79. Chwile strachu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ASIA POW. Nadal siedzimy pod salą operacyjną, gdzie operują Mikołaja. Minuty dłużą nam się jak godziny, a czas płynie niebywale wolno...
Jakiś czas temu dołączyła do nas reszta patrolówki, plus Renata i Nowakowie. Większość z nas ma łzy w oczach i na policzkach, lecz nikt nie daje szlochowi opuścić gardła. Płaczemy, gdyż żadne z nas nie chce go stracić... To zbyt dobry przyjaciel, policjant i człowiek aby go miało nie być wśród nas... Jesteśmy naprawdę załamani... Najgorzej ze wszystkich trzyma się chyba Karolina... Cały czas płacze i mamrocze pod nosem niezrozumiałe dla nas rzeczy, pochylona lekko do przodu i wpatrująca się w swoje okrwawione dłonie. Za nic nie chce dać się namówić, aby pójść do łazienki aby je umyć... Do chwili temu jeszcze siedziała z nami jej mama, ale teraz wróciła do sali męża, aby nadal przy nim czuwać, mimo iż wszystko idzie ku dobremu... Pani Rachwał dobrze wie że będziemy wspierać jej córkę równie mocno jak ona by to zrobiła, więc z zaufaniem zdała się na nas. Ewa, siostra Karoli, nie pojawiła się jeszcze. Jakiś czas temu poleciłam Natalii aby spróbowała się z nią skontaktować, ale ta nie reaguje, nie odbiera i najwyraźniej ma wyłączony telefon... Na całe szczęście Karola ma nas... Naprawdę, jeśli Białach tego nie przeżyje to Karo będzie wrakiem człowieka... Bardzo nią to wszystko wstrząsnęło... Za dużo na nią spadło w ostatnim czasie, to jest pewne... Najpierw zawał ojca, a teraz ten postrzał męża... Nikomu nie życzę takiego splotu wydarzeń, oj nie! Nawet najgorszemu wrogowi! Białach nadal ma ręce brudne od krwi męża i część munduru zresztą też, podobnie jak włosów i twarzy... Nie wygląda to wszystko za dobrze...
-Karo... Może ci przynieść trochę herbaty, co?!- spytałam ją z troską -Albo kawę...?- zaproponowałam patrząc na nią łagodnie i z troską, nie puszczając jej karku, który lekko masowałam. Bardzo się o nią martwię... Karolina może i jest silna i w ogóle, ale wewnętrznie to naprawdę uczuciowa kobieta...
-Nie... Dzięki...- odpowiedziała płaczliwie, nieprzerwanie wpatrując się w swoje czerwone dłonie.
-On z tego wyjdzie!! Jest silny!- spróbowałam ją jakoś pocieszyć.
-Wiem, ale...- głos jej się lekko załamał.
-Ale?!- postanowiłam jakoś zmusić ją do zwyczajnego wygadania się. Jak trochę pogada to i nadmiar emocji z niej zejdzie...
-Ja się po prostu boję!! Nie chcę go stracić!! Nie mogę!!- powiedziała strzelając mi szybkie spojrzenie przez łzy i znów wybuchła płaczem, opierając czoło na zgięciu nadgarstka. Tak łatwo wpadła w szloch, że aż nią trzęsło... Podniosłam wzrok na siedzącą opodal Natalię. Z Mróz porozumiałyśmy się bez słów. Ze wszystkich dziewczyn z komendy, jeśli chodzi o sprawę Karoliny, mogłam najbardziej liczyć właśnie na Talię. My dwie jesteśmy z Białach najbliżej, więc zrozumiałe jest że to ją poprosiłam o pomoc. Ja zżyłam się z Karolą gdy jeździłyśmy razem w patrolu na innej komendzie, a Talia zna ją jeszcze ze szkoły policyjnej, także znamy ją najdłużej i najbardziej... Mróz jakby czytając z moich oczu wstała na nogi, przeszła szerokość korytarza, usiadła obok Karoli, po drugiej stronie i przytuliła ją mocno do siebie, podczas gdy ja wstałam z zamiarem pójścia po dwie herbaty. Jedną dla mnie, a drugą dla Białach. Jak nie wypije teraz, to za chwilę... Kiwnęłam reszcie że zaraz wracam i ruszyłam w dół korytarzem.
Szłam już dobre 2 minuty, gdy usłyszałam że ktoś mnie goni, szybkim krokiem. Nie zwalniając kroku odwróciłam się przez ramię i ujrzałam doganiającego mnie Szymona. Mimo powagi sytuacji uśmiechnęłam się szczerze i szeroko.
-Gdzie idziesz?!- spytał zrównując ze mną krok.
-Do bufetu... Potrzebuję herbaty i to nie tylko ja...- spojrzałam na mojego chłopaka przelotnie. Doskonale wiedział że chodzi mi o Karolę...
-Idę z tobą...- zapowiedział -Mi też by się przydało, ale coś zjeść...- dodał, patrząc na mnie sugestywnie. Racja, nie jedliśmy nic od 14, a jest już 22... Dziwne że nie jestem głodna...? To chyba te nerwy...
Znów odpłynęłam myślami, ale wyczułam jak Szymek złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego przelotnie, a on odpowiedział mi tym samym i wspólnie poszliśmy do działającego 24h na dobę bufetu.
-Poprosimy 3 herbaty ziołowe i kanapkę- zwróciłam się do sprzedawczyni.
-Już podaję, ale na pewno nie chcecie niczego więcej?!- spytała łagodnie.
-Nie, dziękujemy- odparłam szybko.
-Asia...- Szymek od razu na mnie spojrzał tym swoim "Nawet nie próbuj!' wzrokiem, pomieszanym ze szczerą troską.
-Szymek...- przedrzeźniłam go.
-Musisz jeść...- próbował mnie namówić, a w tym czasie sprzedawczyni uszykowała nam nasze zamówienie na tacy. Gdy ujrzałam tam dwie kanapki nic nie powiedziałam. Szymon na całkowitą rację, powinnam jeść, szczególnie w takiej stresującej sytuacji...
-Dziękujemy bardzo- podziękowaliśmy, zapłaciliśmy i wróciliśmy do przyjaciół. Sądząc po minach naszych przyjaciół nic się nie zmieniło, nadal niczego nie wiemy, a operacja trwa. Razem z Zielińskim zjedliśmy kanapki jeszcze w bufecie i oddaliśmy tacę sprzedawczyni.
Ponownie zajęłam moje miejsce obok Loli i skrzyżowałam spojrzenia z Natalią. Mróz tylko pokiwała przecząco głową.
-Oj Lola...- jęknęłam i dodałam -Wypij chociaż...- podsunęłam jej pod nos parujący kubek.
-Nie chcę, dzięki- odpowiedziała cicho, nie ruszając się ani o milimetr.
-Lola, Asia ma rację, musisz pić! Wykończysz się!- próbowała mi pomóc Natalia, tuląc Białach do siebie.
-Nie zjem, ani nie wypiję nic, dopóki się czegoś nie dowiem!- powiedziała łamiącym się głosem, ale dobitnie.
-Lola...- jęknęłyśmy chórem.
-Jeden łyczek, zrób to dla mnie!- wręcz błagałam ją, aby w siebie to wmusiła. Naprawdę serce mi się krajało widząc ją taką... Taką załamaną... Spojrzałam w moje prawo i spojrzenia moje i Szymona się skrzyżowały. Pokręciłam przecząco głową, na co Szymek objął mnie ramieniem i pocałował w skroń, jednocześnie masując mój bok. 'Bez niego przy boku... Nie wiem co bym zrobiła...'- pomyślałam z ciężkim westchnieniem. Przekazałam Natalii herbatę Karoli i wypiłam moją, podobnie jak Szymon, wtulając się w niego i opierając głowę na jego ramieniu.
-Karola no!!- jęknęła Natalia.
-A przestaniecie!?- spojrzała na nas obie, ostro, przez łzy.
-Tak!- powiedziałyśmy krótko, równocześnie. Białach wzięła od Mróz kubek i paroma głębokimi łykami wypiła całość, po czym zgniotła go w rękach. Naprawdę okropnie się czułam widząc ją w takiej rozsypce...
W poczekalni, cały czas trwała przejmująca cisza. Krzysiek tulił do siebie płaczącą Emilkę, Jacek głaskał Alę po plecach, jednocześnie przytulając ją do siebie, Wojtek i Zuza płacząc cicho ściskali ręce, a ja wtulałam się w Szymona i za nic nie chciałam go puścić...
Nagle drzwi do sali operacyjnej stanęły otworem i wyszedł zza nich lekarz cały ubroczony krwią. Jak na komendę wszyscy podnieśliśmy się na równe nogi, wlepiając w niego wzrok pełen nadziei i wiary.
-Ktoś od pana Mikołaja Białacha?!- spytał, rozglądając się.
-Jestem żoną. Karolina Białach- powiedziała Karola, stając przed nim, ze mną i Natalią po obu stronach, przytulając ją. Widziałyśmy w jej oczach że tego potrzebowała...
-Pan Mikołaj stracił bardzo dużo krwi...
-I?!- serca nam tak waliły, jakby miały zaraz wyskoczyć z piersi.
-Na całe szczęście ma silną wolę walki i wspaniałego anioła stróża, gdyż na pewno wydobrzeje! Teraz już będzie tylko lepiej...- uśmiechnął się słabo i dodał -Położymy go na OIOMie w sali 215... Możecie do niego wejść, ale niezbyt długo! Zostać mogą max 3 osoby!- powiedział i poszedł, a my po chwili znaleźliśmy się w sali. Z jednej strony się cieszyliśmy że z Mikołajem będzie lepiej, ale ten przerażający smutek który od niego bił... To nas przytłaczało... Dobijało... Kotłowały się w nas same okropne emocje... A to wszystko przez widok Mikołaja leżącego na tym szpitalnym łóżku jakby bez życia, podpięty do tych wszystkich maszyn miliardem różnych kabelków... Karola usiadła na fotelu u jego boku, a my staliśmy przy niej, nie odwracając wzroku od Białacha.
-Dominika!- nagle się poderwała i pierwszy raz od paru godzin spojrzała na nas żywym wzrokiem.
-Co Dominika?!- nikt nie zrozumiał.
-Dominika i Ania! Córki Mikołaja z pierwszego małżeństwa! One o niczym nie wiedzą!- jej wzrok był rozbiegany, jakby szalony.
-Daj mi telefon, to do nich zadzwonię- powiedziała Natalia.
-Masz. Ania nigdy nie odbiera obcych numerów...- wcisnęła jej w rękę swoją komórkę.
-Już dzwonię!- uspokoiła ją. To było jedyne poruszenie jakie zapanowało w naszym otoczeniu przez ostatnie parę godzin. Parę wielce okrutnych godzin...
-Karolina!- jakiś czas później wykrzyknęły dwa głosy, po czym do sali wpadły dwie, różne jak ogień i woda dusze, pod postaciami Anny i Dominiki Białach. Siostry rzuciły się Karolinie na szyję, obie z płaczem.
-Och Kochane! Tak mi przykro że do tego dopuściłam!!- powiedziała, patrząc na obie.
-To nie twoja wina! Tylko tego kto strzelał!- odparły chórem i zaraz potem je trafiło -Jesteś cała w jego krwi!!- Lola była w stanie tylko potwierdzić głową.
-Uratowałaś mu życie!!- wykrzyknęła Ania, ściskając ją tak mocno, że prawie ją udusiła.
-To lekarze, nie ja...- chciała zaprotestować.
-Ależ tak!! Gdyby nie ty nie miałby po co walczyć! On cię kocha jak wariat!!- poparła młodszą siostrę Dominika, po czym jeszcze chwilę się z nią pokłóciły, a następnie wszystkie trzy usiadły przy boku nieprzytomnego Mikołaja.
-Trzymaj się Karolina! Informuj nas jak cokolwiek się zmieni!- powiedziało każde z nas, wyściskaliśmy ją i opuściliśmy salę. Na korytarzu pożegnaliśmy się wszyscy, po czym rozeszliśmy do domu. Powrót do mieszkania trwał w zupełnej ciszy. Znaleźliśmy się tam zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj. Ledwo zamknęłam za nami drzwi, rozpadłam się kompletnie i pozwoliłam sobie płakać.
-Asia...- jęknął Szymek i pociągnął mnie tak, że zamknął mnie w szczelnym, mocnym i bezpiecznym uścisku. Wtuliłam się w niego automatycznie.
-Jak mu się pogorszy... To Karolina będzie wrakiem człowieka... A my?! Jak my wszyscy sobie poradzimy bez niego, co?!- spytałam retorycznie, między szlochami.
-Mikołaj z tego wyjdzie! To silny zawodnik, wiesz o tym!! Nie płacz kochanie!?!- próbował mnie uspokoić, tuląc do siebie.
-Wiesz że nie potrafię o tym nie myśleć!! Ja po prostu NIE POTRAFIĘ!!
-Już ćśśś! Cicho...!- głaskał mnie po głowie i plecach tak długo, aż pierwsza "fala" szlochu ze mnie nie zeszła.
-Chodź, idziemy spać!- powiedział i wysilił uśmiech. Skinęłam tylko głową i tak właśnie zrobiliśmy.
-Masz wielkie, złote serce Kochanie...- szepnął i pocałował mnie w czoło, tuląc do siebie.
-To będzie kiedyś moją zgubą...- mruknęłam, wtulając się w niego.
-Nie, nie pozwolę na to...- dodał szczerze, a chwilę później spaliśmy oboje, wymęczeni tragedią dzisiejszego dnia...
CDN.

Czy Mikołaj ocknie się ze śpiączki?!
Jak to wszystko wpłynie na pracowników komendy?!
Co na to wszystko Karolina?!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro