~1~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Jego spokojny sen po męczącym dniu zakłóciło ciche skomlenie drugiego chłopaka przez sen. Mimowolnie otworzył oczy, napotykając bezkresną ciemność pokoju(głównie sufitu, bo to jego spotkał zaszczyt, by spać na górze ich piętrowego łóżka w studiu) Lu Guang chwilę wsłuchiwał się w nierówny szybki oddech czarnowłosego przerywany ledwo słyszalnymi rozpaczliwymi zawodzeniami. Dał radę wychwycić kilka pojedynczych zdań, które przez ostatnie dni bardzo wryły mu się w pamięć.

— M-mamo! Nie mamo proszę! Obudź się! — żałosne zawodzenia Cheng Xiaoshiego wkrótce przerodziły się w rozpaczliwe krzyki. — Tato! Tak za wami tęsknię…

Lu Guang w dalszym ciągu nie interweniował, głęboko zastanawiając się nad tym co powinien zrobić. Właściwie nigdy nie był w stanie mu pomóc, chłopak codziennie męczył się z koszmarami niezależnie od tego czy białowłosy coś z tym robił czy też nie. Nigdy jednak nie zignorował tego. Nie pozwalało mu na to poczucie winy związane z ostatnią misją. To przez nią Cheng Xiaoshi doznał ponownie traumy i szoku, których doświadczył w dzieciństwie. Nie przemyślał dokładnie tego, że wysłanie go na tę misję będzie tak niebezpieczne w skutki. Nie było jednak innej opcji. Mimo wszystko było w tym także i jego winy, gdyż znowu nie posłuchał się swojego partnera i robił wszystko na własną rękę. Pragnął ocalić wszystkich ze zdjęcia…Chociaż Lu Guang wielokrotnie mówił mu, by podążał za jego poleceniami i niczego nie zmieniał. Bo w końcu i tak nie uda im się zmienić przeszłości. Cheng Xiaoshi jednak zawsze chciał zgrywać bohatera, a jego dobroć czasem była opłacana przykrymi konsekwencjami. Cóż, z jednej strony nie dziwił mu się i współczuł, że zawsze tak mu się obrywa za to. Nie umiał jednak okazać jak przykro mu było, gdy widział go takim przygaszonym przez ostatnie wydarzenia. Umiał zapewnić mu tylko jakąś tam bliskość, by wiedział, że zawsze jest obok i go wesprze. Dlatego tym razem postanowił zrobić tak samo, palące uczucie winy było zbyt mocne do udźwignięcia. A policzek w który oberwał, gdy Cheng go wtedy uderzył wciąż go bolał i boleśnie przypominał o tym co zrobił.

— Cheng Xiaoshi…Daj mi rękę. — powiedział więc głośno, przysuwając się do metalowych krawędzi łóżka. — słyszysz? Podaj mi rękę… — powtórzył, gdy nie uzyskał od niego żadnej reakcji.

Musiał ponowić tę prośbę kilka razy, dopóki chłopak nie umilkł, a on nie usłyszał jak wierci się na materacu. Spojrzał w dół. W ogólnej ciemności dostrzegł jego wyciągniętą rękę, lśniącą niczym biała ręka trupa. Westchnął, po czym wyciągając się tak, by mógł ją złapać, złączył razem ich dłonie.

— Spokojnie…Jestem tutaj. — szepnął, a czarnowłosy zacisnął palce na jego dłoni.

Przez jakiś czas leżeli tak w ciszy. Lu Guang pozwalał mu trzymać się za rękę tak długo jak tego potrzebował. Zdawał sobie sprawę z tego jaki był jego partner. Otóż ta jego niewinność i otwartość zawsze sprawiały, że pragnęło się go chronić.

Kiedy usłyszał z jego strony głośny miarowy oddech świadczący o tym że już wymęczony płaczem zasnął, westchnął i postanowił również to zrobić. Przesiedział w ten sposób jakieś 20 min, więc nie dość, że przysypiał gdy podpierał głowę ręką to w tej pozycji było mu bardzo niewygodnie. Spróbował puścić jego dłoń, jednak było to bezcelowe gdyż chłopak mocno go trzymał i wyglądało na to że nie zamierzał puścić. Nie chciał rozwierać jego palców na siłę, gdyż mógłby go obudzić tym działaniem. Poza tym podczas snu Cheng Xiaoshi był cholernie silny. Boleśnie odczuł to, gdy spali kiedyś razem na rozkładanym łóżku.

Kiedy zastanawiał się co zrobić, poczuł jak chłopak ciągnie go za rękę w dół. W pierwszej chwili nie wiedział jak postąpić dalej, jednak chłopak siłą zmuszał go do tego, by do niego zszedł. Tak też, więc zrobił i już po chwili znalazł się na podłodze tuż przy jego łóżku.

— Lu…Lu Guang… — usłyszał jak chłopak powtarza jego imię przez sen, w dalszym ciągu ciągnąc go do siebie.

Nie miał wyboru. Musiał ustąpić i jedyne co mógł zrobić to położyć się obok niego na materacu. Czarnowłosy skopał z siebie kołdrę, która teraz leżała gdzieś w nogach łóżka. Powoli, by go nie obudzić przeszedł nad nim i leżąc już obok, drugą ręką sięgnął po nią, by go przykryć. Stwierdził, że on obędzie się bez niej, bo Cheng uwielbiał mu ją zabierać, gdy spali razem.

Materace na piętrowym łóżku niestety były ciut za małe na dwie osoby, więc Lu zmuszony był do leżenia bardzo blisko niego. Czarnowłosy spał na boku z jedną ręką pod głową oraz drugą wciąż trzymającą jego przyjaciela za rękę. Tymczasem białowłosemu najlepiej spało się na plecach, jednak tym razem było to dość niewygodne. Dlatego przybrał pozycję taką samą jak czarnowłosy. Ze względu na małą powierzchnię materaca teraz między nimi nie było prawie żadnej, nawet minimalnej, odległości. Musiał, więc przylegać do jego pleców. Było to dość niekomfortowe, jednak szybko znalazł w tym jakąś przyjemność.

Wsłuchiwał się w przejeżdżające za oknem samochody oraz światła ich reflektorów, które odbijały się w oknach zasłoniętych roletami. Bardzo szybko odczuł trudy dzisiejszej nocy w postaci jego schodzących się powiek. Nie mógł tego powstrzymać, zwłaszcza gdy wdychał również miły zapach włosów Chenga, które były rozsypane po poduszce. Ziewnął i otarł oczy pięścią, w tym czasie próbując poprawić swoją drugą rękę. Wtedy również poczuł, że Cheng Xiaoshi ją puszcza. Wyglądało na to, że nareszcie się uspokoił, gdyż przestał się w końcu wiercić i mówić przez sen.

Mógł się odwrócić nareszcie w drugą stronę i zasnąć, jednak wtedy usłyszał jak znowu coś mówi. Zdziwiło go to sądził, że już dawno spał.

Jego głos był lekko stłumiony.

— Wiesz…Dzięki tobie poczułem się jak w domu. Mama też mnie tak zawsze uspokajała, gdy miałem zły sen. Dziękuję, że to dla mnie robisz. — szepnął, a Lu poczuł bardzo specyficzne uczucie w sercu.

Pomyślał, że właściwie to jeszcze może spać wtulony do niego, w razie gdyby znowu miał jakiś koszmar. Tak na wszelki wypadek. Kilka dodatkowych minutek wspólnej bliskości nie zaszkodzi…Skończyło się na tym, że spał przytulając go do siebie przez całą noc do momentu, gdy rano nie wpadła obudzić ich Qiao Ling z nowym zleceniem. Widząc jednak jak słodko razem śpią, postanowiła ich nie budzić tylko z uśmieszkiem na twarzy poszła kupić im jakieś śniadanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro