87. Chrzciny małej Nowak

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
ASIA POW. Od ostatniego czasu, ciągle jakieś imprezy... Urodziny Szymka, wesele komendant i pana Jana... A dzisiaj nie jest inaczej! Mianowicie dzisiaj będziemy uczestniczyć w chrzcinach córeczki Ali i Jacka - Majki. Ta mała jest taka urocza i słodziutka!! Myślę że będzie fajnie, ale jeszcze zobaczymy... Ze względu na ten dzień mamy służbę dopiero wieczorem i niestety jedziemy na nocny patrol... Ale damy radę! Kto jak nie my?!
Jest około 10, niecałe pół godzinki temu dopiero wstaliśmy, ale teraz już się powoli szykujemy... Ozzy już dostał swoje śniadanie, a my jeszcze ogarniamy parę rzeczy...
-Skarbie, widziałaś gdzieś mój krawat?!- spytał Szymek, wpadając do kuchni i upijając łyk kawy.
-W sypialni na komodzie- odpowiedziałam spokojnie i jak gdyby nigdy nic dokończyłam kanapkę.
-Dzięki Skarbie- odpowiedział, przelotnie pocałował mnie w czubek głowy i znikł w rzeczonym pomieszczeniu, a ja się lekko uśmiechnęłam.
-Zajmuję łazienkę!- krzyknęłam do Zielińskiego i zamknęłam się w pomieszczeniu. Pierwszym co zrobiłam, było wejście pod prysznic i umycie się porządnie. Potem wyszłam, wysuszyłam się ręcznikiem i ubrałam wcześniej tu pozostawioną bieliznę, która bez wątpienia pasowała do mojej sukienki. Wtedy rozczesałam dokładnie włosy i zostawiłam je rozpuszczone z racji tego że są teraz odrobinę krótsze i zajęłam się makijażem. Najpierw baza i te wszystkie inne bzdety, potem trochę różu i bronzera na policzki, a potem oczy! I tym razem postawiłam na ciemne oczy i jasne usta. W miarę szybko i z wprawą zrobiłam lekko błyszczące smoke-eye i całość wykończyłam kreskami eyelinerem i odrobiną maskary. Zadowolona z efektu przeszłam do malowania ust. W tym celu użyłam średnio ciemno różowej szminki. Przejrzałam się w lustrze i zadowolona z efektu zajęłam się spakowaniem maleńkiej kosmetyczki z najważniejszymi rzeczami. Gdy to zrobiłam opuściłam łazienkę udałam się do sypialni z kosmetyczką w ręku. Od razu spakowałam ją do torebki i włożyłam moje granatowe szpilki. Wtedy przyszedł czas na sukienkę... Wybrałam dosyć przylegającą, sięgającą połowy uda granatową sukienkę z 3/4 rękawem. Jest bardzo podobna do tej co miałam na weselu komendantki i pana Jana.
-Szymek?- zagadnęłam narzeczonego, gdy już ją włożyłam.
-Tak?- spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Zapiąłbyś mi?- spytałam z proszącą minką, wskazując na zamek na plecach, na co podszedł do mnie.
-Oczywiście Skarbie- odpowiedział i zapiął zamek od sukienki, po czym objął mnie od tyłu, kładąc ręce na moim już odrobinę widocznym brzuszku.
-Ślicznie wyglądasz... Jak we wszystkim...- skomentował.
-Lubię cię w garniturze, wiesz?! Gdybym cię bez niego nie kochała, to na pewno bym się w tobie zakochała wtedy...- odparłam, za co dostałam szczery uśmiech i całusa w policzek.
-A ty Skarbie, nie przeszkadzaj mamie, ok?! Nie wariuj!- poprosił naszego szkraba Szymek, ze szczerym uśmiechem, delikatnie głaszcząc mój brzuch.
-Chyba cię posłuchał... Siedzi cicho jak przysłowiowa myszka pod miotłą!- zaśmiałam się cicho.
-A może to będzie dziewczynka?!- odparł na to.
-Wiem że może Szymek... Ale ja tak coś czuję że będzie chłopczyk!- odpowiedziałam, obejmując jego dłonie moimi.
-Nie ważne co będzie i tak będziemy je kochać najmocniej na świecie!- odpowiedział na to.
-Wyjąłeś mi to z ust...- potwierdziłam, po czym staliśmy jeszcze tak chwilę, a potem wróciliśmy do szykowania się. Nie zajęło nam to zbyt długo, więc na spokojnie zrobiliśmy wszystko, po czym zebraliśmy się, TAK NAPRAWDĘ i wyszliśmy z mieszkania, aby pojechać do kościoła.

GODZINA 12
KOŚCIÓŁ
Wszyscy już siedzimy w ławkach i czekamy na ceremonię chrzcin. Praktycznie od samego początku wiadome było, że chrzestnymi zostaną Emilka i Krzysiek. Jednym argumentem był fakt że są bardzo bliskimi przyjaciółmi z Nowakami od kiedy tylko pamiętam, a drugim, że "chcieli się zrewanżować" za bycie chrzestnymi Gajki.
Cała ceremonia przebiegła dość szybko, a i mała Maja nie płakała ani przez moment. Święto to sprawiło że dzisiejszy dzień nabrał nowego znaczenia i zrobił się taki jakby... Weselszy?! Sama nie wiem... Wszytko miało taką ciepłą i domową atmosferę, a ceremoniały zostały wykonane w tej samej katedrze co ślub komendantki i pana Jana. Skłamałabym gdybym powiedziała że nie przeszło mi przez myśl chociaż raz, jak będą wyglądać chrzciny naszego brzdąca... A Szymek chyba myślał o tym samym, gdyż co jakiś czas czułam jego troskliwe i kochane spojrzenia na sobie. 'Mój słodziak!'- pomyślałam i uścisnęłam jego rękę z uśmiechem, a mój narzeczony odpowiedział mi tym samym.

Następna była krótka impreza, na której nikt nie pił. Tylko kawy, czy inne soki, trochę jedzenia i przede wszystkim tort. Potem jednak wszyscy się rozjechaliśmy do domów, albo na trzecią zmianę, do pracy. My udaliśmy się do domu, aby się przebrać.
-To co?! Ubieramy coś sportowego i krótki trening?- zaproponowałam, gdy już zamknęliśmy się w naszych 4 ścianach.
-Ale jesteś pewna że możesz?!- upewnił się Szymek z troską.
-Nic nam się nie stanie, spokojnie!- potwierdziłam -Jak to powiedziała mi na którejś wizycie Hana, "Słuchaj swojego ciała, a nic się nie stanie i wszystko będzie dobrze"- przekonywałam, po czym dodałam -A poza tym, przed ciążą tyle trenowaliśmy, że gdybym teraz przestała to prędzej by się coś wydarzyło!
-W takim razie, jestem za!- zgodził się, po czym faktycznie udaliśmy się do sypialni, aby się przebrać. Nie zajęło nam to długo i już chwilę później byliśmy gotowi.
-Gotowa?- spytał mnie Szymek.
-Możemy iść- przytaknęłam z uśmiechem i wyszliśmy z mieszkania, a potem z bloku. Nawet nie musieliśmy się umawiać, od razu pobiegliśmy naszą stałą trasą, ramię w ramię, z uśmiechami na twarzach. Po może 5 minutach biegu dodaliśmy do tego akrobacje. Ładowaliśmy baterie w ekstremalnym tempie, bawiąc się świetnie. Były salta, gwiazdy, przejścia... dosłownie WSZYTKO co tylko potrafiliśmy zrobić. Małemu/Małej chyba to nie przeszkadzało, gdyż wszystko było w jak najlepszym porządku i nie musiałam się tym martwić, choć nie powiem że nie byłam wyczulona na jakiekolwiek ostrzegawcze sygnały...
Po chyba godzinie biegania wróciliśmy do domu, wzięliśmy szybkie prysznice i przebraliśmy się w świeże ciuchy, aby pójść do pracy. Przed tym jednak zrobiliśmy sobie coś ciepłego do jedzenia w ramach kolacji i padło na makaron z jajkiem i odrobiną szczypiorku. Sycące, smaczne, a do tego szybkie. Po jedzeniu natomiast posprzątaliśmy i przygotowaliśmy się do wyjścia.

PO GODZINIE 19
NA KOMENDZIE
Przebraliśmy się w mundury, po czym poszliśmy do składzika po broń służbową. Dość sprawnie ją odebraliśmy od Tomka, po czym udaliśmy się do dyżurnego, aby się dowiedzieć jaki mamy plan na dzisiejszą nockę...
-Hejka!- przywitaliśmy się z Arkiem, drugim dyżurnym.
-Cześć!- odparł i dodał -Na razie zostańcie na komendzie, jak coś będzie to do was przyjdę...- przekazał na "plan" naszych działań na najbliższy czas.
-Się robi!- zgodził się Szymek, pogadaliśmy z nim jeszcze moment, po czym udaliśmy się do siebie, zostawiając Arkadiusza samego z jego papierkową robotą.
W prewencyjnym rozsiedliśmy się na krzesłach i posprzątaliśmy na naszych biurkach. Nie było tego sporo, więc szybko się z tym uwinęliśmy. Niespodziewanie Szymek wstał i ubrał polar.
-Gdzie idziesz?!- spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ty już dobrze wiesz- odparł i wyciągnął w moją stronę mój polar -Chodź!- ponaglił. Z uśmiechem wstałam, ubrałam rzecz, wzięliśmy radia za paski i wyszliśmy z pokoju, a krótko później z całej komendy, aby znaleźć się na dachu...
-Jak tu pięknie...- zachwyciłam się, patrząc na przepiękny zachód słońca.
-Owszem- przyznał mi rację Szymek, obejmując mnie od tyłu. Staliśmy w ciszy, ciesząc się swoją obecnością i pięknem dookoła nas. Wrocław wydawał się wtedy taki cichy....

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
Jest przed pierwszą nad ranem. Jak na razie mieliśmy tylko 2 interwencje do zakłócania ciszy nocnej. W związku z tym że i tak wyjechaliśmy na patrol, to zostaliśmy na ulicy trochę dłużej, aby nie jeździć w te i z powrotem... O dziwo teraz jest dość spokojnie...
-Nie zanosi się chyba na dużo roboty, co sądzisz?!- zagadnął mnie Szymek.
-Chyba nie... Wrocek dzisiaj chyba dał sobie wolne...- zgodziłam się z nim.
-A jak tam?- spytał kładąc dłoń na moim brzuchu.
-Dobrze. Wszytko jest w jak najlepszym porządku...- uspokoiłam go z uśmiechem -Leży sobie w jednej pozycji, śpi może...
-To dobrze- uśmiechnęliśmy się do siebie czule, a potem wolny czas zajęliśmy rozmową. Nie widziałam dla nas dużo pracy i się nie myliłam... No może odrobinę....

PO SŁUŻBIE
Arek nas puścił do domu krótko po 5. Przedtem mieliśmy jeszcze dość sporo wezwań... Łącznie licząc, 5 awantur nocnych, 3 mandaty po pijaku i jedną kradzież alkoholu z monopolowego... Niby nic, to co zwykle, ale i tak było to dość męczące... Szczególnie dla mnie i naszej kruszynki... Ale to bardziej ze względu na godzinę, a niżeli kaliber roboty...
Około 6 wróciliśmy do domu i praktycznie od razu padliśmy spać. Mimo tego że było w miarę spokojnie na służbie, to i tak byliśmy wykończeni... Powoli zaczynam czuć że chyba nocne patrole to nie dla mnie w tym stanie.... Daliśmy radę tylko opłukać twarze, umyć zęby i przebrać się w piżamy, a potem poszliśmy spać. Mimo wszytko to jednak był męczący dzień....
CDN.

Asia już zaczyna odczuwać uroki ciąży...
Jak długo jeszcze będzie jeździła w patrolu?!
Jak to wszytko się potoczy?!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro