5. Szpital i rozmowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadal ASIA POW. Do szpitala dojechaliśmy w 15 minut. Wysiedliśmy z radiowozu i weszliśmy do budynku. W środku nie było praktycznie żadnego ruchu. Rozejrzeliśmy się wokoło próbując wypatrzeć kogoś znajomego.
-Cześć Ania!- krzyknął Szymek widząc lekarkę na korytarzu. Anna odwróciła się w naszą stronę i ruszyła ku nam szybkim krokiem.
-Hej... Co wam się stało?!- spytała Reiter widząc nasze pokiereszowane twarze i rany na czołach. Potem jej spojrzenie spadło na moją rękę.
-Wypadek przy pracy...- odparłam i dodałam- Zrobisz obdukcję?!
-Ja nie mogę, bo już skończyłam dyżur, ale Wiki i Lena powinny to szybko załatwić...- powiedziała i napisała do koleżanek szybkiego SMSa. Po 5 minutach na końcu korytarza zmierzając ku nam pojawiły się Latoszek i Consalida.
-Cześć -powiedzieliśmy całą piątką jednocześnie.
-Co wam się stało?- spytała z troską w głosie Lena.
-To ja was zostawiam!- powiedziała Ania i opuściła mury szpitala.
-To cześć!- krzyknęliśmy z Szymkiem za Reiter.
-Chodźcie na SOR...- powiedziała Wiki. Na SORze usiedliśmy z Szymonem na kozetce. Lekarki w szybkim tempie przeprowadziły podstawowe badania.
-Chyba nie chce pytać co wyście tam robili...- powiedziała Wiki w zamyśleniu oglądając moje zdjęcia rentgenowskie.
-Lepiej nie pytaj... Powiem ci tylko tyle że było ostro!- powiedziałam uśmiechając się lekko w stronę Szymka.
-Tego to ja się domyślam!- zaśmiała się Wiktoria i dodała- Masz obite żebra i skręcony nadgarstek. A ta rana na głowie to nic takiego...
-Szczerze mówiąc myślałam że będzie gorzej- odpowiedziałam wesoło i dodałam- tak bolał że myślałam że jest złamany...
-Na szczęście do złamania nie doszło, ale było blisko...
-Aśka!- w tym samym momencie skarcił mnie rozbawiony Szymon i dodał- nie kracz!
-Ja nie kruk, żeby krakać!- zaśmiałam się. Szymon zrobił to samo.
-Humory mimo wszystko dopisują widzę...- zachichotała Lena.
-Można tak powiedzieć...- odparł Szymek momentalnie poważniejąc.
-Szymon, rentgen wykazał tylko nadłamania 4 żeber, ale one po 2 tygodniach się samoistnie zrosną, a rana na głowie to na szczęście nic wielkiego, więc nie mam po co brać cię na oddział...- powiadomiła Zielińskiego z lekkim uśmiechem Latoszek.
-Asia... Tak jak mówiłam tylko obiłaś żebra, a szrama na głowie to nic, ale masz skręcony nadgarstek, więc musisz go bardzo oszczędzać jeśli chcesz wrócić na patrol!! Lecz po mimo tych wszystkich obrażeń też nie muszę brać cię na oddział...- usłyszałam od Consalidy.
-To chyba dobrze...- powiedziałam niepewnie.
-Pewnie że dobrze!- Zgodziła się ze mną Lena.
-Zalecenia są następujące. Wolne na 2 tygodnie, Aśka uważaj na rękę, nie przemęczajcie się za bardzo i zmieniajcie opatrunki....- powiedziała poważnie Wiki patrząc na naszą dwójkę.
-Ale!- chcieliśmy zaprotestować.
-Nie ma żadnego ale! Wolne i koniec! A w razie kłopotów, np bólu głowy czym prędzej przyjdźcie do nas....- dopowiedziała Lena i dała nam dwie kartki. W tym czasie Wiki założyła mi opatrunek.
-Tu macie zwolnienia, dajcie je komendant...
-Okej... Dzięki- powiedzieliśmy wstając, aby wyjść.
-Do widzenia!- krzyknęły za nami.
-To cześć!- odkrzyknęliśmy im. Aż na parking doszliśmy w ciszy.
-To teraz na komendę?!- spytał Szymek.
-Niestety...- jęknęłam patrząc na zabandażowaną rękę. Zaczęło powoli widnieć.

KOMENDA.
Wysiedliśmy z radiowozu i weszliśmy do budynku. Na korytarzach nikogo na szczęście nie zastaliśmy. Poszliśmy się przebrać (z nie małym jękiem), a następnie do gabinetu komendant Jaskowskiej.
-Pani komendant... chciała nas pani widzieć?- zaczęłam wchodząc do środka. Szymek zrobił to samo zaraz po mnie.
-Tak siadajcie...- zaczęła bez uśmiechu. Zrobiliśmy to co kazała.
-Dajcie te zwolnienia...- zaczęła na wstępie. Niechętnie to zrobiłam używając lewej ręki.
-Co tam się działo? Tylko szczerze!- spytała poważnie po włożeniu zatwierdzonych zwolnień do teczki. Spojrzeliśmy z Szymkiem na siebie.
-Może ja zacznę...- zaczęłam i spojrzałam na Renatę. Ta tylko kiwnęła głową na znak że słucha.
-Zaczęło się jak zawsze... około drugiej dostaliśmy wezwanie do interwencji na Kowalowej 24/6. Wszystko szło jak po maśle. Jako że nikt nie otwierał drzwi, to Szymon zarządził że tam wchodzimy. Z odruchu nacisnęłam klamkę i drzwi same się otworzyły. Zaalarmowani tym faktem wyjęliśmy broń i tam weszliśmy. Byłam w salonie gdy poczułam uderzenie w tył głowy. Upadłam rozcinając sobie łuk brwiowy. Mężczyzna zagroził Szymonowi że mnie zabije jeśli nie odłoży broni. Potem wszystko podziało się szybko i następne co pamiętam to skuty Szymon i ciemność....
-Trochę go przycisnąłem żeby się dowiedzieć czego od nas chce i się okazało że przez nie kompetencje innych policjantów z miejskiej zginęła jego żona..... Nieźle nas poturbował, bo byliśmy nie przytomni 3 godziny...
-Potem kiedy gadaliśmy zaczął mnie szantażować że zabije Szymona jeśli nie spławię dobijającego się Jacka....
-I użyłaś fortelu Emilki, prawda?!- weszła mi w słowo pani komendant.
-Dokładnie. Zbiry się nie domyśliły że zamieniłam numery patroli, ale przez to że chciałam uciekać przykuli mnie siłą do kaloryfera i zakneblowali, a następnie zaczęli bić Szymona..... Bardzo źle się czułam z tym że nie mogłam nic zrobić....
-Ale już jest po sprawie, bo Jacek nas uratował wysyłając na miejsce Rachwałach i AT...- zakończył Zieliński.
-Dobrze, że to tak się skończyło, a nie gorzej... Idźcie do domów.... Raporty chcę mieć na biurku dopiero po waszym powrocie...
-Tak jest pani komendant!- Odparliśmy jednocześnie i wyszliśmy z jej gabinetu. W ciszy zeszliśmy na parking.
-To, co? Wpadniesz do mnie na wino?- spytałam Szymona pewna że nikogo nie będzie już w domu. Tata miał iść do kumpla, a Marcin do szkoły.
CDN.

I co waszym zdaniem będzie dalej?! Fantazylovestory

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro