04.
Wiadomość o tym, że Mateusz trafił do więzienia wstrząsnęła mieszkańcami plebani, przez co poranna atmosfera była bardzo napięta.
Natalia nie mogła się skupić na niczym i nawet nie przygotowała śniadania dla reszty. Babcia nie wychodziła ze swojego pokoju, natomiast Pluskwa łaził po całym domu i klnął po cichu.
Rudowłosy nie mógł spać w nocy, bo ciągle miał przed oczami twarz zapłakanego i pobitego Mateusza błagającego o pomoc.
Mogłoby się wydawać, że wszystko jest już stracone, gdyby w pewnej chwili nie zadzwonił dzwonek do drzwi. Waldek postanowił je otworzyć.
- Cześć Waldek! - rzekł przybysz.
Grzelak spoglądał na gościa z potężnym zdziwieniem, po czym rzucił się na niego z uściskiem.
- Mateusz... - mruknął były więzień, po czym oderwał się od księdza i wytarł łzy.
- Jak widzisz, wypuścili mnie! - powiedział Mateusz lekko i niepewnie się uśmiechając.
- Wiedziałem, że znaleźli dowody na twoją niewinność! Muszę zadzwonić do Możejki, żeby mu podziękować! - oznajmił Pluskwa.
- Yyy... Lepiej nie... Może najpierw porozmawiajmy? - mruknął nerwowo kapłan.
- Ja rozumiem, że zerwaliście ze sobą, ale podziękować wypada.
Rudowłosy przyglądał się Mateuszowi i mierzył go wzrokiem. Zachowanie jego przyjaciela było dla niego co najmniej dziwne.
- Mateusz... A gdzie twoje siniaki? Kiedy byłem u ciebie na widzeniu, to miałeś całą posiniaczoną twarz! - mruknął rudzielec.
- Yyy... Siniaki? No widzisz... Zagoiły mi się... - odparł nerwowo kapłan.
- Kogo próbujesz oszukać? Nie jesteś Mateuszem!
Po słowach Waldka niebieskooki zmarszczył brwi i wyjął z kieszeni broń, którą przyłożył rudowłosemu do czoła.
- Milcz! - szepnął oszust, po czym wyjął z kieszeni taśmę, którą zakleił Pluskwie usta.
Mężczyzna schował pistolet i zakleił od tyłu ręce Grzelaka. Były więzień starał się nie pokazywać strachu, ale w głębi duszy bał się o swoje życie.
- A teraz idę do twojej rodzinki. - wymamrotał przestępca, który udał się do kuchni.
***
Mateusz spacerował na spacerniaku zdala od reszty więźniów, gdyż nie chciał się nikomu narażać, ani rzucać w oczy. W pewnym momencie podszedł do niego kumpel spod celi - Łysy.
- Wszystko wporzo? - spytał potężniejszy.
Kapłan nie odpowiedział ani słowem i starał się ignorować zielonookiego.
- Daj spokój, księdzuniu! Nie chcę ci zrobić krzywdy.
Niebieskooki spojrzał kątem oka na więźnia, po czym spuścił wzrok na ziemię.
- Jesteś tym słynnym księdzem detektywem, racja? - spytał Łysy.
- Tak... - odpowiedział drobniejszy.
- Hah, dużo o tobie słyszałem. Skoro już cię obroniłem w celi, to może powiesz mi za co siedzisz?
- Za niewinność... - pisnął załamany ksiądz.
- W takim razie co tu robisz? - zapytał mężczyzna.
- Zostałem wrobiony w strzelaninę. Ktoś bardzo podobny do mnie dokonał zamachu na szkołę i zabił 29 osób... Tylko dwie osoby wierzą w moją niewinność - jęknął Mateusz.
- Mogą uznać mnie za frajera, ale wierzę ci. Nie wyglądasz raczej na chorego psychicznie zamachowca. Mam nadzieję, że złapią tego mordercę i wyjdziesz stąd. - powiedział pocieszająco Łysy.
- Te biedne dzieci... One miały całe życie przed sobą! Co ten drań od nich chciał? - spytał użalająco niebieskooki.
- Jak dorwę tego skurwysyna, to mu chuja wytnę! - sapnął nienawistnie potężniejszy.
Chwilę później między mężczyznami nastała niezręczna cisza, którą ciężko było przerwać. Łysy jednak odważył się zrobić krok i spytał księdza o pewną rzecz.
- Słuchaj... A wtedy na widzeniu, to z kim byłeś?
- Z moim przyjacielem, Waldkiem... On jest dla mnie jak starszy brat, mimo iż to ja jestem starszy o osiem lat... - westchnął kapłan.
- Heh. Znałem kiedyś takiego jednego Waldka. Był rudy i miał ksywę "Pluskwa". Niezły kolo z niego był. - powiedział wyższy.
- Przecież to właśnie był Pluskwa. - odparł ksiądz.
- Hahah! Serio? On z księdzem? W sensie... Nie żeby mi twój zawód jakkolwiek przeszkadzał, ale... Ty... Przyjaźnisz się z Grzelakiem? - spytał zszokowany więzień.
- Tak... Poznałem go we więzieniu. Również trafiłem za kratki za niewinność, bo ktoś próbował wrobić mnie w zabójstwo. Właśnie wtedy zaczęła się nasza przyjaźń, a z czasem stał się dla mnie jak starszy-młodszy brat.
- Byłeś już w pace? Niezłe ziółko z ciebie, księżniczku. - zaśmiał się łysol.
Mateuszowi i Łysemu rozmawiało się bardzo przyjemnie aż do momentu przyjścia klawisza, który poinformował kapłana o widzeniu z gościem.
***
Wystraszony Mateusz wszedł na salę, gdzie czekał na niego biskup siedzący przy stoliku. Młodszy z księży w pewnej chwili poczuł radość, która jednak po dwóch sekundach zmieniła się w strach.
Kapłan usiadł przy stoliku obok ekscelencji i nie odezwał się ani jednym słowem. Biskup wstał z krzesła i zaczął krążyć wokół Mateusza.
- Wiesz dlaczego tu przyjechałem, Mateuszu? - spytał spokojnym głosem starszy.
- N-nie mam pojęcia. Ekscelencjo...
- Nie mów do mnie teraz! Pragnę cię poinformować, że jesteś wyrzucony z parafii. Jesteś obrzydliwy i nie mogę na ciebie patrzeć! - burknął biskup nerwowo krocząc wokół stolika.
- E-ekscelencjo... Ale... Co masz na myśli? Chyba nie wierzysz w to, że...
- Przymknij się! Jesteś pieprzonym mordercą i n*zistą! Jak ja mogłem trzymać na tej parafii kogoś takiego?! - mruknął wnerwionym głosem ekscelencja.
- E-ekscelencjo... - wymruczał przerażony niebieskooki.
- Milcz! Jesteś potworem w ludzkiej skórze! Wiem, że to nie po bożemu, ale mam nadzieję, że zdechniesz w pierdlu! - wrzasnął biskup, po czym uderzył Mateusza w głowę.
- Dość! Przepraszam ekscelencjo, ale widzenie z księdzem Mateuszem dobiegło końca. - rzekł bezemocjonalnym głosem strażnik.
- Jestem niewinny... - pisnął półszepczącym głosem Mateusz, po czym wybuchnął płaczem.
***
Klawisz prowadził Mateusza przez korytarz i w pewnym momencie zatrzymał się i otworzył jedną z cel, do której na siłę wpakował przerażonego księdza.
- Proszę pana, to nie moja cela! Moja cela jest obok! - krzyknął zapłakanym głosem.
Klawisz z okrutnym uśmiechem na twarzy zamknął Mateusza w celi. Kapłan odwrócił się przodem do pomieszczenia i spojrzał na trzech bardzo groźnie wyglądających mężczyzn, którzy osaczyli go.
- Witaj, księżulku! - sapnął groźnie jeden z więźniów, po czym przycisnął kapłana do ściany za szyję.
- A teraz się trochę zabawimy, jebany dzieciobójco! - syknął drugi z nich.
Więźniowie zaczęli obkładać pięściami bezbronnego duchownego, a po chwili rzucili go na ziemię i kopali bezlitośnie.
- Zdychaj! - krzyknął najgroźniej wyglądający mężczyzna.
***
Sobowtór Mateusza posklejał ręce, nogi oraz usta wszystkim mieszkańcom plebani i patrzał na ich strach z okrutną radością.
- Pozwólcie, że się przedstawię. Jak już pewnie wiecie, nie jestem waszym pierdolonym księżulkiem. Nazywam się Eryk Rumer.
Pluskwa wbijał w bandytę swoje złowrogie spojrzenie, jednak nie mógł nic zrobić przez taśmę, która uniemożliwiała mu ruch i mowę.
- Ksiądz Mateuszek umiera teraz we więziennych męczarniach. Wzór przykładnego świętego męczennika, no nie? - zakpił okrutnie sobowtór księdza.
Wszyscy w myślach modlili się, by to co się działo okazało się okropnym koszmarem. Każdy powoli godził się z tym, że za chwilę mogą stracić życie...
- Mój plan prawdopodobnie zadziałał. Jadę teraz do szpitala by dobić waszego księżulka, a kiedy wrócę, skończę również z wami. Adios!
Rumer nałożył na siebie bluzę z kapturem, oraz ciemne okulary, po czym opuścił plebanię...
__________
Prawdopodobnie zostały jeszcze 2 rozdziały do końca fanfika, także no. Błędy poprawię jak się wyśpię. Pozdrawiam gorąco :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro