Skyrius I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Samolot, który miał mnie zabrać do miejsca, w którym w końcu będę mógł być sobą przyleciał, ku mojemu zdziwieniu punktualnie. Był on dosyć niewielki biorąc pod uwagę ilość ludzi, która na niego czekała. Jedyne co miałem ze sobą to mała walizka i bilet. Po odprawie wszedłem do samolotu i zająłem swoje miejsce.

Rozsiadłem się wygodnie w samolocie i zacząłem czytać broszurę, którą dostawał każdy przy wejściu. Już wcześniej słyszałem wiele o tym miejscu. Jedni opisywali je jako raj na ziemi, a inni jako wielki psychiatryk dla osób nieuleczalnie chorych, bo przecież dwie osoby tej samej płci nie mogą się kochać. Z jednej strony przeszliśmy rewolucje seksualną, a z drugiej i tak mnóstwo osób nadal jest jak wyjęta ze średniowiecza.

Lot miał zająć mniej więcej trzy godziny, więc miałem wystarczająco dużo czasu, żeby przeczytać wszystkie najważniejsze informacje. Na stronie tytułowej tęczową czcionką napisane było "Miejsce dla nie prostych - twój nowy dom". Z tekstu można było wynieść wiele informacji, które momentami wydawały się być jak wyjęte z jakiegoś filmu.

Proudland - czyli oficjalna nazwa miejsca do którego zmierzam, jeszcze nigdy nie obiła mi się nawet o uszy. Wszyscy w całej Anglii nazywali to miejsce po prostu Gayland, co miało mimo wszystko dosyć negatywny wydźwięk.

Jedynie akapit niżej znajdował się szereg wymogów jakie należy spełnić, żeby opuścić teren lotniska w New Hope. Żadna osoba heteroseksualna, która nie przyjechała w odwiedziny do wskazanej z imienia i nazwiska osoby z bardzo bliskiej rodziny zostawała odsyłana z powrotem do domu. Na lotnisku każda osoba miała obowiązek przebycia specjalnej odprawy, której procedury za każdym razem mogą wyglądać inaczej.

Trochę mnie ta informacja wystraszyła, bo bałem się, że zostanę odesłany do domu, którego już nie mam...

Bałem się czytać dalej, ale po dłuższej przerwie zajrzałem na następną stronę. Było tam wypisane mnóstwo ciekawostek i przydatnych informacji, z których mimo wszystko większość znałem. Urzędowym językiem był rosyjski i angielski. Każda osoba nieheteroseksualna, co było podkreślone podwójną linią, może odwiedzić bądź zamieszkać na terenie Proudland. Dostanie wizy innej niż turystyczna jest niemożliwe. Każdy mieszkaniec jednego z trzech największych miast dostaje specjalne oznaczenie, które informuje innych ludzi o tym jakiego miasta jest przedstawicielem i co sprowadziło go do Proudland. Napisane były również oznaczenia kolorystyczne, które dostawał każdy obywatel. Czerwony - osoby homoseksualne, które były ofiarami znęcania się przez rodzinę i przyjaciół. Pomarańczowy - osoby homoseksualne, które po znalezieniu życiowego partnera postanowiły przeprowadzić się do Proudland. Żółty - osoby transseksualne, które urodziły się jako mężczyźni. Zielony - osoby transseksualne, które urodziły się jako kobiety. Niebieski - osoby homoseksualne, które z własnej woli przeprowadziły się do Proudland jako single. Fioletowy - osoby aseksualne budujące związki z osobami tej samej płci.

Oczywiście podział przedstawiony w ulotce nie był ostrym podziałem między ludźmi. Zdarzały się osoby, które spełniały więcej niż jedno kryterium. Wówczas mogły one po prostu wybrać sobie kolor literki, którą będą miały na swoim nadgarstku. Kolejna tabela przedstawiała podział przydzielania liter. G - mieszkańcy New Hope. A - mieszkańcy Whiteheaven. Y - mieszkańcy Rainbowstone. To wszystko wydawało mi się dosyć absurdalne, biorąc pod uwagę, że w całym Proudland było już mniej więcej dziesięć milionów ludzi. Poza tym, że nic nie było napisane o mieszkańcach wsi i mniejszych miasteczek, które znajdują się poza głównymi aglomeracjami, moją uwagę przykuło zdjęcia przedstawiające zarządcę, częściej mimo wszystko nazywanego prezydentem Proudland, czyli Damiena Aristowa. Był on bardzo popularny w dniu otwarcia tego eksperymentalnego państwa. Najpierw pokazany był wraz z prezydentem Rosji, czyli swoim ojcem i prezydentem USA. Ich uśmiechy wydawały się mimo wszystko naprawdę prawdziwe i szczere, bo realizacja tego projektu kosztowała ich mnóstwo pieniędzy i czasu. Na następnych fotografiach były pokazane projekty liter i ich kolory, a na samym dole zdjęcie Damiena Aristowa, który jako pierwszy został "oznaczony", jednak nie miał on żadnego z kolorów z wcześniejszych zdjęć. Miał on wytatuowane wszystkie trzy litery każdego z miast, układające się w wyraz GAY w kolorze śnieżnobiałym, który mimo jego dosyć jasnej karnacji był bardzo widoczny i wyraźny.

Ilość informacji, które przeczytałem sprawiła, że poczułem się zmęczony. Przymknąłem swoje oczy i dosłownie po chwili usłyszałem głos stewardessy, mówiącej, że jesteśmy na miejscu i muszę wysiąść z samolotu.

Kiedy wychodziłem z maszyny moim oczom ukazała się piękna, biała płyta lotniska. Wszyscy pasażerowie czekali już tylko na mnie, a wokół nich stała eskorta policji. Jedną z rzeczy opisanej w broszurce już widziałem gołym okiem. Białe ubrania ze srebrnymi i tęczowymi dodatkami. Policjanci byli od stóp do głów ubrani w śnieżnobiałe ubrania, ze srebrnymi guzikami i tęczowym napisem POLICE na plecach. Ruszyliśmy zwartym szeregiem w stronę głównego budynku lotniska. Było dosyć wcześnie, bo dochodziła szósta rano czasu lokalnego, więc prawdopodobnie byliśmy pierwszym lotem, który dzisiaj przyleciał.

Byłem bardzo ciekawy, czy te litery i kolory, które były opisane są prawdziwe czy to tylko wymysł dziennikarza, który pisał reportaż i tak naprawdę jedynie kilka osób posiada te wytatuowane litery. Podszedłem trochę bliżej kobiety, która szła na końcu stawki. Była ubrana w mundur, więc musiałem coś wymyślić.

- Przepraszam, nie chcę pani przeszkadzać w pracy, ale coś chodzi pani pod okiem - policjantka na początku spojrzała na mnie z lekkim niedowierzaniem, ale później spojrzałem się na nią swoim pewnym spojrzeniem, więc podniosła rękę i przetarła miejsce pod okiem. Ku mojemu zdziwieniu miała ona napisane na nadgarstku drukowane G w fioletowym kolorze.

- Już, nic nie ma? - spojrzała się na mnie bez konkretnego wyrazu.

- Tak, już jest czysto - przesunąłem się od kobiety i wróciłem na moje wcześniejsze miejsce.

Idąc do głównej siedziby lotniska oglądałem otoczenie. Zza lotniskiem było widać wielkie wieżowce. Wszystko co widziałem było białe. Główne pytanie jakie sobie zadawałem to to jakim cudem ta cała biel nie jest jeszcze czarna i brudna. Przecież samochody, ocieplanie domów inne tego typu rzeczy. To przecież się brudzi, a wszystko co widziałem było śnieżnobiałe. Pogoda również była piękna, świeciło słońce, a na niebie było jedynie kilka pojedynczych chmurek. W powietrzu było czuć, w przeciwieństwie do zadymionego Londynu, jakąś dziwną specyficzną woń, która była tak jakby owocowa i kwiatowa jednocześnie, a przecież dopiero rozpoczynało się lato. W budynku lotniska było całe mnóstwo personelu, który dał każdej osobie odpowiedni numerek. Z pokoju znajdującego się na końcu korytarza jakąś kobieta wzywała odpowiednie numerki. Kolejność była przypadkowa, ale ostatecznie zostałem już tylko ja sam w towarzystwie funkcjonariuszy. Przez olbrzymie szklane szyby widziałem, że niektórzy byli ponownie prowadzeni w stronę samolotu, którym przyjechaliśmy. Jestem się nawet w stanie pokusić o stwierdzenie, że była to zdecydowana większość osób. Kiedy kolejna kobieta zaczęła iść w stronę lotniska, usłyszałem mój numer, więc z olbrzymim strachem i niepewnością ruszyłem w kierunku tajemniczego pokoju.

∆∆∆

Mam nadzieję, że się wyciągnęliście trochę i zostaniecie ze mną i tą książką na trochę dłużej. Rozdziały będę  co tydzień w niedzielę, ale nie podaje póki co odgórnej godziny, bo wszystko zależy od tego jak się wyrobię. Miłego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro