92. Wolne, debata i prezent

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PARĘ DNI PÓŹNIEJ
SZYMON POW. Dziś rano wstałem pierwszy i poszedłem zrobić nam śniadanie. Dochodziła 10 więc to był dobry czas na pierwszy posiłek dnia. Stanąłem w kuchni przed lodówką z wielką niewiadomą w głowie co przygotować. W końcu wymyśliłem najprostsze z możliwych, czyli kolorowe kanapki i się ochoczo się za nie zabrałem. Gdy je robiłem myślami cały czas byłem przy mojej Asi i tym jak to będzie gdy mały już się urodzi i będzie z nami...
Musiałem mocno odpłynąć, gdyż do rzeczywistości przywrócił mnie nikt inny jak właśnie Asia, przytulająca się do moich pleców.
-Dobry kochanie- mruknęła całując mnie w kark.
-Dobry moje skarby- odpowiedziałem, odwróciłem się do niej przodem i objąłem narzeczoną ramionami w pasie. Miała na sobie czarne legginsy z wysokim stanem i na to cieniutką koszulkę z krótkim, a włosy spięła w bardzo niedbałego, wręcz rozwalającego się koka. W takim domowym wydaniu wygląda przepięknie, z resztą jak zawsze...
Pocałowaliśmy się krótko, po czym się odezwałem.
-Jak mały?!- spytałem ją, kładąc rękę na jej zaokrąglonym brzuszku.
-Spokojny... Mimo że kopie jak wariat z powodu tego że jest głodny...- wyjaśniła i zaraz potem zacisnęła zęby, a ja pod dłonią poczułem mocne kopnięcie.
-To było mocne!- skomentowałem z uśmiechem.
-To znaczy, "Tata dawaj jeść! Już!"- powiedziała, przez co wybuchliśmy krótkim śmiechem, przy czym odwróciłem się na moment w drugą stronę i podałem jej talerz pełen kanapek.
-Dla moich głodomorków- uśmiechnąłem się do Asi czule -Aby mały cię nie zakopał na śmierć!
-Dziękujemy- oddała gest, pocałowała mnie w policzek w ramach podziękowania i wspólnie usiedliśmy do stołu zjeść. W trakcie posiłku gadaliśmy o zwykłych rzeczach, w bardzo dobrych humorach. Po jedzeniu posprzątaliśmy ze stołu, brudy wsadziliśmy do zmywarki i ogólnie wszystko ogarnęliśmy. Potem, z braku zajęcia stwierdziliśmy że ten dzień spędzimy totalnie "na leniwca", czyli nic nie robiąc. W końcu trzeba korzystać z wolnego...
-Chodź, może pomyślimy nad imieniem dla naszego szkraba?! Niedługo już nie będzie czasu...- zaproponowała Asia, gdy rozłożyliśmy się na kanapie w salonie.
-Możemy, jestem za!- odpowiedziałem z uśmiechem i dodałem -Masz już jakiś pomysł?!- spytałem ukochaną z ciekawością.
-Szczerze mówiąc to nie...- westchnęła z lekka ciężko, a ja po prostu ją przytuliłem. Wtedy rozluźniła się momentalnie...
-Może Arek? Albo Wiktor?- zaproponowałem pierwsze imiona jakie mi przyszły do głowy.
-Już Wiktor lepsze... Może Kuba?!
-Nie...- tym razem to ja się nie zgodziłem.
-Może Piotrek, albo Pawełek?- zaproponowałem po chwili zastanowienia.
-Nawet fajne imiona... ale nadal nie wiem!- coś jeszcze jej nie pasowało.
-Tomek? Adam?- teraz to ona zaproponowała.
-Adaś ładne, ale chyba bym wolał jakieś inne....- nie byłem pewny. Oboje dobrze wiedzieliśmy że potrzebujemy tego "czegoś" w idealnym imieniu dla naszego synka.
-Kamil, Krzysiek, Wojtek, Jacek, Dawid, Jan, Franciszek, Miłosz i Mikołaj odpadają, to jest pewne- wyliczyła Asia.
-Oj tak- zgodziłem się od razu. Kamil kojarzyło nam się z ex narzeczonym Karoli, Dawid z natrętnym kumplem Asi z LO, a reszta to wiadomo, albo koledzy z pracy, albo nasi ojcowie...
-Mariusz też odpada, podobnie jak Marcin, czy Michał....- wymieniła kolejne imiona, które śmiało mogliśmy skreślić z potencjalnej listy.
-O Juliuszu i Januszu nawet nie wspomnę!- dodałem od siebie, przez co krótko się zaśmialiśmy.
-Może Mateusz?!- zaproponowałem, gdy już było w porządku, kładąc dłoń na jej brzuchu.
-Niby okej, ale... To chyba nadal nie to- westchnęła ciężko, delikatnie masując sobie brzuch w niezdecydowaniu.
-Albo Darek?
-Nie wiem...- tym razem to ja jakoś nie czułem tego imienia. Przez moment każde z nas się głęboko zamyśliło. Uśmiechnąłem się mimowolnie, czując jak Asia opiera głowę na moim ramieniu.
-A może Iwo?- zaproponowałem, przerywając tę miłą ciszę -Takie inne....- słysząc moją propozycję Asia od razu się spięła.
-Nie- powiedziała tylko.
-Ej, czemu się tak spinasz? To tylko imię...- nie zrozumiałem.
-Po prostu nie!- stała przy swoim.
-Mnie tam się podoba...- ja również nie odpuszczałem, kontynuując naszą "kłótnię".
-Szymon nie! Nie damy synkowi na imię Iwo!- odpowiedziała mi ostro, siadając przodem do mnie.
-Dlaczego nie?! Imię jak imię...- nie rozumiałem jej zawziętości -Ja bym dał...- odpowiedziałem szczerze.
-Nie Szymon i koniec!
-To mi powiedz dlaczego?!- chciałem wiedzieć.
-W swoim czasie się dowiesz, po prostu nie!
-Nie rozumiem dlaczego to imię cię tak wkurza, a mnie się podoba...- cisnąłem ją dalej. Normalnie bym tego nie zrobił, ale naprawdę chciałem zrozumieć jej powody...
-A ja ci mówię że nie dam synkowi na imię Iwo!- stała twardo przy swoim Asia, a tą małą "kłótnię" przerwał nam dzwonek do drzwi.
-Pójdę zobaczyć kto to...- powiedziałem, cmoknąłem Asię w czoło i wstałem, po czym poszedłem otworzyć. Na progu zastałem rodziców i Michałka.
-Cześć, wchodźcie! Co tu robicie?! Nie spodziewaliśmy się gości...- nie powiem, ucieszyła mnie ich wizyta...
-My tylko na chwilę, zobaczyć jak się Asia czuje...- odpowiedział mój tato.
-Nie masz się co martwić tato, wszystko jest w jak najlepszym porządku...- uśmiechnęła się do niego i wyściskała jego i Renatę, oraz Michałka.
-Chcecie coś do picia?!- spytałem ich, gdy już się rozgościli w salonie.
-Kawę / wodę- powiedzieli jednocześnie.
-A ty kochanie?- spytałem narzeczoną.
-Sok porzeczkowy, poproszę...- zrobiła słodkie oczka.
-Soczek porzeczkowy, a dla Michałka co?- spytałem Renatę.
-O niego się nie martw. Mamy zapas...- wskazała na torbę z którą przyszli.
-Ok, zaraz wracam...- zostawiłem rodziców z Asią, a sam znikłem na moment w kuchni. Po chwili wróciłem i podałem każdemu wybrany napój i pogrążyliśmy się w miłej rozmowie na wszystkie tematy, czyli m.in. pracy, czy naszego synka... Atmosfera była naprawdę miła...
W pewnym momencie Renata chyba sobie o czymś przypomniała, bo zaczęła przekopywać torebkę.
-Reniu, czego szukasz?!- spytał ją tata.
-Ty już dobrze wiesz czego!- spojrzała na niego ostro i wróciła do szukania, a po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech, gdyż znalazła to co potrzebowała.
-Musicie wiedzieć że nasza wizyta nie jest bez powodu...- zaczęła, a tata przejął pałeczkę:
-Ponieważ mamy dla was prezent....
-Ale nie trzeba było...- nie zgodziliśmy się z nimi chórem.
-Trzeba trzeba! Można powiedzieć że to taki prezent dla naszego wnuka na przyszłość...- powiedział tato i podał mi teczkę, a Renia Asi drobne pudełko. Chciałem otworzyć teczkę, ale tata mnie zatrzymał.
-Nie. Najpierw Asia- wskazał na moją ukochaną. Aśka spełniła "rozkaz" i otworzyła pudełko. W środku był klucz i kartka z adresem. Przymurowało nas na moment.
-Co to jest?!- spojrzeliśmy na rodziców wielkimi oczami jak 5 zł.
-Adres i klucz do bramy, którą otoczona jest ziemia budowlana należąca do was. Możecie sobie tam postawić dom... Wszystkie papiery i pozwolenia macie już załatwione w teczce...- wyjaśnił tata.
-Przyda wam się, gdyż mały na pewno będzie chciał w przyszłości mieć własny pokój... A działka nie jest znów tak daleko od Wrocławia, bo na obrzeżach, więc na spokojnie dacie stamtąd radę dojeżdżać do pracy...- dodała Renata.
-Ale nie trzeba było...- cieszyliśmy się z prezentu, ale też nie spodziewaliśmy się go ani trochę.
-Trzeba, trzeba!- stali przy swoim. Potem pogadaliśmy jeszcze trochę i się zmyli, wymawiając się tym że muszą jeszcze gdzieś jechać, więc zostaliśmy sami.
-Szymek... A może pojedziemy zobaczyć tą działkę, co?! I tak nie mamy nic lepszego do roboty...- zaproponowała w pewnym momencie Asia.
-Jestem za- zgodziłem się -Chodź, zbierzemy co potrzebujemy i pojedziemy...- powiedziałem i tak właśnie zrobiliśmy. Niecałe 10 minut później siedzieliśmy już w aucie. Radio sobie cicho grało, słonko grzało, normalnie żyć nie umierać! Adresu z kartki nie musieliśmy wpisywać do nawigacji, i tak dzięki patrolom znamy cały Wrocek jak własną kieszeń....
-Nawigacja mówi, że z działki na komendę mamy zaledwie 50 minut piechotą, a samochodem niecałe 30-40 minut- powiedziała uśmiechnięta.
-Czyli jak już się tam zadomowimy, będziemy mogli jeździć do pracy prosto stamtąd po wolnym weekendzie- oboje byliśmy szczęśliwi i bardzo zadowoleni z prezentu.

NA DZIAŁCE
-To chyba tu...- wskazałem na płot, stając opodal.
-Wysiadamy zobaczyć!- powiedziała Asia i już jej w aucie nie było. Dogoniłem ją dopiero przy furtce. Zatońska otworzyła kłódkę i weszliśmy "do środka". Już od pierwszych kroków widzieliśmy że to spore i bardzo klimatyczne miejsce... Obejmowałem moje kochanie ramieniem i chodziliśmy sobie po działce. Były tu 2 jabłonie i kilka czereśni, no i jedna grusza. Ale też było bardzo dużo wolnego "bezkrzakowego" miejsca, jeśli mogę tak to ująć. Jako że wzięliśmy ze sobą plany, które dostaliśmy od rodziców, zapaleni do pomysłu zaczęliśmy już wszystko planować, siedząc sobie na dwóch śmiesznych pieńkach. Na tym planowaniu zeszły nam kolejne 2 godziny, a potem musieliśmy już niestety wracać...
Jednakże dzień uważam za bardzo udany! W domu ponowie zaczęliśmy myśleć nad imionami dla synka. Nie poruszyliśmy już tematu imienia "Iwo", gdyż nie chcieliśmy się kłócić. Wyodrębniliśmy 4. Adam, Paweł, Kornel i Wiktor. Co do decyzji mamy jeszcze trochę czasu, ale fajnie że powoli się w tym zgadzamy...
Wieczór spędziliśmy na piciu herbaty i oglądaniu różnych zarówno "działkowych" jak i dziecięcych przedmiotów. Położyliśmy się spać około 22 z uśmiechami na twarzach. Teraz już wiedziałem że wszystko będzie tylko i wyłącznie dobrze....
CDN.

Jak im pójdzie budowa na działce?!
Czy przyszli państwo Zielińscy dojdą do porozumienia w sprawie imienia dla synka?!
A wy?! Jakie byście widzieli imię dla pierworodnego synka Asi i Szymona?!
Piszcie propozycje w komentarzach!
Tymczasem:
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro