stryczek bon vivanta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W piątki Katarzyna nosi zawsze tę samą sukienkę z głębokim dekoltem, obsypaną czerwonymi kropkami niby nos Piotra piegami w czasach, gdy jeszcze wychodził na słońce. W piątki Arsenium zawsze wybitnie się bawi i wino jest za osiemdziesiąt procent zwyczajowej ceny, więc można przy piątym kieliszku mówić, że to czwarty - jak stary zwyczaj nakazuje, w parach pije się do pary, a po dwóch szklanych większość towarzystwa wciąż jest zbyt trzeźwa, by cierpieć tak, jak w piątki powinna, więc cztery są akurat.

W piątki Katarzyna zakłada szpilki, jak gdyby należała do tej tragicznej grupy odwiedzających Arsenicum po raz pierwszy. A właśnie, między innymi to dlatego ten dzień tygodnia jest tak wyjątkowy; to wtedy na chodniki wypływają tłumy zmierzające dokądś."Dokąd?" mógłbyś zapytać, tak jak dumasz zawsze, wisząc przy oknie i patrząc na uliczny tłum.

Dokąd zmierzacie, wy chorzy ludzie bez celu? Dokąd się wam tak spieszy?

Problem leży właśnie w tym, że bardzo duża część tej szarej parady zmierza donikąd, a jak powszechnie wiadomo, w Nikąd panuje sam szatan, który w wolnych chwilach serwuje trutkę w naszym uroczym lokalu. I tak od ulic do diabła ci biedni zbłąkani trafiają do Arsenium w swoich piątkowych, odpicowany fatałaszkach. Akurat na pią... To jest na czwarty kieliszek.

Katarzyna milczy i pije.

Rektorka Joanna nazwałaby to alkoholizmem, ale dla naszej kropkowanej bohaterki to prędzej pewność siebie w butelce.

Bo przecież nie musi pić i milczeć. Równie dobrze, ba, nawet bardzo chętnie, nie piłaby i mówiła. Kłopot w tym, że adresat wcale nie kwapi się słuchać.

Katarzyna patrzy zamglonym od procentów wzrokiem na twarz mężczyzny siedzącego pod ściętą głową Marii Antoniny. Dziś chyba pierwszy raz w jej oczach Piotr jest mężczyzną, a nie chłopcem, chłopięciem z obrazu. Może to przez ten kilkudniowy zarost, a może przez fakt, że wchodząc do lokalu, w którym jakimś cudem znalazła się przed nim, opluł nowego gościa, o którego rzucony w akcie gniewu parasol się potknął. Wydaje jej się jakiś taki drastyczny i brutalnie przeszywający. O, i kontaktuje nawet bardziej! Spojrzał na nią, zabił ją wzrokiem, a ona to uwielbia. Normalnie jedynie wpatruje się w ściany, w papier, w herbatę, we wszystko, co żyje mniej niż jej galopujące dla niego serce.

— Pani... Pani jest chora — wyrokuje profesor Joanna, po czym zanosi się kaszlem godnym suchotnika, ale niestety jedynie palacza.

Katarzyna macha na nią dłonią. "Też mi odkrycie" zdaje się drwić ten gest. Urażona nim rektorka zapala kolejnego papierosa, chociaż płuca trzęsą jej się niby wieża Berniniego. Z podobnym uporem każe im się trudzić z nałogiem, chociaż to nie próba imponowania albo chęć towarzyskiego podniesienia z klęczek, a zwyczajny ludzki wstyd, który nią włada. Nikogo już nie obchodzi, co ona ma do powiedzenia.

Mogłaby autentycznie wykitować na tym krześle; nikt by się nie przejął. Katarzyna dalej gapiłaby się na Piotra, Piotr by cierpiał wraz z całym towarzystwem Arsenicum. Może ktoś by nawet napisał opowieść o erudytce, która zmarła z papierosem w zębach wśród artystycznej kanalii, nawet nie bohemy, ale to przecież nie dla niej, nie na pamiątkę. To wszystko dla własnego zysku. Bo w Arsenicum aż gęsto jest od dymu i nikt już nie widzi wyraźnie twarzy innych ludzi. Wszechświat kończy się na czubku nosa. Joanna znowu zanosi się przeraźliwym kaszlem. Już nawet nie chce zwracać na siebie tym uwagi - po prostu boli.

Rozgląda się po twarzach piątkowych cierpiętników. Małgorzata już nawet nie rzępoli, choć może lepiej byłoby powiedzieć, nawet nie próbuje rzępolić na swoich skrzypcach. Zawsze miała słabą głowę. Dwa kieliszki spokojnie by jej wystarczyły, więc po piątym ledwo żyje z głową położoną na blacie popisanego stolika. Ludzie grają w karty, palą papierosy, ale głównie milczą. Wszyscy zbierają się tu na zbiorowe milczenie. Joanna patrzy w dół na talerz z rozgrzebanym kawałkiem życia.

Jak to paskudztwo się ciągnie.

Nagle słuchać głuchy trzask. Nowi bywalcy nawet się odwracają w nietypowym dla Arsenium zainteresowaniu. Starzy już nawet nie słyszą. To tylko stryczek kolejnego bon vivanta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro