Rozdział 1 PRAWIE nic się nie zmieniło.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powrót żołnierzy zawsze był wielkim wydarzeniem w największym, autobockim mieście, a także największym mieście-państwie na Cybertronie - Iacon. Wojownicy byli bohaterami, których witały tłumy cywilów, gównie kobiet: matek, Conjunx Endura, dziewczyn, dzieci, które z niecierpliwością wypatrywały ojców, a także wielu innych Transformerów, którzy z różnych przyczyn nie mogli walczyć w autobockiej armii. Żołnierze, którzy wrócili do domu - niektórzy doświadczeni i wydawać by się mogło, że niezłomni, niektórzy podlotki, zafascynowani, lub przytłoczeni ogromnymi tłumami - po kolei wychodzili z ogromnego statku o nazwie Planetoida-7 i ozdobionym girlandami, kwiatami, światełkami i wieloma innymi rzeczami krótkim odcinkiem ulicy zmierzali do Głównej Bazy Autobotów. Ci, którzy wśród tysięcy zebranych zauważyli swoich bliskich, nie wahali się i przeskakując przez płotki ustawione przez służby porządkowe, a pilnowane przez policję biegli im na spotkanie. Tworzyło się przez to jeszcze większe zamieszanie, ale nikt nie zatrzymywał żołnierzy, w końcu od pięciu cykli orbitalnych przebywali poza domem nie wiedząc w ogóle, czy kiedykolwiek do niego wrócą. Kobiety, widząc swoich wybranków, synów lub rzadziej córki, piszczały, śmiały się i płakały jednocześnie. Dzieci cieszyły się, niektóre wzruszały, a maluszki płakały głównie z powodu hałasu.

Nagle z otwartych wrót statku wyleciało kilkanaście, może kilkadziesiąt transporterów kształtem przypominających jaja. Zdecydowana większość z nich miała włączone czerwono-białe sygnały świetlne i głośno wyły ostrzegając Transformery potrafiące latać. Część zebranych na moment zamilkła. Migające koguty i syreny nie zwiastowały nic przyjemnego - ktoś walczył o życie i być może, chociaż już prawie stał pod drzwiami domu, nigdy ich progu nie przestąpi.

Kiedy żołnierze, którzy wrócili bez większego uszczerbku na zdrowi, powoli, po łagodnie opadającej platformie Planetoidy zaczęli schodzić wojownicy, którzy doznali poważnych kontuzji. Niektórzy mieli tylko połamane ręce, czy nogi, inni niektórych kończyn nie mieli, ktoś stracił optykę, komuś odstrzelono palce, innego wieziono na wózku ze zmiażdżonymi stopami, kolejny poparzony. I można by tak wymieniać obrażenia, dopóki ze statku nie wypełzliby wszyscy. I ich przywitano głośnymi wiwatami, jeśli nie głośniejszymi od poprzednich. Ci już jednak nie mieli zbyt dużej możliwości, aby dostać się do rodzin, zaś cywile nie mogli przekroczyć bramek. Jednak jednej Autobotce się udało. Dopadła swojego wybranka, którego na wózku wiózł kolega, bo niefortunnie stracił obie nogi i prawą rękę. Dziewczyna owinęła ręce wokół niego i rzewnie płakała, zaś on, ze łzami spływającymi po policzkach, ale uśmiechem na ustach próbował ją uspokoić. Młody Autobot, który wśród szeregowych zasłynął z ogromnej nadziei. Niektórzy, a raczej zdecydowana większość nazywała go z tego powodu głupcem, ale i znaleźli się tacy, co zazdrościli mu. Był jeszcze ktoś, w czyich optykach był kimś niezwykłym, a jednocześnie dalej zwykłym żołnierzem. Stał w cieniu u wyjścia z potężnej maszyny latającej i obserwował przez jakiś czas zakochanych, jak się tulą, jak całują, jak dziewczyna zajmuje miejsce za wózkiem i pcha poszkodowanego w stronę ogromnego gmachu wojskowego. Zazdrość i żal ukuły jego Iskrę, a po chwili jeszcze z cichą nadzieją wypatrywał kogoś wśród tłumów. Może nie zauważył - kolorowe zbroje mieniły się jak w kalejdoskopie - a może po prostu jej tam nie było.

Westchnął cicho, niebieskimi optykami o chłodnym i wyjątkowo spokojnym spojrzeniu ogarnął najbliższe otoczenie. Ostatni szeregowi opuszczali pokład, co niektórzy salutując mu z uznaniem w oczach. Zbliżały się cztery transportowce, które przewoziły roboty, które nie chciały pokazywać się tłumom, albo po prostu nie mogły wyjść o własnych siłach. Usunął się z drogi, a kiedy wozy wyjechały wrócił na swoje miejsce i powoli przygotowywał się na gorące powitanie. Na Planetoidzie był najważniejszą osobą, a wśród wszystkich Autobotów drugą najważniejszą.

Obok niego przystanęło jego trzech najlepszych przyjaciół, którzy jeszcze przed chwilą z ekscytacją w głosach rozmawiali gdzieś za nim, a teraz wpatrywali w zastępy cywilów, a konkretnie na coraz bardziej tłoczące się przy bramkach femboty, które wkrótce będą największym problemem policjantów pilnujących porządku. Chociaż jego towarzysze nie byli bardzo wysocy stopniem, dzięki swoim specjalizacjom i kilku wybrykom, o których głośno było w mediach, stali się bardzo popularni wśród młodych dziewczyn, często psychofanek, które upatrzyły sobie w nich przyszłych chłopaków i partnerów Iskry. Nie mieli z tym problemów, traktowali to jak zabawę, no może z wyjątkiem Sunstreakera, który tak jak on, twierdził, że się to na nich kiedyś zemści.

Bycie rozpoznawalnym ma swoje plusy i minusy. On widział w tym głównie minusy. Jako wicelider, czyli Autobot ważny, posiadający władzę i pieniądze, również był zainteresowaniem wielu Autobotek, które widziały w nim sponsora, albo możliwość stania się sławnym. Nie chciał takiej. Nie zależało mu na pięknej dziewczynie, która oddawałaby mu się przy każdej jego zachciance, która byłaby chciwa i pusta jak trzy magazynki po nabojach przy jego pasie. Niestety, będąc sławnym nie było łatwo znaleźć kogoś, kto ma jakąś wartość, jeśli z każdej strony otoczonym jest się ścianą płytkich fembotów, które skutecznie oddzielały i odstraszały wszystkie pozostałe.

Jeszcze przed odlotem myślał, że znalazł swoją miłość, ale przez te kilka cykli orbitalnych kontakt z jego wybranką zaczął psuć, a przez ostatnie dwa deka-cykle nie rozmawiali w ogóle. Starał się jeszcze mieć nadzieję, ale spodziewał się też cudów. To w końcu nie pierwszy raz, kiedy został oszukany i wykorzystany.

- Chłopaki? Czego nie idziecie? Na co czekacie? - usłyszał za sobą. Odwrócił się i ze znudzeniem zeskanował spojrzeniem niskiego, bo mającego cztery i pół metra wzrostu, biało-szarego robota z niebieskimi elementami i kilkoma czerwonymi wstawkami w tym symbolem frakcji do której należał na piersi. Jego błękitny, "epicki" wizjer został podniesiony ukazując intensywnie niebieskie optyki o radosnym spojrzeniu. Brak tego wizjera nie pasował do jego ciemnoszarego hełmu z niskim, kwadratowym grzebieniem na czubku i dwoma odstającymi częściami przypominającymi rogi lub uszy. Wszyscy się przyzwyczaili, że Jazz zawsze ma zasłonięte optyki, więc był to niecodzienny widok.

- Budujemy napięcie. - ironizował Mirage, robot o niebiesko-białej zbroi, z hełmem rozszerzającym się ku dołowi, na którego czubku miał krótki, kwadratowy grzebień.

- Mi się wydaje, że już wystarczająco zbudowaliście. Tych biednych policjantów rozszarpią na strzępy! - zaśmiał się. - Nie wiem jak wy, ale za domem mi się stęskniło i czekać dłużej nie będę. - dodał i zsuwając wizjer na optyki ruszył w stronę wyjścia. Chwilę potem czwórka Autobotów ruszyła za nim.

Zawsze tak było, że wybitne, sławne, szczególne i najwyżej postawione jednostki wychodziły ostatnie. Zazwyczaj wynikało to z tego, że mieli jeszcze kilka obowiązków do wykonania zanim opuszczą pokład. Inni znowu czekali specjalnie, bo lubili wrzask zniecierpliwionych i cieszących się na ich widok cywili, dla których często byli największymi idolami. Ostatni, ich jest niewielu, czekali z czystego poczucia obowiązku, muszą być pewni, że wszystko jest w porządku.

Kiedy oni stali się widoczni na platformie, tłumy zaczęły wrzeć. W jednym miejscu bramki prawie zostały przerwane przez napierających fanów. Mirage i czerwono-ciemnoszary Sideswipe, brat bliźniak żółto-ciemnoszarego Sunstreakera byli zachwyceni tym widokiem. Szli niebezpiecznie blisko bramek rozjuszając jeszcze bardziej swoje fanki. Jazz, również zadowolony, ale o wiele bardziej rozsądny, szedł bliżej środka i ze swoim charakterystycznym, szczerym uśmiechem na ustach machał do Transformerów, a jeśli któryś z policjantów stał bliżej, przybijał z nim piątkę. Sunnstreker, z miną jakby był obrażony na cały świat za to, że tyle Autobotów zwraca na niego uwagę, trzymał się blisko wicelidera i kątem optyki obserwował brata. I dobrze się stało, bo w pewnej chwili jedna z fembotów złapała Sideswipe'a za rękę, a zaraz potem Autobota obkleiły dłonie innych. Mirage złapał przyjaciela w biodrach zanim został wciągnięty w rozszalałą tłuszczę, gdzie prawdopodobnie zostałby rozszarpany, ale on sam przeciwko kilkunastu fembotom, które z chęcią dorwałyby i jego, nie miał szans. Sunstreaker szarpnął zastępcę Prime'a i wskazał na zaistniałą sytuację. Większy Autobot wywrócił oczami i podszedł do nieostrożnych żołnierzy. Złapał czerwonego w biodrach i wyszarpał dziewczynom z rąk.

- Zadzwonię maleńka! - wyrwało się narwanemu bliźniakowi, kiedy jego dużo straszy przyjaciel przerzucił go sobie przez ramię. - Dzięki, Ironhide, a teraz możesz mnie postawić.

- Po co? Żebyś znowu się wydurniał? Wystarczająco się przez ciebie wstydu najadłem... - burknął wicelider.

- Nie pierwszy i nie ostatni raz. - fuknął Sunstreaker i nie zwracając już uwagi na towarzyszy wysunął się do przodu i dalej szedł już sam.

Ironhide złapał za ramię jeszcze Mirage'a, który nadal nieco oszołomiony, z zaciekawieniem patrzył po Autobotkach, i pociągnął go za sobą. Niebieski prawie upadł przez plączące mu się nogi. Coś warknął, ale Ironhide nie zwrócił na to uwagi, bardziej się skupił na Jazzie, który z powodu śmiechu ledwo trzymał się na nogach.

Przez resztę drogi, Ironhide tylko kilka razy rozejrzał się po zebranych i tylko kilku robotników zaszczycił spojrzeniem. Dla klasy robotniczej był prawie jak bóg. Ironhide bardzo dobrze znał sytuację tych ciężko pracujących Autobotów, więc kiedy został wiceliderem, jego pierwszym krokiem w polityce stała się walka o poprawę bytu tych robotów. Nadano im więcej praw, podniesiono zarobki, poprawiono warunki pracy, a pracodawcom narzucono więcej obowiązków. Była to długa i ciężka walka z biurokratami, dla których górnicy, robotnicy, czy mechanicy są tylko siłą roboczą. Ale udało się, przy czym naraził się ogromnej liczbie urzędasów, którzy mieli taką władzę, że gdyby nie Optimus Prime - lider Autobotów - jego zastępca w najlepszym wypadku siedziałby już od dawna w więzieniu.

Przestąpiwszy próg bazy w duchu odetchnął z ulgą i odłożył przyjaciela na ziemię.

- No mogłeś mnie już zanieść. - powiedział Sideswipe próbując się słodko uśmiechnąć.

- Ta! Pewnie! I może energon do tego? - sarknął i nie czekając na przyjaciół przetransformował w czerwonego vana - nissana vanette i ruszył plątaniną korytarzy mając za cel Centrum Dowodzenia, potocznie nazywane centralą, albo rzadziej mostkiem.

Przed wejściem ponownie przekształcił się w robota, a z nim Sunstreaker. Po chwili dołączyli do nich Sideswipe, Mirage i na końcu Jazz. Rzucił im obojętne spojrzenie i przed czytnikiem machnął dłonią, w której miał zamontowany maleńki chip. Nie każdy mógł wejść do centrali, dlatego upoważnieni posiadali te maleńkie urządzenia, zaś innych ktoś musiał przeprowadzić.

Drzwi wsunęły się w ścianę ukazując pomieszczenie na planie koła z dwoma poziomami. Na wyższym poziome, wzdłuż ścian stały wielkie konsole, a nad nimi wisiały cztery, jeszcze większe monitory, na których wyświetlały się aktualne informacje takie, jak na przykład mapa z zaznaczoną linią frontów. Na niższym poziome w trzech rzędach stało dziewięć biurek, gdzie tylko trzy, bliższe wejścia do centrali były ciągle zajęte. Jedno z nich, zazwyczaj z jednym do dziesięciu kubków po kofergonie* na blacie, było okupowane przez stratega Prowla, który miał zwyczaj rozkładanie się na dwóch pozostałych biurkach, o ile nie były zajęte na przykład przez Jazza.

W centrali wiało pustkami. Było słychać tylko szum komputerów i uporczywe pikanie skanera. Ironhide niepewnie przestąpił próg i zeskanował spojrzeniem niższe piętro pomieszczenia dostrzegając nienaruszony, ulubiony napój stratega nad którym unosiła się para. Było to dziwne zjawisko, gdyż czarno-biały Autobot zwykle upijał kilka łyków, kiedy odchodził od miejsca pracy. Wicelider wywrócił optykami i odwrócił głowę w lewo, a wtedy jego audio receptory przeszyło głośne "bu!". Odruchowo zamachnął się i uderzył z całej pety to coś, co go wystraszyło, a to coś uderzyło o ścianę i zajęczało żałośnie osuwając się na podłogę.

- Windblade?! - zawołał ni to zirytowany, ni to zaskoczony.

- No... To nie był najlepszy pomysł Windy... - odezwał się drugi fembot stojący w kącie i trzymający przed sobą Prowla, któremu zakrywał usta.

Ironhide podszedł do uderzonej dziewczyny i podniósł, a następnie przytulił.

- Już wiem, Moon... - jęknęła rozcierając rozbolały policzek. - Ironhide... uważałbyś czasami w co uderzasz... - dodała obejmując czerwonego Autobota.

W tym czasie Moonracer puściła Autobota transformującego w policyjnego nissana 280ZX, który zaraz potem znalazł się w kolejnym potrzasku. Jazz bardzo za nim tęsknił przez co, jakoś jeden cykl orbitalny przed powrotem do Iacon był strasznie marudny. Ich charaktery były bardzo różne, ale nie przeszkodziło im to w stworzeniu bardzo silnej, przyjacielskiej relacji. Krótko mówiąc, byli to przyjaciela jakich mało i tylko naśladować. Ktoś by mógł jeszcze powiedzieć, że takimi przyjaciółmi są Ironhide, bliźniacy i Mirage, ale tu trzeba dodać, że jest to relacja dość... wybuchowa, specyficzna i psychiczna, a tylu chorych akcji i przypałów nie miał chyba nikt.

- A ty wbij sobie do głowy, że mnie się nie straszy. - burknął wicelider. - Prowl, bądź tak dobry i zrób mi kofergon. Nikt nie parzy tak dobrego jak ty. - powiedział prostując się.

Uskrzydlona Autobotka zachichotała uwalniając się z uścisku. Czerwony Transformer uśmiechnął się i ruszył półokrągłą ścieżką miedzy konsoletami a bramkami oddzielającymi wyższy poziom od niższego, za cel mając gabinet Prime'a. Za nim poczłapali bracia, a Mirage zagadał się z dziewczyną o miętowej zbroi, z którą według wicelidera już przed wyjazdem na front zbyt często rozmawiał. Można było się domyślić, że w pewnym momencie wpadła mu w oko, albo, co było już mniej oczywiste, przejrzał w końcu na oczy i zauważył, że wartościowa kobieta żyje tuż obok niego. Czerwony robot miał ogromną nadzieję, że stała się ta druga opcja, bo jeśli nie, wrażliwa i urocza Moon będzie przez niego płakać. Mirage to wytrwały podrywacz i często daje się ponieść wdziękom nie zwracając uwagi na płytkość fembota, a jednocześnie szuka dobrej dla siebie partnerki, która potrafiłaby z nim wytrzymać, ale na taką jeszcze nie trafił. Ten Autobot skrywa w sobie mnóstwo sprzeczności.

Ironhide machnął ręką przed kolejnym czytnikiem i załomotał w drzwi, w duchu uśmiechając się wrednie na myśl, że Prime mógł się tego wystraszyć i podskoczyć na fotelu. Drzwi ustąpiły, a dobry humor żołnierza prysł i rozpłynął się w powietrzy jak strzępki po bańce mydlanej, kiedy zobaczył komandora Ultra Magnusa przedstawiającego liderowi Autobotów jakieś dokumenty. Komandor był jedyną osobą na Cybertronie, która niszczyła dzień nissana u podstaw na dwadzieścia cztery godziny i to samym swoim istnieniem, więc kiedy go zobaczył, od razu zatęsknił za brudnym, śmierdzącym namiotem, gdzie spało się na twardym gruncie z głazem pod głową zamiast poduszki. Tamto miejsce było o tyle lepsze, że jego tam nie było.

Widząc swojego zastępcę, Optimus Prime uśmiechnął się i wstał z siedziska. Ultra Magnus natomiast rzucił tylko pogardliwe spojrzenie swojej wyżej postawionej w hierarchii konkurencji. Prime podszedł do Ironhide'a i uścisnęli dłonie, i w tej samej chwili czerwony van poczuł bardzo nieswojo.

- Kurwa... Prime, ale mnie nie było pięć orbitalnych. - powiedział spojrzawszy w oczy przyjaciela. - Dyplomatyczny uścisk? Tylko tyle?

To wystarczyło. Optimus zaśmiał się po czym zderzyli się ramionami i jeden drugiego poklepał po plecach.

- Dobrze cię widzieć. - odezwał się w końcu czerwono-granatowy robot.

W tym czasie podszedł niższy, czerwony Autobot i z uścisnął dłoń ze swoim liderem.

- Witaj, Sideswipe. - przywitał się Optimus i spojrzał w stronę wyjścia, gdzie opary o ścianę stał brat czerwonego żołnierza. - Sunstreaker. - powiedział i obaj kiwnęli głowami.

- Ta, wzajemnie. - mruknął wicelider. - Raport sam ci przyjdzie jak chłopaki zadokują. A zaraz zdrzemnąć się idę, bo przez całą drogę powrotną prawie nie spałem.

- A nie do Ratcheta? - Prime podniósł brew.

- Pff! - fuknął Sideswipe. - Pewnie ma urwanie głowy aktualnie. A po za tym... jeszcze się na nas napatrzy. - powiedział z diabelskim uśmieszkiem na twarzy.

Dało się słyszeć, jak Ultra Magnus prycha oburzony. Nigdy nie przepadał za przyjaciółmi Ironhide'a - miał zwyczaj zwać ich kundlami - jak i każdego zbyt energicznego Transformera, a samego wicelidera nienawidził od czasów szkoły podstawowej.

- Taa... - wywrócił oczami Ironhide. - Było kilku w ciężkim stanie. Ratch na pewno nie będzie miał teraz na nas cza...

Przerwało mu nagłe walenie w drzwi, które już po chwili zostały otwarte przez Prime'a za pomocą przycisku zamontowanego w blacie biurka. Do gabinetu wpadł Jazz obwieszczając światu, że "wita swojego lidera", po czym złapał dłoń wysokiego robota i trzęsąc nią nieprzerwanie zaczął gadać. A wiedząc, że jeśli Jazz dostanie słowotoku to nic, ani nikt mu nie jest w stanie przerwać, nissan vanette kiwnął tylko głową i chciał wyjść, ale na moment zatrzymał go głos lidera:

- Jak będziesz mógł, to przyjdź.

Jeszcze raz kiwnął głową zostawiając swojego przełożonego z niezadowolony komandorem i swoim gadatliwym adiutantem. Za nim pomaszerowali bracia.

- Ty poważnie do wyra idziesz? - zapytał Sideswipe zrównując się z większym Transformerem. - Myślałem, że pójdziemy ogarnąć co w bazie się dzieje, albo do Maccadama.

- Pójdziemy, ale nie teraz.

- Ale jak ty chcesz iść spać, jak poprosiłeś o kofergon? - zapytał Sunstreaker.

- Co to jeden kubek? Po za tym, nie piłem tego szmat czasu i sobie już nie odpuszczę, jak tu jestem.

Bracia wzruszyli ramionami i poszli w swoja stronę, a on zszedł po schodkach na niższy poziom do biurka Prowla, na którym stał już czarny kubek z napojem. Naczynie to było prawie wszędzie rozpoznawane. Kupione za drobniaki w jakimś małym sklepiku z badziewiem, a kilka tygodni później pod nieuwagę właściciela zostało "pięknie" przyozdobione przez bliźniaków czerwonym napisem "jestem tu mistrzem, wyrocznią i katem", a na uszku zostały wymalowane męskie genitalia, co stuprocentowo było sprawką czerwonego brata. Był to jeden z tych wybryków młodych Autobotów, o którym wieść rozniosła się po bazie w mniej niż dwa dni i bawi, co prawda już tylko nielicznych, do dzisiaj.

Ironhide wziął kubek i zerknął na policjanta. Zapatrzony w monitor robot klepał palcami po klawiaturze, aż w końcu zrobił jakiś błąd. Znieruchomiał i zaczął analizować tekst, a następnie zerkając na klawisze przed sobą, wyszukał potrzebny mu przycisk i zaczął w niego klikać równie szybko, co strzela karabin. Widząc ten proces tworzenia raportu lub innego dokumentu uśmiech sam wkradał się na usta. Bo jak tu się nie uśmiechnąć na widok pana policjanta odgrodzonego od świata z każdej strony kubkami, czasem pudełkami po słodkich przekąskach jak murami obronnymi, który w ciszy i skupieniu wypisuje dokumenty jak najgorszy, nudny urzędas? Obraz tak stereotypowy, że aż śmieszny. A jednak wbrew swojemu niewiarygodnemu przerysowaniu był jak najbardziej prawdziwy. Zaś o samym Prowlu można by powiedzieć, że jest niemającym życia towarzyskiego nudziarzem, porannym zombi, dla którego po prawie bezsennej nocy jedyną motywacją do wstania rano z łóżka są ekspres i hektolitry kofergonu, a warunkiem przetrwania - ośmiogodzinna praca z nadgodzinami. Tak przedstawia się autobocki strateg na pierwszy rzut oka, jednak gdy się lepiej go pozna można śmiało dodać, że mimo swojej wierności prawu potrafi przymknąć oko na wybryki Sideswipe'a i Sunstreakera, machnąć ręką na nieskończone obowiązki Jazza, nagiąć zasady dla Ironhide'a, a także, że jest dobrym i cierpliwym przyjacielem. Chociaż ta cierpliwość ma swoje granice, kiedy się skończy, w policjanta wstępuje demon śmierci i zniszczenia, potężny i ciężki do pokonania, którego główną mocą i bronią jest rzucanie stołami. Najwięcej jednak o strategu może powiedzieć Jazz, gdyż znają się już od dawien dawna. A co może powiedzieć? To, że Prowl ma więcej Iskry w Iskrze niż nie jeden Autobot. Wyciągnął z pozoru nic nie wartego, spalonego na starcie szkodnika z ogromnego, przestępczego, zardzewiałego gówna i nie chciał nic w zamian.

_____________________

nie mogłam się powstrzymać 😁

__________________

Wicelider upił łyk aromatycznego napoju i skierował się w stronę wyjścia. Minął rozgadanego Mirage'a i podszedł do Windblade, która opierając się o ścianę z rozbawieniem przyglądała się parze Transformerów.

- Idziesz? - zapytał ściszonym głosem nie chcąc zwrócić na siebie uwagi rozmawiających.

- Zaraz przyjdę. Jeszcze się trochę ponabijam z tego cyrku. - powiedziała uśmiechnąwszy się wrednie.

Uśmiechnął się na moment i wyszedł. W drodze do swojej kwatery opróżnił kubek. Nie mógł się powstrzymać, tak bardzo zatęsknił za tym smakiem. Udało mu się również dotrzeć do pokoju nie napotykając nikogo. Nie miał ochoty na pogawędki, a są tacy, co by mu nie odpuścili streszczenia wyjazdu w okolice Crystal City, a było co opowiadać. Wcisnął przycisk na małym panelu przy drzwiach, który automatycznie zeskanował kciuk analizując jego wielkość, kształt i sieć mikrorys na powierzchni. Drzwi z szumem wsunęły się w ścianę, a w pokoju rozbłysnęło ciepłe światło, które sprawiało, że kwatera wydawała się przytulniejsza. Po prawej stronie wzdłuż ściany stało łóżko, stare, skrzypiące z wygniecionym materacem. Kiedyś w tym pokoju było łóżko, które można było podnieść i schować w ścianie, ale wystarczyło, że kilka razy wrócił pijany i zawiasy nie wytrzymały nagłego obciążenia. Obok pryczy stał mała mała szafka, a dalej duże biurko, które zwykle było zawalone infijkami** i częściami do broni. Po prawej stronie pokoju znajdował się rzadko używany aneks kuchenny, a na lewo od aneksu stała szafa zawalona rupieciami przyniesionymi z rodzinnego domu.

- Teletraan-3. - powiedział Ironhide wchodząc, a drzwi zamknęły się za nim.

Na panelu sterowania zamontowanym w biurku zamigała zielona dioda, a po chwili zapikało coś dwa razy. "Teletraan-3 zgłasza się." powiedział dźwięczny, męski głos. Teletraan to zaawansowany system komputerowy, który steruje centralą. Systemy od niego pochodzące były oznaczane kolejnymi liczbami. Przykładowo, Tletraan-1 obsługiwał kilka statków w tym trzy najpotężniejsze: Arka-1, Arka-2 i Grom, Teletraan-2, chyba najmniej złożony, sterował śluzami w porcie, a w centrum portu działał Teletraan-4, zaś trójka obsługiwała kwatery najważniejszych Transformerów w bazie w tym dając dostęp do bazy danych oryginalnego Teletraanu.

- Ustaw budzik na za dwie godziny. - rozkazał i walnął się na łóżku.

Westchnął zadowolony mogąc w końcu wtulić się w miękką poduszkę. Co prawda wolałby przytulić się do kogoś, najlepiej swojej dziewczyny, być może już byłej dziewczyny, ale nie wybrzydzał - poduszka też dobra. Ledwo przymknął oczy, a usłyszał szum drzwi, a po chwili ktoś się do niego przykleił. Wiedząc kto to, przekręcił się na plecy, a Windblade wskoczyła na niego i przytuliła się.

- Tęskniłam. - wymruczała uśmiechając się delikatnie.

- Ja też...

Położył dłoń na jej plecach i pogładził. Znali się od pierwszej klasy podstawówki. Byli duetem idealnym: Ironhide wpadał w kłopoty, a Windblade go albo w te kłopoty wkopywała, albo odciągała od nich, abo wyciągała. Dorastali razem i w pewnym momencie byli jak rodzeństwo, którego oboje nigdy nie mieli. Przyjaźń dziewczyny do chłopaka w końcu przeobraziła się w miłość, niestety nieodwzajemnianą. Potem Widny musiała się wyprowadzić i dopiero wtedy Iron zrozumiał, że również jest zakochany. Rozstali się ze złamanymi Iskrami. Próbowali utrzymać kontakt, ale nie udało się i dopiero kilkanaście cykli stelarnych temu się odnaleźli, kiedy on został zastępcą lidera, a ona Cityspeakerką. Przez te lata braku kontaktu młodzieńcza miłość ulotniła się i zostali po prostu przyjaciółmi, może już nie tak bliskimi jak w dzieciństwie, ale jednak. Jedno drugie próbowało zeswatać, ale jak dotąd bezowocnie.

- Opowiesz mi potem coś?

- Potem, okej? Nie mam ochoty gadać.

- Jasne. Tylko jedna rzecz, co z Highstrike?

- Chyba się rozstaliśmy... - westchnął już lekko zirytowany samym pytaniem.

- Że co?! - Windblade aż się podniosła opierając dłonie o ramiona większego robota.

- Nie krzycz. - warknął. - Przestała się do mnie odzywać, a na moje wiadomości odpisywała z łaską.

- Co za szuja wredna, nie myta... Mojego Irusia tak potraktować...

Owinęła ręce wokół jego szyi i przycisnęła swój policzek do jego. Ironhide wiedział, że opór jest bezcelowy i dał się wyściskać momentami tracąc możliwość oddechu. Kiedy skończyła, przesunęła się i położyła głowę na piersi niedoszłego partnera znowu się w niego wtulając. Robot zmierzył ją zmęczonym spojrzeniem i przymknął oczy. Zrobiło się przyjemnie cicho, nic tylko spać, aż nagle komunikator wszczepiony w pokrywę audio receptora zaczął cichutko, ale wystarczająco głośno dzwonić, aby zerwał się do siadu prawie zrzucając fembota na podłogę. Usłyszał jęk dziewczyny i pokręcił głową próbując się rozbudzić, ale zanim mu się to udało odebrał połączenie.

- Fabryka kubków małolitrażowych... Eee... Znaczy się Ironhide mówi. - powiedział strzeliwszy sobie kilka razy otwartą dłonią w twarz nasłuchując, ale nikt nie odzywał. - Jaki chuj mi dzwoni i się nie odzywa? - zagrzmiał.

- A jednak! A już myślałem, że mi komunikator nawala. - usłyszał dobrze znany głos po drugiej stronie.

- Springer, czego chcesz? Bądź świadomy, że przez ciebie prawie spadłem z łóżka. - warknął, a po drugiej stronie rozległ się stłumiony chichot, który jeszcze bardziej rozeźlił wicelidera.

- Twój sprzęt jest do odebrania. Pospiesz się, bo chłopaki chcą dalej rozładowywać, a trzy kontenery broni jednak przeszkadzają.

- Dobra, już jadę. - burknął i rozłączył się. - Po spaniu... - mruknął niezadowolony.

Windy usiadła na łóżku, a on wstał i podszedł do drzwi.

- Idziesz?

- Nooo...

Zakołysała się i niechętnie poczłapała za przyjacielem. Ironhide przetransformował i ruszył prostym korytarzem, a za nim w postaci samolotu leciała Windblade.

Port znajdował się na drugim końcu bazy, tak więc droga tam chwilę zajęła. Była to ogromna hala, tak ogromna, że nawet najwięksi Transformerzy czuli się w niej maleńcy. Główne wejście znajdowało się na pięćdziesiątym piętrze, czyli w połowie wysokości budynku. Po przekroczeniu progu wchodziło się na platformę, która nieprzerwanie ciągnęła się przez długość trzech ścian, a reszta platform, zamontowanych co dziesiąte piętro, były podzielone na kilkunastometrowe odcinki, które można było połączyć za pomocą wysuwanych mostków. Na wprost od wejścia swoim ogromem przygniatały czteroskrzydłowe wrota hangaru skierowane na wschód. Stojąc już na platformie w oczy rzucały się przede wszystkim wielkie statki; sama Arka-1 była w stanie pomieścić trzy czwarte iacońskiego wojska. Nie licząc trzech najważniejszych gigantów było ich tam jeszcze pięć w tym trzy Tornada, K-19 i uważany za najszybszego latającego kolosa - Kometa. Zadokowanych tam również było mnóstwo transportowców, statków gończo-bojowych - głównie Ścigaczy i jednoosobowe Sierpy, które same w sobie nie były statkami tylko czymś w rodzaju motorów. To oczywiście nie były wszystkie statki - część znajdowała się po drugiej stronie miasta w drugim, podobnym hangarze, gdzie dodatkowo je naprawiano. Na samym dole stały giganty i większe statki transportowe, nad nimi wisiały półki na których siadały średniej wielkości statki. Półki znajdowały się jedna pod drugą i można je było składać i wyciągać ze ścian w zależności od potrzeby. U samej góry znajdowały się wnęki w ścianach, które również można było dostosowywać do wielkości statków.

Ironhide rozejrzał się od razu czując się nieswojo w tak ogromnym miejscu. Spojrzał w lewo, gdzie na platformie w połowie poprzecznej ściany trwał rozładunek Planetoidy-7 - statku transportowo-bojowego, którym przylecieli do Iacon. Ponieważ Planetoida była tylko trochę mniejsza od Komety, ze względu na swoją wagę nie mogła stanąć na półce, dlatego ciągle unosiła się na odpowiedniej wysokości.

Idąc w tamtym kierunku coraz wyraźniej słyszał grające radio, które, jak dość spora ilość przedmiotów w GBA, miało swoją historię. Radyjko nie duże: dwa okrągłe głośniki i podstawowe funkcje, potrafiące ryczeć na cały hangar; kupione przez Roadbustera gdzieś na bazarze po okazjonalnej cenie. Tak liche urządzenie, że gdy się bierze w ręce istnieje obawa, że od samego dotyku się rozpadnie. I tu się kryje niezwykłość tej grającej puszki - jest nie do zniszczenia. Zaraz po kupnie, Roadbuster mówił każdemu, kto pożyczał radio: "nie rozjeb". "Nie rozjeb", "nie rozjeb" i "nie rozjeb"... Od tego ciągłego powtarzania odbiornik zyskał nazwę "Nierozjeb". Para głośników oczywiście zaliczyła kilka upadków, upadków czegoś na nie, uderzeń kluczem (do tej pory nie dowiedziano się, kto je w taki sposób dostrajał), raz zostało postrzelone i raz spadło z dziesiątego pietra na parter po czym nawet śrubeczki nie trzeba było dokręcać, jednak od tamtej pory czasem sygnał się gubi. Po tych wszystkich wypadkach Nierozjeb niezaprzeczalnie został członkiem grupy Wreckerów, jako "ostateczna broń zagłady", która prędzej rozjebie komuś łeb, niż ono samo się rozpadnie.

Statek wisiał tyłem do platformy. Wreckerzy, którzy najwyraźniej z braku zajęcia, zgłosili się do pracy w hali, szybko rozładowywali dodatkowy sprzęt. Tak jak mówił Springer, trzy kontenery broni już były wyładowane i tylko czekały na transport do zbrojowni i rozładunek. Przy opuszczanej platformie, sprawdzając coś na trzymanej infijce stała Arcee. Śliczny, drobny, różowo-biały fembot. Jej biały hełm przywodził na myśl muszlę ślimaka, a na widok sympatycznej buźki, a przede wszystkim czerwonych ust, każdemu normalnemu, heteroseksualnemu facetowi pocieknie ślinka. Niech jednak nikogo nie zwiedzie jej wygląd, chociaż wyglądała jakby uciekła z wybiegu dla modelek, była to jedna z najlepszych bojowniczek i strzelców, a w związku z tym, stała się jedyną kobietą należącą do Wreckerów.

- Cześć, Arcee. - powiedział Ironhide, a dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła.

- No witam! - zawołała podając dłoń wiceliderowi i Cityspeakerce. - Więc tak, tam są kontenery. - wskazała palcem w stronę ściany. - Wołać chłopaków, czy dasz sobie radę?

- Oczywiście, że dam sobie radę. Nie takie rzeczy się tachało.

- To fajnie. Weź mi się tu podpisz.

Podała mu bardziej pancerną wersję tableta, z którego obudowy wysunął się rysik.

- Po co to? - zapytał zdziwiony biorąc urządzenie i podpisując się.

- Nie mam pojęcia... - westchnęła. - Ultra Magnus wymyślił jakieś cholerne procedury, które niby mają ułatwić... coś tam i zapobiegać gubieniu sprzętu. Jakby nigdy tu nie pracował! Wszyscy dobrze wiedzą, że tutaj nic nie ginie, a jeśli już, to za jakiś czas się znajdzie.

- Te procedury są straszne. - fuknęła Windy. - Życie utrudniają i czas zabierają. Było dobrze, a temu się zachciało papierologii. A Prime ślepy...

- No właśnie. - poparła Arcee. - Dobrze, że już wróciłeś Ironhide, bo z Ultra Magnusem w zastępstwie za ciebie jest na prawdę ciężko.

- Że co proszę? On mnie zastępował? Przecież mówiłem, że pod moją nieobecność uzgadniać wszystko z Prowlem, ewentualnie z Preceptorem.

- Możesz sobie mówić... - machnęła ręką Arcee, po czym wzięła od wicelidera infijkę. - Wystarczyło tylko, że Prowl przymusowo dostał jeden dzień wolnego, bo się biedaczyna przepracował, a do Perceptora w ogóle informacja nie dotarła!

- Co za... - ze złości aż mu zabrakło słów, aby odpowiednio nazwać komandora. - Brak słów. Dobra, zbieram manatki.

- Czekaj. - zatrzymała go różowa, po czym zza obudowy uda wyciągnęła spory pistolet. - Jak cię ładnie poproszę, to naprawisz mi na wczoraj? - zapytała ze słodkim uśmieszkiem.

Robot wziął od niej masywny pistolet i schował za pazuchą, czyli w wolnej przestrzeni między zbroją, zewnętrzną warstwą komory Iskry.

- Może nie na wczoraj... - mruknął. - Postaram się jak najszybciej.

- Dziękuję ci bardzo. Żeby ci Primus wynagrodził.

Chciał się już podczepiać pod pierwszy z brzegu pojemnik, kiedy usłyszał kolejny głos, tego dnia już słyszany.

- Ironhide! No ty gburze przeklęty! Nawet się nie przywitasz? - ze statku wyszedł Springer.

Aktualny dowódca Wreckerów. Postawny, młody, ale z olejem w głowie robot o zgniłozielonej zbroi, posiadający dwa tryby alternatywne: helikopter i czterokołowiec bojowy. Zdaniem wielu fembotów - przystojny, ale niestety dla tych kobiet, chłopaczyna był zainteresowany tylko jedną, która pracowała u jego boku.

Ironhide spojrzał na niego i wykrzywił usta próbując się uśmiechnąć, ale co mu z tego wyszło pozostało dla niego zagadką.

- Cześć, Sringer. - powiedział zakłopotany. - Chętnie bym został i pogadał, ale czas mi leci.

- Jak każdemu!

- Proszę, nie zatrzymuj mnie. Jak mnie Kup dorwie to zagada mnie do jutra.

- Nie ma problemu.

- Jakby co, idę dzisiaj wieczorem do Maccadama. Albo jutro. Tam możemy pogadać. - rzucił i przetransformował.

Windblade pomogła mu zaczepić kontener i półgodziny później czerwony van wjechał do zbrojowni, swojego prawdziwego królestwa. Można powiedzieć, że urodził się zbrojmistrzem. Zbrojmistrzem, nie rusznikarzem, co bardzo często zaznaczał. Rusznikarz naprawia i konserwuje broń, a zbrojmistrz ma uprawnienia do tych dwóch rzeczy, a także projektowania i budowania broni, oraz do jej chirurgicznego zakładania. Od zaledwie trzylatka przejawiał zainteresowanie prawdziwymi pukawkami i podobno, mając zaledwie dwa lata, potrafił przeładować blaster ojca.

Kiedy drzwi się przed nim otwarły, z środka buchnął zapach prochu, energonu i smaru. Jego ulubiona mieszanka. Zostawił kontener i gdyby nie to, że miał ich jeszcze dwa do przetransportowania, zostałby chwilę i napawał się swoją sztuką. Aż pięć projektów jego broni zebrało świetne opinie, a broń weszła do masowej produkcji. To rekord. Żadna inna, pojedyncza jednostka nie sprzedała tylu projektów. Dodatkowo tworzył gnaty i nie tylko, chociaż nimi zajmował się najczęściej, na zamówienie.

Przyciągnięcie kolejnych pojemników zajęło mu trochę dłużej, ale obyło się bez pomocy Cityspeakerki. Chciał się zabrać za wyładowanie masy karabinów, blasterów, minigunów, gatlingów innych automatów, ale jego komunikator drugi raz tego dnia zabrzęczał. Niechętnie odebrał i od razu usłyszał lekko zachrypnięty głos mówiący: "rusz zderzak i zapierd... zapierniczaj do zatoki medycznej." To był cały komunikat. Wywrócił oczami i ciężko westchnął. Jakoś wyjątkowo nie miał ochoty widzieć się z medykiem Ratchetem. Lubił go, a w zasadzie lubił go drażnić, ale strasznie nie lubił jego humorków z którymi często łączyło się zrzędzenie. Starość niestety do każdego w końcu przyjdzie, a w przypadku Ratcheta prawdopodobnie puka do jego drzwi. Objawia się to właśnie jego marudnym humorem i na wyglądzie też się to odbija - kiedyś, patrząc na niego od tłu, można go było pomylić z pielęgniarką. Był przystojny, dobrze zbudowany, zawsze czysty i wypachniony, a w dodatku wykształcony, co sprawiało, że femboty, które poszukiwały partnera na stałe lgnęły do niego jak scraplety do żywego Tranformera. A teraz? Stare siłowniki zaczynają słabnąć, a w efekcie jego brzuch robi się jakby większy, pod prysznic chodzi zdecydowanie rzadziej, a perfumy skończyły mu się już dawno, została tylko ogromna wiedza. 

- Windy, muszę iść do Ratcha. - zakomunikował. - Jest już późne popołudnie i chyba nie będę tu już przychodził. Będziesz to kończyć teraz, czy jutro razem ogarniemy ten burdel?

- No wiesz?! Pierdolę! - zawołała rozbawiona nieostrożnie zawieszając karabin na haku.

Z dziarskim uśmiechem na twarzy, mijając zbrojmistrza wymaszerowała ze zbrojowni. Stanęła i spojrzała na przyjaciela.

- Idziesz? - zapytała.

Nissan ruszył się z miejsca i poszedł za czerwono-ciemnoszarą dziewczyną. Zbrojownia sama się za nimi zamknęła i zablokowała.

- Zrobimy tak. Ty idziesz do Ratcheta, a ja się zrobię wyjściowo, a kiedy wrócisz pójdziemy do baru.

- Pójdziemy do baru, ale jak wrócę od Highstrike. Chcę wiedzieć na czym stoję, chociaż i tak przypuszczam, że nie mam od dawna gruntu pod nogami, o ile go w ogóle kiedyś miałam.

- Nie rozpaczaj Iruś. Zalejemy smutki w barze! Na razie! - zawołała, po czym przetransformowała i poleciała w stronę sobie znaną.

Ironhide nie został w tyle i również złożył się do swojego trybu alternatywnego. Ze zbrojowni do zatoki medycznej nie było daleko, więc chwilę później rozsunęły się przed nim drzwi. Od razu w jego optyki uderzyła jasność na białego pomieszczenia. Na środku stał stół na hydraulicznym podnośniku, po prawej było wejście do trzech izolatek, zaś po lewej ciągnął się blat ze stojącym na nim sprzętem, nad którym wisiały szafki, a po nim kilka kolumn szafek. Jednak to, co się rzuciło wiceliderowi w oczy to stojący przy zlewie niebiesko-czarny robot o trochę pokracznej budowie. Nieznajomy odwrócił się i na moment znieruchomiał wpatrując się w przybysza wielkimi jak spodki, niebieskimi optykami, po których było bardzo łatwo rozpoznać, że jest to kilkudziesięcioletni młodzik. Nagle jakby zrozumiał, co się dzieje i prawie podskoczył w miejscu podnosząc rękę do czoła w ten sposób niechlujnie salutując. Zaś Ironhide stał nieruchomo i z przechyloną na bok głową, z lekkim niesmakiem mierzył młodzika od góry do dołu.

- Ratchet! - wydarł się, a niebiesko-czarny drgnął opuszczając rękę.

- Nie drzyj się! - krzyknął biało-czerwony medyk z szarą krokwią na czole i wkrótce wyszedł z drugiej części zatoki medycznej, czyli zabiegówki.

- Czego chcesz ode mnie?

- Przegląd, Ironhide. Przegląd. Trzeba was wszystkich przebadać, żebyście jakiej zarazy tutaj nie roznosili.

- Ta, ta, ta... - mruknął pomachawszy olewająco dłonią. - Kto to? - zapytał skinąwszy głową na nieznajomego.

Ratchet wyprostował się, dumnie wypinając pierś. W między czasie do pomieszczenia wpadli jeszcze Sunstreaker i Sideswipe. Medyk od razu się skrzywił na widok Bliźniaków Terroru - nazwa wzięła się stąd, że te dwa sadystyczne żartownisie są największym utrapieniem pierwszego oficera medycznego. Ratch wzdrygnął się i spojrzał na czerwonego robota.

- Stażysta...

- Nieee... - jęknął wicelider. - Nie szkoda ci ich?

- Że co? - zdziwił się, a może nawet wystraszył nowicjusz i odstąpił od zlewu w którym od kilku chwil mył naczynia.

- Co masz na myśli? - zapytał już lekko zirytowany Ratchet, kątem oka obserwując jak na razie spokojne wygłupy bliźniaków.

- No co? Każdy jeden, co się tutaj uczył jest aktualnie psychiczny.

- Nie prawda.

- Nie? Red Alert - paranoik z halucynacjami dźwiękowymi, walnięty na punkcie bezpieczeństwa, First Aid - nadwrażliwy, nadopiekuńczy, nawet nad złamaną igłą beczy, a o Phamnie już nawet nie wspomnę!

- Po pierwsze, Ironhide, Red Alert nie uczył się ode mnie tylko od Perceptora, a paranoję miał już wcześniej. First Aid tak samo, odkąd pamiętam był nadwrażliwy na krzywdę. A Pharma to rzeczywiście moja porażka. A o Jolta się martwić nie musisz. Zanim go przyjąłem kazałem przejść się po kilku psychologach i zrobić szereg badań i wszystkie wyniki jasno pokazują, że chłopak ma równo pod kopułą. A jeśli nawet, nie pozbędę się go tak szybko, chociaż trochę niezdarny... - zmierzył stażystę od góry do dołu, od czego chłopak troszeczkę się skulił.

- Jolt? - spytał Sideswipe podchodząc nieco bliżej. - Skąd takie imię?

- Otóż, drogi Sideswipe'ie - zaczął medyk, a słysząc te słowa czerwony Autobot skrzywił się zwietrzywszy, że coś jest nie w porządku. - Jolt ma bardzo interesujące zdolności. - z dumą go rozpierającą położył dłoń na ramieniu niebiesko-czarnego Transformera. - Jolt - wskazał dłonią na bliźniaków. - to są Bracia Terroru o których ci tak żarliwie opowiadałem. Czy będziesz tak uprzejmy i zademonstrujesz, co potrafisz niezwykłego?

Na twarzy Ironhide'a wykwitł grymas podejrzliwości. Ratchet mówił w tak podniosły, teatralny sposób, że zaczął się zastanawiać, czy powinien się z tego śmiać, czy raczej płakać i uciekać jak najdalej, gdyż medykowi najwyraźniej odbiło, co było przewidywane już od długiego czasu.

Jolt skinął głową i kazał stanąć czerwonemu bliźniakowi przed wiceliderem. Sunstreaker z ciekawości podszedł bliżej, ale jednak z zachowaniem bezpiecznej odległości przyglądał się. Stażysta przetransformował swoją prawą dłoń w trójpalczaste szczypce i wycelował w Autobota. Z jego dłoni wystrzeliła jakby macka zakończona chwytną łapka, którą uczepiła się zbroi Sideswipe'a. Żołnierz zdążył tylko zerknąć na uczepioną rzecz, kiedy wrzasnął i runął na podłogę.

- Co go kurwy?! - krzyknął żółty Autobot nie wiedząc, czy ma ratować brata, czy się wstrzymać. W tym samym czasie Jolt schował mackę.

- Nareszcie moje problemy z tymi demonami się skończą! - Ratchet z uwielbieniem złożył ręce i spojrzał do góry. - Żyje? - zapytał nie wysilając się, aby podejść. 

- Żyje. - powiedział zaskoczony Ironhide widząc, jak klatka piersiowa przyjaciela podnosi się i opada. - Jest nieprzytomny.

- A to szkoda... - mruknął Ratchet. - I, Sunny - uśmiechnął się wrednie wymawiając zdrobnienie imienia żółtego Autobota, czego ten bardzo nie lubił. - Jolt ma na piśmie pozwolenie na rażenie was bez mojej zgody. Przemyślcie dokładnie, czy chcecie utrudniać mi życie. A ty Jolt, wracaj do mycia. - poklepał nowicjusza po ramieniu.

- Powinieneś się leczyć, Ratchet! - zawołał żółty bliźniak.

- Skąd go wziąłeś? - zapytał Ironhide.

- Elita One skąd się o nim dowiedziała i zapytała, czy chcę pomocnika.

Wtedy w pomieszczeniu rozległ się brzdęk tłuczonego szkła. Jolt stał nieruchomo i przypatrywał się rozbitej probówce, którą ze zbyt dużej wysokości spuścił do stojaka. Ratchet zacisnął pięści z wściekłości.

- Jolt... - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Ile ja przez ciebie jeszcze sprzętu stracę?

Przerażony młodzik odwrócił się twarzą do oficera, a w oczach jakby zmalał. Ironhide zaczął mu szczerze współczuć - z Ratchetem jego kariera medyczna nie będzie wylana energonem***, jedyny w tym plus taki, że uczy się od najlepszego medyka w Iacon, jeśli nie na Cybertronie.

- Potrzebowałem tego! - wrzasnął, a mniejszy od niego robot przechylił się do tyłu jakby jego krzyk był bardzo silnym powiewem wiatru. - Potrzebuję wakacji... - westchnął ciężko biały medyk zakrywając twarz dłońmi.

- Potrzebujesz Primusa, to jest to, czego potrzebujesz. - powiedział Ironhide, przez co został obrzucony morderczym spojrzeniem. - Możemy przejść już do rzeczy? Nie mam całego dnia.

___________________

__________________

- Tak, tak... - machnął ręką biały robot. - Jolt, zajmij się tym i nie zniszcz znowu czegoś... - burknął i skierował się w stronę wejścia do drugiej części zatoki medycznej.

- Ej! I zostawisz mnie na pastwę tego paralizatora?! - zawołał wicelider, ale usłyszał już tylko diabelski śmiech oficera.

- Odjebało! - zawołał Sunstreaker.

- Bez wątpienia... Ratchet! Zawołaj Perceptora! Muszę z nim pogadać! - wrzasnął jeszcze. - Dobra... - wzruszył ramionami, podszedł do stołu i usiadł na nim. - Pokaż, co umiesz. - zwrócił się do młodzika.

- Tak jest. - mruknął.

Chłopak podszedł do blatu i klepnął kilka szuflad, a te same się otworzyły. Tym razem w szczypce zmienił lewą dłoń. Wyciągnął nową strzykawkę, założył igłę i to w znacznie szybszym tempie, niż robi to główny medyk.

- Proszę o wyciągnięcie ręki. - powiedział nieśmiało.

Ironhide nie robił mu problemu, bo widział jak bardzo się stresuje. Gdyby to był oficer, powykłócałby się z nim jeszcze. Jolt szybko odnalazł przewód z energonem na wysokości łokcia i w mniej niż minutę wbił igłę, czego nie było czuć i pobrał błękitny płyn. Starszemu Autobotowi zwykle zajmowało to więcej, a to dlatego, że nie umiał odpowiednio odsłonić przewodu, a chcąc wbić igłę zasłaniał sobie masywnymi dłońmi, a w dodatku zabolało. Odłożył strzykawkę na blat i chciał coś zrobić, ale zesztywniał, a sekundę potem uderzył dłonią w swoje wysokie, czarne czoło.

- No właśnie... Otworzenie kartoteki, to pierwsze, co powinieneś zrobić. - upomniał wicelider.

- Najmocniej przepraszam. - wyjąkał zestresowany budząc komputer stojący na blacie.

- Nie przepraszaj, młody, bo nie masz za co. I nie stresuj się tak, krzyczeć ni będę...

- Okej...

- I nie traktuj mnie jak wicelidera, tylko jak zwykłego żołnierza.

Młody kiwnął głową i przez chwilę zajmował się komputerem. Kiedy znalazł, wpisał i przeczytał co było mu potrzebne zabrał się do dalszych badań. Kiedy akurat sprawdzał Iskrę czerwonego vana do pomieszczenia wszedł Perceptor - Wrecker i najwybitniejszy naukowiec Cybertronu.

- Cześć. - przywitał się. - Czegoś podobno potrzebujesz.

- Tak. Zapytać się, jakim kurwa prawem ten pojeb Magnus wprowadził jakiś pojebane przepisy bez twojej zgody.

- Nie konsultował ze mną niczego. Wykorzystał fakt, że Prowl miał urlop.

- Mogłeś przecież wycofać to. Jako przejściowy zastępca lidera mogłeś zgłosić sprzeciw i wtedy to Prime musiałby z tobą rozmawiać.

- Chciałem tak zrobić, ale komandor poprosił o potwierdzenie przejęcia przeze mnie twojego stanowiska. Okazało się, że bez dokumentu z twoim podpisem ani ja, ani Prowl nie mieliśmy prawa reprezentować cię.

- Co za rdzawy wrzód... - warknął Ironhide.

- Dopóki Magnus będzie komandorem, zasada "na słowo", która dobrze funkcjonowała odkąd tu pracuję, nie istnieje.

- Co za zasadnicza cipa... - burknął Sunstreaker.

- Tak więc i wam radzę uważać. - Perceptor zwrócił się do żółtego Transformera. - Jak się facet uprze, to znajdzie jakieś przepisy aby was zamknąć za te wasze wybryki.

- Tia... - wywrócił oczami. - Prędzej się chyba obudzi na materacu na środku Morza****. 

- Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby tak się stało. - uśmiechnął się Ironhide. - Nawet się pod tym podpiszę.

- W każdym razie, kiedy Jolt skończy, będzie musiał powypisywać wszystkie numery sprzętu jakiego użył. - dodał robot transformujący się w mikroskop. - A to niestety zajmuje zbyt dużo czasu.

- Tak w zasadzie to skończyłem. - odezwał się nowicjusz. - Percy, pomożesz mi to wypisać?

- Jasne... - westchnął z uśmiechem. - Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś to głupstwo zlikwidował. - zwrócił się do wicelidera. - Bo zamiast zająć się pacjentem albo badaniami, jesteśmy zmuszeni wypisywać papiery, które i tak nikomu nie służą.

- Jasne. - powiedział schodząc ze stołu. - Zapewniam cię Perceptor, że jutro się tym zajmę. Nara. - pożegnał się i skierował kroki do wyjścia.

Pozostało mu już tylko zorientować się w sytuacji swojego związku i po tym mógł pójść z przyjaciółmi najlepszego baru na świecie świętować, że nadal ma dziewczynę, czy też zalać smutki po jej stracie.

*kofergon - odpowiednik kawy.
**infijka - przeźroczysty tablet o dużej pamięci.
***wylane energonem - usłane różami.
****Morze - wymyślony przez autorkę zbiornik wodny na powierzchni Cybertronu.

Cześć wszystkim!
Pierwszy rozdziałek za mną, mam nadzieję, że się podoba.
Mam też jedną sprawę do wyjaśnienia.
Może się niektórym wydawać (co wyjdzie dopiero w dalszych rozdziałach), że niektóre pomysły ściągnęłam z książki pod tytułem "po dwóch stronach" znajdującej się na profilu nina121612. Uspokajam, że PDS było pisane przez właścicielkę wspomnianego konta, a także przeze mnie. Jednak nasza współpraca nad książką legła w gruzach, a że nie chciałam marnować nieprzespanych nocy przesyconych rozmyślaniem o tym, co by jeszcze można do książki wrzucić, tak postanowiłam napisać swoją książkę.
A teraz, tak jak obiecałam, przedstawiam wam kolejnych bohaterów, którzy pojawili się w rozdziale.

Moonracer

Praca z Printerest.com

Arcee


Praca z Printerest.com

Springer

Praca z Printerest.com

Perceptor


Praca z Printerest.com

Jolt

(mniej więcej tak wygląda Jolt...)

autor: Colza666
link: https://www.deviantart.com/colza666/art/Sideswipe-and-Jolt-141519754

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro