Skyrius XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poranne promienie słońca, świecące prosto w moje jeszcze zamknięte oczy dały mi znak, że przyszedł czas na to, aby w końcu wstać. Obejrzałem się za siebie i ku mojemu szczęściu okazało się, że Louis nie był tylko w moim śnie, a również obok mnie w rzeczywistości. Przekręciłem się na drugą stronę, tak żeby nasze twarze były jak najbliżej. Mój kochany mężczyzna nadal spał, więc przybliżyłem się jeszcze bliżej i zacząłem delikatnie całować mojego ukochanego. Starałem się być bardzo delikatny, ale nie minęła nawet minuta, a moje oczy mogły spoglądać już w te piękne błękitne oczka, za które byłbym w stanie oddać nawet życie.

Wiem, że to trochę dziwne, bo jesteśmy dopiero od wczoraj w związku, ale ja czuje jakbyśmy znali się już dużo dłużej. Nigdy wcześniej nie potrzebowałem tak bardzo żadnego innego człowieka. Nawet Niall, z którym znam się dłużej, jest dla mnie mniej ważny niż Lou.

Niestety wstaliśmy o dość później godzinie i jeżeli nie ruszymy stąd w przeciągu kilkudziesięciu minut to nie mamy nawet co liczyć na to, że będziemy punktualnie na miejscu. Zrobiło mi się trochę przykro, że mój czas spędzony sam na sam z najpiękniejszym aniołem ulegnie już niedługo zakończeniu. Tommo powiedział mi, że kiedy będziemy już w Rainbowstone, to będziemy zwiedzać je razem ze szmatą Eleanor. Jak dla mnie to wygląda ona tak tandetnie, że mogę się założyć o to, że miała więcej facetów w łóżku niż Liam i Zayn razem wzięci. Zanim trafili na siebie, to opowiadali mi, że byli w stanie zabawiać się z trzema różnymi facetami podczas jednego dnia. Chciałbym już zobaczyć czy jest to takie przyjemne jak oni to opisują. Ale jeszcze nie teraz. Chce poczekać na odpowiedni moment, abym zapamiętał go do końca swoich dni.

Ubrałem się i już kończyłem pakować nasze bagaże, gdy w drzwiach pojawił się Lou. Trzymał on w ręku jakieś jedzenie, które mieliśmy jeść już podczas jazdy. Jednak to nie to przykuło moją uwagę. Mój wzrok zatrzymał się na białych spodniach bruneta, które tak dobrze opinały jego męskość, że mogłem zobaczyć go tak samo idealnie jak wczoraj kiedy się przytulaliśmy.

Przez tego chłopaka wszystkie moje zmysły wariują. Przecież ja nigdy taki nie byłem. Zawsze starałem się zachować rozsądek i spokój, a przy Lou nie potrafię skupić się na niczym innym niż tworzenie i rozganianie moich kosmatych myśli, które pojawiają się dosłownie za każdym razem, kiedy tylko na niego spojrzę. On mnie chyba jakoś zaczarował, bo czuje się przy nim jakby odurzony. A może to nie żadna magia ani narkotyk, a po prostu miłość?

Zastanawiał bym się nad tym jeszcze długo gdyby nie mój telefon. Nie zaskoczyło mnie wcale to, że dzwoniącym był Niall.

- Harry, ty jesteś cały? - głos chłopaka wydawał się trochę przerażony i nie do końca świadomy tego co mówi.

- Tak, a co się stało? - spytałem trochę zmieszany, łącząc moje spojrzenie z tym należącym do Louisa.

- Dzisiaj rano, kiedy miałem już wychodzić do pracy to znalazłem na drzwiach kartkę. Napisane na niej jest: Jeżeli po życiu jest śmierć, to czy po śmierci jest życie? Z każdym dniem pamięci twojej zbliża się kres, a ta śmierć została pokonana, a twa zguba żyje. Nie reaguj gwałtownie, kiedy twoje spojrzenie znajdzie się na jej ciele, bo oprawca wie, że pojawisz się, tylko nie w którym momencie. Co to ma oznaczać? - moje serca na chwilę przestało bić, a mój mózg przestał przetwarzać informacje. O co chodzi z tymi wiadomościami!? Czy to możliwe, że to jednak nie jakaś pomyłka!? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Nie wiem już co mam zrobić...

- Niall, nie martw się. To ktoś robi sobie żarty. Nie mówiłem ci, ale już wcześniej były takie kartki i nic z żadnej z nich się nie sprawdziło. Nic się nie dzieje, spokojnie - nie chciałem, żeby się denerwował, ale ja zacząłem się już naprawdę mocno stresować tym wszystkim.

- No dobrze, to jak tam u was? Dojechaliście już do Rainbowstone? David też musiał tam pojechać i teraz sam siedzie - zdziwiło mnie to trochę, bo David mówił, że zostaje z Niallem podczas gdy mnie nie będzie.

- A powiedział ci po co tutaj jedzie? - spytałem już trochę drżącym głosem.

- Nie, ale jak chcesz to mogę przesłać ci do niego numer i sam się zapytasz - jakiś kontakt do tego dziwaka może się przydać, więc czemu nie.

- No dobra to możesz mi przesłać. Ja z Louisem właśnie będziemy zaraz ruszać w dalszą drogę i za jakiś czas będziemy na miejscu. Muszę kończyć. Tommo zabija mnie wzrokiem, bo przeze mnie możemy nie dojechać na czas na spotkanie, więc trzymaj się tam - blondyn nie zdążył się ze mną pożegnać, bo natychmiast wyłączyłem telefon i ruszyłem za Louisem, który szedł szybkim krokiem w stronę swojego auta.

Brunet nie podarował mi tego co usłyszał, więc musiałem ze szczegółami opowiedzieć mu o wszystkim. Tak samo jak ja na początku nie podchodził do tego poważnie, ale z każdą minutą zaczynał coraz bardziej przejmować się moją pozycją w tym wszystkim.

Niall po jakiś trzydziestu minutach wysłał mi numer Davida. Na początku nie ogarnąłem, że jest z nim coś nie tak, ale kiedy chciałem zapisać go do kontaktów, okazało się, że mam już zapisany ten numer pod nazwą Nie odbierać. Przez całe moje ciało przeszły ciarki przerażenia, a moje serce zaczęło bić tak szybko, że nie wiedziałem do końca co się ze mną dzieje. Spojrzałem jeszcze raz na numery, ale były one identyczne. Raczej mało prawdopodobne jest to, żeby okazało się to przypadkiem lub zbiegiem okoliczności.

- Louis, jak nazywa się ten facet do którego jedziemy? - starałem się połączyć wątki, ale nie miałem pomysłu jak to do końca zrobić.

- Austin jakiś, nie pamiętam. A czemu pytasz? - spytał.

- Nie ważne, tak po prostu. Kiedy w końcu będziemy na miejscu?

- Za kilka minut - odpowiedział. - A co? Stęskniłeś się za Eleanor? - dodał po chwili, delikatnie uśmiechając się, w oczekiwaniu na moją reakcje.

- Weź mi o niej nie przypominaj. Czemu ty się z nią przyjaźnisz? Przecież ona ani ładna, ani mądra nie jest - Lou stanął na czerwonych światłach, a ja wpatrywałem się w jego twarz.

- Kochanie, Eleanor jest jaka jest, ale dzięki niej mam dobre kontakty. Kiedyś, gdy byliśmy na wyjeździe w jakimś kraju arabskim to udawała nawet moją dziewczynę...

- Dobra, rozumiem, ale już nie gadaj o niej, bo zaraz zwrócę śniadanie - skończyłem temat, a Lou jedynie pomachał delikatnie głową, zrezygnowany.

Po dotarciu do miasta okazało się, że ta szmata już na nas czeka prawie od godziny, z czego nie była zbytnio zadowolona. Dziwny z niej człowiek.

- Ile można na was czekać? Powinnam była postawić na swoim i pojechać razem z wami i wtedy na pewno byście się nie spóźnili. Na co tak czekacie!? Wchodzić do windy, bo i tak jesteśmy już spóźnieni - brunetka powitała nas w bardzo przyjazny sposób. Widziałem, że Lou nie podoba się jej zachowanie.

- Uspokój się trochę. Jesteśmy jedynie dwie minuty po czasie. Świat się chyba nie skończy z tego powodu, nie sądzisz? - Louis mówiący w ironiczny sposób to jasny znak, że panna Calder ma przejebane.

Na słowa mojego ukochanego przewróciła jedynie swoimi ochodnymi oczami w kolorze gówna, a następnie przeszła z nami do windy. Naprawdę nie wiem za co ja tak nienawidzę tej baby, ale najwyraźniej czymś musiała sobie na to zasłużyć.

Winda, którą jechaliśmy zaprowadziła nas prosto do apartamentu nijakiego Pana Austina. Kiedy tylko znaleźliśmy się już na górze to naszym oczom ukazało się mieszkanie, które po prostu oślepiało swoim przepychem i kosztownościami. Złoto i kamienie szlachetne znajdowały się nawet na ścianach. Po krótkim rozejrzeniu zauważyłem gospodarza. Był to mężczyzna w średnim wieku z blond czupryną, jasną skórą i dość szerokimi barkami. Nie wiem czy to przez te jasne włosy i niebieskie oczy, ale na pierwszy rzut oka wyglądał mi na Niemca.

- Witam was w moich skromnych progach. Martwiłem się, że nie uda nam się spotkać, ale na szczęście czasami nawet ja się mylę - mimo uśmiechu na jego ustach nie wydawał mi się on dobrym człowiekiem, a raczej zwykłym dupkiem mającym tyle pieniędzy, że już nawet nie wie na co je wydawać.

We trójkę zajęliśmy miejsca na olbrzymiej narożnej kanapie. Austin usiadł na przeciwko nas. Miałem okazję na to, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Na żadnym z jego nadgarstków nie było żadnego znaku, który gwarantował by mu przynależność do Rainbowstone lub innego z miast.

- Ashley, mogłabyś zrobić nam coś do picia, bo goście wyglądają na spragnionych - blondyn zawołał swoją służącą ubraną w skromy fartuszek. Jedno spojrzenie na jej twarz sprawiło, że wszystko nagle stało się oczywiste. Czyli chodziło o nią...

∆∆∆

Następny rozdział we wtorek lub środę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro