24. Znowu ON II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ASIA POW. Gdy weszłyśmy do holu zobaczyłam jak na samym środku Szymon i Kacper się biją nie zważając na innych policjantów. Mój chłopak miał nad Kwiatkowskim absolutną przewagę i bez trudu zgniatał go na kwaśne jabłko.
-Kacper! Szymon?!- krzyknęłam z niedowierzaniem na chłopaków cały czas obserwując zajście.
-Biją się tak już dobre 5 minut. Na nas nie reagowali, więc poszłyśmy do cb...- wyjaśniła Karolina kiwając na bijących się.
-Dobrze mu tak!- dopowiedział Krzyś.
-Ale komu?!- spytała zdziwiona słowami młodego Emilka.
-Temu nie miłemu panu...- powiedział wskazując na Kwiatkowskiego i dodał- Kacprowi!- odparł rezolutnie chłopczyk. Dziewczyny wymieniły rozbawione spojrzenia, ale nic nie powiedziały. Jeszcze przez moment ich obserwowałyśmy, gdy stwierdziłam że koniec z tą maskaradą i postanowiłam wkroczyć.
-Krzysiu... Zostawię cię teraz na moment z panią Emilką, ok?!- powiedziałam wskazując na Zapałę, jednocześnie odczepiając od siebie małego i skinęłam na Karolinę. Młody na szczęście się zgodził. Rachwał podeszła do mnie i stanęła obok.
-Bierz Kacpra...- mruknęłam do blondynki i ruszyłam ku Zielińskiemu. Zatrzymałyśmy się może z 10 kroków od nich nie chcąc wkraczać od razu.
-Szymon! Zostaw go!- krzyknęłam próbując ostatni raz.
-Kacper do cholery! Przestań! W pracy jesteś!- krzyknęła na niego Karolina.
-Nie podchodź Asia! Jeszcze tego by brakowało gdyby cię uderzył!- odkrzyknął mój chłopak zadając wrogowi więcej ciosów. Gdyby nie to że z Kacpra taki dupek to może bym go żałowała, ale tak...
Wyrwałam się z zamyślenia i podeszłam do Szymka szybkim krokiem, bez wahania założyłam mu dźwignię na szyję, siłą odciągając go od Kacpra, a Karolina zrobiła to samo z Kwiatkowskim. Przez to że zrobiłyśmy to z zaskoczenia trochę się szarpali, ale jak Szymon poczuł moje perfumy to od razu się uspokoił. Karolina nie miała tak dobrze, gdyż Kacper zadał jej parę ciosów w brzuch zanim się rozejrzał wokoło i zrozumiał że skoro nigdzie nie ma Karoliny to właśnie ona go unieruchomiła. Mężczyźni patrzyli jeszcze przez moment na siebie z furią wypisaną na twarzach po czym Szymon burknął:
-Możesz mnie już puścić... Nie rzucę się na niego...-z ulgą to zrobiłam i dla pewności, czy aby na pewno się na siebie znów nie rzucą stanęłam między nimi.
-Będzie spokój?!- spytałam oboje, patrząc na nich podejrzliwie. W odpowiedzi niepewnie kiwnęli głowami że tak.
-Czemu się pobiliście?!- spytałam ich, gdy Karo puściła Kacpra po upewnieniu się że Kwiatkowski nic nie wywinie. Nie odpowiedzieli.
-No?!- ponagliłam zirytowana tym że pewnie pobili się o jakąś błachostkę jak dzieci w przedszkolu. Zaraz jednak miałam się przekonać że powód był całkiem inny...
-Należało mu się po tym co ci zrobił!- burknął Szymek zgrzytając zębami. Mój chłopak miał szramę na kości policzkowej i obtarte knykcie dłoni, ale raczej nic poza tym.
-Doceniam że chciałeś się zemścić, ale czemu tak?! Czemu na komendzie?!- spytałam odwracając się całkiem w stronę Zielińskiego. Oczywiście nie mogłam dać po sobie poznać że jest między nami coś więcej...
-Jak zobaczyłem jego mordę to po prostu nie wytrzymałem i musiałem mu wtłuc...- zaczął się tłumaczyć ze skruchą. Gdyby nie to że nikt nie wie że jesteśmy razem to na bank już bym go pocałowała za to!
-Rozumiem... A ty co powiesz?!- zwróciłam się do drugiego.
-Zaatakował mnie bez powodu!- zaczął się bronić.
-Ja ci dam bez powodu!- wkurzył się Szymek zanim cokolwiek powiedziałam i chciał ruszyć na niego, ale mu nie dałam.
-Szymon nie!- krzyknęłam zatrzymując mojego chłopaka siłą i dodałam patrząc mu w oczy- Nie warto...- szepnęłam bez uśmiechu. Szymon w odpowiedzi skinął głową i odsunął się o krok. Oboje (z krzywymi minami) odwróciliśmy się do Kacpra, który szczerzył się jak głupi mimo rozwalonego nosa i wargi oraz sinego oka. Gdyby nie to że jesteśmy w pracy pogratulowałabym Szymonowi dzieła. Przez moment wymienialiśmy się spojrzeniami.
-Co się szczerzysz?! Idź do łazienki się ogarnij! Na patrolu jesteś!- burknęłam do niego, a ten odszedł bez słowa.
-A co ze mną?! Też mam sobie iść?!- spytał Zieliński zwracając moją uwagę na siebie.
-Nie. Ty idziesz ze mną...- odparłam i łapiąc go za ramię zaciągnęłam do mojego pokoju. Mały Krzyś podążył za nami jak cień, podczas gdy Karolina i Emilka wróciły do swoich obowiązków, jeszcze trochę niedowierzając w to co się przed paroma chwilami wydarzyło.

W POKOJU PREWENCYJNYM 8
-A jak ten pan ma na imię?!- spytał mnie znów uczepiony mojego paska Krzyś podczas gdy ja usadziłam Szymona na moim krześle.
-Jestem Szymon, a ty?! Jak masz na imię?!- zagadał do niego Zieliński wesołym tonem, jak zawsze wywołując u mnie uśmiech.
-Krzyś... Miło mi pana poznać... Jest pan zupełnie inny niż pan Kacper...- odpowiedział rezolutnie chłopczyk z dziecinną szczerością.
-Miło mi że tak sądzisz- powiedział Szymon i dodał- Żółwik?!
-Żółwik!- zgodził się mały i przybili żółwika. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i postanowiłam odezwać:
-Szymon teraz się nie ruszaj, bo muszę cię jakoś doprowadzić do porządku skoro nie chcesz karetki!- wydałam rozkaz rozbawionym tonem.
-Tak jest pani sierżant!- odparł salutując ze śmiechem.
-Jeszcze sierżantem nie jestem, to po pierwsze, a po drugie to nie salutuje się do gołej głowy!- skarciłam go ku rozbawieniu Krzysia. Śmialiśmy się dobrych parę minut.
-Ok, gotowe! Ale jeszcze pójdę po bandaż na twój nadgarstek...- powiedziałam gdy skończyłam i wyszłam do socjalnego.

TYM CZASEM
SZYMON POW. Gdy Asia wyszła ja i Krzyś zostaliśmy sami.
-Lubisz panią Asię, prawda?!- spytał mnie malec.
-Tak. Bardzo lubię...- zgodziłem się z nim bez mrugnięcia okiem.
-To musisz ją uratować!
-Przed kim i dlaczego?!
-No jak to przed kim??!! No przed panem Kwiatkowskim!!- wykrzyknął rozemocjonowany i dodał- Bo ten pan jest nie miły i straszny, a pani Asia to bardzo fajna i łagodna kobieta!- wyjaśnił mi z uśmieszkiem.
-No... Może masz rację, ale nie mogę za wiele zrobić, mam związane ręce!- odparłem ze smutkiem.
-Ale będzie dobrze! Bo ja to wiem!- odparł Krzyś.
-Postaram się coś zrobić, nie martw się młody!!- uspokoiłem go idealnie w momencie w którym wróciła Asia.
-Hejka chłopaki! Zaraz to skończymy i przyjedzie po ciebie ciocia...- powiedziała zaczynając bandażować mi rękę. Nie spuszczałem wzroku z jej oczu z uśmiechem. Zapadła cisza.
-Pasujecie do siebie...- przerwał ją chłopczyk uważnie nas obserwując.
-Tak myślisz?!- spytała go rozbawiona Asia nie przestając czynności.
-Tak. Wyglądacie uroczo!- powiedział z dziecięcą szczerością. Asia parsknęła śmiechem kończąc wiązać bandaż i odwróciła się w jego stronę w momencie gdy do prewencyjnego wszedł Jacek i jakaś kobieta.
-Krzysiu!- wykrzyknęła otwierając ramiona i klękając.
-Ciocia!- odkrzyknął i podbiegł do niej się przytulić. Patrzyliśmy na tą scenę z uśmiechami.
-Chodź mały... Jedziemy do mnie...- powiedziała kobieta i wstając spojrzała na nas.
-Dziękuję państwu za uratowanie Krzysia...- uśmiechnęła się.
-Nie ma za co... To była przyjemność spędzić czas z młodym...- odparłem z uśmiechem skierowanym do kobiety.
-Do widzenia!- powiedzieli chórem.
-Do widzenia! Trzymaj się mały!- krzyknęliśmy za nimi, gdy wychodzili. Jacek ulotnił się nawet nie wiemy kiedy. Gdy znikli na korytarzu spojrzeliśmy na siebie z Asią.
-Muszę się pożegnać!- krzyknął mały wracając do pokoju jak burza i przytulając Joannę.
-Na razie Krzysiu...-powiedziała Asia odklejając go od siebie, kucając przed nim i go przytulając.
-Do widzenia pani Asiu!- odparł, uścisnął ją mocno i się odsunął patrząc na mnie, a Asia wstała.
-Do widzenia panie Szymonie!! Proszę pamiętać o obietnicy!!- powiedział wyciągając w moją stronę pięść. Przybiłem żółwika i mały nadal nam machając wybiegł z prewencyjnego.
-Słodki chłopczyk, co?!- spytała mnie Asia z iskierkami w oczach.
-Bardzo. Ale ja znam kogoś kto jest słodszy...- odparłem z uśmiechem.
-Tak?! A kto to?!- spytała retorycznie, domyślając się odpowiedzi.
-Taka jedna brunetka...- odparłem łapiąc ją w biodrach.
-Tak?! A znam ją?!
-Wydaje mi się że aż za dobrze!- zapewniłem ją, ciągnąc ją na swoje kolana. Asia z rozbawieniem nie oponowała, tylko objęła mnie za szyję.
-Kocham cię, wiesz?!
-Ja ciebie też...- odparła i pocałowała mnie w czoło dodając- Dziękuję...
-Za co?!
-Za obicie Kwiatkowskiemu mordy w moim imieniu...- wyjaśniła przytulając się.
-Nie ma za co...- Odparłem trzymając ją w ramionach.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, po czym każde z nas jak gdyby nigdy nic wróciło na patrol. Ten dzień nie miał dla nas już więcej niespodzianek. Około 21, po zjedzeniu kolacji poszliśmy spać, licząc że następny dzień będzie lepszy...
CDN.

Dzisiaj bez notatki. Życzę wam tylko miłego dnia/ nocy i namawiam do trzymania kciuków za JOMON tak mocno jak ja!
Fantazylovestory 😺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro