96. Pierwsze "komendowe" odwiedziny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ważna notatka pod rozdziałem!
F.

PARĘ DNI PÓŹNIEJ
ASIA POW. Dzisiaj rano obudziłam się równocześnie z Szymonem. O dziwo obudził nas budzik, a nie nasz synek, jak było w ostatnich dniach... Mały można powiedzieć że był takim królem, gdyż rozstawiał nas po kątach, jak i gdy tylko chciał! Zdarzyły nam się również 2, zupełnie nieprzespane noce, gdyż albo był głodny, albo pieluszka pełna, albo kolka... Ale daliśmy radę, wspierając się nawzajem... Cieszę się że mam Szymona, bo gdyby nie on to nie wiem... Naprawdę, momentami brakowało mi sił, a wystarczyło tylko że mnie przytulił i pocałował w czoło, aby wróciła mi energia. To naprawdę cudowne co potrafi zdziałać wpływ miłości i ukochana osoba...
Także ostatnie dni nie były ani trochę proste, ale nie narzekamy. Taka kolej rzeczy, gdy jest się rodzicem noworodka...
-Dzień dobry Skarbie- powiedział Szymek podnosząc się na jedno przedramię, pochylając się nade mną i całując mnie czule.
-Dobry...- powiedziałam z uśmiechem, patrząc mu głęboko w oczy. Mogłabym w nie patrzeć całą wieczność...
-Muszę się zbierać do pracy...- powiedział niechętnie, kładąc wolną rękę na moim boku i masując go delikatnie.
-Szykuj się na spokojnie. Ja ci zrobię śniadanie, a potem zobaczę co u naszego słodziaka...- powiedziałam, po czym oboje wstaliśmy z łóżka i Szymek poszedł do łazienki, a ja udałam się do kuchni. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było włączenie ekspresu do kawy, aby się zagrzał, a następnie wyjęłam 2 talerze z szafki i zajęłam się robieniem tostów. Okazjonalnie kontrolowałam czego żąda ode mnie ekspres. Działanie dwutorowe już od dawna weszło mi w krew, więc nie było z tym najmniejszego problemu... Co jakiś czas nasłuchiwałam odgłosów, które przekazywała mi z sypialni elektryczna niania, ale mały na całe szczęście głęboko spał.
Szymek wszedł do kuchni już gotowy do wyjścia akurat w momencie gdy wszystko było gotowe.
-Śniadanie dla pana aspiranta!- zaśmiałam się, podając mu talerz.
-Dziękuję Kochanie- odpowiedział, daliśmy sobie buziaka, po czym zjedliśmy wspólnie śniadanie, siedząc przy stole, popijając kawę i wesoło rozmawiając. Zanim się obejrzeliśmy Szymek musiał lecieć do pracy.
-Ja posprzątam, leć!- uśmiechnęłam się do niego, gdy wziął do rąk talerze.
-Przecież mam jeszcze sekundę...- chciał protestować.
-Szymek leć. Mama cię zabije jak się spóźnisz!- zaśmiałam się i wypchnęłam go na korytarz, gdzie przygotował się do wyjścia. Potem wszedł na moment do sypialni aby dać buziaka Pawełkowi i wrócił na korytarz.
-Idź i uważaj na siebie!- powiedziałam, stając z nim przy drzwiach.
-Będę, spokojnie. Wy też się trzymajcie- odpowiedział, pocałowaliśmy się czule i mój narzeczony wyszedł, więc zamknęłam za nim drzwi. Pierwszym co zrobiłam było ubranie się w coś wygodnego. Przecież nie mogłam cały dzień chodzić w piżamie!? Makijażu nie robiłam, bo nie było takiej potrzeby, a włosy związałam w rozwalającego się koka na czubku głowy. Gotowa, jeśli mogę tak powiedzieć, wróciłam do kuchni i posprzątałam po śniadaniu. Moment potem obudził się Pawcio, domagając się jedzenia. Z uśmiechem poszłam do sypialni, wyjęłam go z łóżeczka i siadając z nim na łóżku, nakarmiłam. Najadł się w ekspresowym tempie, więc przełożyłam go na ramię, aby mu się odbiło, a potem ponownie uśpiłam. Jako że jest jeszcze malutki, musi dużo spać... Zamierzałam wolną chwilę spożytkować bardzo intensywnie. Puściłam sobie cicho radio, wyciągnęłam karimatę i zaczęłam ćwiczyć. Oczywiście nie tak na fulloucie od razu, co to to nie! Po prostu zamierzałam zacząć już teraz i powolutku, małymi kroczkami wrócić do formy sprzed ciąży... Niby dość wcześnie jak na to że Pawcio ma dopiero parę tygodni, ale co tam! I tak nie mam niczego innego do roboty, a wiecznie siedzieć w jednym miejscu nie potrafię za grosz! Plus, powrót do wagi sprzed ciąży i pozbycie się ciążowego brzuszka (u mnie, na szczęście nie był aż taki wielki) samo się nie zrobi...
Po chyba półtoragodzinnym treningu posprzątałam wszystko i poszłam szybko wziąć prysznic, gdyż lada chwila mały znów miał się obudzić na jedzenie... Wyrobiłam się w sam czas, gdyż ledwo wyszłam z łazienki przebrana w świeże ciuchy, mały już płakał, sygnalizując że jest głodny. Z uśmiechem udałam się do sypialni, a tam podeszłam do łóżeczka i doń zajrzałam.
-A kto to wstał?! Zgłodnieliśmy?! Masz ochotę na jedzonko?!- zagadnęłam go, wyciągając małego z łóżeczka, a chwilę później już jadł, a ja siedziałam z nim na kolanach na łóżku i z rozczuleniem patrzyłam mu w oczka. 'Cudne dziecko sobie sprawiliśmy nie ma co!'- przeszło mi przez myśl, gdy leniwie głaskałam go po główce.
Gdy już się najadł, przełożyłam go na ramię, aby mu się odbiło, a moment potem najmłodszy członek rodziny Zielińskich już spał twardym snem. Chwilę go jeszcze kołysałam w ramionach, a potem znów odłożyłam do łóżeczka. Chwilkę jeszcze nad nim stałam, patrząc jak słodko śpi, ostatni raz poprawiłam mu kołderkę, a potem poszłam do salonu poczytać książkę. Tak się wyciągnęłam w ten kryminał że nie zauważyłam jak minęły następne 2 godziny, a uświadomił mi o tym mój własny syn. Dałam mu jeść, po czym sama sobie obiad ugotowałam. Padło na makaron z szparagami, serem i szynką. Trochę zostawiłam Szymonowi, aby miał na kolację jak wróci z pracy.
Po posiłku przebrałam się w coś bardziej "wyjściowego", ale wygodnego, spakowałam wszystko co najpotrzebniejsze, wsadziłam małego w wózek i wyszłam z domu, na spacer. Wędrowałam z małym, średnio myśląc o tym gdzie właściwie idę. Można powiedzieć że prowadziło mnie serce, gdyż ani się obejrzałam, a znalazłam się pod budynkiem jednostki w której z Szymkiem pracujemy. Z uśmiechnęłam postanowiłam wejść do środka i przy okazji odwiedzić przyjaciół.
Na recepcji jak zazwyczaj spotkałam Zośkę.
-Siemasz Zosia!- uśmiechnęłam się szczerze do Drawskiej-Jaskowskiej.
-Joasia!- ucieszyła się, wyszła zza lady i mnie uściskała. Szczerze mówiąc to tylko ona tak do mnie mówi... Reszta, jak dobrze wiadomo nazywa mnie Aśką, lub ewentualnie Asią...
-Co cię tu sprowadza?!- spytała wesoło, jak to ona.
-No nic specjalnego... Tak w odwiedziny przyszłam...- uśmiechnęłam się niepewnie.
-Ja tam takie odwiedziny lubię...- wyszczerzyła się.
-Gadki szmatki, a ja ci robotę zajmuję! Ja lecę dalej, do kumpli, a ty se do robótki wracaj!- powiedziałam i ignorując jej jęki protestu weszłam z małym na górę. Wtargiwanie wózka już mi tak weszło w krew że nawet się nie zmęczyłam! A traf chciał że akurat spotkałam na naszym piętrze Renatę!
-O, dzień dobry pani komendant!- uśmiechnęłam się do niej szczerze.
-Witaj Asiu. Ale co ty tu robisz?!- zadała mi pytanie z uśmiechem.
-W odwiedziny przyszłam. Stęskniłam się już za tym miejscem...- przyznałam szczerze.
-Miło mi to słyszeć i was widzieć!- odpowiedziała również z uśmiechem i zajrzała do wózka -Jak mały?
-Jak widzisz. Patrzy zainteresowany wokoło i się uśmiecha...- podałam synkowi słonika z rozczuleniem -Gdy oczywiście nie śpi, gdyż zazwyczaj przesypia około 18 godzin dziennie...
-Słodziak z niego...- stwierdziła, wpatrując się w wnuka z czułością.
-Oj tak...- spojrzałyśmy na siebie przelotnie -Nie mamy siły się na niego gniewać, nawet wtedy, kiedy nas obudzi o 2 nad ranem, bo jest głodny, albo ma kolkę...- przyznałam, a potem pogrążyłam się w wesołej rozmowie na wiele tematów z szefową, a prywatnie niedługo moją teściową. Po jakimś czasie Renata musiała lecieć do roboty, więc się z nią pożegnałam i udałam dalej. Zajrzałam na moment do Nowaka, z nim również ucięłam wesołą pogawędkę m.in. o pracy i dzieciach, a następie poszłam szukać przyjaciół. Gdzieś w połowie korytarza Pawcio zaczął płakać, więc wzięłam go na ręce i dalej pchałam wózek jedną ręką, drugą lulając małego, tuląc go do siebie. Ledwo go przytuliłam, przestał płakać, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wtem ujrzałam jak Szymek z Natalią wychodzą a PDOZ.
-Patrz kochanie! Tata!- wskazałam małemu Szymona. Ten w odpowiedzi coś tam pogaworzył i strasznie się przy tym poślinił, więc zaczęłam się z niego śmiać. Takich właśnie dojrzał nas Szymek i razem z Natalią do nas podeszli.
-Cześć Asia! Co ty tu robisz?!- spytała mnie Talia i dodała -Witam Królewicza!- zaśmiała się pozwalając, aby mały zacisnął pięść na jej palcu.
-Wpadliśmy w odwiedziny- wyjaśniłam i dodałam -Cześć Kochanie- uśmiechnęłam się do narzeczonego.
-Cześć Skarbie- odparł z uśmiechem i pocałowaliśmy się krótko. A wtedy Pawełek stwierdził że chce w ramiona do taty...
-Ktoś tu się chyba stęsknił!- zaśmialiśmy się i Szymek z łatwością przejął małego.
-Uważaj, bo ci syn mundur poślini i będzie że to ty!- zadrwiła z mojego narzeczonego Talia i chusteczką wytarła cieknącą z buzi małego ślinę. Na komentarz ten, Szymek oczywiście posłał jej oburzone spojrzenie, przez co zaczęłyśmy się śmiać. Nawet Szymon nie umiał długo udawać oburzonego i dołączył do nas, a mały się uroczo w niego wtulił.
-Chodźmy do nas do pokoju, mamy akurat chwilę przerwy...- wpadła na pomysł Natalia, jednakże zmieniliśmy ten plan i poszliśmy do stołówki, gdyż stwierdziłam iż nie będą "głodować" przez nas i że mają sobie zjeść na spokojnie. W stołówce spotkaliśmy jeszcze paru naszych przyjaciół, którzy również mieli akurat przerwę. Niezłe zbiegowisko się zrobiło, a samym jego centrum był nikt inny jak właśnie mój synek!
-Ma tyle ciotek i wujków, że się chyba nigdy nie odpędzi!- zaśmiałam się do Szymona.
-A ja myślę że mu to pasuje- doparł i teraz śmialiśmy się oboje.
Po krótkiej "przerwie" na jedzenie wszyscy poszliśmy do prewencyjnego siódemki pogadać i spędzić wspólnie czas. Atmosfera była jak zawsze w naszym gronie, wręcz domowa... Gadaliśmy wręcz o wszystkim co nam ślina na język przyniosła, a czas płynął... Mały zasnął nawet nie wiem kiedy, przytulony do klatki piersiowej taty... Słodki obrazek...
Z chwili na chwilę coraz więcej osób się wykruszało, gdyż musieli wracać do swoich obowiązków. Dopiero wtedy zorientowałam się ile my tu siedzimy i zdecydowałam że musimy z Pawełkiem już wracać do domu. Zebrałam się więc, wzięłam synka z ramion Szymona, pożegnałam ze wszystkimi którzy zostali w prewencyjnym, ucałowałam Szymka u którego boku spędziłam ostatni czas i wróciłam spacerem do domu. Mogłam zaliczyć ten dzień do udanych...

Do samego wieczora nie wydarzyło się praktycznie nic ciekawego, sama swojska, domowa rutyna narzucona mi przez synka.
Krótko po 19 ze służby wrócił Szymek, gdyż trochę im się z Natalią przesłuchania przedłużyły. Dawał znać na bieżąco co i jak, więc się nie martwiłam...
-Hej Skarbie / Cześć Kochanie- powiedzieliśmy jednocześnie i się pocałowaliśmy na powitanie.
-Pawcio śpi?
-Tak. Jakiś kwadrans temu zasnął...- uśmiechnęłam się do niego i dodałam -Chcesz coś zjeść?!- spytałam narzeczonego z troską.
-Zjadłbym nawet i ciebie, ale tego nie zrobię, bo za bardzo cię kocham- odpowiedział mi szczerze, półżartem, przez co zaczęliśmy się śmiać.
-Chodź do kuchni...- powiedziałam i wspólnie udaliśmy się do wyżej wymienionego pomieszczenia, gdzie wesoło się śmiejąc sobie rozmawialiśmy, podczas gdy ja odgrzewałam makaron na patelni. Zajęło mi to dosłownie moment, po czym postawiłam przed Szymonem talerz z parującym daniem.
-Smacznego- uśmiechnęliśmy się do siebie czule.
-Dziękuję- odparł i zaczął jeść, a ja przyrządziłam sobie bardzo dobre tosty z serem i szynką.
Wspólnie zjedliśmy kolację, po czym resztę wieczora spędziliśmy na szczerzej rozmowie na wszystkie tematy. Trochę też wspominaliśmy sobie nasze wspólne przypały...
-A pamiętasz jak twój ojciec wygrał w karty kozę?!- przypomniał w pewnym momencie.
-Weź mi nawet o niej nie przypominaj! Dał mu na imię Bąbel!- jęknęłam zażenowana. Co jak co, ale życie mojego ojca to istny cyrk na kółkach! Że on jakimś cudem jeszcze sobie nic nie zrobił i żyje!?
Gadaliśmy z małymi przerwami do praktycznie 23, a potem wzięliśmy prysznice i poszliśmy spać. Jak zawsze, w ramionach Szymona zasnęłam błyskawicznie, a on sam poddał się Morfeuszowi krótko później...
CDN.

Muszę to powiedzieć/ napisać, jak kto woli...
DZIĘKUJĘ 😊😊❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Dziękuję wam bardzo za PONAD 70 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!!
Właśnie was za to wirtualnie ściskam! Każdego z osobna, mocno i porządnie!
Naprawdę dziękuję, jesteście cudni!
A wracając do rozdziału....:

Taki spokojny, normalny dzień tym razem...
A co jeśli to tylko cisza przed burzą?!
Sami zobaczycie!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro