Zmienna osobowość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania! ❤❤

Przeskoczyłam z jednego budynku na drugi, gdzie tym razem biegłam po rurce. Już z daleka widzę mój dom na wzgórzu i goszczących się tam ludzi. Po ogrodzie biegało moje rodzeństwo i trójka innych dzieci. Z budynku przeskoczyłam na lampę drogową, a następnie na drugą i ponownie na dach. Wskoczyłam na kable zawieszone przez ulicę, po czym biegłam prosto po nich. 

— Pójdę zrobić herbatę... — Usłyszałam moją mamę. 

— Tato, kiedy wróci Tasha? — Tym razem dosłyszałam swoją młodszą siostrę. 

Zaskoczyłam ze słupa, tym samym lądując na dachówkach. 

— Chyba właśnie wróciła... — Tata i ten jego świetny słuch. 

— Ja tam nic nie słyszę... — Dodała mama, a ja zeskoczyłam z dachu i wylądowałam w kucku zaraz obok niej. — Chryste! — Wystraszyła się. 

— Jestem... — Poinformowałam, po czym się podniosłam. 

— Tasha! — Ucieszyła się Arliya, a ja odwróciłam w jej kierunku. 

— No chodź tu... — Przytuliłam ją i okręciłam wokół własnej osi. 

Zaśmiała się, a mnie od tyłu dopadł Ross, przez którego odrazu po plecach przeszedł mi dreszcz. 

— Możesz mnie proszę nie zamrażać? — Kichnęłam po chwili. 

— To nie znikaj! — Powiedział, a ja westchnęłam.

— Do zawału mnie kiedyś doprowadzisz... — Odezwała się mama, tym samym kończąc tę uroczą scenkę. 

— Nie moja wina, że jesteś aż taką strachajłą... — Odwróciłam wzrok, a następnie wyplątałam się z sideł mojego rodzeństwa. 

— W tył zwrot... — Usłyszałam mojego tatę, kiedy chciałam pójść do domu. 

— Hm? — Odwróciłam się do niego i wszystkich gości, którzy przyglądali mi się zaciekawieni. 

— Może tak się przywitasz? — Zapytała z ironią moja matka. 

— Dobry... — Rzuciłam w kierunku gości, a następnie weszłam do domu. 

Ruszyłam do swojego pokoju, aby przebrać się w jakieś inne ciuchy. Takie bardziej po domu. Wyjęłam z szafy czarne rurki i czarną koszulkę z nadrukiem w czaszki i piszczele. Przebrałam się w to, po czym zabrałam słuchawki i zeszłam spowrotem na dół, gdzie w kuchni zastałam swoją mamę. 

— Gdzie byłaś? — Zapytała, kiedy wyjęłam z lodówki butelkę soku. 

— Z Rexą... — Odpowiedziałam krótko. 

Nie będę się jej przecież tłumaczyła z życia. I tak jej to pewnie nie obchodzi, bo już mi zaplanowała całą karierę. Według mamy, mam zostać nauczycielką, tak samo jak ona, tata i wujek Jekyll, bo mam dobre podejście do dzieci i wysokie IQ. A czy ktoś wogóle pytał czego ja chcę? Czym się interesuję? A gdzie tam! Oczywiście, że nie! Bo po co? Przecież najlepiej z góry komuś narzucić swoją wolę. Co ich to obchodzi, czego ja chcę? 

— A co robiłyście, jeśli mogę wiedzieć? — Znowu zaczęła mnie przesłuchiwać. 

— Mamo, to nie jest komisariat, a ty nie jesteś detektywem... Rexa to moja przyjaciółka, więc chyba mam prawo, żeby się z nią spotkać i porozmawiać... — Spojrzała na mnie. 

— Tasha... Czy chociaż jeden dzień może nam minąć bez kłótni? Ja się spokojnie o coś ciebie pytam, a ty odrazu wyskakujesz do mnie z pretensjami. Nie rozumiem cię, Tasha. Kiedyś taka nie byłaś. Co się z tobą dzieje? — Zapytała. 

— Doskonale wiesz, ale nie dopuszczasz do siebie tej myśli... — Ruszyłam w kierunku tarasu, na który następnie wyszłam i usiadłam na schodkach, aby obserwować dzieciaki. 

Zdjęłam z karku słuchawki, wyjęłam z kieszeni komunikator, po czym załączyłam sobie muzykę. Nim założyłam je na uszy, usłyszałam jeszcze mojego ojca. 

— Znowu się pokłóciłyście? — Zapytał mamy, która przyniosła na stół herbatę i przekąski. 

— Nawet nie pytaj... — Usiadła przy stole, a ja zakryłam ucho słuchawką. 

Może gdybyście nie podcinali mi skrzydeł, tym swoim planowaniem mi całego życia, to byłabym inna. Nie interesuje mnie nauczanie. Nie nadaję się do tego. Mam za słabą cierpliwość na takie coś. Powaga do mnie nie pasuje, ale wy z góry narzuciliście mi wasze oczekiwania co do mnie. Myślicie, że to coś fajnego? 

W tym momencie zauważyłam Arliyę, która zaczęła biec w moim kierunku. Zdjęłam słuchawki, tym samym powodując, że wszyscy usłyszeli muzykę jakiej słucham, a przyznam się bez bicia, że spokojna to ona nie jest. 

— O co chodzi, Arliya? — Zapytałam, kiedy znalazła się naprzeciw mnie. 

— Wypadł z gniazda... — Pokazała mi małego pisklaka, a następnie położyła mi go na dłoni, którą wyciągnęłam w jej kierunku. 

— Z naszego drzewa? — Zapytałam, a czarnowłosa kiwnęła głową. 

Wstałam ze schodów, a następnie obie ruszyłyśmy w kierunku drzewa, które dumnie się pieło w naszym ogrodzie. Już z daleka wypatrywałam gniazda, z którego wypadł. 

— Tutaj leżał... — Pokazała jedenastolatka, a ja poczułam na sobie wzrok rodziców i ich gości, a także pozostałych dzieci w ogrodzie. 

Podniosłam wzrok i szukałam między liśćmi szpary, w której dojrzała bym to legowisko. Jak za każdym razem, gdy skupiam się na szukaniu czegoś, zaczęły mnie szczypać oczy. Nie mam bladego pojęcia czemu tak jest. Po kilku chwilach coś dostrzegłam, a było to plecione z gałęzi gniazdo. 

— Znalazłam... — Powiedziałam, po czym ruszyłam na drzewo. 

Odbiłam się trzykrotnie od kory drzewa, a lewą ręką złapałam się gałęzi, na którą się odrazu podciągnęłam. Przeskoczyłam na inną, tym samym doprowadzając moich rodziców do zawału, i złapałam się jej, aby następnie się rozhuśtać. Utrzymałam się na jednej ręce i stanęłam stabilnie na gałęzi, po czym wspięłam się prosto w gąszcz liści. 

Po chwili z niego wyszłam i przespacerowałam się po gałęzi, na której znajdowało się gniazdo. Gdy zobaczyłam, że staje się chudsza, kucnęłam i wyciągnęłam rękę w kierunku legowiska. Wrzuciłam delikatnie do niego pisklaka, po czym wróciłam tą samą drogą, którą tu dotarłam. A może by tak nieco nastraszyć starszych? 

A raczej mamę, bo tata się na to nie nabierze. Gdy przeskakiwałam z gałęzi, na drugą udałam, że za słabo się wybiłam i nie doskoczyłam do punktu B. Zrobiłam fikołka w powietrzu, po czym wylądowałam w kucku. Spojrzałam na moją rodzicielkę ze złośliwym uśmiechem. Opadła na krzesło ze stanem podzawałowym. 

— Ona mnie naprawdę doprowadzi do zawału... — Przetarła twarz dłonią. 

— Nie zapominaj, że koty zawsze spadają na cztery łapy! — Zauważyłam, a mama zgromiła wzrokiem mojego ojca, który cicho się zaśmiał z mojego komentarza. — Arliya, w podskokach umyć ręce, ale już! — Powiedziałam do swojej siostry, a ta natychmiast pobiegła w kierunku domu. 

Ruszyłam za nią, ale w pewnym momencie zobaczyłam, jak się potknęła i zaliczyła glebę. Moi rodzice widząc to, chcieli zainterweniować, ale ich wyprzedziłam. Odrazu znalazłam się przy Arliyi, po czym pomogłam jej wstać i uspokoiłam zanim wybuchła płaczem. 

— Ej, ej, ej, ej, ej, no już. Spokojnie. Od kiedy dzielne tygrysy płaczą? — Uśmiechnęłam się do niej, czym wszystkich zaskoczyłam, a moja siostra pokręciła głową. 

— Nie płaczą... — Podniosłam się z kucka, kiedy to powiedziała. 

— No to już, uśmiech i idziemy... — Złapałam ją lewą ręką za nos, na co się zaśmiała. 

Po chwili ruszyła przede mną w kierunku drzwi tarasowych. Weszłam po schodach, ale zatrzymali mnie rodzice. 

— Tasha, dobrze się czujesz? — Zapytał mnie mój ojciec. 

— Hmm, niby czemu? — Natychmiastowo, kiedy na nich spojrzałam, zszedł mi mój entuzjazm. 

— Bo się uśmiechnęłaś... — Zauważył. 

— Skoro tak wam to przeszkadza i mam być poważna jak przy naborze do wojska, to nie będę... — Wzruszyłam ramionami, po czym ruszyłam w kierunku drzwi. 

— Nie odwracaj kota ogonem... — Powiedział nim otworzyłam szklaną powłokę. 

— Odezwał się, ojciec od siedmiu boleści... — Weszłam do domu, a następnie poszłam do łazienki, gdzie Arliya myła swoje łapki. 

Stanęłam za nią, po czym również zaczęłam myć swoje dłonie. W tym momencie przypomniał mi się tamten chłopak, o którym mówiła Rexa. Jak to możliwe, że posiada dwie, całkiem różne od siebie umiejętności? Spojrzałam kątem oka na jedenastolatkę, która wycierała swoje ręce. Osuszyłam dłonie, po czym wzięłam ją na ręce i posadziłam na pralce. Oczyściłam jej kolana, a następnie nalepiłam na nie plastry w jej ulubioną postać z kreskówek. 

— No dobra, i po bólu... — Założyłam jej kręcone włosy za uszy. 

— Tasha... — Zaczęła. 

— Tak.. — Uśmiechnęłam się do niej, aby ją zachęcić. 

— Dlaczego przy rodzicach się nigdy nie uśmiechasz? — Zaskoczyła mnie tym pytaniem. — I czemu jesteś dla nich taka niemiła? — Zapytała jeszcze. 

— Umiesz dotrzymywać tajemnicy? — Zapytałam, a ona kiwnęła głową. — Gdyby mi nie ustawili grafiku na całe życie, to może nadal bym była taka jak kiedyś. Z góry założyli, że będę nauczycielką, tak jak oni, ale... Ja tego nie chcę. W przyszłości chcę się zająć tym, co ja lubię robić. Dlatego jestem dla nich taka, a nie inna... Tajemnica... — Wyciągnęłam do niej mały palec, a ona go złapała swoim. 

Zeszła z pralki, po czym pobiegła w kierunku drzwi na taras. Po chwili poszłam w jej ślady. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro