Rozdział 15 Halo? Czy mnie słyszysz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak KSI nakazało, tak Milton zrobił - Sideswipe miał tydzień spokoju od występów. Jednak nie wpłynęło to na poprawę samopoczucia robota. Ból głowy ani na chwilę nie ustępował. Miał wrażenie, ze ma tam wielką pulsującą, gorącą i najeżoną kolcami bombę, która zamiast wybuchnąć i skończyć go męczyć, ciągle się powiększa i powoli, wydłużając cierpienie rozsadza jego czaszkę. Na domiar złego, prawie ciągle męczyły go nudności, które czasami doprowadzały to oiltoków* (na szczęście nie do wymiotów), a te z kolei doprowadzały do nadmiernej utraty oleju, a w efekcie do bólów stawów spowodowanych zatarciami. I żeby ten ból zminimalizować, Sideswipe prawie przestał się ruszać, o czym szybko został poinformowany Milton. Z jego nakazu, pracownicy musieli codziennie napoić Transformera, jednak nie było sprecyzowane czym. Na szczęście nikt nie wpadł na to, aby podać mu wodę (którą Sideswipe i tak by wypił), ale oprócz olejów silnikowych pojawiły się również benzyny, ropa, olej spożywczy. Autobot pochłaniał to wszystko, choć doskonale wiedział, że niektóre z tych płynów nie są dla niego dobre, a nawet szkodliwe. To się nie liczyło, ważne było zaspokojenie potrzeby. Powoli potrzeby ciała stawały się ważniejsze niż duchowe, z czego zdawał sobie sprawę. Coraz bardziej przypominał Dreada - prymitywnego Transformera, który robi wszystko, aby przeżyć, a od czasu do czasu słucha rozkazów. Pracownicy Edwarda podawali mu oleje uprzednio zmuszając Autobota to robienia z siebie lwa cyrkowego, a on się na to godził.

W tym czasie, kiedy Sideswipe miał czas, aby nabrać choć odrobinę siły, Milton prowadził swoje drugie show. Występy odbywały się dzień w dzień, jedynie w środę Mirage miał spokój. Chociaż był bardzo poturbowany po walce z Lockdownem i o wiele dłużej przebywał w tym więzieniu, jego stan zdrowia był znacznie lepszy niż Sideswipe'a. Jako, iż był szpiegiem, czyli cennym źródłem informacji dla wroga, które można wyciągnąć tylko za pomocą wstrząsających tortur, znał techniki, które pomagały zapanować mu nad ciałem i umysłem. Miał również o wiele silniejszą psychikę niż jego przyjaciel, choć, trzeba by się również zastanowić, czy nie jest on po prostu psychicznie spaczony. Szpiegom, ale głownie snajperom, bardzo często mieszano w głowach, jak to często Autoboty między sobą mówiły - mają tak wyprane procesory, że są niemal zaprogramowani. Nie jest to wyolbrzymione stwierdzenie. Na rozkaz, snajper musiał zabić każdego, nawet przyjaciela, który przykładowo okazywał się być zdrajcą. W bardzo brutalny sposób tego posłuszeństwa uczono - Autobot dostawał pod opiekę zwierzę, które szybko się do niego przywiązywało, a po roku, przyszły snajper miał je zabić. Jeśli tego nie zrobił, zmuszano go do tego siłą, bywało, że dopuszczano się tortur. Przyszłym strzelcom (i nie tylko) nie odpuszczano, jeśli ktoś o wyższym stopni (zwykle byli to generałowie) zadecydował, że konkretne Transformery będą pełnić taką, a nie inną funkcję, nie było innej możliwości. Dino jednak nie miał takiego problemu, nawet się nie zawahał; swojego pupila rozpłatał sztyletami z pustką w optykach i Iskrze, usatysfakcjonowany, że zadanie zostało wykonane. Przez pierwsze lata w służbie, był taki, jak mówiły Autoboty - zaprogramowany, w dodatku samotnik i gbur. Do czasu, aż poznał Braci Terroru, a potem dzięki nim, ochroniarza Optimusa, a późniejszego wicelidera - Ironhide'a. Dla Dinona, czymś dziwnym, a jednocześnie fascynującym była relacja między tą trójką. Zwłaszcza silna więź miedzy braćmi. A ponieważ był z natury ciekawski, co przez szkolenie zostało zagłuszone, zaczął się temu przyglądać, a z czasem próbował naśladować. Na początku z marnym skutkiem, oczywiście. Ale po tylu latach znajomości, dystans który próbował utrzymać, w pewnym momencie po prostu zniknął, czyniąc z niego empatycznego Autobota i dobrego przyjaciela, a na polu bitwy i na misji był bezwzględnym zabójcą.

Czerwony Autobot, przez tyle lat walki nabył również wiele przydatnych umiejętności. Mógłby już dawno zrzucić z siebie łańcuchy, dla niego była to czysta prowizorka. Jednak żadne z tych umiejętności mu się nie przydadzą, jeśli ma uszkodzone dłonie. Wyrwanie przez Lockdowna jego sztyletów spowodowało uszkodzenie nerwów, przez co jego dłonie stały się prawie bezużyteczne. Palce w lewej dłoni przewie cały czas były sztywne, ułożone tak, jakby chciał kogoś podrapać, a nadgarstek nieustannie był przekręcony. Zaś prawa dłoń, w przeciwieństwie do lewej była bezwładna, wisiała na nadgarstku jak na sznurku. Mógł tylko delikatnie ruszyć kciukiem i o dziwo normalnie ruszać palcem wskazującym. W reszcie palców nie miał czucia. Mało tego, gdyby nawet się uwolnił, nie miał jak uciec. Rozerwana noga skutecznie mu to uniemożliwiła. Na piechotę nie ucieknie, a w trybie samochodu daleko nie zajedzie, bo w tym trybie stopa jest elementem podtrzymującym koło.

Do ucieczki był mu potrzebny Sideswipe. Doskonale wiedział, że jego srebrny przyjaciel jest w niewoli, ale wierzył, że uda mu się uciec. Nie mógł się z nim bezpośrednio skontaktować, gdyż na te kilka chwil mógłby się stać widoczny na radarach Decepticonów. Nie chciał narażać siebie, Sidesa i, co dziwne, ludzi. Za to, co mu robią znienawidził ich całą Iskrą, ale nie życzył im śmierci. Dlatego potrzebował skontaktować się z przyjacielem w taki sposób, aby nie zwrócić czyjejś uwagi. Jedyne rozwiązanie kryło się w połączeniu telefonicznym, co uświadomił sobie podsłuchując rozmowę Miltona z jednym z pracowników, z której wynikło, że chcą torturować specjalistę od szybkich akcji psychicznie pozwalając mu porozmawiać z nim przez telefon. To była też okazja, aby przekazać Sideswipe'owi wiadomość o swoim położeniu. Znał nazwę miasta, zał współrzędne, nie do końca dokładne, ale jednak. Aby to ustalić, używał do tego krótkich sygnałów, które ciężko namierzyć. Wysyłał je w stronę najbliższej satelity (to, jak takową znalazł to jeszcze inna, dłuższa bajka), te odbijały się i wracały z informacją. Przypomina to echolokację.

Pozostał tylko jeden problem. Milton przy tej rozmowie będzie. Będzie przy tym w cholerę ludzi. Nie mógł tak po prostu powiedzieć, gdzie jest. Konsekwencje mogły okazać się straszne, od zmiany miejsca, w którym odbywało się show Dinona, po uśmiercenie ich obu. Teoretycznie, mógłby powiedzieć tę wiadomość po cybertrońsku, Edward przecież tego nie zrozumie, ale domyśli się, że Dino chce coś przekazać i może zerwać połączenie. Pozostało więc wymyślić szyfr, który Sides będzie w stanie rozkodować. Musi to umieć. Musi rozpoznać, że ma do czynienia z kodem. 

Milton wrócił do show Sidewipe'a w poniedziałek, więc występ odbył się dopiero we wtorek. Srebrny Autobot drżał ze strachu na samą myśl, co go czeka. Mało powiedziane, że się bał, był przerażony do tego stopnia, że ledwo wstrzymywał wymioty.

Godzinę przed występem, Edward przyszedł na arenę. Przyklęknął przy głowie Transformera i w milczeniu chwilę przyglądał się jak dolna warga robota drży, a z optyk ciekną łzy. Wyciągnął do niego rękę z zamiarem pogładzenia jego głowy, ale Cybertronianin odsunął się, choćby miał zostać poparzony.

- Więc ty tak? - zapytał, a chwilę potem wyciągnął cygaro i podpalił je. - A ja tu w pokojowej sprawie. - dodał wypuściwszy dym z płuc.

- Pokojowej? Wypuść mnie, a dopiero wtedy możemy rozmawiać pokojowo. - warknął chevrolet.

- W sumie masz rację. Przyszedłem ci coś zaproponować, tak na dzisiaj. Radzę się zgodzić, bo więcej taka okazja się nie powtórzy.

- Co to takiego?

- Ty jesteś zmęczony, a ja nie mam dzisiaj w ogóle chęci na show. Rób co każę, a będzie lżej. Uwierz mi.

Sideswipe zmierzył go od stóp do głów. Choć był zmęczony, bał się, a jednocześnie był wściekły, chociaż w tej jednej chwili jego optyki tego nie wyrażały. Wydawał się być zaspany, choćby przed chwilą się obudził. Zmieniło się to w jednej chwili. Transformer zmarszczył nos i czoło, a gardła wyrwało mu się warknięcie.

- Mam się przed tobą płaszczyć? Lizać ci buty? Robić z siebie debila? Psa? - zapytał zirytowany podnosząc głowę. - Zapomnij.

- No cóż... - mruknął starszy mężczyzna. - W sumie nie moja sprawa, czy czerwony przyjmie przeprosiny...

Gdyby się przyjrzeć bardziej, można by dostrzec, że energon odpłynął z twarzy Autobota. Zrobiło mu się słabo. Na moment świat jakby się zatrzymał i ruszył ponownie, kiedy poczuł jak mu Iskra łomocze. Nie był pewny, czy jej bicie słychać na zewnątrz, czy tylko mu się wydawało. Zanim jednak otrząsnął się z szoku, Miltona już nie było na arenie.

Występ zaczął się jak zwykle od gadaniny Edwarda, podczas której, oczywiście, Sideswipe był poniżany i oskarżany o występki wyssane z palca. Padło kilka pytań, na które Autobot niepewnie i zdawkowo odpowiadał, licząc na to, że dzięki temu Dino nie będzie miał kłopotów. Nie obyło się również bez użycia paralizatora i kilku uderzeń zderzakiem grafitowego forda. Nie wiedzieć dlaczego, używano tylko ten jeden samochód.

Przyszedł też czas na to, że mężczyzna zaczął mówić z sensem. Opowiedział o sytuacji sprzed występu, oczywiście było to mocno przerysowane. Według Miltona, Transformer dostał wybór, (rzecz jasna, nie zostało to sprecyzowane) między dobrem Dinona, którego nazwał Czerwonym Transformerem, a dobrem własnym. Na koniec powiedział, że Srebrny wybrał siebie i wtedy wyciągnął telefon z kieszeni.

- Przekonajmy się, co na to jego "przyjaciel". - powiedział wyraźnie zaznaczając ostatnie słowo.

Sideswipe w jednej chwili zgłupiał. Nie umiał uwierzyć, że Milton dzwoni do swojej drugiej placówki po to, aby zapytać o coś Dinona. Sekundę potem, uświadomił sobie, że na nic jego starania podczas występu - Mirage już za niego oberwał. Złość i poczucie winy ścisnęły jego Iskrę.

Milton przyłożył telefon do ucha, chwilę potem ktoś odebrał. Mężczyzna o czymś poinformował rozmówcę, a następnie podszedł do chevroleta i położył przed nim telefon ustawiony na głośnomówiący, a do głośnika przystawił mikrofon. Srebrzynek spojrzał na człowieka niepewnie, a potem na ekran dotykowego telefonu. Po drugiej stronie słuchawki coś się działo, słychać było trzaski i niezrozumiałe krzyki, aż w końcu głośny, przeciągły jęk, a zaraz potem coś uderzyło o metal i jakiś skrzek. Potem nastąpiła chwilowa cisza.

Sideswipe bał się odezwać. Nie był pewny, czy rozmawia z ferrari. Po za tym, wstydził się odezwać, skoro stał się przyczyną jego cierpienia. Jednocześnie pragnął usłyszeć jego głos. Usłyszeć głos kogoś ważnego, bliskiego jego Iskrze.

- Amico? - usłyszał zachrypnięty, pozbawiony charakterystycznego brzmienia i akcentu głos. Ale to był on, ten szczery do bólu snajper.

- Di...

- Ciii! Nie wypowiadajmy swoich imion. Nie dajmy skurwysynom tego zaszczytu. - powiedział szybko, a zaraz potem rozległ się huk, jaki wywołuje uderzenie w metal. Uderzenia powtórzyły się, a potem wyraźnie słychać było jęk.

- Przyjacielu? - zapytał, ale odpowiedź otrzymał po dobrych kilkudziesięciu sekundach.

- Nie przejmuj się, stary. - wychrypiał Dino.

- Co oni ci zrobili? - optyki Sideswipe'a momentalnie się zaszkliły od łez.

- To co zwykle. I to samo, co tobie.

- Ja nie wiedziałem... Tak bardz...

- Zitto mio amico. Skąd mogłeś wie... Aaa! - wrzasnął w tym samym momencie, kiedy rozległ się trzeszczący dźwięk wydawany przez paralizator. - Skurwysynu... Aaa!

Krzyki powtarzały się tak samo jak trzask. Dino był co chwilę rażony prądem, a Sideswipe musiał tego wysłuchiwać. Iskra mu pękała, a w gardle stanęła wielka gula. Wpatrywał się w telefon zalanymi od łez optykami jak gdyby chciał tym wspomóc ferrari. Krzyki wydłużały się, kończyły jękami. Autobot nie miał nawet czasu wziąć wdech.

- Milton, błagam, zatrzymaj to. - zwrócił się do mężczyzny, który stał nieopodal trzymając przy uchu drugi telefon. Wrzask dochodzący z telefonu był niemal ogłuszający. - Zatrzymaj to!

Mężczyzna uśmiechnął się tylko triumfująco.

- Zatrzymaj to! -  krzyknął corvette podnosząc się, aż łańcuch zawieszony na szyi szarpnął go w dół. - Stop! Stop! - krzyczał, a z optyk potokami spływały łzy. - Milton! Kurwa! Zatrzymaj to! - chwilę czekał, ale wrzaski Mirage'a nie ustały. - Jak chcesz ukarać mnie, to torturuj mnie! Mnie! Nie jego!

- Wybrałeś sam.

- Nic mi nie powiedziałeś o nim! Nie dałeś ultimatum!

- Masz na to dowód?

- Milton! - wrzasnął, a potem zabrakło mu słów. - Milton... Błagam. - powiedział opadając na grunt. - Błagam...

- Magiczne słowo. - rzekł z triumfem w głosie podchodząc do Transformera.

Sideswipe wiedział doskonale, że "błagam" nie wystarczy. Musi się zbłaźnić. Musi dać Miltonowi za wygraną.

- Jesteś moim panem. - rzekł pierwsze, co mu na myśl przyszło. - Jesteś moim najwspanialszym władcą. Nie jestem godzien patrzeć na twoje buty.

- Nie sądziłem, że do tego się posuniesz. - powiedział Edward podnosząc mikrofon z ziemi ignorując przeraźliwe wycie czerwonego Autobota. - Jeszcze przed dzisiejszym show wspominałeś o lizaniu butów... Proszę bardzo. - podstawił but pod twarz Trnasformera. - Ma się błyszczeć.

Sides spojrzał na obuwie i z obrzydzeniem przełknął olej. Jednak nie zastanawiał się długo. Nachylił się i zaczął lizać czarną skórę. Nie był pewny, czy jest bardziej obrzydzony tym, że ma pył i inne świństwa w ustach, czy samym swoim zachowaniem. Starał się, aby dokładnie wyczyścić czarną powierzchnię, jednocześnie, żeby jej nie uszkodzić. Jego język był ostry, złożony z zębatek i ostrych części, a w dodatku krótki, co dodatkowo utrudniało zadanie. Efekt był taki, iż wyglądało to, choćby te buty całował.

- On to robi! - śmiał się Milton do mikrofonu, a z nim rżała cała widownia. - Co jak co, ale jak na razie robi to świetnie! Pewnie ma wprawę. Może tak się u nich wywalcza wyższe stanowiska!

Naśmiewał się jeszcze chwilę, a potem zabrał sprzed tworzy robota swoją stopę. Chciał również zabrać telefon leżący na podłodze, a w tym samym czasie powiadamiając rozmówcę przez drugi telefon, aby zakończyli męczyć ferrari.

- Daj mi z nim porozmawiać. Proszę. - szepnął chevrolet zanim telefon został zabrany.

Mężczyzna w garniturze wyprostował się i podstawił drugą nogę. Cybertronianin nie wahał się. Najdokładniej jak potrafił wylizał drugi but zbierając przy tym mnóstwo obelg i uszczypliwości. Nie przejmował się tym. Liczył się tylko Dino.

Kiedy skończył, Edward położył przy telefonie mikrofon, a sam oddalił się o kilka kroków.

- Przyjacielu? - zapytał.

- Jak będzie chciał, to fujarę też mu wyliżesz? - usłyszał dopiero po dłuższej chwili zachrypnięty głos. Srebrzynek uśmiechnął się smutno.

- Jeśli w ten sposób będę mógł ci pomóc...

- Stary... Pamiętaj ty o dumie i honorze, co? Chociaż... Ej, to dobre. Odgryź mu wtedy. - zaśmiał się szpieg.

- Poczekam aż się spuści, napluję mu tym w twarz i wtedy odgryzę. I nie puszczę, dopóki się nie wykrwawi.

- Dobre, dobre. - pochwalił. - Potem nas obu zajebią, ale to tam szczegół. Koniec z tym pierdolonym żywotem. Na Cybertron wrócimy, bracie, na Cybertron!

- Tak... - mruknął z trudem wstrzymując chlipnięcie.

- Amico... Nie becz. Ułoży się, zobaczysz. - pocieszał.

Sideswipe miał ochotę wybuchnąć tym płaczem i powiedzieć Dinonowi o wszystkim, co go spotyka. Wiedział, że Mirage nie ma się lepiej, ale czuł potrzebę wypłakania się komuś bliskiemu. Coś go wtedy tknęło, żeby włączyć nagrywanie. Pomyślał, że to może być ostatnia rozmowa z przyjacielem, więc chciał ją mieć zapisaną, aby potem móc usłyszeć jego głos, kiedy będzie tego potrzebował.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Weź to sobie do Iskry. - mówił Mirage. - Nie becz. Będzie dobrze, zobaczysz. Pamiętasz jak byliśmy w Hiszpanii?

Sideswipe nie potrafił przestać płakać, ale słysząc ostatnie słowo, w jego głowie zapaliła się czerwona lampka - nigdy ich nie było w Hiszpanii. Chwilę zastanawiał się, co ma odpowiedzieć.

- Tak. - skłamał pociągając nosem.

- Nudziło nam się, graliśmy w "co sześć słów", a potem w te takie skojarzenia, rzucaliśmy słowo, a potem na pierwszą literę tego słowa szukaliśmy drugiego.

- A nie na ostatnią? - zapytał analizując wypowiedź rozmówcy.

- Być może. Skids i Mudflap wtedy nas irritato, nie dali nam w spokoju giocare. Zajebiście zostali uspokojeni. Zrobił to wściekły, niebieski, elektryczny medyk, oczywiście to Jolta mam na myśli. Bardzo go piaciuto. Szkoda, że spotkała go taka morte. Potem grać przestaliśmy... Jolt czasami mówił jakieś dziwne liczby. Zapamiętałem dwie: 59 stopni, nie wiem do tej pory o co z tym chodzi, jakieś to na odwrót było, i 86 S, a druga: 23 stopnie i 91 E.

Sideswipe zaczynał się zastanawiać, czy Mirage'owi nie padło na procesor od tych tortur. Jednak gdy przypomniał sobie pewne sytuacje z przeszłości i szybko przeanalizował je, doszedł do wniosku, że snajper potrafił logicznie myśleć, a nawet wyrecytować trzydziestocyfrowy kod zapamiętany kilkadziesiąt lat wcześniej, będąc w ciężkim stanie w dodatku po narkozie. Więc dlaczego, po takich, dosłownie rażących torturach, które przy tym, co przeżył, to pikuś, miałoby mu nagle odbić? Szybko pojął, że coś jest na rzeczy w jego bełkocie.

- Powiedz coś jeszcze. - poprosił z nadzieją, głównie dlatego, że chciał posłuchać jego głosu.

- Pamiętasz jak Lennox i Epps grali w kosza?

- Tak. - tym razem potwierdził.

- Potem próbowaliśmy to powtórzyć, ha ha... Graliśmy jak ułomni.

- W dodatku ta piłka taka mała.

- No... Nieźle się pozdzieraliśmy ganiając za nią. Graliśmy na tym asfalcie, a niedaleko było boisko z trawą - calcio sul fiume club. Fajnie było... - to była kolejna bzdura, której, jak wszystkich poprzednich, Sideswipe nie rozumiał.

Nastąpiła chwila ciszy, jakby każdy z Transformerów szukał odpowiednich słów, ale żaden nie wiedział na co im te odpowiednie słowa. Czas uciekał, Milton zaczął krążyć przed Autobotem wpatrzony w telefon jak sęp w padlinę. Ich rozmowa za chwilę miała dobiec końca.

- Amico, powodzenia. - prawie szepnął Dino, a jego słowa zadziałały na chevroleta jak potężne uderzenie w tamę, a przez powstałą szczelinę zaczęły wypływać hektolitry wody. W jednej chwili twarz miał mokrą.

- To zabrzmiało, jak pożegnanie... Na zawsze. - jęknął ledwo powstrzymując się od wypowiedzenia jego przezwiska.

- Ale nie było. - powiedział Mirage, a zaraz potem załkał głośno i żałośnie.

- Tęsknię za tobą. - wyznał Sides, a po drugiej stronie telefonu zabrzmiało przytakniecie i kilka chlipnięć. - Obiecaj mi coś. - ferrari uspokoił się w miarę możliwości. - Nie zgaśniesz przede mną, jasne? Potrzebuję cię. Wiesz, co się ze mną stanie.

- Wiem. - wykrztusił. - Ale ty mi obiecaj, że jeszcze cię zobaczę.

- Obiecuję. - załkał. Bał się, że właśnie przysiągł coś, co będzie nie do spełnienia. - Przyjacielu, śnił mi się Sunny. - powiedział po chwili.

- Amico, masz dla kogo żyć, zrozumiano? Masz mnie, daleko, ale masz. Nie próbuj nawet myśleć o depresji, jasne?

Specjalista od szybkich akcji pociągnął nosem.

- Jak słońce.

- Pytał o mnie?

- Kto? - podniósł brew zdziwiony.

- Sunny. - odpowiedział, a w jego głosie zabrzmiała nuta rozbawienia.

- Nie...

- To dobrze, bo jestem mu winien cztery magazynki. - zaśmiał się snajper, a Srebrzynek uśmiechnął. - Do zobaczenia, przybrany braciszku. - powiedział, a wtedy ekran telefonu rozświetlił się ogłaszając wszem i wobec, że połączenie zostało zakończone.

- Do zobaczenia. - mruknął Sideswipe dusząc w sobie kolejną falę płaczu.

Edward podszedł i zabrał telefon wraz z mikrofonem. Autobot gapił się w miejsce, gdzie jeszcze sekundę temu te przedmioty leżały, dopóki nie usłyszał głosu swojego kata.

- Przybrany braciszku? - zapytał z drwiną w głosie.

W robocie zawrzało z wściekłości. Nadął policzki i zacisnął jak najmocniej usta, by nie zacząć przeklinać jego i całej planety. Podniósł głowę i mrożącym krew w żyłach spojrzeniem optyk, z których wciąż ciekły potoki łez, strzelił w stronę starszego mężczyzny. Mimo bólu wbił palce w twardy grunt i skruszył go. Oddychał głęboko i wolno, a przez uszkodzone gardło głośno charczał, co przypominało warczenie. Nie zrobił tym wrażenia na człowieku, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Aby nie wpaść w szał, przeniósł wzrok na ludzi na trybunach. Poczuł lekką satysfakcję, kiedy widzowie zaczęli się niepokoić. 

- Mam chociaż jego - przybranego brata. - wycedził przez zębatki. - Ty nie masz nikogo. Bo czy potwór może kogoś mieć, jeśli nie ma serca?

Uśmiech z twarzy Miltona znikł natychmiast, czego Autobot nie widział. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni garnituru pilot od paralizatora, podniósł moc i bez żadnego ostrzeżenia uruchomił urządzenie. Ciało Autobota spięło się nagle, nawet nie pisnął. Prąd trzaskał na jego szyi, części zaczęły drzeć, optyki zbielały. Edward trzymał wciśnięty przycisk tak długo, aż na arenie nie zaczęło śmierdzieć spalenizną. Puścił, a ciałem robota zaczęły szarpać silne konwulsje. Sideswipe nie wydał z siebie ani jednego jęku, gdyż jego komora zacisnęła się i nie chciała podnieść zasysając powietrze. Człowiek stanął przed nim i pustymi oczami przyglądał się, jak Transformer cierpi.

- Przez was, przez Transformery, nie mam nikogo.

*oiltok - odpowiednik ślinotoku.


I jest! Jest rozdział tak długo wyczekiwany!
Powiem szczerze, że nie jestem zbyt zadowolona z efektów mojej pracy, ale już wolałam nic nie dopisywać, bo bym to chyba przedobrzyła. Rozdział jednak dość ważny - rozwiązanie szyfru nie będzie takie proste i oczywiste, więc ten wątek będzie się dość długo ciągnął.
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro