64. Następnego dnia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ASIA POW. Obudziłam się z dość mocno bolącym karkiem. Zaspana uniosłam głowę i zobaczyłam nieprzytomnego Szymona. Wtedy uświadomiłam sobie gdzie jestem, a wszystkie wspomnienia dnia poprzedniego do mnie wróciły jak boomerang... Automatycznie do oczu napłynęły mi łzy i otrzeźwiałam momentalnie.
-Szymek... Kiedy ty się obudzisz, co?!- spytałam ukochanego cicho i uścisnęłam jego rękę. Tak jak się spodziewałam nie odpowiedział. Westchnęłam ciężko i odgarnęłam mu grzywkę z czoła po czym przełożyłam rękę na jego policzek.
-Kocham cię...- wyszeptałam podnosząc się lekko z krzesełka i pochyliwszy się nad nim musnęłam jego usta. Naprawdę mi go brakowało...
-Mam nadzieję kochanie, że śpiąc zdrowiejesz, bo jak nie to cię skrócę o głowę jak się obudzisz!- wyszeptałam próbując użyć złego tonu, ale mi się nie udało, więc zamilkłam i się zamyśliłam, patrząc na jego uśpioną twarz. Przez głowę zaczęły mi przelatywać setki wspólnych wspomnień, sprawiając że znów zebrało mi się na płacz...
-Oj Asia!!- powiedział znajomy mi głos. Odwróciłam się i przez łzy ujrzałam Emilkę i Krzyśka stojących w drzwiach.
-Co wy tu robicie??- spytałam cicho.
-Przyjechaliśmy sprawdzić jak się czujesz i co z Szymonem...- odpowiedział Krzychu, wchodząc do środka za żoną.
-Jak widzicie nadal jest źle!- jęknęłam zakłamana i ponownie chwyciłam ukochanego za rękę.
-Nie płacz Asia! Będzie dobrze!- próbowała mnie uspokoić Emilka kucając obok mnie i kładąc rękę na moim udzie.
-Ja się boję że on się nie obudzi!!- wyznałam mi szczerze, patrząc najpierw na Zapałę, a zaraz potem na jej męża.
-Nawet tak nie myśl!!- skarciła mnie Emi -Będzie dobrze!! Szymon się obudzi!!- spróbowała mnie uspokoić.
-Wiem, ale...
-Asia!! Nie ma ale!! Jeszcze do nas wróci, zobaczysz!!- poparł żonę Krzysiek, stając obok mnie i kładąc mi rękę na ramieniu. Nic nie odpowiedziałam. Wszyscy spojrzeliśmy na Zielińskiego w ciszy. Ścisnęłam rękę Szymka, czując rosnącą gulę w gardle. Najbliższe dni będą najgorsze w moim życiu... Krzysiek i Emilka posiedzieli jeszcze trochę, po czym wrócili do dzieci, a ja zostałam z Zielińskim. Po jakimś kwadransie przyszedł lekarz i go dogłębnie przebadał.
-I, panie doktorze?- spytałam patrząc na mężczyznę z nadzieją.
-Cóż... Pan Szymon wraca do sił, wszystko powoli się regeneruje, ale niestety nadal nie mogę powiedzieć w którym momencie się obudzi...- wyznał szczerze lekarz po zapisaniu obserwacji w karcie zdrowia -Może to być zaraz, za godzinę, dzień, tydzień, miesiąc, czy nawet dłużej...
-Rozumiem...- mruknęłam smutno, skupiając uwagę na Zielińskim.
-Pani Joanno...- usłyszałam głos lekarza. Brzmiał bardzo z dezaprobatą. Spojrzałam na niego.
-Powinna pani wrócić do domu, wykąpać się, odpocząć, może się porządnie przespać... Da mi pani swój numer i będę panią informował na bieżąco....- powiedział patrząc na mnie z troską, z lekka współczująco.
-Nie mogę... Muszę przy nim być...- powiedziałam cicho i uścisnęłam rękę ukochanego.
-No dobrze. Widzę że pani nie przekonam...- westchnął i dodał - Przyjdę za parę godzin zabrać pacjenta na badania...- powiedział i wyszedł, więc znów zostałam z nim sama. Westchnęłam ciężko.
-Muszę poinformować twojego tatę i Renatę wiesz?!- mruknęłam i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Chwilę go trzymałam w ręce zastanawiając się czy na pewno chcę ich denerwować, ale nie miałam wyboru, więc włączyłam go i w kontaktach znalazłam numer Renaty. Jaskowska na pewno będzie lepsza w przekazaniu panu Janowi tej informacji niż ja w moim obecnym stanie... Nie wahając się dłużej wybrałam numer i zadzwoniłam do pani komendant. Odebrała po czwartym sygnale.
(A- Asia, R- Renata)
A: Dzień dobry pani komendant...
R: Dzień dobry Asiu, o co chodzi?
A: Tylko niech się pani nie denerwuje! To dla dobra dziecka...- zaczęłam z lekka nerwowo.
R: Asia! Do brzegu!
A: Powinna pani przyjechać do wojewódzkiego...- powiedziałam spokojnie i powoli.
R: Dlaczego? O czymś nie wiem Asia?
A: Szczególnie pan Jan powinien tu teraz być... Szymon wylądował w szpitalu...- na ostatnie zdanie głos mi się załamał.
R: Co? O czym ja nie wiem!?
A: Wczoraj na komendzie wybuchła bomba... Prawie nikt nie ucierpiał... Najgorzej było z Karoliną i Szymonem...
R: Co z nim?- spytała zdenerwowana.
A: Wydobrzeje... Ma złamaną nogę i ustąpił wstrząs mózgu, ale...
R: Ale?- ciągnęła mnie za język.
A: Lekarz nie ma pojęcia kiedy się obudzi...
R: Dobry boże! Jesteś przy nim?
A: Nie mogłabym być nigdzie indziej...
R: Jadę do ciebie!- to było ostatnie co od niej usłyszałam.
-Widzisz Szymek?! Twoja przyszła macocha jest świetną kobietą!- skomentowałam i schowałam telefon do kieszeni.

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
-Asia!- powiedziała nerwowa pani komendant, wpadając do sali jak niemały huragan. Od razu wstałam z krzesełka i przytuliłam kobietę.
-Zdrowieje, lekarze są dobrej myśli...- pocieszyłam ją, starając się ukryć własny strach i smutek. Renata nie może się denerwować, to może zaszkodzić dziecku...
-Jak?? Kiedy?!- spytała nerwowo, więc usadziłam ją na krzesełku na którym wcześniej siedziałam, a sama usiadłam naprzeciw szefowej na łóżku mojego chłopaka.
-Bo pani komendant prawie nic nie wie...- westchnęłam ciężko, dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę.
-Ale czego?! Asia mów do cholery jasnej!- zdenerwowała się bardziej.
-Ktoś podłożył na naszej komendzie bombę...- powiedziałam jej prawdę - Ale to już pani powiedziałam... Kłamać nie było po co, i tak by się dowiedziała...
-Znowu?!- przerwała mi.
-Tak... Tyle że tym razem ona faktycznie wybuchła...- powiedziałam łagodnie, bojąc się jej reakcji. Renata automatycznie pobladła.
-Czy ktoś jest ranny?!
-Oprócz Szymona tylko Karolina, ale ona ma lżejsze obrażenia. Nawet jej do szpitala nie wzięli...- powiedziałam jej całą prawdę.
-Dobry boże!!- załamała ręce, chowając w nich na moment twarz, po czym spojrzała na Szymona.
-Obudził się chociaż?!- tylko pokiwałam głową na nie, ponownie trzymając ukochanego za rękę. Zapatrzyłyśmy się na nieprzytomnego Zielińskiego przez moment.
-Pan Jan wie?!- spytałam ją.
-Jeszcze mu nie powiedziałam, nie było go w domu gdy zadzwoniłaś...- odparła cicho. Znów na moment zapadła cisza.
-Powinien wiedzieć...- westchnęłam i dodałam -Cholera!! Zapomniałam poprosić Ole o wolne!!- pacnęłam się otwartą dłonią w czoło.
-Ja to zrobiłam za ciebie, po twoim telefonie... Zanim wszystko do mnie w pełni dotarło i jeszcze byłam spokojna...- odparła, niepewnie kładąc dłoń na moim udzie i lekko je ściskając. Spojrzałam na nią z wdzięcznością, kładąc dłoń na jej, z lekkim uśmiechem mimo smutniej atmosfery.
-Dziękuję...
-Nie masz za co! Przecież widzę w jakim jesteś stanie! Nie byłabyś zdolna do służby i tak!- odparła i wymieniłyśmy się spojrzeniami -Z resztą, aktualnie to wszyscy mają wolne z braku miejsca pracy...- powiedziała i zapadła cisza.
-Popilnujesz go?! Pojadę do prokuratury powiadomić pana Jana...- wpadłam na pomysł, wstając i patrząc z nadzieją na Renatę -Jestem mu to winna...- powiedziałam patrząc na mojego chłopaka.
-Pewnie, idź. Przekażesz mu to lepiej niż ja...- odparła, uścisnęłyśmy sobie dłonie, zebrałam rzeczy i pojechałam do domu się przebrać. Ciężko mi było spacerować po mieszkaniu, ze świadomością że Szymek nadal leży w szpitalu, ale nie mogłam zrobić nic innego. Ze spokojem się ogarnęłam, wzięłam prysznic, dałam jeść Ozzy'emu i się z nim chwilę pobawiłam, po czym ponownie opuściłam mieszkanie, wsiadłam w samochód i pojechałam do prokuratury. Na moje szczęście pan Jan akurat siedział sam w swoim gabinecie. Po nie małej awanturze, poszłam tam za jego sekretarką.
-Panie Zieliński... Ta pani nalega na natychmiastowe spotkanie mimo iż nie jest umówiona!- powiedziała z nie małą pretensją w głosie, gdy weszłyśmy. Ojciec Szymona spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął wstając.
-Możesz nas zostawić Anetko, to ktoś znajomy...- odprawił zszokowaną i jeszcze trochę wzburzoną sekretarkę i zostaliśmy sami.
-Asia... / Panie Zieliński...- wymieniliśmy uścisk. Od czasu rozprawy nasze stosunki zdecydowanie się ociepliły.
-Co cię do mnie sprowadza?!- spytał ponownie siadając, ja również usiadłam, na krzesełku przed jego biurkiem.
-Chodzi o to że... Powinien pan jechać do szpitala...- zaczęłam niepewnie.
-A to dlaczego?!
-Szymon... Szymon leży na OIOMie i lekarze nie wiedzą kiedy się obudzi!- wyjaśniłam, czując jak łzy ponownie napływają mi do oczu. Pan Zieliński zbladł, podobnie jak jego narzeczona jakiś czas wcześniej.
-Co mu jest?!- dopytywał.
-Ogłuszyła go bomba, którą ktoś podłożył na komendzie... Ma wstrząs mózgu i nie wiadomo kiedy się obudzi...- spojrzałam na ojca mojego chłopaka płacząc.
-Muszę do niego jechać!- powiedział, zaczynając chaotycznie zbierać najpotrzebniejsze mu rzeczy. Również podniosłam się z miejsca.
-Panie Janie!- zatrzymałam go w pół kroku i z gulą w gardle dodałam - Powoli... Renata z nim siedzi... Jakby było coś nie tak, to już by mnie o tym powiadomiła...- przesłałam mu lekki uśmiech. A przynajmniej mam nadzieję że to był uśmiech, a nie grymas...
-Masz rację...- zgodził się i po chwili wspólnie udaliśmy się do szpitala, a tam do sali Szymona. Po wejściu pan Jan przytulił Renatę i wspólnie siedzieliśmy przy nieprzytomnym Szymonie z dobre dwie godziny, w większości ciesząc się ciszą i myśląc każdy o czymś innym. Moje myśli oczywiście zajmował nie kto inny jak właśnie Szymon. Ciężko mi było patrzeć na niego w tym stanie...
W pewnym momencie zrobiło się już późno i Renata z panem Zielińskim opuścili salę, a ja wiernie zostałam u boku Szymona. Nie mogłam go zostawić i jak gdyby nigdy nic wrócić bez niego do mieszkania, co to, to nie! Sama zasnęłam na krześle, trzymając rękę Szymona w swoich jakieś pół godziny po ich wyjściu. Mimo wszystko był to bardzo męczący dzień...
CDN.

Czy Szymon się obudzi?!
Jak to się skończy??
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro