Tasha wydaję się naprawdę fajna, ale mam wrażenie, jakby coś ją trapiło. Coś się stało? — Zapytała pozostałych Stilla. 

— Pokłóciła się ze swoją mamą... — Odezwała się Rexa. 

Przez wspomnienie o mamie, odrazu przypomniało mi się kilka rzeczy z mojego dzieciństwa. 

— Tato? — Podniosłam się na łóżku, a następnie przetarłam sobie oczy piąstkami. 

— Przepraszam, że cię budzę w czasie drzemki, ale ktoś chce cię poznać, kuleczko... — Przeczesał moje włosy palcami, po czym wziął mnie na ręce. 

Ułożyłam się do dalszego snu na rękach taty, a on się cicho zaśmiał, kiedy zaczęłam fajtać ogonem.

Cicho westchnęłam, na to wspomnienie. 

— Mamo... — Wspięłam się na wyspę kuchenną. — Mogę zjeść ciastko? — Zjechałam ze śliskiego blatu. 

— Jeszcze nie było obiadu, Tasha... — Zauważyła, a ja zrobiłam maślane oczka. 

— Tylko jedno... — Spojrzała na mnie podejrzliwie. — Na lepszą pracę głowy? — Zaśmiała się cicho, a następnie kiwnęła głową. 

— Ale tylko jedno... — Pokazała jeden palec. 

Za czasów pierwszych klas szkoły, jeszcze się dogadywałam z mamą. Popsuło się to później, kiedy cały czas mówiła, że jestem mądra i wogóle. 

 Tasha, co się z tobą dzieję? Nagle z niczego stwierdziłaś, że obetniesz sobie włosy? — Wparowała mi do pokoju, kiedy akurat szykowałam się do wyjścia na próbę z dziewczynami. 

— To moje włosy, więc mogę sobie z nimi robić co mi się żywnie podoba... Równie dobrze, mogłabym je pofarbować w całości na czarno... Może w końcu przestaliby mnie nazywać „Skunksem”... — Minęłam ją, a następnie ruszyłam do wyjścia

Założyłam swoje włosy za ucho, a w kolejnej chwili się ogarnęłam. Muszę przestać się nad sobą użalać. 

— Wy sobie zdajecie sprawę, że ja was słyszę prawda? — Wszyscy pisnęli jak małe dziewczynki, kiedy to zabiłam ich wzrokiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro