80. A jednak lepiej...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

DWA DNI PÓŹNIEJ
SZYMON POW. Siedzimy przy Mikołaju już kolejny wieczór. Karolina nas potrzebuje, jest załamana... Mimo męczącego patrolu bez zastanowienia, decydując jednogłośnie, pojechaliśmy z Asią do szpitala i razem z przyjaciółką czuwamy przy Mikołaju.
Jest już około 23, Asia powoli zaczyna walczyć ze snem, ale ciężko jej to idzie. Za wszelką cenę nie chce zasnąć, tylko wspierać Karolinę. Moje Skarbie co jakiś czas przymyka oczy na parę sekund, po czym otrząsa się ze snu i stara się nie poddać objęciom Morfeusza... Ja też jestem zmęczony, ale jeszcze się jako, tako trzymam, nie to co Joasia... Karo za to, jest jak duch. Nie mówi nic, nie je, nie śpi... Tylko siedzi przy mężu, trzyma jego rękę w zaciśniętych swoich i przyciskając je złączone do ust, wpatruje się w niego uważnie, jakby nie chcąc przegapić momentu gdy się obudzi.
Już dobrą chwilę gdybałem nad tym jak łagodnie i taktownie przeprosić Karolę i wspólnie z Asią się zmyć, gdy ona sama mi to ułatwiła.
-Zasnęła... Weź ją do domu Szymek...- powiedziała BARDZO cicho, jakby duch to zrobił, ani przez chwilę na mnie nie patrząc. Gdyby nie cisza panująca w sali, to pewnie bym jej nie usłyszał. Nie licząc pisku aparatury, monitorującej funkcje życiowe Mikołaja. Spojrzałem wtedy na siedzącą obok mnie Joasię. Białach miała całkowitą rację, moja ukochana w końcu przegrała nierówną walkę ze snem i bezwiednie oparła głowę na moim ramieniu, a ja nawet tego nie poczułem... Może to dlatego że robi to bardzo często?! Sam już nie wiem...
-Tak zrobię! Trzymaj się Karola!- cicho odpowiedziałem wstając, po czym pochyliłem się do przodu i z łatwością wziąłem Asię na ręce -Jakby coś się zmieniło, od razu daj nam znać...- zatrzymałem się jeszcze na moment przy drzwiach.
-Tak zrobię. Trzymajcie się- wyszeptała patrząc na nas przelotnie, a ja opuściłem salę. Po raz kolejny się przekonałem że moja partnerka jest lekka jak piórko i niesienie jej nie sprawia mi zupełnie żadnego problemu. Cicho pożegnałem się z każdym mijanym członkiem personelu medycznego. Wszyscy albo mi odpowiadali cicho, albo kiwali głowami. Większość mijanych pielęgniarek robiła rozczulone miny, gdy mnie widziała i żegnała się z uśmiechami. Nie cierpiąc zwłoki, opuściłem szpital, przeszedłem przez parking i zaniosłem Asię do mojego samochodu, a po otwarciu go, wsadziłem delikatnie na miejsce pasażera i po zamknięciu jej drzwi również wsiadłem, tyle że za kierownicę. Zapiąłem nas oboje pasami i w szybkim tempie odwiozłem do domu. Za sprawą późnej godziny, nie było też korków, co bardzo ułatwiło mi sprawę. Coraz bardziej odczuwałem zmęczenie, ale nie narzekałem. Musiałem zawieźć nas do domu...
Na parkingu, pod blokiem zaparkowałem, wziąłem wszystko, na końcu biorąc Asię na ręce i poszedłem do domu. Moja księżniczka spała tak mocno, że ani razu się nie obudziła, mimo iż wyczyniałem niezłe rewolucje aby m.in. wydostać z kieszeni klucze do mieszkania, czy wpisać kod do domofonu. Mimo wszystko jednak, udało mi się jej nie obudzić...

W DOMU
Wszedłem do mieszkania, zamknąłem drzwi i od razu skierowałem się do sypialni. Położyłem Asię na łóżku i zacząłem ogarniać wszytko inne. Rozebrałem się, mimo później pory dałem jeść Ozzy'emu, odłożyłem nasze torby na komodzie w korytarzu, wziąłem ultra szybki prysznic i przebrałem się w piżamę. Gdy spojrzałem na zegarek było po północy. Z westchnieniem przebrałem Asię tak że spokojnie mogła spać, przykryłem ją kołdrą i sam pod nią wskoczyłem. Bez namysłu przyciągnąłem Zatońską do siebie i ja również poszedłem spać, tuląc ją w ramionach. Zasnąłem nawet nie wiem kiedy, taki byłem zmęczony. A wcześniej prawie tego nie odczuwałem?! Nieźle w takim razie działa mój organizm...

DWA DNI PÓŹNIEJ
ASIA POW. Weszliśmy na komendę razem z załamaną Karoliną. Białach udaje że wszystko jest git, ale każdy kto ją choć trochę zna zauważy że to wszystko ją zmęczyło i rozbiło psychicznie... Jak na moje to powinna wziąć wolne i skupić się na Mikołaju i ojcu, ale jak to Karolina, nikogo nie słucha i twierdzi że musi pracować... Trochę ją rozumiem, sama tak miałam w pewnym momencie, gdy coś podobnego przytrafiło się Szymonowi, ale nie byłam aż taka uparta... Co prawda Miko wraca do sił i lada dzień się obudzi, ale wszyscy wiemy że nic nie będzie już takie samo...
-Trzymaj się Lola i w razie co, dzwoń!- przykazałam przyjaciółce na wyjściu.
-Pewnie Asia. Dzięki...- przesłała mi słaby uśmiech, po czym dodała -Miłego patrolu...
Po przebraniu się w mundury Karola poszła do komendant, się dowiedzieć jak będzie wyglądać jej dzisiejsza służba, a ja z Szymonem udaliśmy się do naszego pokoju.
-Mam nadzieję że Mikołaj szybko z tego wyjdzie...- powiedziałam, gdy usiedliśmy jeszcze na moment do papierów.
-Ja też Asia, ja też...- westchnął Szymek i zajęliśmy się robotą, a 20 minut później poszliśmy na odprawę. Trwała 20 minut i oprócz rozdzielenia rewirów, nie było na niej niczego ciekawego. W takiej sytuacji wzięliśmy z pokoju radia i kamizelki i wyszliśmy z komendy. Na parkingu wsiedliśmy w radiowóz i wyjechaliśmy na tłoczne ulice Wrocławia...
Nie minęło dużo czasu, a dostaliśmy wezwanie do kradzieży w kwiaciarni na Alejach Solidarności. Bez zbędnych ceregieli tam pojechaliśmy.

20 MINUT PÓŹNIEJ
KWIACIARNIA
Po zaparkowaniu weszliśmy do zrabowanego budynku. Wszędzie leżały "szczątki" kwiatów i porozwalane szkło. Szymek od razu zauważył popsutą klamkę. Po dłuższej chwili znaleźliśmy siedzącą na jednej z większych donic płaczącą właścicielkę.
-Dzień dobry pani! Sierżant Zatońska, Młodszy aspirant Zieliński, KMP...- wylegitymowałam nas. Zniszczenia były tak spore, że od razu wezwaliśmy techników. Tadeusz z ekipą byli już na mieście, więc do nas miał dojechać Marek ze swoim zespołem. Nie czekaliśmy na nich długo, a podczas tego zebraliśmy wstępne zeznania od kobiety. Nic przełomowego, czy odbiegającego od normy, brak wrogów, kwiaciarnia była lubiana, nie dostawała żadnych gróźb i etc, a zniszczenia wynosiły trochę mniej niż 5 tysięcy złotych. Wszystko dokładnie zapisaliśmy i Szymek dał kobiecie swoją wizytówkę, jakby jej się coś jeszcze przypomniało. Potem pogadaliśmy chwilę z Markiem i jego ekipą, a następnie zjechaliśmy na komendę. Jazda trwała niespełna 50 minut, gdyż musieliśmy się przebić przez pół miasta.

KOMENDA
Ledwo weszliśmy, już wołał nas Jacek.
-Asia, jesteście na komendzie?!
-No tak, właśnie weszliśmy, a co?!- odpowiedziałam mu.
-To chodźcie do mnie, bo coś dla was mam...
-Już idziemy!- odparł Szymek i skierowaliśmy się do dyżurki.
-No Jacek, co tam dla nas masz?!- spytał Nowaka Szymon, gdy tam dotarliśmy.
-Przeglądałem monitoring z okolic kwiaciarni tak jak prosiliście i patrzcie co znalazłem...- powiedział i pokazał nam nagranie, jak jakiś chłopak, na oko 17-18 letni, włamuje się, a potem wychodzi z kwiaciarni z częścią kwiatów.
-Czyli mamy go jak na widelcu!- skomentowałam, a Szymek dodał:
-Znamy jego tożsamość?!
-Na wasze i moje szczęście tak, to Marek Szymczyk, ma 17 lat...
-I wyskoczył ci w bazie?!- zrobiłam zdziwioną minę.
-Wierzcie mi lub nie, ale ma już u nas kartotekę i to sporą...
-Co np?!- spytałam ciekawa.
-Wyłudzenia, kradzieże, włamania... Pierwszy raz dostał zarzuty pięć lat temu....
-Młody był, 12 lat...- nie wierzyliśmy z Szymonem.
-Od tamtego czasu ma kuratora...- podsumował i dodał -Bierze przykład z siedzącego w więzieniu ojca, a prawnie opiekuje się nim babcia...
-Za co siedzi ojciec?!- spytał Szymek.
-Za morderstwo matki Marka. Młody miał wtedy 9 lat... Dostał 25...
-No to niezła rodzinka...- skomentowaliśmy z westchnieniem.
-No niezła, niezła...- potwierdził Jacek i dodał -Tu macie jego adres, jedźcie po niego...- rozkazał.
-Zrobi się Jacek- skinął głową Szymek i opuściliśmy dyżurkę, a potem całą komendę. Wsiedliśmy w radiowóz i pojechaliśmy pod adres.

20 MINUT PÓŹNIEJ
TOPOLOWA 20
Zaparkowaliśmy opodal, wysiedliśmy z radiowozu i udaliśmy się do domu chłopaka. O dziwo ostatnimi czasy wszystkie bramy domów są otwarte jak przyjeżdzamy i nie rozumiem dlaczego tak jest?! Jednakże nie czas był na takie domysły, byliśmy tu w celu zgarnięcia włamywacza, a nie na popołudniową herbatkę do cioci... Gdy stanęliśmy na ganku Szymon załomotał w drzwi, a ja głośno krzyknęłam:
-Policja!! Proszę otworzyć!!
Po chwili zadziałało, gdyż otworzyła nam kobieta w średnim wieku.
-Dzień dobry! Państwo do kogo?!- spytała zdziwiona.
-Do Marka Szymczyka, jest w domu?!- spytał Szymon.
-Owszem, ale kim państwo są?!- nie rozumiała tego "najścia" z naszej strony.
-Sierżant Zatońska, Młodszy aspirant Zieliński- wylegitymowałam nas i dodałam -A pani to kto?!
-Justyna Borowczyk, jestem ciocią Marka i rodziną pani Jadwigi...- wyjaśniła, po czym dodała -Niech państwo wejdą, nie będziemy na ulicy szumu robić...- wpuściła nas do domu i zaraz dodała, a raczej krzyknęła:
-Marek!!? Państwo z policji do ciebie!?
I wtedy chłopak wyleciał z pokoju jak oparzony, w stronę drzwi, które znajdowały się w salonie. Szymek pobiegł za nim, a ja zrobiłam w tył zwrot i wybiegłam frontowymi, aby w razie co go złapać. I miałam rację, gdyż skurczybyk był szybki, ale leciał do bramy, więc musiałby najpierw mnie ominąć... Z sukcesem go złapaliśmy, od razu Szymek go skuł i wspólnie zaprowadziliśmy go do domu, aby dokonać wstępnego przesłuchania. Ciotka od razu zaczęła robić problemy, więc wyprosiłam ją do salonu, a z chłopakiem zdecydowaliśmy się pogadać u niego w pokoju. Usadziliśmy go na łóżku i zaczęliśmy zadawać pytania. Jednakże młody nie miał zamiaru gadać... Właściwe praktycznie przeciwnie, powiedział nam wszystko, tylko nie to co było nam tak naprawdę potrzebne... Jedną z tych rzeczy było:
-Marnujesz się w tej robocie Dziubek... Powinnaś iść na jakąś modelkę, albo inną aktorkę, bo z taką uroczą buźką i kształtami jak twoje to byś furorę tam zrobiła...- ja wywróciłam oczami zażenowana, a Szymon się trochę wściekł.
-Uważaj sobie co?! Mówisz do starszej od ciebie kobiety, a do tego policjantki na służbie!- ostrzegł go.
-A ty co taki spięty?! Dawno w łóżku z żadną lalą nie byłeś?!- "pocisnął" Szymonowi i zwrócił się do mnie -Ja mówię serio... Jak chcesz, to możesz wpaść do mnie po swojej robocie i ci powiem co i jak...
-Sorry młody, ale mam inne plany!- zgasiłam go.
-Twój wybór! Ale nie mówię że śliczna nie powinnaś czegoś z tym zrobić!- powiedział i dodał -A tak szczerze?! Ciągle cię jacyś faceci wyrywają, co?!
-Nie twój interes! Lepiej mi powiedz co robiłeś dzisiaj w kwiaciarni na Alejach Solidarności?!
-Nie było mnie tam, a nawet jeśli, to pewnie szukałem sobie nowej dupy do łóżka...- aż mi się niedobrze robiło jak go słuchałam.
-Uważaj sobie młody! To ostatnie ostrzeżenie!- wciął się Szymek.
-A ty byś zluzował pasa! Bo ci wszystkie laski sprzed nosa uciekną, jak będziesz taki! Takie piękności jak twoja partnerka to od razu sobie pójdą do innego...- nie wiem co mnie bardziej zirytowało, to co gadał ten młody, czy sam fakt że w ogóle pozwolił sobie na taką gadkę...
-Dość tego!- wkurzyłam się -Jedziemy na komendę!- warknęłam i szarpnięciem wyprowadziłam chłopaka z domu, ignorując zdenerwowaną ciotkę i zaprowadziłam go do radiowozu. Szymek pilnował, czy aby na pewno mi nie zwieje, oraz polecił ciotce udać się do nas na komendę, jeśli będzie miała jakieś pytania. Wsadziliśmy go na tyły i po zdaniu raportu Jackowi, pojechaliśmy z chłopakiem na komendę i od razu się wzięliśmy za przesłuchanie. Nie trwało ono zbyt krótko, ale też długie nie było... W końcu udało nam się przebić przez jego "flirciarską fasadę" skierowaną w moją stronę i zmusić do gadania. Pod odpowiednim naciskiem przyznał się do wszystkiego i zeznał to z najmniejszymi szczegółami. Okazało się że włamał się do kwiaciarni z dwóch powodów. 1, bo mu się nudziło, a 2, bo to była kolejna rocznica śmierci jego matki, a ona uwielbiała kwiaty... Szczerze mówiąc wydało mi się to odrobinę chore...
Zadowoleni daliśmy mu do podpisania zeznania, a gdy to zrobił zaprowadziliśmy go do PDOZ i wróciliśmy na patrol. Potem mieliśmy parę interwencji, ale nic wielkiego, tylko 2 kradzieże i jedno włamanie, także mieliśmy pełne ręce roboty do samego końca służby.

PO ROBOCIE
Gdy już wypełniliśmy papiery i skończyliśmy służbę, pojechaliśmy z Karolą do Mikołaja, sprawdzić jak się czuje. Na nasze nieszczęście, nic się nie zmieniło w jego stanie... Czyli rekonwalescencja jeszcze trochę potrwa... Posiedzieliśmy z nimi godzinkę, po czym się pożegnaliśmy i wróciliśmy do domu. Nie mogliśmy kolejnego dnia zawalić nocki, tak jak ostatnio... Przy miłej rozmowie zjedliśmy kolację, nakarmiliśmy i pobawiliśmy się chwilę z Ozzim i spędziliśmy resztę wieczoru, w swoich objęciach na kanapie. Było swojsko, miło i bezpiecznie... Jak ja kocham to uczucie!!
Spać położyliśmy się trochę po 22, po tym jak skończyliśmy film. Tym razem padło na "Pewnego razu w Hollywood". Nawet fajny ten film... Zasnęliśmy dość szybko, zmęczeni dniem. Ostatni minimum tydzień nas nie oszczędza, a to jeszcze nie jest koniec trudnych wydarzeń...
CDN.

Jak będzie z Mikołajem?!
Czy Białach dojdzie do siebie?!
Zobaczymy...
Piszcie swoje propozycje w komentarzach!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

P.S. Od dzisiaj będzie swego rodzaju "maraton" przez cały lipiec rozdziały tej książki będą uwaga... CODZIENNIE!

Mam nadzieję że wam się spodobają ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro