4. Niebezpieczna akcja III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

KWADRANS PÓŹNIEJ.

Może z kwadrans później usłyszałam policyjne syreny. Krzykacz wpadł do pokoju jak opażony. Szymona na szczęście zostawił w spokoju.
-Ty idiotko!! Zalarmowałaś swoich koleżków!! Jak to zrobiłaś,co?!!!- wydarł się. Ten dryblas zaczął mnie kopać w furii. Płakałam jeszcze bardziej. Ni to z bólu, ni to ze strachu. Zauważyłam że Szymek podniósł się z ziemi. Drzwi trzasnęły i rozległy się krzyki Karoliny i Mikołaja oraz AT. Część At wpadła do pokoju razem z Rachwał sekundy później. Krzykacz niezdążył nic zrobić. Blondynka sprawnym ruchem posłała mojego porywacza na ziemię i skuła go. Nasze spojrzenia się spotkały.
-Wszystko w porzątku?- spytała kucając obok. Kiwnęłam delikatnie głową na tak. Blondynka sięgnęła do taśmy, ale ja pokręciłam przecząco głową i wskazałam również nią Szymona.
-Jesteś pewna?!- spojrzała na mnie uważnie. Pokiwałam ochoczo głową. Widząc ten gest Karolina stanęła obok niego. Zieliński w trakcie akcji dał radę niepostrzeżenie wstać i Karo bez problemu rozkuła go. Nie zdążyła zrobić nic więcej gdyż Szymon podbiegł do mnie i kucnął obok z przerażeniem w oczach.
-Zostawię was...- powiedziała Karo i podnosząc Krzykacza z ziemi wyszła, mówiąc że razem z Białachem biorą go na komendę.
-Ok- powiedział Szymek na moment patrząc na nią i dodał wracając do mnie spojrzeniem- Asia...-szepnął odrywając mi knebel z twarzy i rozkuwając mnie. Zaniosłam się mocnym kaszlem.
-Szymon...Boże!- Pod wpływem emocji przytuliłam się do niego. Szymek oddałuścisk odsuwając mnie od kaloryfera.
-Tak się bałam.... myślałam że oni nas tu zabiją!!- szepnęłam w jego ramię.
-Ja też się bałem... Nigdy w całej mojej karierze nie miałem takiej akcji....- przyznał cicho cały czas mnie przytulając. Po chwili się odrobinę odsunęłam.
-Widzisz to jest nas dwóch!- szepnęłam żeby rozładować napięcie. Oboje się uśmiechnęliśmy do siebie.
-Jak ręka?!- spytałam wskazując na lewe ramię.
-Nie boli. Tylko się źle wykręciła przy upadku...- zbył to i spojrzał mi w oczy. Cisza trwała dobre parę minut. AT zdążyli przeczesać całe mieszkanie i wrócić do siebie.
-Krew ci leci...- powiedział oglądając mój prawy policzek.
-Tobie też..- odpowiedziałam wyciągając z kamizelki bandanę i przykładając ją do czoła Zielińskiego. Ten się tylko uśmiechnął.
-Ładnie ci w turkusowym!- skomentowałam uśmiechając się lekko.
-Już nie wymyślaj, tylko chodź! Wynośmy się stąd...- chwycił mnie delikatnie za ramię i w pasie i lekko chwiejnie podniósł do pionu. Jeszcze raz go przytuliłam czując jego ręce na pasie i wzdłuż pleców z dłonią na karku. Szczerze mówiąc chciało mi się płakać.
-00 do 07!- usłyszeliśmy Jacka w radio leżącym na łóżku. Puściłam Szymona i podeszłam tam. Chwyciłam je lewą ręką, gdyż prawa na razie nie była zdolna do pracy.
-07 do usług! Co się dzieje?!- odezwałam się.
-Dobrze cię znów słyszeć..- odpowiedział Jacek z ulgą i dodał- Wszystko w porządku?! Sytuacja opanowana??- spytał nerwowo.
-Teraz już tak..- powiedziałam z lekką ulgą w głosie.
-Jedźcie do szpitala na obdukcję, a potem wróćcie na komendę.
-Ale Jacek..- zaczęłam, ale mi przerwał.
-Rozkazy komendant. Patrol wzięła 03.
-Dobra Jacek, już tam jedziemy...- powiedział Szymon stając obok i delikatnie zabierając mi z ręki radio. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę salonu.
-Aśka? Czego szukasz?- spytał Szymon wchodząc tam zaraz za mną.
-Mojej broni, gdy upadłam poleciała gdzieś...- powiedziałam rozglądającsię wokoło. Szymek przeszedł przez pokój i sprawdził po szafką.
-Cholera! Musieli ją zabrać!- wkurzyłam się gdy nie znalazłam jej pod kanapą. Z dobre parę minut kluczyliśmy po salonie. Ja na kolanach, Szymek w pół przysiadzie.
-Nie, no co ty! Musi gdzieś tu być!- pocieszył mnie Szymek zaglądając pod worek z częściami samochodowymi..
-Obyś miał rację...- westchnęłam pochylając się, aby zajrzeć pod stolik do kawy.
-Na pewno ją znajdziemy... Nie martw się!!- odpowiedział patrząc pod szafkę pod telewizorem i dodał-Może to to?- spytał wstając i podchodząc do mnie ze zgubą w ręce.Uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy.
-Tak. Dzięki...- powiedziałam i zabrałam mu pistolet. Lewą ręką schowałam go do kabury na biodrze. Bez słowa wyszliśmy z tego feralnego mieszkania nie oglądając się za siebie. Schodząc ze schodów rozcierałam sobie bolący nadgarstek.
-Boli?!-spytał z troską.
-Troszeczkę, ale przeżyję...-odpowiedziałam patrząc na niego z lekkim grymaso-uśmiechem na twarzy. Zieliński odjął bandanę odczoła i usztywnił mi nią nadgarstek, wprawnie ją zawiązując.
-Dzięki...-mruknęłam i wsiedliśmy do auta.
-07 dla 00..- usłyszeliśmy w radiu Jacka.
-Coś się stało nasz ulubiony oficerze dyżurny?- spytałam ze śmiechem biorąc radio do ręki.
-Widzę że humory poprawione!- odparł.
-Jakoś...- powiedziałam patrząc na Szymona. Zieliński wyjechał z parkingu.
-Ale tak na poważnie, komendant prosi abyście na komendzie do niej wpadli...- odparł dyżurny poważnym tonem.
-Oki. Bez odbioru..- powiedziałam i odłożyłam radio. Droga do szpitala minęła nam w ciszy, wbrew pozorom bardzo szybko. Każde z nas było pogrążone we własnych myślach.
CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro