86. Wesele Jana i Renaty Zielińskich

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MINĘŁO PARĘ TYGODNI
SZYMON POW. Dziś wybił ten dzień. Dzień w którym moja szefowa zostanie prawnie również moją macochą... To się porobiło... Szczerze mówiąc nigdy bym się tego nie spodziewał... Tego że mój tata zwiąże się właśnie z moją szefową...
Stałem przed lustrem w spodniach od galowego munduru i zapinałem właśnie koszulę, gdy usłyszałem za sobą głos:
-Ale przystojny jesteś...- skomentowała Asia. Wyglądała pięknie w tej sukience:

-Dziękuję- odparłem i uśmiechnęliśmy się do siebie. Zaraz potem zabrałem się za wiązanie krawata. Szło mi to okropnie opornie...
-Daj to, bo nigdy nie zawiążesz!- zaśmiała się moja narzeczona, zabrała mi materiał z ręki i stanęła naprzeciwko mnie.
-Aż tak mało we mnie wierzysz?!- prychnąłem.
-Nie. Tylko obserwowałam JAK próbowałeś go zawiązać- odparła szczerze, po czym dodała -I już!- uśmiechnęła się promiennie, puszczając magicznie zawiązany krawat.
-Jak się czujemy?!- spytałem ją z troską, kładąc dłoń na jej już odrobinę widocznym brzuchu.
-Spokojnie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku- uspokoiła mnie.
-To dobrze- podsumowałem, daliśmy sobie słodkiego buziaka i wróciliśmy do szykowania się. Ze względu na wesele i wgl, nie mamy dzisiaj z Asią służby, więc mamy DUŻŻŻŻŻO czasu na szykowanie się. Oczywiście, w wolnej chwilce, nie mogłem się powstrzymać, aby jej nie przytulić, czy pocałować. Po prostu nie mogę bez niej wytrzymać, bo kocham ją jak wariat...

GODZINA 14.40
POD KATEDRĄ
Znajdujemy się już pod katedrą i czekamy na przybycie wszystkich gości. Tym razem uratowałem Mariusza od pilnowania Michałka i mamy go z Asią na oku my.
-Jak mały, nie denerwuje się?!- spytał nerwowy tata, podchodząc do nas.
-Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku proszę pana...- uspokoiła mojego ojca Asia, przesyłając mu uspokajający i promienny uśmiech.
-Parę chwil temu zasnął- dodałem, wskazując na śpiącego w trzymanym przeze mnie wózku, brata.
-To dobrze... To bardzo dobrze...- odparł tata, nadal się denerwując.
-Tato, spokojnie! Wszystko będzie dokładnie tak jak sobie z Renatą zaplanowaliście!- tym razem to ja spróbowałem go uspokoić. Minimalnie podziałało. Pogadaliśmy z nim jeszcze trochę, a potem również z naszymi przyjaciółmi z komendy. Równo o 15 był ślub.
Najpierw ksiądz miał swoją krótką przemowę, a potem zaczął się faktyczny ślub.
-Ja Jan, biorę sobie Ciebie Renato za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci...- powtórzył za księdzem mój ojciec. Zaraz potem była kolej Renaty.
-Pani Renato...- zagadnął ją ksiądz, na co Jaskowska tylko skinęła głową.
-Ja Renata, biorę sobie Ciebie Janie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci...- powtórzyła przysięgę z pewnością w głosie. Spojrzeliśmy na siebie z Asią w tym samym momencie i uścisnąłem jej rękę, za co dostałem uśmiech. Byliśmy naprawdę szczęśliwi ich szczęściem... No i myśleliśmy o tym iż za jakiś czas to my będziemy stać na ich miejscu...
-Wymieńcie się obrączkami, powtarzając za mną...- kontynuował ksiądz.
-Renato, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego- powiedział mój ojciec z uśmiechem. Widać było po nim że jest strasznie szczęśliwy...
-Janie, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Potem jeszcze parę ceremoniałów ślubnych zostało wykonanych i zanim się obejrzeliśmy, ksiądz wypowiedział te, tak znaczące słowa:
-Może pan pocałować pannę młodą!- zakończył, tata i Renata się pocałowali, a my wszyscy wstaliśmy i zaczęliśmy im klaskać i wiwatować. Naprawdę cieszyłem się szczęściem mojego ojca i szefowej. Oboje tego potrzebowali...
Potem, pod katedrą, zaraz po salwie honorowej, było składanie życzeń.
-Życzymy wam zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, oddania w zawodach jak dotychczas, zgodności w małżeństwie i powodzenia w wychowywaniu Michałka!- pożyczyliśmy im wspólnie, gdy przyszła nasza kolej, po czym przytuliliśmy każde z nich i odeszliśmy na bok.
-Oby byli szczęśliwi...- mruknęła Asia, którą objąłem w tali i przytuliłem do siebie.
-Tak jak my?!- spytałem na wpół retorycznie, patrząc na nią.
-Dokładnie tak jak my- odparła, patrząc swoimi błyszczącymi oczami głęboko w moje.
-Wiem że mówię ci to bardzo często, ale kocham was, wiesz?!- powiedziałem, całując narzeczoną w skroń.
-My ciebie też- odparła, pocałowała mnie w policzek i ponownie się przytuliła. Z uśmiechami na twarzach obserwowaliśmy nowożeńców, a po jakimś czasie wszyscy powsiadaliśmy do samochodów i pojechaliśmy na wesele.

WESELE
Knajpa była ogromna i pięknie przystrojona. Nawet ja, jako facet to widziałem. Dekoracje były w kolorach jasnoszarym, odcieniach bieli i niebieskiego. Idealnie się ze sobą komponowały... Najpierw było wręczanie prezentów, a następnie uroczysty posiłek. Zatrudniona przez nich firma kateringowa się postarała, gdyż wszystko było przepyszne! Co jakiś czas zerkałem na prawo, nie mogąc odwrócić wzroku od Asi. Moja narzeczona wyglądała przepięknie i widać było że nasz brzdąc nie robi jej tam swawoli w brzuchu, bo dobrze się czuła i była uspokojona. Mdłości też już dłuższy czas jej nie męczą, a to jest na pewno plus...
Po jedzeniu mieliśmy się przenieść na parkiet. Tam para młoda zatańczyła pierwszy taniec, a potem była impreza. Wszystko się zapowiadało tak świetnie, jak tata z Renatą sobie wymarzyli i cieszyło mnie to niezmiernie... Było wiele gier i zabaw, przez które mieliśmy ubaw po pachy. Np. pamiętna gra w krzesełka, albo utrzymanie balona między sobą, nie pękając go, ale też tańcząc. To drugie było raczej nie wykonalne, więc co chwila jakiś balon pękał, a my mieliśmy jeszcze większy ubaw...
Gdzieś w trakcie były różne przemówienia i toasty, ale nie zwracałem na nie zbytnio uwagi. Powodem był fakt iż musieliśmy mieć na oku Michałka... Niby Mariusz również go pilnował, ale woleliśmy z Asią dmuchać na zimne...
Około 20 młody padł, więc Ala zaoferowała się Renacie że go uśpi i będzie miała na oku nianię. Była już w tym wprawiona za sprawą ich Majki, także komendant bez trudu jej zaufała... A impreza działa się dalej! Było trochę picia i rozmów, ale zdecydowanie najwięcej było śmiechów i tańców. No może wykluczając Julka, który chyba zamierzał zjeść i wypić wszystko co było dostępne... Na szczęście nie tylko my chcieliśmy uniknąć ambarasu jaki by się na 1000% stał, gdyby Juliusz się uchlał po korek, a i wszyscy nasi kumple z komendy starali się zabrać od Poniatowskiego alkohol...
-Jak się bawisz?!- spytała się mnie Asia, pojawiając się nagle obok mnie.
-A wiesz że nawet dobrze- uśmiechnąłem się w jej stronę.
-Otwarcie ci powiem, nigdy nie podejrzewałam że moja szefowa zostanie również moją teściową!- gdy to powiedziała zaśmialiśmy się oboje.
-A wam co tak radośnie?!- spytała rozbawiona, już trochę wstawiona Zuzka.
-Prywatne sprawy!- odpowiedzieliśmy z Asią chórem.
-Jak nie chcecie mówić to nie!- odparła, czknęła i odezwała się ponownie -A kiedy doczekamy się wreszcie waszego wesela, co?!
-Za jakiś czas Zuzia, za jakiś czas...- uspokoiła ją moja narzeczona z uśmiechem. Bardzo się cieszyłem że mam ją u boku, podczas takich zmian w życiu...
Zuzka jeszcze trochę pogadała, po czym się zmyła, a do nas podeszła pani komendant.
-Co tam Renata?- zagadnąłem pierwszy.
-Nic wielkiego, przyszłam sprawdzić jak się bawicie...- odparła z prostotą.
-Bawimy się świetnie, a ty się nie kłopocz, bo to wasze święto!- uspokoiła ją Asia z lekkim uśmiechem.
-A jeśli pytasz o małego, to wszystko jest w najlepszym porządku, Ala ma na niego oko, a...- dodałem od siebie i w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Przecież jeszcze nie wiedzą że Asia jest w ciąży...- A my się świetnie bawimy- zakończyłem gładko.
-Cieszę się, naprawdę się cieszę- jej słowa również można było wyczytać z twarzy, także na 100% mówiła prawdę.
-To my się cieszymy- odpowiedzieliśmy chórem.
-Czyli nowe papiery się szykują, co?- zaśmiałem się.
-Oj tak... Będzie trzeba też zmienić tabliczkę na drzwiach do mojego gabinetu...- dodała, z ciężkim westchnieniem.
-Czasem zmiany są dobre...- pocieszyła ją Asia.
-Macie racje!- zgodziła się i dodała -A teraz zapraszam was na parkiet!- zaśmialiśmy się całą trójką i tak właśnie zrobiliśmy.
Bawiliśmy się wręcz do upadłego, nawadniając się herbatą i sokami, oraz tańcząc z przyjaciółmi na parkiecie. Było naprawdę miło...
Wróciliśmy do domu gdzieś około 3 nad ranem, bardzo zmęczeni. Mimo że nie piliśmy wiele (solidaryzowałem się z Asią, która z racji ciąży picie miała zakazane), to i tak byliśmy wypompowani. Praktycznie na półśnie odświeżyliśmy się, przebraliśmy w piżamy i poszliśmy spać.
-Dobranoc Kotek- mruknąłem, całując ukochaną w czoło.
-Dobranoc Kochanie- odparła sennie i już po chwili spaliśmy oboje w objęciach Morfeusza, zbawiennym i ożywczym snem.
CDN.

Czyli to już oficjalne!
Komendant Jaskowska została prawnie macochą Szymona!
Co na to Zieliński?!
Czy jego stosunek do szefowej się zmieni?!
Zobaczymy...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro