03.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Łysy... - mruknął zaskoczonym głosem.

- Co się dzieje? - spytał szyderczym tonem Łysy.

- To ksiądz... - odpowiedział.

Przerażony Mateusz leżał przyciśnięty do podłogi i wpatrywał się w sufit. Sebix przez chwilę gapił się na drobniejszego, po czym wyjął mu z kołnierzyka koloratkę i rzucił ją w kąt.

- A teraz się zabawimy, dziwko! - wrzasnął, po czym zaczął rozpinać guziki w koszuli księdza.

- Zostaw mnie... Błagam... - szepnął błagalnie kapłan.

Sebix zatkał mu usta dłonią i zaczął dotykać go drugą ręką po klacie. Chwilę później przeniósł swoją dłoń na krocze Mateusza.

- Sebix, przestań! Jesteś obrzydliwy! - burknął Łysy.

- Zamknij japę! - wrzasnął ten, który molestował księdza.

- Jeżeli już chcesz wyruchać tą ptaszynę, to w nocy. Nie chcę na to patrzeć. - odpowiedział, po czym wrócił do czytania gazety.

Sebix odsłonił usta Mateuszowi, ale nie przestał go obmacywać. Wbijał swoje agresywne spojrzenie w wystraszonego księdza i delikatnie przygryzał dolną wargę.

- Przestań, błagam... - pisnął niebieskooki.

Potężniejszy mężczyzna wpadł w furię i przywalił Matiemu w twarz z pięści kilka razy. Kapłan płakał z bólu i nie potrafił się nawet obronić przed ciosami silniejszego.

- Przestań!! - krzyknął Łysy, po czym odciągnął Sebixa od księdza.

- Bronisz dzieciobójcy i nazisty?! - syknął agresywniejszy.

- Nikogo nie bronię. Po prostu chcę, aby w tej celi był spokój! Dosyć, że w celi obok siedzą trzy pojeby, to jeszcze czwartego mam pod nosem! - warknął Łysy, który podniósł Mateusza z podłogi i rzucił go na łóżko.

Parę sekund po tym zdarzeniu do celi wszedł klawisz, który rozejrzał się po pomieszczeniu, a na koniec spojrzał na Mateusza.

- Ma ksiądz widzenie ze znajomym, zapraszam. - burknął.

Kapłan niepewnie wstał z łóżka i podszedł do klawisza, który skuł go w kajdanki i wyprowadził z celi.

***

Waldek siedział przy stoliku i chował twarz w dłoniach. Po chwili strażnik wpuścił do pomieszczenia wystraszonego i pobitego Mateusza.

- Waldek? - pisnął ksiądz, po czym zaczął płakać.

- Mateusz! - jęknął rudowłosy, który wstał z krzesła i podszedł do kapłana.

Pluskwa przytulił załamanego Mateusza. Serce mu pękało, gdy widział swojego przyjaciela w takim stanie.

- Jak oni cię pobili! - zapłakał Waldek, po czym pogładził Mateusza po plecach.

- Jestem niewinny... - wydusił z siebie niebieskooki więzień.

Pluskwa pomógł Mateuszowi usiąść na krześle, a następnie pogładził go po ramieniu.

- Wiem, że jesteś niewinny. Dziubak mi wszystko powiedział. Jak znajdę tego gnoja, co zabił te dzieci, to...

Duchowny spojrzał na Waldka załamanym wzrokiem. Rudowłosy nie mógł patrzeć na cierpienie przyjaciela. Otarł mu łzy, po czym pogładził go po policzku.

- Mateusz... Obiecuję ci, że cię stąd wyciągnę! Nie wiem jak, ale to zrobię!

***

Atmosfera na komendzie była bardzo napięta. Każdy chodził poddenerwowany i nikt nie mógł się skupić na pracy.

Załamany Możejko siedział w swym biurze i przeglądał na telefonie zdjęcia Mateusza. Niby wyraźnie widział na nagraniu, że Mateusz strzelał do dzieci, ale podświadomie wiedział, że duchowny nie mógł tego zrobić.

Siwowłosy odłożył telefon i niekontrolowanie wybuchnął płaczem. W tej samej chwili do biura wparował wkurwiony Mietek.

- Czego ryczysz, Orest? - burknął wyższy.

- Mietek, zostaw mnie... Potrzebuję pobyć sam... - pisnął załamanym głosem szef policji.

- Płaczesz za mordercą dzieci?! - spytał zdziwionym tonem potężniejszy.

- Mietek... Ja w to nie wierzę! On nie mógł tego zrobić, rozumiesz? Ja nigdy w to nie uwierzę! - krzyknął Możejko, po czym schował twarz w dłoniach.

- Wmawiasz to sobie, bo nadal go kochasz! To jest chore, że kochasz dzieciobójcę! - wrzasnął Nocul.

- Mietek, znasz go tyle lat! Wszyscy dobrze wiemy, że Mateusz nigdy nie pozwoliłby na krzywdę dzieci! Jak możesz go nazywać mordercą?!!! - krzyknął rozwścieczony Orest, po czym walnął pięścią w biurko.

- A gdyby Dominika zastrzelił, to też byś go bronił, kretynie? - spytał donośnym tonem Mieczysław.

- Wyjdź!!! - rozkazał Możejko, po czym wstał i wyrzucił Mietka z biura.

Orest usiadł przy swoim stanowisku i ponownie schował twarz w dłoniach. Parę sekund później do biura Możejki bez pukania wszedł wściekły Dziubak.

- Jak możesz wierzyć w winę księdza?! - krzyknął blondyn.

- Ja już sam nie wiem, do cholery! Chciałbym, żeby to była nieprawda, ale... To nagranie jest niepodważalne! - wrzasnął starszy.

- Znajdę dowód na to, że ksiądz Mateusz jest niewinny! - burknął Antoni.

- Obawiam się, że już nic nie możemy zrobić... - pisnął załamany inspektor.

- A ja myślę, że nie możemy się poddawać! Jeśli go kochasz, to zrób wszystko by go z tamtąd wyciągnąć! - krzyknął Dziubak, po czym oparł się o drzwi.

- Najgorsze w tym jest to, że zostawiłem go w najgorszym dla niego momencie...

***

Kiedy widzenie z Pluskwą dobiegło końca, klawisz odprowadził Mateusza do celi. Po wejściu do niej usiadł bez słowa na łóżku starając się ignorować Sebixa i Łysego.

- Ej, księżniczko! - burknął chamskim tonem Sebix.

Mateusz położył się na łóżku i odwrócił się tyłem do swoich współlokatorów.

- Mówię do ciebie, pedale! - syknął wkurwiony mężczyzna.

Duchowny starał się nie pokazywać strachu i zaczął się modlić w myślach, by potężniejszy go nie skrzywdził.

- Doigrałeś się, frajerze!

Sebix zerwał z Mateusza kołdrę i przycisnął go do łóżka, po czym zaczął się do niego dobierać. Wsadził rękę pod koszulę proboszcza, a drugą dłonią zakrył mu usta.

- Teraz się zabawimy, dziwko! - syknął agresywnie.

Łysy wstał ze swojego łóżka i bez słowa odciągnął od kapłana swojego agresywnego kolegę, po czym rzucił nim o ścianę z całej siły. Sebix stracił przytomność, a z jego głowy zaczęła lecieć krew.

- Dlaczego zrobiłeś mu krzywdę? - spytał niewinnym i przerażonym głosem Mateusz.

- A z tobą co jest nie tak? Czyżby syndrom sztokholmski? - parsknął spokojnym, ale lekko szyderczym tonem Łysy.

- Nie... Po prostu... Nie musiałeś robić mu krzywdy...

- On też nie musiał robić tobie krzywdy, a jednak... - odpowiedział bezemocjonalnym tonem potężniejszy z mężczyzn.

Łysy zaciągnął nieprzytomnego łobuza do łazienki i zabarykadował drzwi krzesłem. Podniósł również z podłogi kołdrę, którą okrył wystraszonego księdza.

- D... Dziękuję... - pisnął Mateusz.

Umięśniony nic nie odpowiedział, a jedynie zgasił światło i położył się w swoim łóżku.

- Dobranoc, klecho.



_________

A więc tak się prezentuje rozdział trzeci. Mam nadzieję, że wam się spodobał :)

Pozdrawiam ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro