Skyrius XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Powinniśmy powiedzieć o wszystkim Eleanor. Jest tutaj z nami i możliwe, że jej pomoc okazała by się bardzo przydatna - przewróciłem oczami na słowa Lou.

- Nie chce jej w to angażować. Nie lubię jej - odpowiedziałem, a samochód zatrzymał się w korku.

- Powiesz mi, dlaczego tak bardzo jej nie lubisz? - moje oczy spojrzały prosto w niebieskie tęczówki Louisa. Widziałem w nich, że jest on mną rozczarowany.

- Boję się, że mi cię zabierze... - odpowiedziałem cicho, odwracając wzrok.

- Kochanie - brunet położył dłoń na moim policzku, gładząc go. - Przecież powiedziałem, że cię kocham. Nigdy nikomu tego nie powiedziałem. Gdy jestem z tobą to nikt inny dla mnie nie istnieje. Nie bądź głupi skarbie i proszę cię, opanuj się trochę, bo nie takiego cię pokochałem. Eleanor może i patrzy na świat przez pryzmaty pieniędzy, ale każdemu należy się szacunek, pamiętaj o tym.

- Dobrze, będę już pamiętał - Louis ma rację. Zatraciłem się w tym strachu i zazdrości, przez co sam sobie szkodziłem w oczach Tomma.

- Co zamierzasz powiedzieć Niallowi? - spytał nagle, przez co w tym samym momencie dotarło do mnie, że po co chce dzwonić do Horana, skoro nie wiem, co mu do końca powiedzieć. Przecież jak usłyszy, że jego chłopak jest synem faceta, który przetrzymuje moją przyjaciółkę ze szkoły, bądź tym gorsza jest w to wszystko zamieszany, to prawdopodobnie mi nawet w to nie uwierzy.

- Nie wiem. Masz jakiś pomysł? - postanowiłem zdać się na byłego prezydenta New Hope. Skoro był w stanie zarządzać miastem i rozwiązywać choćby część jego problemów, to na pewno na już jakiś pomysł, jak to wszystko ogarnąć.

- Powiedziałbym Niallowi, że udało ci się znaleźć Madison, potem dodał coś o tym całym Davidzie, który prawdopodobnie jest synem Austina, a na koniec poprosił go, aby do niego zadzwonił i postarał się sprowadzić go z powrotem do stolicy - odpowiedział, a ja spojrzałem na niego lekko zdziwiony.

- Po co chcesz sprowadzać Davida do New Hope? - spytałem.

- Trzeba będzie przechwycić Madison. Im mniej osób związanych z tym wszystkim będzie w okolicy, tym lepiej dla nas. Syn może się zatrzymać u ojca, nie sądzisz? Jak zobaczy cię przy Madison to domyśli się co mamy w planach. Dzwoń do Nialla i powiedz mu wszystko tak jak ci mówiłem. Zaufaj mi - położył dłoń na moim kolanie i posłał mi delikatny uśmiech, który niestety nie mógł potrwać za długo, bo w końcu udało nam się ruszyć z miejsca.

- Halo Niall, to ja Harry - zadzwoniłem z telefonu Lou, bo z tego wszystkiego nie mogłem sobie przypomnieć co zrobiłem ze swoim.

- No hej, jesteście już po spotkaniu? - głos blondyna wydawał się dosyć ciepły i radosny, co trochę mnie zmieszało, biorąc pod uwagę to jak brzmiał z rana.

- Tak, jesteśmy już po spotkaniu. Posłuchaj mnie. Okazało się, że u tego faceta, co chce kupić mieszkanie Lou, jest moja koleżanka Madison, ta o której ci opowiadałem, że poszła na imprezę i potem już jej nigdy nie widziałem. Musimy pomóc jej uciec stamtąd. Syn tego faceta ma na imię David i istnieje bardzo duża szansa na to, że jest to ten David, którego bardzo dobrze znamy. Numer, który mi podałeś znalazłem na jednej z tych kartek, które zostawiał dla mnie ktoś od Madi - przerwałem na chwilę, bo Louis musiał gwałtownie zahamować.

- Boże. I co teraz? - spytał Niall, a cała radość jaką słyszałem na początku zniknęła.

- Musisz ściągnąć Davida z powrotem do New Hope. Nie może być w Rainbowstone, kiedy będziemy chcieli uwolnić Madi. Udawaj, że wszystko jest okey i o niczym nie wiesz. Powiedz mu, że bardzo za nim tęsknisz, płaczesz za nim codziennie po nocach czy coś w tym stylu. Miejmy nadzieję, że to łyknie - skończyłem przekazywać Niallowi jego zadanie, a on bez słowa rozłączył się.

Spodziewałem się tego, że taka informacja będzie dla niego trudna. W końcu chodziło o osobę, którą kocha. Po kilku minutach, na szczęście, do Louisa przyszła wiadomość:

David powiedział, że dzisiaj zostanie jeszcze w Rainbowstone, a jutro z samego rana będzie już do mnie wracał. Powodzenia.

Po niespełna piętnastu minutach byliśmy już na miejscu. Okazało się, że Eleanor zaproponowała, abyśmy zatrzymali się u niej. Na początku myślałem, że wyjdę z siebie, jeżeli będzie spędzała ona z nami dosłownie każdą chwilę, jednak przypomniało mi się, to co obiecałem Lou, a teraz, gdy on chce mi pomóc, to nie mogę go zawieść.

- O jesteście! Wszystko już gotowe. Specjalnie tak wolno jechaliście, żebym zdążyła wszystko dopiąć na ostatni guzik? - ten uśmiech i kokieteria z jej strony była moim zdaniem bardzo wymuszona, ale Louis chyba tego nie zauważył, bo odwzajemnił uśmiech i jako pierwszy wszedł do mieszkania.

Na pierwszy rzut oka było dużo bardziej kolorowe niż te, do których przywykłem w New Hope. Na ścianach znajdowało się dużo barwnych roślin i dekoracji, a nawet jedna ze ścian w salonie miała kolor intensywnego błękitu. Poza tym całe mnóstwo szkła i kryształów w pokoju dawały wrażenie migocących diamentów dzięki licznym promieniom słońca, które wpadały przez duże, nowoczesne okno.

- Jesteście głodni? - mimo, że Eleanor zadawała pytania tak jakby do nas, to za każdym razem patrzyła wówczas w stronę Lou, aż odpowie on na jej miłe, niewinne pytanko.

- Jedliśmy dzisiaj z Harrym tylko śniadanie, ale tak sobie myślałem, że moglibyśmy wybrać się razem na jakiś spacer, bo musimy z tobą o czymś porozmawiać. A później, jak już bardziej zgłodniejemy, to wtedy wstąpimy do jakiejś restauracji. Co wy na to? - spytał, a ja ochoczo ruszyłem ponownie w kierunku drzwi. Chętnie wybiorę się na spacer z tą dwójką. Widok zazdrosnej Eleanor, która widzi jak trzymam się z Louisem za rękę. Niby nic takiego, a jednak czuje nad nią przewagę. Powinna zacząć zarywać do tego całego Austina. Louis nie jest nią przecież wcale zainteresowany. Nie rozumiem jej.

Trochę nie chętnie, ale ostatecznie udało nam się nakłonić El, żeby zgodziła się na wspólny spacer. Louis chciał jej coś powiedzieć, ale za żadne skarby nie mogłem go zmusić, aby mnie z tym zaznajomił. Kiedy szliśmy jedną z głównych ulic Rainbowstone, Louis nagle powiedział, żebyśmy na chwilę przysiedli. Usiadł na środku jednej z przydrożnych ławek, a ja i brunetka obok, po jego obu stronach. Ni stąd ni z owąd nagle przybliżył się on do dziewczyn i zaczął szeptać jej coś na ucho. Czułem się źle z tym, że oboje będą wiedzieli coś, czego ja nie będę wiedział, ale mówi się trudno.

- A poza tym, to razem z Harrym, chcemy poprosić cię o pomoc w pewnej innej sprawie. Jego przyjaciółka zostawiła Harry'emu notkę, że jest przetrzymywana w apartamencie Austina. Musimy uwolnić tę dziewczynę. Nie jest to żadna Ashley, a Madison, która dwa lata temu przepadła bez śladu.

- No dobrze, rozumiem, ale w czym ja mam wam pomóc? - Eleanor zaczęła mówić kompletnie normalnie, bez żadnego wdzięku i uroku, którym wcześniej tak bardzo emanowała w stronę mojego chłopaka.

- Jutro mamy podpisywać umowę o sprzedaż. Kiedy uda nam się ją już podpisać, to zostaniesz z Austinem i zaczniesz go podrywać, żeby mógł skupić się na czymś innym niż my, którzy w tym czasie razem z Ashley opuścimy budynek. Wchodzisz w to? - muszę przyznać, że plan Lou wydawał się całkiem sensowny. Ale ja mam mądrego chłopaka.

- No dobrze, jestem ci to winna za pomoc z załatwieniem wszystkich rzeczy związanych z przeprowadzką tutaj - na jej twarzy nie widziałem żadnych emocji. Trochę to do niej niepodobne. - Niedaleko stąd jest świetna restauracja z dziczyzną i różnymi innymi leśnymi potrawami. Byłam pod wrażeniem, jak pierwszy raz tam poszłam.

- To dobry pomysł, prowadź - wstałem jako pierwszy i czekałem, aż pozostała dwójka pójdzie w moje ślady.

Knajpka, o której mówiła Eleanor, znajdowała się zaledwie dwie uliczki od ławki, na której mieliśmy postój. Kiedy się już w niej znaleźliśmy to dosłownie poczułem, jak to co widzę zapiera mi dech w piersiach. Miejsce to było kompletnie inne niż te, do czego już zdążyłem się przyzwyczaić. Wiedziałem, że zakocham się w tym miejscu, i to bynajmniej dlatego, że nie było w nim praktycznie niczego białego.

Gdy zajęliśmy już miejsca przy jednym ze stolików, Eleanor zaczęła nam opowiadać, że rozmawiała kiedyś z właścicielem tej restauracji i mówił on jej, że brak koloru białego w tym miejscu kosztował go tyle pracy i załatwiania dokumentów, że jego własność teoretycznie pełni funkcję obiektu podlegającego pod nadleśnictwo. W środku było dosyć ciemno za sprawą wielkich, drewnianych bali i kolumn, których zdobienia wręcz przytłaczały. Poza tym można poczuć się jakby było się w lesie, bo roślinność rozciągała się miejscami nawet po stolikach.

- Zdecydowaliście się już co będziecie jeść? - spytała Calder, a ja z Louisem zaczęliśmy szybciej przeglądać kartę dań.

- To ja zjem puree z pieczonych kasztanów, dyni i pestek słonecznika - zaczęła mówić Eleanor, kiedy do stołu podeszła kelnerka.

- Dla mnie będzie carpaccio z jelenia i sok z dziką różą, a dla ciebie kochanie? - spytał nagle, a ja spojrzałem na niego zestresowany.

- Dla mnie będzie to samo - postanowiłem zaufać swojemu ukochanemu. Mam nadzieję, ze wybrał coś dobrego, chociaż ja nawet nie wiem co to carpaccio...

- To już będzie dla nas wszystko - LouLou oddał pani kelnerce nasze karty, a chwilę później zaczęliśmy popijać nasze napoje.

- Kochanie, co to jest carpaccio? - przybliżyłem się do chłopaka, i cichutko powiedziałem mu to co od piętnastu minut nie przestawało zaprzątać mi głowy.

- To sa takie cieniutkie plasterki mięsa i sera. Spokojnie, nie wziąłem niczego szalonego jak głowa dzika - obaj uśmiechnęliśmy się, a Eleanor spojrzała na nas posępnym wzrokiem. Wyglądała trochę tak, jakby ktoś zmusił ja do tego, żeby z nami tu siedziała, ale mój kochany chłopak zaczął z nią po chwili rozmawiać, komplementując jej gust do ubrań i smacznych restauracji, żeby poczuła się trochę lepiej.

Jedzenie było całkiem dobre, niestety niezbyt się tym wszystkim najedliśmy, więc Lou dokupił jeszcze grzanki z żurawiną, pizze z leśnymi grzybami i jakimś mięsem, oraz obowiązkowo ten pyszny soczek z dziką różą. Po około godzinie Eleanor przestała w końcu udawać taką obrażoną i zaczęła z nami normalnie rozmawiać. Ku mojemu zdziwieniu, kiedy przestała się wdzięczyć do Lou, to zacząłem widzieć w jej jakieś pozytywy. Nie była wcale taka głupia, bo można było porozmawiać z nią na różne wyszukane tematy związane ze światem i podróżami. Razem z Louisem zwiedzili wiele krajów, jeszcze za czasów wczesnej młodości i obiecali mi, że na pewno niedługo również będę miał okazje polecieć gdzieś razem z nimi.

Po powrocie do mieszkania Eleanor dosłownie padliśmy na twarz. Byliśmy już tak zmęczeni i najedzeni, że wszystko to, co zaplanowaliśmy na dzisiaj zeszłej nocy, ograniczyło się jedynie do kilku buziaków przed snem i życzeniu sobie spokojnej nocy. Jednak mimo to nadal byłem szczęśliwy i z dobrym nastawieniem myślałem o tym, co ma się wydarzyć już jutro.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro