104. Wesele II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ważna notka pod rozdziałem!
F.

W poprzednim rozdziale:
Traf chciał że bukiet złapała...
CD.

... Zuza! Ubaw z tego miałam naprawdę duży, szczególnie że wiedziałam co chciał niedługo zrobić Wojtek...
Z bananem na twarzy i z drobną pomocą Emilki wypięłam z fryzury welon i z rzeczonym materiałem w ręku podeszłam do zabijającej mnie spojrzeniem Kowal.
-Szczęśliwy traf, co?!- zaśmiałam się, dobrze wiedząc co Zuza czuje do Wojtka. Kowal tylko wbiła we mnie jeszcze intensywniejsze, "zabijające" spojrzenie, a to powiększyło moją "głupawkę".
-Nie patrz tak na mnie!?- zaśmiałam się i dodałam, odwracając ją i od razu zabierając się za wpinanie welonu -Według przesądu osoby które złapią bukiet, bądź krawat powinny w ciągu roku od wydarzenia zostać narzeczeństwem, albo się pobrać, lub też chociaż wyznać sobie uczucia!- powiedziałam jej i dodałam -Gotowe!- powiedziałam, a Zuzka się odwróciła i na mnie spojrzała. Od razu zauważyłam że chce zaprotestować na moje wcześniejsze słowa, więc nie czekając na nic znów ją odwróciłam i pchnęłam do przodu, mówiąc -Tańcz moja droga!- zaśmiałam się, a moje rozbawienie jeszcze się powiększyło, gdyż zobaczyłam że pchnęłam ją prosto w ramiona nikogo innego jak właśnie Niedzwieckiego! Kowal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki miała na twarzy szczery uśmiech i nie protestowała tylko dała się objąć w tali, złożywszy nadgarstki na jego karku.
-Ale się spisaliśmy, co?!- szepnęłam do męża, który przyszedł do mnie sekundę później.
-Najlepiej jak mogliśmy...- odparł przytulając mnie do siebie. Kiwając się w rytm wolnej piosenki, rozbawieni obserwowaliśmy tańczących Zuzę i Wojtka. Patrol 8 patrzył sobie w oczy i nie widział nic innego poza sobą nawzajem, a my się z tego cieszyliśmy. W końcu każdy zasługuje na szczęście, a my wiemy o tym chyba najlepiej...
-To się nazywa magia patrolu, co?!- spytała nas rozbawiona Karolina, podchodząc do nas razem z Mikołajem.
-Chyba tak...- całą czwórką się zaśmialiśmy.
-Ale serio. Jak tak dalej pójdzie to wszystkie duety patrolowe prywatnie będą małżeństwami!- zauważyła przytomnie -No bo tak, Krzysiek i Emilka, My...- tu wskazała na siebie i Mikołaja -Wy- wskazała nas -Najpewniej Zuzka z Wojtkiem...- wskazała kciukiem na tańczący niedaleko nas patrol nr 8 -Tylko brakuje tego, aby między Talią, a Góralem coś zaiskrzyło!- podsumowała ze szczerym uśmiechem na twarzy.
-Masz rację!- przyznałam jej rację rozbawiona -Ale nie jesteśmy jedni! Kryminalni też się nie wyprą!- powiedziałam i zaczęłam wymieniać -Stasiaki, Ewa z Brunem...
-Między Paulą, a Kubą iskrzy jak cholera...- podłapała wyliczankę Lola.
-Tylko Jawor i Górska jakoś tak się temu opierają!- przyznał nam rację Mikołaj.
-Nie da się ukryć, magia patrolu!- dodał od siebie przytulający mnie Szymek.
-Nic dodać, nic ująć!- podsumowałyśmy z Karolą chórem i znów zaczęliśmy się śmiać. Głupawka trwała dobrą chwilę, po czym wróciliśmy do zabawy z resztą gości, gdy tylko się uspokoiliśmy. Impreza była wspaniała!! Białe i złote balony latające wokoło... Konfetti do kompletu... Grająca muzyka... Wszyscy przyjaciele i cała rodzina... Lepszego wesela nie mogłam sobie wyobrazić!! Bawiliśmy się naprawdę świetnie!

W pewnym momencie podeszła do nas zmartwiona Ala. Od razu mnie to zaalarmowało.
-Co jest Ala?! Stało się coś?!- spytałam przyjaciółkę z troską.
-Chodzi o Pawełka... Cały czas płacze i już nie mam pomysłów jak go uspokoić! Wypróbowałam już wszystko co działa na Majkę...- spojrzała na mnie smutno. W oczach widziałam że nie chciała mi zawracać głowy, ale to przecież chodziło o mojego synka!
-Nie martw się, zobaczę o co chodzi...- powiedziałam i wspólnie poszłyśmy do domku, gdzie na piętrze, w sypialni spały dzieciaki. Maja jak gdyby nigdy nic przycinała komara, podobnie jak Honia i Michałek, ale Pawcio... No cóż, on wydzierał się w niebo głosy... Aż dziw że nie obudził pozostałej trójki...
-O tym mówiłam...- westchnęła Ala, na co ja bez słowa podeszłam do łóżka i wzięłam synka na ręce, zgarniając przy tym jego smoczek. Wsadziłam mu go do buzi, po czym przytuliłam do piersi, delikatnie głaszcząc go po pleckach.
-Ćśśś, nie płakuj! Masz słonika, no...- podałam mu jego przytulankę, którą od razu złapał za ucho. Mrucząc cichutko zaczęłam go kołysać, a Alicja się nam przyglądała.
-Uroczo wyglądacie...- powiedziała cicho.
-Wiesz że słyszę to dzisiaj drugi raz?!- odparłam, zaśmiałam się cicho, po czym wróciłam do uspokajania synka, przesyłając blondynce uśmiech. Na to wszystko do sypialni wszedł zmartwiony Szymek.
-Co się stało?!- od razu był przy nas.
-Nic takiego, po prostu mały zatęsknił za nami, a może coś mu się śniło, trudno powiedzieć...- szepnęłam i pocałowałam leciutko spocone włoski synka.
-Na pewno?!- upewnił się.
-Tak Szymek, na pewno...- odparłam, uśmiechając się do męża.
-A jadł w ogóle?!- spytał Alę Szymek.
-Tak, przed godziną- odparła z westchnieniem ulgi, że dałam radę uspokoić Pawcia na tyle, że tylko kwilił cichutko.
-Przejmij go- podałam synka Szymonowi, a on uśmiechnął się szeroko, natomiast mały po tym jak wyczuł perfumy taty, od razu się uspokoił. Poprawiłam sobie ułożenie marynarki, po czym z czułością pogładziłam małego po główce, nie odwracając od niego wzroku. Lulaliśmy go tak aż nie zasnął ponownie, co stało się dosyć szybko, po czym znów go ułożyliśmy na łóżku i cichutko, aby nie obudzić całej czwórki, wróciliśmy na dół, bawić się dalej.
Około 23 "na salę" wjechał tort. Był 4 piętrowy i pięknie przyozdobiony. Podstawę miał z biszkoptu, przekładany był kremem wiśniowo-śmietanowym z kawałkami mrożonych wiśni, każde z pięter było otoczone białą czekoladą i przyozdobione lukrowaną wersją kwiatów wiśni. W najwyższe piętro były "wdygniete" fenomenalnie wykonane z lukru miniaturki nas samych w mundurach. Nawet miałam czapkę z daszkiem! Cukiernik naprawdę się postarał i w 1000% spełnił nasze oczekiwania!
Po śmiesznej piosence rozpoczętej przez nikogo innego jak już trochę (BARDZO) pijanego Julka, wzięliśmy się do krojenia. Pierwsze 5 kawałków ukroiliśmy wspólnie, a potem ja kroiłam, a Szymek podawał talerzyki gościom. Tosiek oczywiście latał dookoła z aparatem...
Byliśmy już po torcie, gdy naszym gościom zebrało się na "Gorzko, gorzko!". Oboje wywróciliśmy oczami, ale uśmiechy nie schodziły nam z twarzy ani na sekundę. Szymek przyciągnął mnie do siebie, obejmując ramionami w tali, a ja wzięłam jego twarz w dłonie i się pocałowaliśmy. Całus był długi i dość namiętny, a poza tym pełen uczucia. Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy straciliśmy dech w piersiach, a płuca nas paliły z braku potrzebnego tlenu.
-Kocham cię...- wydyszeliśmy jednocześnie, a nasi goście nadal swoje, więc całowaliśmy się dalej... Nie mieliśmy wyjścia...
Potem już się bawiliśmy i odrobinę piliśmy, wspólnie z przyjaciółmi i rodziną. Okazjonalnie ktoś paplał swoje "przemówienia", lecz z racji % alkoholu we krwioobiegu była to raczej bezsensowna, rozbawiająca do łez paplanina... A nasz fotograf cały czas miał mnóstwo energii i strzelał multum fotek! W trosce o niego zagadnęłam Emilkę:
-Ej, Emi?!
-Tak?!
-A Tosiek co ma tyle energii?! Kawy się napił, czy jak?!- wskazałam na jej pasierba.
-A bo ja wiem?!- wzruszyła ramionami i zrobiła pasującą minę -Ma już przecież te naście lat, coraz bliżej mu do 18, więc kto go tam wie?! Alkoholu na bank nie pił, jest na to za rozsądny, a dalej to nie wiem... Nie pilnujemy go tak bardzo jak Gai...
-Ok. Tak tylko pytałam...- obie się do siebie uśmiechnęłyśmy i w tej samej chwili usłyszałyśmy odgłos robienia zdjęcia. Spojrzałyśmy w tamtą stronę i potwierdziły się nasze przypuszczenia, był to Tosiek z telefonem.
-Piękne!- skomentował patrząc na wyświetlacz i poleciał dalej, a my zaczęłyśmy się śmiać. Bez wątpienia to będzie najlepszy wieczór w moim życiu...
Z Szymonem zaczęliśmy się zbierać do domu, gdy już wszyscy goście odjechali taksówkami. Było to gdzieś około 6, może 7 rano. Co prawda mogliśmy też zostać na działce, ale trzeba było wrócić do Ozyrysa... Naprawdę byliśmy zmęczeni, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Impreza udała się nawet lepiej niż oczekiwałam!!
Gdy wróciliśmy do domu, była już dawno pora śniadania. Jak obliczyłam, nie wiem jak Szymek, ale ja byłam na nogach dokładnie 36h i po prostu nie potrafiłam dłużej!! Zmęczeni wzięliśmy szybkie prysznice, wskoczyliśmy w piżamy i poszliśmy położyć się do łóżka, spać. Nawet na "noc poślubną" nie mieliśmy siły! Tak kompletnie!
-Trzeba odebrać później Pawełka od Mamy...- wymamrotałam, gdy już leżeliśmy w łóżku, przykryci kołdrami.
-Pawełkiem się nie martw. Babcia z dziadkiem się nim doskonale zajmą!- uspokoił mnie Szymek, przytulając mnie do siebie.
-Skoro tak mówisz, MĘŻU...- odparłam wtulając się w niego.
-Dobranoc ŻONO!- zaśmiał się cicho i chwilę później spaliśmy oboje, głębokim i spokojnym snem. Śnił nam się nasz synek i nowe przygody, które nas czekały na naszej WSPÓLNEJ drodze...
KONIEC!

Tak, dobrze przeczytaliście, to koniec tej książki...
Ale nie martwcie się!
Będzie jeszcze jedna, która ukarze nasz kochany duet z patrolu 007 w całkiem nowej, MAŁŻEŃSKIEJ odsłonie!
Mam nadzieję że następna spodoba się wam równie bardzo jak ta!
Nie pozostało mi powiedzieć nic więcej. Ślę więc uściski i widzimy się w nowej książce, już w sierpniu!
Miłego dnia! / Dobranoc!
Fantazylovestory 😸

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro