WEDDING; EURUS

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

@eastwind

♡ 984.310 likes, 756.428 comments
eastwind so married @thewoman <999

•••

Rodzeństwo Holmes na ogół nie pozostawało w najlepszych stosunkach, daleko im było nawet do poprawności, ale jeśli stali za sobą murem, to tylko w dwóch przypadkach: kiedy musieli zmierzyć się z mamą i kiedy jedno z nich brało ślub.

Tak jak teraz, kiedy znajdujące się w dłoni Eurus szpilki do włosów prędzej znalazłyby się w gardle jej najstarszego brata niż w jej włosach, a jednak trzymała je cierpliwie, uśmiechając się lekko.

— Uważaj na naszyjnik. I na kolczyki, bo mama...

— Tak, mama mnie zabije, jeśli je uszkodzę, nie mów takich oczywistych rzeczy — fuknął Mycroft, upinając kolejny kosmyk. — Jeszcze tylko kilka, nie wierć się.

— Byłbyś świetną panną opiekunką w dziewiętnastowiecznym sierocińcu.

— Nic nie mów albo wbiję ci tę szpilkę w tętnicę szyjną.

Eurus prychnęła z rozbawieniem i uniosła dłoń do włosów; ostatni warkocz został upięty, czym odsłonił kark i koronki na barkach. Zmiana sukienki na taką ze zdobieniami na plecach zdecydowanie wyszła im na dobre, czuła się w niej znacznie lepiej niż w poprzedniej, bardziej w stylu księżniczki. 

Mycroft starannie ułożył na jej włosach prosty diadem, ładnie współgrający ze złotym cieniem do powiek i biżuterią. On sam musiał zgodzić się na złote spinki do mankietów zamiast srebrnych, by dopasować się do stroju siostry, co ku jej zdziwieniu zaakceptował bez mrugnięcia okiem. Zwykle to on stawiał warunki, nawet tak głupie jak dress code.

— Spodobasz się Irene.

— Wiem — szatynka uśmiechnęła się szeroko. — Podobam się jej nawet nago.

— Chyba zwłaszcza nago — prychnął Mycroft pod nosem, ale odsunął się od lustra i omiótł Eurus spojrzeniem. — Możemy niedługo iść.

— Nie mogę się doczekać.

•••

Biały welon opadał na twarz Irene, kiedy nerwowo poprawiała jego ułożenie. Złote wsuwki ozdabiały spięte w spleciony kok włosy, 

— Jest dobrze?

— Jest lepiej niż dobrze, Eurus i tak zerwie to z ciebie w sekundę, zaufaj mi. — Jim stanął obok, ubrany w swój ulubiony garnitur, i położył dłoń na jej ramieniu. — Wszystko się uda, Mikey zna się na rzeczy.

— Denerwuję się tylko, wżeniam się w rodzinę Holmes, gdybyście nie zauważyli — prychnęła. — To jest stresujące, przecież wiem, że żadna z nas nie ucieknie sprzed ołtarza, ale jednak się boję.

Podskoczyła, gdy słodki, melodyjny głos rozległ się tuż obok jej ucha. Jim naprawdę umiał chodzić ciszej niż kot, co było nie lada wyczynem zważywszy na to, jak często lubił oznajmiać swoją obecność głośnym, efektownym wejściem.

— Mogę złapać bukiet?

— Wynocha! Seb, zabierz go stąd, zanim go zabiję. Albo unieruchomię na resztę życia — zażądała, mordując radosnego bruneta spojrzeniem. —Szkoda by było tej sukienki.

— Bardzo — Jim zachichotał, gdy Moran skinął głową, przyzwyczajony do jego dziwactw, otoczył go ramieniem i z łatwością wyciągnął z pokoju. — Sebby!

•••

Eurus uśmiechała się cały czas, stawiając równe, pewne kroki, jedną dłonią ściskając bukiet, a drugą ramię Mycrofta.

Mama Holmes patrzyła na nich z pierwszego rzędu, dumna zarówno z córki, jak i z synów, którzy zakopali topór wojenny chociaż na jeden dzień. Sherlock i Jim siedzieli tuż obok siebie; detektyw nie został dźgnięty w żebra tylko dlatego, że z drugiej strony bruneta siedział Sebastian, który trzymał jego dłonie w żelaznym uścisku.

Nikt nie był bardziej dumny niż panny młode, objęte, szczęśliwe, w białych sukniach, otoczone może nie ogromną ilością ludzi — tak jak Mycroft i Lestrade, chociaż mniej uprzejmie, zabroniły wstępu dziennikarzom — za to najważniejszymi dla siebie osobami.

Czysty dźwięk łyżeczki stukającej o kieliszek rozległ się po sali.

— Kto tu wpuścił Sherlocka? — Molly spojrzała z udawanym niepokojem na panny młode. — Eurus go zabije.

— Irene zamorduje go obcasem, zobaczysz.

— Panie, panowie, Mycroft i James — zaczął młodszy Holmes, uśmiechając się złośliwie. Drugi raz zezwolono mu na publiczne przemówienie i na bogów, trzeciego razu nie będzie. Moriarty prychnął, ale puścił mu oko, za to Mycroft zignorował uwagę, zajęty automatycznym bawieniem się swoją obrączką. — Mogę mówić tylko o Eurus, z żalem, bo z Irene tak wiele nas łączy. Na przykład to, że... — łokieć Johna w jego żebrach przerwał dygresję. Zerknął na karteczki. — Eurus. Znamy się dosyć krótko, nie pamiętam jej z dzieciństwa, może to i lepiej. Kiedy widzieliśmy się za pierwszym razem po tym, jak wymazałem ją z pamięci, próbowała mnie zabić, podobnie jak Mycrofta i Johna. Zgaduję, że tradycyjne powitania nie są w naszym stylu. Nawet mama nam grozi.

Pani Holmes uśmiechnęła się lekko; była dumna z całej trójki swoich dzieci, chociaż to właśnie Sherlockowi się kiedyś wymknęło, że byłoby lepiej, gdyby feralne zabezpieczenie trzykrotnie zadziałało. Eurus trzepnęła go wtedy w tył głowy na tyle mocno, że został mu siniak, a Mycroft wywrócił z politowaniem oczami.

— Teraz znamy się trochę lepiej, siostrzyczka dalej jest nieznośna, gra na skrzypcach, kocha filiżanki, ale przynajmniej nie próbuje mnie zabić — wzruszył ramionami. — Natomiast poznanie Irene to śmieszna historia, bardzo tajna, a ponieważ mamy w pomieszczeniu tajne-i-nie-tylko-tajne służby, opowiem ją bez krępujących detali.

— Musiałbyś całą przemilczeć, Sherl, przytrzymam Mycrofta — Eurus skinęła pokrzepiająco głową, zaciskając palce na nadgarstku brata. — Będziesz miał trzydzieści sekund na ucieczkę.

— Powiem w skrócie. Irene zrobiła ze mnie idiotę, z Mycrofta prawie, a Jim, którego z niewiadomych przyczyn panny młode lubią, uznał to za najlepszy prank na świecie.

— To był najlepszy prank na świecie — mruknął Jim do ucha Sebastiana, zaciskając dłoń na jego kolanie.

•••

Eurus i Irene stanowiły doskonale dobraną parę. Objęte, centymetry od siebie, kiedy zaczął się pierwszy taniec młodej pary; w tej chwili mogłyby zgasnąć wszystkie światła, a one nadal byłby najjaśniejszym punktem sali balowej.

Sherlock trzymał w dłoniach welon siostry, zdjęty na potrzeby tańca, i wpatrywał się w gości po drugiej stronie. Nie tyle w panny młode, skupiające na sobie całą uwagę, co w splecione czule dłonie Mycrofta i Lestrade'a, oznaczone obrączkami. Teraz zresztą był jedynym Holmesem bez obrączki, chociaż nieszczególnie spieszyło mu się do ślubu, był zadowolony ze swojej sytuacji nawet jeśli miał użerać się z nickiem żelaznej dziewicy.

Mycroft był szczęśliwie zakochany. Eurus była szczęśliwie zakochana, teraz również żonata, w centrum zainteresowania.

— Nie łam się, Sherly, ludzi chętnych do ślubu jest tyle, że na pewno sobie kogoś znajdziesz — usłyszał i wzdrygnął się; nie miał pojęcia, jak Moran znosił nucenie mu do ucha o niespodziewanych porach. — Też kiedyś myślałem, że nikt mnie nie będzie chciał, szaleniec i w ogóle, ale trafiłem na Sebastiana. Znajdziesz sobie tego jedynego. — Drobniejsza od jego własnej dłoń ścisnęła go pokrzepiająco za nadgarstek. — Chodź, bo zaraz będą rzucać bukietem, albo bukietami, a chcemy, żebyś też się dobrze bawił.

— Na trzy, kochanie — Irene podała żonie bukiet róż, po czym chwyciła ją za rękę. — Ta osoba skończy z obrączką na palcu jako pierwsza.

Światła zgasły, kwiaty opadły w tłum.

Zapłonęły po kilkunastu sekundach, kiedy Moriarty poprawiał rozplątaną wstążkę na łodygach.

•••

Światła nie dosięgały do tej części ogrodu, topiąc w cieniu Jima. Jima, który obracał bukiet w palcach i w duchu połowicznie się cieszył, połowicznie bał przesądu. Ta, która złapie bukiet, następna wyjdzie za mąż, i chociaż u niego nie zgadzała się część mówiąca o kobiecie, wciąż uśmiechał się na myśl o czymś, czego sobie właściwie nigdy nie wyobrażał.

Nigdy, przenigdy nie myślał o ślubie. Nawet o zakochaniu się w kimś, nie mówiąc już o zawracaniu sobie głowy płcią wybranej osoby. Cóż, potem się okazało, że woli mężczyzn.

— Złapałeś bukiet. — Sebastian stanął obok z dłońmi w kieszeniach; cała reszta świetnie bawiła się w rzęsiście oświetlonym namiocie weselnym.

— Eurus rzuciła mi nim prawie w twarz.

— Żebyś złapał. Nadal się liczy.

— Powinienem się oświadczać?

— Zamknij się i mnie przytul, nie zrobiłeś tego cały wieczór. I nie musimy brać ślubu, jak nie chcesz, mi jest dobrze bez tego. Nawet bardzo. — Odchylił głowę i oparł ją o ramię blondyna, odsłaniając gardło szybko obsypane pocałunkami. Leniwy uśmiech wkradł się na jego usta; wsunął palce pod materiał sebowej eleganckiej marynarki, przesunął nimi po koszuli, pasku, spodniach...

— Tylko nie uciekaj tak więcej. Nie zdzierżę tego.

— Nie ucieknę ci już, tygrysku — odparł z zadumą. — Bo cię kocham, gdybyś pytał, dlaczego.

— Też cię kocham, głupi kocie. Potraktujmy bukiet jak opcję.

— Tak — przyznał z opóźnieniem Jim, wtulając się w znajome ciepło. — Potraktujmy to jako opcję.


hejka

proszę mi wybaczyć że takie krótkie, starałam się i nie chciałam wam kazać dłużej czekać :c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro