94. Niespodziewane przybycie II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

TRZY I PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
Po długim czasie męki Asia zaczęła rodzić, a ja zamierzałem cały czas przy niej być i ją wspierać.
-Dawaj kochana, na trzy przyj. Raz... dwa... TRZY!- zaordynowała po raz kolejny (chyba 3?) Hana, a Asia oczywiście wykonała jej polecenie.
-Dobrze! Jeszcze raz i chwila na oddech! Przyj!...- i tak przez kolejne parę minut.
-Jak będzie boleć to ściśnij mnie za rękę jak najmocniej możesz!- powiedziałem i po raz kolejny odgarnąłem jej sklejone włosy z czoła.
-Ja już nie mogę!- jęknęła z bólu, opadając na poduszki.
-Świetnie sobie radzisz kochanie! Nie poddawaj się!- dopingowałem ją, szczerze chcąc aby Pawełek już był na świecie i Asia przeszła te męki. Na prawdę nienawidzę widzieć jej w bólu...
-Szymon ma rację! Nie poddawaj się! Zrób to dla synka!- poparła mój argument Hana i dodała -I... przyj!- Asia naprawdę cierpiała i z ogromnym trudem to znosiłem...
-Jest dobrze! Już prawie mamy główkę!- powiedziała i znów zaczął się cykl złożony z krzyków i jęków bólu. Ja sam ciągle czułem uścisk ręki mojego słońca na mojej dłoni, ale nie przeszkadzało mi to. Chciałem ją wspierać... Od momentu gdy zaczęła się akcja porodowa świat dookoła przestał dla mnie istnieć, a czas jakby zwolnił. Liczył się tylko ten moment....
-Szymek ja nie dam rady!- powiedziała Asia chwilę po tym jak główka naszego synka pojawiła się na świecie.
-O czym ty mówisz?! Oczywiście że dasz!- dopingowałem ją i co jakiś czas całowałem w czoło -Wierzę w ciebie!- zapewniłem ją, nie odwracając wzroku od jej oczu.
-To tak strasznie BOOLIIII!- na ostanie krzyknęła.
-Dobrze sobie radzisz! Jeszcze troszeczkę Asia!- moje kochanie gdy to słyszało się wysiliło ostatkiem sił i wystarczył chyba z kwadrans, aby Hana powiedziała:
-Obiecuję to ostatni raz! Przyj!- krzyknęła, Asia też i usłyszeliśmy uszczęśliwiony głos blondynki:
-No i mamy naszego królewicza!- powiedziała wesoło, a Asia opadła zmęczona na poduszki puszczając moją rękę i przeciągając dłońmi po zmęczonej twarzy.
-Pani Mario! Proszę zapisać w aktach dziecka dzisiejszą datę i godzinę 18.30!- zaordynowała Hana i dodała -A ty Szymon chodź! Przydasz się na coś!- skinęła na mnie. Wstałem z krzesełka i podszedłem do niej na lekko miękkich nogach. Inna pielęgniarka podała mi nożyce i paroma szybkimi cięciami odciąłem pępowinę, a Goldberg oddała krzyczącego w niebo głosy małego pielęgniarką. Praktycznie od razu wróciłem do narzeczonej. Nam obojgu uśmiechy nie schodziły z twarzy, tak bardzo się cieszyliśmy.
-Mamy go... Naszego Pawełka...- powiedziałem pochylając się nad nią i całując ją w czoło.
-Wreszcie...- szepnęła tylko, podnosząc się na łokcie. Od razu ją przytuliłem.
-Byłaś naprawdę dzielna... Jestem z ciebie bardzo dumny...- wyszeptałem i pocałowałem ją w głowę z ogromną dumą w sercu. Po chwili ją puściłem, Asia położyła się zmęczona na łóżko i przewieźli ją na salę poporodową. Tymczasem ja wyszedłem przed salę i skierowałem się na neonatologię. Praktycznie od razu spotkałem Hanę pchającą jakieś łóżeczko.
-Hej Hana wiesz gdzie znajdę...- zwróciłem się do niej.
-Nie musisz szukać. Tu jest....- powiedziała, przerywając mi w pół zdania, wskazując na maleńkiego chłopca w łóżeczku, które pchała i dodała -Dalej, weź go na ręce...- ponagliła mnie. Drżącymi z emocji dłońmi, z jej drobną pomocą wziąłem synka na ręce.
-Hej mały... To ja, twój tata...- szepnąłem do niego, przytulając małego do siebie. Szczerze mówiąc strach że go zgniotę czy coś mnie opuścił. Za to otoczyło mnie wielkie szczęście...
-Chodź, pójdziemy do mamy...- powiedziałem patrząc na synka jak zaczarowany i razem z Haną, nadal mając młodego na ręku udałem się na oddział, gdzie były sale poporodowe. Przed odpowiednią spotkałem tatę i Renatę, ojca Asi i naszych przyjaciół. Gdy mnie zobaczyli podnieśli się z krzesełek i do mnie podeszli.
-Kochani, poznajcie proszę Pawła Krzysztofa Zielińskiego...- powiedziałem z uczuciem dumy i ulgi za jednym razem.
-Jaki on malutki... Jaki tyciutki...- zachwycały się dziewczyny, a mi uśmiech nie schodził z twarzy.
-Jeszcze się na niego napatrzycie, ale teraz pozwólcie mi wrócić do narzeczonej...- przeprosiłem ich i razem z malutkim weszliśmy do sali. Asia chyba słysząc moje kroki podniosła się na przedramiona, a widząc błękitne zawiniątko w moich ramionach na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, podczas gdy w oczach zabłysły jej wesołe ogniki.
-Chodź Pawełku... Przywitasz się z mamusią...- szepnąłem do synka i podałem go Joasi. Oczy jej się świeciły z radości i podejrzewam że z moimi było tak samo... Z dumą i radością obserwowałem jak przytuliła małego do piersi i patrzy na niego jak zaczarowana. Od razu wiedziałem że ja patrzę identycznie na nich. Któraś z pielęgniarek ubrała go w błękitne śpioszki w drobną krateczkę, a na główkę założyła mu czapeczkę do kompletu i otuliła go jasnoniebieskim kocykiem.
-A!- wygaworzył z siebie mały i wsadził do buźki piąstkę patrząc dookoła. A przynajmniej wyglądało jakby patrzył, gdyż niemowlęta na samym początku są ślepe podobnie jak np. szczeniaczki. Razem z Asią nie potrafiliśmy odwrócić od niego wzroku, podobnie jak nasi rodzice, którzy weszli do sali krótko po mnie.
-Dostał 10 punktów w skali apgar. Waży całe 3.2 kg. Silny chłopak...- przywróciła nas do rzeczywistości Hana i podjechała do nas z łóżeczkiem naszego malucha. Odpowiedzieliśmy jej wesołymi i szczerymi uśmiechami.
-Przyszłam zostawić wam to- wskazała na łóżeczko i dodała -I cię prosić Szymon, abyś zajrzał do mnie i wypełnić akta małego...
-Pewnie, już idę...- zgodziłem się. Wstałem, pocałowałem małego w główkę i zwróciłem się do Asi:
-Lecę, zaraz wrócę skarbie...- ją też pocałowałem, tyle że w usta i poszedłem za Haną. Gdy wyszedłem do sali weszli nasi przyjaciele, a ja poszedłem za lekarką aby wypełnić papiery Pawełka.

KWADRANS PÓŹNIEJ
-No! Jeszcze tu podpisz i mamy wszystko oprócz podpisu Aśki...- powiedziała Hana, gdy po podpisaniu i wypełnieniu wszystkiego oddałem jej akta -Ale to można zrobić później...
-Proszę. Mogę teraz wrócić do rodziny?!- spytałem lekarkę.
-Pewnie, idź!- powiedziała z uśmiechem, a ja wyszedłem i jak na skrzydłach poleciałem do Asi i małego. Gdy wszedłem do sali zastałem tylko Natalię i Górala, no i Asię z małym, a reszta się wykruszyła..
-Patrz Pawełku! Tatuś wrócił!- powiedziała Asia do naszego synka, gdy wszedłem do pokoju z ogromnym bananem na twarzy. Chyba nigdy się nie cieszyłem tak bardzo jak teraz...
-Wróciłem, wróciłem!- zaśmiałem się podchodząc do nich i pochyliłem się całując kolejno synka i Aśkę.
-Wyglądacie razem TAAAK uroczo!- skomentowała Natalia z rozczuloną miną, a my zaczęliśmy się śmiać, patrząc na siebie i na nich. W tej właśnie chwili usłyszeliśmy odgłos, jakby ktoś zdjęcie robił. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę i ujrzeliśmy Miłosza z telefonem.
-Na pamiątkę- usprawiedliwił się ze szczerym uśmiechem.
-Masz szczęście!- przez sekundę udałem groźnego, ale nie dałem rady dłużej i wybuchłem śmiechem. Dziewczyny i sam Bachleda również zaczęli się z tego śmiać. Głupawka trwała dobrą chwilę, a gdy już przeszła, pogadaliśmy z nimi jeszcze jakiś czas, po czym i oni wyszli, więc zostaliśmy z Asią i małym sami.
-Wreszcie sami, co?!- uśmiechnąłem się siadając na boku łóżka Asi.
-Oj tak...- moja narzeczona poprawiła naszemu synkowi kocyk, po czym spojrzała na mnie -Chyba chce do ciebie...- powiedziała i podała mi na ręce Pawełka.
-Nasz synek...- uśmiechnąłem się i ucałowałem małego w jego drobne czółko.
-Nasz i tylko nasz...- potwierdziła Asia i uśmiechnęliśmy się do siebie szczerze i czule.
Siedziałem z nimi do późna, dopiero około 20 wróciłem do domu, nakarmić Ozzy'ego i się wyspać.
Jednakże zanim zasnąłem, już leżąc w łóżku, popisałem trochę z Asią. Mówiła że mały śpi i sporo zajada, ale to dobrze i że teraz oboje idą spać, aby mieć dużo siły na jutro. W takiej sytuacji życzyliśmy sobie nawzajem "dobranoc" i poszliśmy spać.
Tego dnia zasnąłem z szerokim uśmiechem na twarzy...
CDN.

No i mamy to!
Mały Zieliński pojawił się na świecie!
Co nowego ich czeka wobec tego??
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro