9. Wolne cz. II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SZYMON POW. Następnego dnia wstaliśmy z Asią około 11. Ogarnęliśmy wszystko i zdecydowaliśmy że jeszcze raz poszukamy Białacha. Z informacji jakie dostała od Karo Joanna Mikołaj nie wrócił wczoraj do domu. To jest bardzo dziwne. Nie ma go od prawie 36 godzin, co do niego nie podobne...

-Kochanie. Jedziemy tą aleją już 5 raz! Mikołaja na 100% tu nie ma!- wyrwał mnie z zamyślenia najpiękniejszy głos na świecie. Spojrzałem na nią.
-To gdzie sprawdzimy?! Cały Wrocław objechaliśmy z 10 razy!- Spytałem ją retorycznie. Nie odpowiedziała. Zapadła długa cisza.
-Zjedz tam!- nagle wskazała na bok. Oczywiście zrobiłem tak jak kazała.
-O co chodzi?- Spytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi gdyż Aśka wysiadła już z auta. Wyskoczyłem za nią i zamknąłem samochód. Zobaczyłem jak złapała jakiegoś chłopaka za kark i sprowadziła do parteru. Podbiegłem do niej i zobaczyłem że tą niewinną ofiarą jest jej upierdliwy brat.
-Marcin! Co ja ci mówiłam o wagarach?! Masz maturę w tym roku jełopie!- wydarła się na niego patrząc mu w twarz z góry.
-Luz siostra. Później się odrobi...- powiedział patrząc na nią lekceważąco. Nie wyrobiłem. Nie dalej jak wczoraj mu mówiłem że ma się ogarnąć, a teraz co?!
-Później się odrobi?! Czy ty siebie słyszysz?!- warknęła na niego. Odsunąłem od Marcina wściekłą jak osa Asię i jednym ruchem podniosłem chłopaka do pionu.
-Co ja ci mówiłem szczylu?! Masz przestać tak traktować siostrę!- Krzyknąłem na niego zbulwersowany. Marcin nie odpowiedział.
-Mów geniuszu!! Co nowego wymyślisz, co?! Rzuć jakimś śmiesznym tekścikiem i na mnie, skoro tak traktujesz siostrę!- wykrzyknąłem trzęsąc nim. Aśka wkurzona patrzyła na brata i ani myślała go bronić.
-Wczoraj w pracy prawie zginęłam, a ty mi się tak odpłacasz?! Zawalając maturę?! Charuję dzień i noc, aby ci pomóc, a ty?! Wstyd mi za ciebie! Nie odzywaj się do mnie i o nic nie proś!- Krzyknęła łamiącym się głosem i wróciła do auta.
-Lepiej coś z tym zrób, bo inaczej masz przej*****...- powiedziałem, pchnąłem go w pierś i dołączyłem do mojego słoneczka w samochodzie. Siedziała z twarzą w dłoniach oparta o zagłówek i płakała.
-Asik... Słoneczko, nie płacz...- powiedziałem głaszcząc ją delikatnie po ramieniu. Po chwili odsunęła ręce od twarzy i na mnie spojrzała.
-Kiedy on przestanie mi robić pod górkę, co?! No powiedź mi, no kiedy?!- Spytała przez łzy załamując ręce. Było mi jej na prawdę szkoda. Taka super dziewczyna jak Joanna nie powinna mieć tak pod górkę...
-Nie wiem kochanie, nie wiem...- powiedziałem i pocałowałem ją w czoło na co uśmiechnęła się blado.
-Dzięki że jesteś...- szepnęła.
-Zawsze będę.- zapewniłem ją i dodałem- Chodź, pojedziemy jeszcze raz w rewir jego rancza, może się znajdzie...- spróbowałem skierować jej myśli na inny temat.
-Masz rację. Zaginięcie Mikołaja to ważniejsza sprawa niż mój upierdliwy i idiotowaty brat!- mówiąc to ponownie zapięła pasy i po chwili odjechaliśmy z miejsca zdarzenia. Minęły dwie godziny, a Białacha ani śladu. Z braku pomysłów gdzie jeszcze mógł się zapodziać Białach, zatrzymaliśmy się w lasku niedaleko jego rancza na chwilkę odpoczynku i wysiedliśmy z auta. Usiedliśmy sobie na masce samochodu Aśki i łącząc nasze dłonie skierowaliśmy twarze do słońca. Jak gdyby nigdy nic Aśka przesunęła rękę tak że nasze splecione dłonie leżały na jej kolanie.
-Jak myślisz, czemu Mikołaj zniknął?!- zapytała Asia odwracając się w moją stronę i patrząc na mnie swym jednym brązowym okiem.
-Nie wiem...- odpowiedziałem zamyślony. Zapadła błoga cisza. Ptaki śpiewały, wiatr szumiał, słońce świeciło... Po prostu żyć nie umierać! Teraz rozumiem dlaczego Mikołaj przeniósł się na ranczo...
-....Ma jeszcze dzisiaj nie żyć, zrozumiałeś?! Ten pies ma być martwy!! Karolina ma być moja! Jak nie da się prośbą, to i groźbą można!.... Dobra! Na razie!- usłyszeliśmy zza drzew.
-Pies...?!- szepnąłem patrząc na Aśkę.
-Karolina...- również szepnęła. Trybiki w głowie zaczęły nam silnie pracować, a my w parę sekund wpadliśmy na to że może chodzić właśnie o zaginionego Białacha!! Widać było że doszliśmy do tych samych wniosków, więc na migi się umówiliśmy i obeszliśmy faceta z dwóch stron. Jak się okazało był to ex Rachwał- Kamil, który przed paroma miesiącami dał Rachwał spokój i wyleciał do stanów. Przez ten czas na komendzie zdążyliśmy poznać już historię nieszczęścia Karoli i pałaliśmy do Serockiego czystą nienawiścią. Aśka widząc go nie wyrobiła i przyskoczyła do niego od razu sprowadzając go na ziemię. (Bo z zaskoczenia xd)
-Kobieto, czyś ty zwariowała?!- wkurzył się Kamil.
-Nie ruszaj się!- Krzyknęła na niego.
-Nie masz prawa! Wariatka!- Darł się.
-Daj mi coś! Muszę go związać, bo zaraz mi się wyrwie!- krzyknęła do mnie Joanna ignorując krzyki Kamila, który się mocno szarpał, a do najsłabszych nie należał, więc nie dziwiłem się jej. Szybko pobiegłem do samochodu po coś do związania tego idioty. Pierwsze co przyszło mi do głowy to taśma izolacyjną, więc złapałem ją i szybko wróciłem do trzymającej Serockiego Joanny. Kucnąłem obok podając jej szeroką, szarą taśmę i kolanem przygniotłem temu idiocie kark.
-Masz. Trzymam go- przejąłem od Zatońskiej ręce wkurzonego idioty, a ona sprawnym ruchem mu je najzwyczajniej w świecie skleiła.
-Wariaci!! Ludzie!! Pomocy!! Oni mnie porywają!!- Wrzeszczał.
-Zamilcz i się nie ruszaj! Zostajesz zatrzymany pod zarzutem porwania starszego aspiranta Mikołaja Białacha!- mówiąc to podniosłem awanturującego się Serockiego do pionu.
-Zwariowaliście! Puśćcie mnie natychmiast! Nie macie prawa! Podam was do sądu!- Wrzeszczał wkurzony. Dociągnąłem go do srebrnego samochodu Aśki.
-To sobie nas podaj! A teraz idziesz z nami panie kolego! Mamy sobie do pogadania na komendzie!- powiedziała zadowolona Asia otwierając tylne drzwi swojego auta. Potem migiem pojechaliśmy z wrzeszczącym furiatem na komendę. Kamil cały czas krzyczał że nie mamy prawa go tak porywać i że nas poda do sądu. Nam obojgu chciało się śmiać, ale z trudem udało nam się zachować powagę.
-Myślę, że Karola powinna wiedzieć kto jej porwał Mikiego...- zagadnęła mnie w pewnym momencie Asia.
-Masz rację. Dzwoń do niej- zgodziłem się z nią. Tak jak poradziłem niezwłocznie wykręciła numer Rachwał i dała ją na głośnik.
-Karo?! Wiemy kto porwał Mikiego...- zaczęła Aśka, gdy blondynka odebrała komórkę po 3 sygnale.
-Kto?- spytał zdenerwowany głos Rachwał w słuchawce.
-Twój Ex..- Karolina nie dała jej dokończyć.
-Kamil?! Przecież on wyleciał do stanów!!- Spytała zdziwiona.
-Dokładnie on.- odparłem.
-Zabiję gnoja! Obiecał że da mi wreszcie spokój!- krzyknęła.
-Proszę bardzo, nawet ci go przytrzymam! Tylko przyjedź do nas na komendę- odparła na to Asia.
-Zaraz będę!- odparła nieźle wkurzona i się rozłączyła.
-Widzisz matole?! Twoja Karolinka już o wszystkim wie i ci tego nie daruje! Zasiądziesz w pierdlu na długie lata!- powiedziała zadowolona Asia odwracając się w jego stronę i klepiąc Kamila w udo.
-Nic nie wiecie! Ona się przy tym łysolu marnuje! Powinna być ze mną! Ja bym jej dał wszystko czego by potrzebowała, a on?! Co ta pokraka jej da?! Ona powinna być traktowana jak księżniczka! Z honorami!- awanturował się.
-Zamknij się lepiej, bo mnie już od tego twojego jazgotania głowa boli i zbieraj ślinę na wytłumaczenia dla Karoliny- ukróciłem go. Serocki na szczęście się wreszcie zamknął. My wymieniliśmy tylko znaczące spojrzenia i reszta drogi minęła nam w ciszy.

NA KOMENDZIE. POKÓJ PRZESŁUCHAŃ. AŚKA POW.
Siedzimy sobie właśnie z Szymonem w pokoju przesłuchań i czekamy na Karo i panią komendant. Oboje sztyletujemy Kamila zabijającymi spojrzeniami.
-Ty gnoju! Co zrobiłeś Mikołajowi?!- wydarła się na niego Rachwał, gdy wpadła do pokoju chwilę później. Zaraz za nią weszła tu pani komendant. Grzecznie ustąpiłam jej miejsca i stanęłam przy ścianie obok Szymona. Jaskowska usiadła za biurkiem bez słowa. Serocki nie odpowiedział.
-Co mu zrobiłeś?! Dlaczego?!
-Ty się przy nim marnujesz słońce..- Po namyśle zaczął tą swoją gadkę, którą nas raczył w drodze na komendę. Karo jednak nie chciała jej słuchać i strzeliła mu z liścia w twarz.
-Gadaj natychmiast gdzie Mikołaj!?!- wrzasnęła na niego.
-Po co ci on?! Pewnie i tak już leży martwy i możemy być razem szczęśliwi...- odpowiedział i zaczął się histerycznie śmiać.
-Powtarzam po raz ostatni! G-D-Z-I-E?!- wrzasnęła i pchnęła krzesło tak że Serocki się wywalił. Żadne z nas nie oponowało. Byliśmy tu tylko jako świadkowie i aby zapobiec niechybnej śmierci Kamila z rąk rozwścieczonej do granic możliwości Karoli. Gdy milczał dłuższą chwilę Rachwał puściły nerwy i zaczęła go kopać z furią wypisaną na twarzy.
-Karo! Zostaw go!- powiedział Szymon łapiąc Karolinę w pasie i odsuwając ją od Serockiego gdy ten zaczął bardzo ciężko oddychać.
-Nie rób niczego, czego będziesz później żałować...- poradził jej.
-Dzięki... Już ok- odparła, a mój chłopak ją puścił. Karolina podeszła do niego z nienawiścią w oczach.
-Gdzie go masz?!- Spytała z lodem w głosie kucając obok niego i ręką zmuszając go, aby na nią spojrzał.
-W magazynach na mokotowskiej- wycharczał, bo Karo kopniakami połamała mu kilka żeber.
-Dlaczego go porwałeś?!- Spytała Renata wstając zza biurka, obchodząc je i patrząc na niego wyczekująco.
-Bo tylko on stał na przeszkodzie abym odzyskał Karolinę...- wysapał.
-Rozumiem. Zostaną panu postawione zarzuty porwania i znęcania się, stalkingu oraz ataku na funkcjonariuszy policji...- oświadczyła i zebrała karty z zeznaniami Serockiego.
-Aśka, Szymon weźcie go do PDOZ i wracajcie na urlop- Poprosiła nas komendant i dodała- Karolina powiedź Krzyśkowi i Oli gdzie mają jechać i wezwij tam AT...
-Ale pani komendant...- chciała zaprotestować.
-Nie ma ale! Mikołaj za dużo dla ciebie znaczy! Nie myślisz jasno! Zostań tu!- rozkazała i wyszła.
-Idziemy śmieciu!- powiedziałam zadowolona podnosząc go. Gdy chciałam wyjść Karolina stanęła przede mną i Kamilem patrząc na tego drugiego z furią wypisaną na twarzy i w oczach.
-Trafisz do więzienia na długie lata! Już ja zadbam abyś posiedział tam z 10 lat!- wysyczała Rachwał i wypuściła mnie z pokoju przesłuchań.
-Ale Karolinko?! Porozmawiajmy!!- Serocki się szarpnął do tyłu, więc złapałam go wprawnie drugą ręką ignorując ból w ręce i wyprowadziłam w eskorcie Rachwał i Zielińskiego do PDOZ.
-Adasiu kochany wsadzisz mi tego idiotę do najgorszej celi jaką mamy, prawda?!- spytałam profosa po uwolnieniu Serockiego z więzów.
-Dlaczego takie specjalne oczekiwania?!- Spytał patrząc na mnie zza okularów.
-Wiesz, to on zlecił porwanie Białacha, więc chyba sam rozumiesz...- powiedziałam najspokojniej w świecie, jakbym mówiła Kobielakowi o pogodzie. Adam się wkurzył.
-Masz to jak w banku. A ty panie idziesz ze mną!- burknął i zabrał go do cel, a mi i Szymonowi nie pozostało nic innego jak wrócić na urlop. Postanowiliśmy jednak posiedzieć jeszcze z Karo pół godziny, a potem pożegnaliśmy się z nią i wróciliśmy do mnie do domu. Gdy już tam wróciliśmy i usiedliśmy na fotelach spojrzałam na zegarek na lewej ręce.
-Już 16. Trzeba by było coś zjeść...- stwierdziłam wstając i idąc w stronę łazienki. Odpowiedziało mi tylko burczenie w brzuchu. Szymon pojawił się w niej chwilę potem i też umył ręce.
-Z chęcią coś ugotuje...- powiedział pomagając mi ponownie zawiązać opatrunek na nadgarstku.
-Będziemy gotować RAZEM- powiedziałam z naciskiem i dodałam wychodząc z łazienki- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie i czekać aż mi coś ugotujesz, bo szybciej zjem wszystko co będzie pod ręką...- słysząc to Szymon się roześmiał. Stanęliśmy przy blacie.
-Co gotujemy?!- Spytał patrząc na mnie wyczekująco.
-Makaron z sosem bolońskim?!- Spytałam go wyciągając z szafki garnek i patelnię.
-Może być- zgodził się i dodał- Ty zrób sos i nastaw makaron, a ja się zajmę klopsikami- powiedział wyciągając mielone z lodówki.
-Mam nadzieję że znajdą go żywego...- powiedziałam cicho wstawiając wodę na makaron. Cały czas myślałam o Mikołaju. To świetny przyjaciel...
-Będzie ok. Zobaczysz...- odparł na to obejmując mnie na moment ramieniem i całując w skroń.
-Dobra! Przestaje o tym myśleć, bo się załamię!- powiedziałam do siebie i dodałam- Woda wstawiona, tu są pomidory i makaron...- powiedziałam wyciągając potrzebne rzeczy z szafki. Szymek tym czasem zaczął formować klopsiki. Z przygotowaniem wszystkiego uwinęliśmy się w 10 minut rozmawiając o wszystkim co nam ślina na język przyniosła. Potem wstawiliśmy makaron do wody i pomieszaliśmy klopsiki i sosem.
-Jak makaron będzie gotowy to możemy jeść...- powiedział Szymon przykrywając przykrywką patelnię.

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ.
Zjedliśmy wszystko i usiedliśmy na kanapie. Przytuliłam się do Szymona kładąc głowę na jego ramieniu, a on objął mnie mocno ramieniem.
-Oby było wszystko ok... Karo się załamie jak Białach tego nie przeżyje...- przerwałam ciszę.
-Nie myśl o tym. Na pewno będzie wszystko dobrze...- powiedział całując mnie w czoło i dodał- Pooglądajmy coś w tv... Co powiesz na film?- spytał na co się uśmiechnęłam.
-Z chęcią...- odpowiedziałam i włączyliśmy telewizor. Zdecydowaliśmy że zrobimy sobie maraton "Szybkich i wściekłych". Tak właśnie spędziliśmy resztę dnia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro