100. Kawalerski Szymona

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
SZYMON POW. To już dzisiaj... Dzisiaj, po robocie chłopaki mnie wyciągają na mój kawalerski... Nie mogę uwierzyć że to tak szybko minęło... Ale oczywiście najpierw muszę trochę posiedzieć w mundurze i pourzerać się z ludźmi którzy czasami mają wręcz debilne pomysły...!
-I jak? Gotowy do służby?!- spytała mnie już przebrana w mundur Natalia, wchodząc do pokoju z kubkiem herbaty w ręku.
-A jak sądzisz?!- odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie, przez co oboje się zaśmialiśmy.
-Dobra! Bo nie damy rady pracować z bolącymi brzuchami!- spróbowała nas uspokoić, ale mało co to dało...
Uspokoiliśmy się dopiero gdy Jacek przyszedł do nas z wezwaniem na Hulewiczów, do ofiary pobicia. Wtedy zamiast uśmiechów, skupiliśmy się w całości na pracy. Zapowiadał się intensywny dzień...

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
-Jest dość cicho, bierzemy przerwę?!- spytałem partnerkę, patrząc na nią przelotnie. W ciągu ostatniego czasu, mieliśmy tylko 5 interwencji i wystawiliśmy 3 mandaty. Jak na to że minęła nam prawie połowa służby, to nie jest najgorzej... Chociaż dużego spokoju też nie ma, szczerze mówiąc...
-Możemy wziąć- zgodziła się, skinęliśmy sobie głowami, na moment krzyżując spojrzenia, po czym Mróz wzięła do ręki radio.
-Jacek, zgłoś dla siódemki?!- wywołała naszego dyżurnego.
-No co tam Natalia?! Nudzi wam się?!- zażartował, jak zazwyczaj, czyli wesoło. Pokręciliśmy głowami z rozbawieniem, ale uśmiechnięci. Taki już ten nasz Jacuś jest...
-Nie do końca... Chciałam cię spytać czy coś dla nas masz?!- zapytała go, z wyraźną nadzieją w głosie.
-Daj mi chwilę...- odparł na to, na chwilę nastąpiła cisza, przez którą wymienialiśmy się z Natalią spojrzeniami i strzelaliśmy głupie miny, po czym w końcu się odezwał -Jak na razie nic dla was nie mam, możecie wziąć sobie przerwę, a jak coś dostanę to dam wam znać, więc..
-Bądźcie na radiu, wiemy!- odparliśmy, chórem. Przez to całą trójką prychnęliśmy urywanym śmiechem.
-Dobra, bez odbioru 00!- zakończyła to Natalia i rozbawieni zjechaliśmy do najbliższej, sensownej knajpy na obiad. Ja wziąłem rosół oraz wegańskie danie z ciecierzycy i innych warzyw, a Natalia poprzestała na pomidorowej i jakiejś wiosennej sałatce. Nie rozumiem kobiet szczerze mówiąc, ciągle tylko te sałatki i sałatki?! No ale nie komentowałem... Przerwę spędziliśmy w bardzo miłej atmosferze, rozmawiając, śmiejąc się i jedząc. Potem zapłaciliśmy, wsiedliśmy znów w auto i podjechaliśmy do pobliskiego parku, aby nacieszyć się ładną pogodą. Siedzieliśmy na masce dobrą chwilę, rozmawiając i się śmiejąc, aż nagle Natalia zadała mi pytanie:
-Jak tam w domu?! Dajecie z Asią radę?!- spytała z ciekawością i troską.
-Tak- potwierdziłem z uśmiechem, na myśl o narzeczonej i synku.
-Pawcio rośnie jak na drożdżach, jest naprawdę, dzieckiem-aniołem, nie płacze, nie grymasi... No trochę kombinuje, ale to chyba jak każde dziecko...- powiedziałem ze szczerym uśmiechem.
-To chyba prawda!- zgodziła się i śmialiśmy się przez moment.
-A co tam u Matyldy?!- teraz to ja ją spytałem.
-U Matyldy?! Chyba dobrze...- odpowiedziała z wahaniem -Ostatnio jakoś nie miałam od niej telefonów, więc chyba nic nie nabroiła...- Mróz zaśmiała się gorzko, po czym kontynuowaliśmy naszą przyjemną rozmowę na powietrzu.
Natomiast krótko później wróciliśmy na patrol i o dziwo, znów było dość spokojnie... Panującą w radiowozie ciszę przerwała Natalia:
-To jak?! Pewnie nie możesz się doczekać kawalerskiego, co?!- zagadnęła mnie z uśmiechem. Spojrzałem na nią przelotnie, również się uśmiechając.
-Tak- odpowiedziałem szczerze, z uśmiechem, ale i tak wiem że wyczytała szczęście i ekscytację z mojej twarzy.
-Boisz się co mogą ci zgotować?!- pytała dalej, lekko się śmiejąc pod nosem.
-Natalka?!- zdobyłem się na podejrzliwy ton, nie śmiejąc się przy tym -Czy ty o czymś wiesz?!- spytałem przyjaciółkę, patrząc na nią kątem oka, cały czas skupiając się na drodze.
-Może- w odpowiedzi strzeliła niewinną minkę, a my przez to zaczęliśmy się turbo śmiać.
-Nie ważne co to! Nie chcę wiedzieć!- zastrzegłem przez śmiech, nadal bez trudu prowadząc radiowóz. Akurat była cisza na radiu więc mogliśmy się pośmiać...
Ku naszemu zaskoczeniu, reszta służby minęła nam strasznie spokojnie... Praktycznie nic się nie działo, a większych spraw nie było wiele... Co prawda, cieszyło mnie to, gdyż była więcej niż duża szansa że skończymy pracę o czasie i wyrobię się na mój kawalerski...

PO SŁUŻBIE
Gdy ogarnęliśmy papiery, wpadli do nas Mikołaj z Miłoszem.
-Cześć!- przywitali się.
-Hej/Hejka- odpowiedzieliśmy im praktycznie jednocześnie.
-Skończyłeś już?!- spytał mnie Białach.
-Na szczęście tak- potwierdziłem z uśmiechem, wstając z krzesła.
-To my ci go Natalka porywamy, w takim razie- wyszczerzył się do niej Bachleda.
-A proszę was bardzo! Tylko pamiętajcie że za 2 dni wesele! Abyście się nie zgubili, czy przeholowali!- zaznaczyła, patrząc na naszych przyjaciół.
-Ty się o pana młodego droga Natalio nie martw, z nami będzie w 100% bezpieczny, a zajmij się proszę ja ciebie naszą Joanną...- zwrócił się do niej uśmiechnięty jak nie wiem co Mikołaj, mrugając.
-O Asię, to ty się Białaszku nie masz co martwić! Wszystko będzie pod kontrolą!- odpowiedziała, pożegnaliśmy się i razem z chłopakami wyszedłem z pokoju, a następny kwadrans później również z komendy. Wsiedliśmy do samochodu i gdzieś się udaliśmy, lecz nie wiedziałem gdzie, gdyż mi zawiązali oczy. Ironia w tym była taka, gdyż jakimś cudem mieli od Asi pamiętną, turkusową bandanę, która tak nam się kojarzyła z felerną interwencją na Kowalową 15. Lecz nie o tym akurat w tamtym momencie myślałem, a raczej o Asi i Pawełku, o mojej rodzinie...
W końcu jednak dojechaliśmy. Chłopaki pomogli mi wysiąść i gdzieś zaprowadzili. Zgadywać nawet nie musiałem, gdy zdałem sobie sprawę że przywieźli mnie na naszą działkę! Nie spodziewałem się tego kompletnie!
-Witamy pana młodszego aspiranta na niezapomnianym wieczorze kawalerskim!- zaśmiał się Białach, gdy Miłosz zdjął mi bandanę z oczu. Byli wszyscy, Jacek, Krzysiek, Wojtek, chłopaki z kryminalnego, Julek, mój ojciec... Nawet Marcin specjalnie przyjechał wcześniej, aby być!
Daliśmy sobie chwilę na "rozruch", a potem... Potem zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się i grać w karty. A jak ktoś przegrywał, to pił, plus ja sięgałem do podsuniętego mi przez Mikołaja kapelusza, skąd wyciągałem pytania. Naprawdę fajnie ten czas mijał, okropnie szybko z resztą też...
Jednym z pierwszych pytań było, jak opisałbym Asię w jednym zdaniu. Bez większego namysłu powiedziałem:
-Asia to energiczna, charyzmatyczna i empatyczna kobieta oraz matka, o wielkim, złotym sercu dla wszystkich- Gra mijała, piliśmy coraz więcej...
Akurat znów przegrałem, więc wypiłem kolejnego shota z whisky i wyjąłem kartkę z kapelusza:
-Podaj datę pierwszego spotkania z narzeczoną i w jakich to było okolicznościach...- przeczytałem na głos i się uśmiechnąłem. Praktycznie od razu Asia stanęła mi przed oczami, a zaraz potem wspomnienie tamtego dnia... Dnia w którym pierwszy raz spojrzałem w te jej piękne oczka, którymi mnie oczarowała...
-Szymon?! Ziemia do Zielińskiego!- Zwrócił moją uwagę Jacek.
-Tak, już!- wróciłem na ziemię i chowając kartkę do kieszeni odpowiedziałem -To był 10 kwietnia 2018 roku. Byliśmy na patrolu z Mazurek...- gdy tylko wypowiedziałem jej imię mną i Krzyśkiem wstrząsnął niemiły dreszcz. Nadal w jakimś stopniu się z tym nie pogodziliśmy... Z tym co zrobiła... -Dostaliśmy od Jacka wezwanie, że jakiś facet na mieście zatrzymuje przechodniów, awanturuje się i ich szarpie... Pojechaliśmy tam się tym zająć... W trakcie czynności pojawiła się... Zdenerwowana na ojca i zażenowana jego poczynaniami... Szybko go spacyfikowała i przeprosiła za zachowanie pana Franciszka. Pamiętam że zrobiła na mnie piorunujące wrażenie tym wyczynem... Pomogliśmy z Julią- z trudem przełknąłem to imię -zawieźć Zatońskiego do szpitala, bo źle się poczuł. Tak na prawdę zostawiliśmy ją samą dopiero jak Franciszek wrócił z badań i wszystko wyjaśnił, a potem przeprosił za swoje zachowanie i podziękował za pomoc... Tylko że wtedy nie wiedziałem że Asia zostanie najpierw moją partnerką, a teraz żoną!- to ostatnie dodałem ze śmiechem. Chłopaki mi zawtórowali.
-No niezła historia, nie powiem!- skomentował Miłosz ze śmiechem.
-No niezła!- przytaknąłem ze szczerym uśmiechem.
-To gramy dalej!- skomentował Krzysiek i faktycznie tak zrobiliśmy. Graliśmy STRASZNIE DŁUGO, a piliśmy jeszcze więcej, więc się cieszyłem że zdecydowaliśmy z Asią zorganizować te imprezy w dwa wieczory przed weselem... Inaczej nie wiem jak bym wstał na własny ślub...
Powiem szczerze że pytania z kartek były naprawdę fajne. Ulubione miejsce moje i Asi, miejsce gdzie pierwszy raz się pocałowaliśmy, gdzie pierwszy raz byliśmy na randce... I wiele innych, skupionych na nas samych. Te wspomnienia są cudne, a gdy sobie je przypominam to od razu się uśmiecham i mam lepszy humor... Kocham tą kobietę jak wariat!
A jeśli chodzi o imprezę, to całe szczęście chłopaki nie wymyślili nic "zakazanego" i ograniczyli się tylko do dobrej muzy, gry i picia... Chyba nigdy nie bawiłem się tak dobrze...
Ostatni z nas padł gdzieś tak około 4-5. Nie muszę mówić chyba, że z racji ilości alko w krwioobiegu, pozasypialiśmy w dziwnych miejscach?! Pod stołem, na nim, na krzesłach, na podłodze, schodach, fotelach, kanapie... Krótko mówiąc, trochę BARDZO się żeśmy upili... A ostatnią osobą o której pomyślałem przed tym jak porwała mnie otchłań snu, była nie kto inny jak moja Asia. Widziałem pod powiekami jej uśmiech jakbym patrzył na nią w tej właśnie sekundzie!
-Dobranoc Kochanie...- wymamrotałem BARDZO niezrozumiale i chwilę później spałem. Śmiało mogę powiedzieć że mój kawalerski udał się lepiej niż oczekiwałem!
CDN.

Czyli Szymona kawalerski przebiegł bez jakichkolwiek problemów...
A jak będzie z panieńskim Asi?!
Czy będzie równie "spokojny"?!
Zobaczymy...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro