Powrót Slade'a? | Sladin

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Slade x Robin dla Tomek_Marvel_Dc ;3

________________________________________________


 Tyle czasu minęło odkąd ostatni raz Robin widział Slade'a. Pamiętał, jakby to było wczoraj, gdy razem z nim doskonale zsynchronizowanymi ruchami, niszczył potwory Trigona. Robin do teraz nie może uwierzyć, że pomógł mu on w nabyciu znów ciała i krwi, które odebrał mu Trigon. Od tamtego momentu więcej się nie spotkali.

 Na szczęście to nic, z czym nie poradziliby sobie starzy przyjaciele.

 Robin, przypominając sobie wypowiedziane wtedy przez Slade'a słowa, nie mógł się nie uśmiechnąć. Gdy pierwszy raz to usłyszał, miał ochotę zepchnąć swojego „starego przyjaciela" do lawy. Teraz jednak, po tym wszystkim, czuł tylko rozbawienie poprzez słowa Slade'a. Upłynęło tyle lat, a o jego przeciwniku nadal nikt nic nie słyszał.

 Niedawno Robin zdał sobie sprawę, że jeśli Slade w końcu go nie obserwuje i psychicznie nie męczy, może spać spokojnie i bez koszmarów. Z początku każda próba zaśnięcia kończyła się jakimś okropnym snem, teraz na szczęście już tak się nie dzieje.

***

 Robin obudził się w Titans Tower z – o dziwo – bardzo dobrym humorem. Gdy zszedł rano na śniadanie, wszyscy już wstali. Beast Boy i Cyborg grali na konsoli w jakąś grę wyścigową, Starfire robiła coś, co miało chyba być śniadaniem, a Raven czytała książkę, nie zwracając uwagi na resztę tytanów.

 - Witam wszystkich. – Uśmiechnął się do nich, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nikt prócz Gwiazdki, która spojrzała na niego znad miski z jakąś masą.

 - Cześć, Robinie. Masz ochotę na Tamarańskie zagelbugi na śniadanie? – zapytała dziewczyna z gigantycznym uśmiechem.

 - Zrobione przez ciebie? Zawsze.

 Raven wywróciła oczyma, gdy usłyszała, jak ten pomocnik Batmana próbuje się podlizać Starfire. Robin usiadł obok córki Trigona na jednym z krzeseł przy stoliku.

 W końcu Tamaranka skończyła przygotowywanie śniadania i każdemu z członków drużyny przyszykowała to dziwne, wyglądające jak kupka śluzu, danie. Robin sam nie wiedział, czy miało to raczej przypominać Ziemskie płatki, czy może coś jeszcze innego. Jako że nie chciał on sprawić dziewczynie przykrości, pierwszy spróbował tych „zagelbugów". Cóż, smakowało to bardziej jak karma dla kota niż płatki, ale i tak było dobre. Jak wszystko, co przygotowywała Starfire.

 Beast Boy, próbując się popisać, zmienił się w zielonego kota i wszedł na stół, spychając niechcący łapką swoją miskę z jedzeniem na... Robina.

 - BB! – pisnęła Gwiazdka, łapiąc chłopaka-kota i zrzucając go ze stołu. Co dziwne, nie spadł on na cztery łapy. – Czemu to zrobiłeś?! Och Robin, poczekaj, zaraz...

 Chłopak jednak szybko powstrzymał Starfire przed pomocą. To była tylko mała plama na koszulce, nie trzeba było się zamartwiać.

 - Nie martw się, dam sobie radę sam. Nie jestem już dzieckiem, mamo. – Parsknął z rozbawieniem. Dziewczyna jednak nadal nie była tego taka pewna.

 Robin wstał od stołu i poszedł do łazienki przebrać ubrudzoną przez Beast Boya koszulkę. Taki szczegół nie mógł zniweczyć tak pięknego dnia, prawda? Cudowny Chłopiec zamknął się w łazience i ściągnął z siebie bluzkę już całą posklejaną dziwnym śniadaniem, a po chwili to samo zrobił ze swoją maską. Zazwyczaj jej nie ściągał, ale tym razem, gdy znajduje się on tu sam, mógł sobie na to pozwolić.

 W końcu Robin włożył swoją górę od kostiumu do pralki. Zazwyczaj irytujące szuranie maszyny, tym razem działało na zmysły chłopaka kojąco. Już miał założyć koszulkę z wczoraj, bo tylko taką tu znalazł, jednak usłyszał on dziwne odgłosy dochodzące zza jego pleców. Z prędkością światła Robin znów założył na siebie maskę i modląc się, aby to była tylko mysz, odwrócił się na pięcie. Nie była to jednak tylko mysz.

Uważaj, Robinie, nie chcę, żebyś się zranił.

 - Slade?

 W głowie mu się zakręciło od nagłego natłoku informacji. Co on tu robi? Jak się tu dostał? Co robił przez tyle czasu? Pytania bez odpowiedzi, na które tylko sam Slade znał odpowiedź. Przecież zamknął drzwi od łazienki, jak Slade się tu dostał? Oknem? Wtedy by chyba słyszał, prawda? Co z innymi Tytanami? Włączył się jakiś alarm? I czy on właśnie nie stał bez koszulki przed jego największym wrogiem?!

 - Zaskoczony? – spytał Slade, mrużąc przy tym jedno oko.

 Robin złapał się kurczowo krawędzi umywalki, żeby nie upaść z wrażenia. Wyglądał tak samo, jak wtedy, kiedy ostatni raz go widział. Wysoki i umięśniony, w czarno-pomarańczowym kostiumie, jedynie z jednym okiem. Nie miał przy sobie żadnej broni, co wydawało się jeszcze dziwniejsze.
 

 - Nie, to na pewno tylko jakiś okropny koszmar – powiedział do siebie chłopak, potrząsając głową, jakby próbując się zbudzić ze złego snu.

 Nagle Slade podszedł do niego, a jego ręka niespodziewanie znalazła się na łopatce Robina, przez co chłopaka przeszył zimny dreszcz. Strach, że jego najgorszy koszmar się spełnia, uniemożliwił mu jakikolwiek ruch.

 - Jesteś tego taki pewny? – wyszeptał do niego mężczyzna, a Robin cały zesztywniał zdenerwowany.

 - Odejdź ode mnie! – wykrzyknął, odskakując jak najdalej od Slade'a.

 Nagle ktoś zapukał do drzwi łazienki, zapewne denerwując się krzykiem dochodzącym z pomieszczenia.

 - Robin? Nic ci nie jest? – Gwiazdka znów zapukała, lecz nim pomocnik Batmana zdołał odpowiedzieć, Slade zasłonił mu usta ręką.

  - Odpowiedz, że wszystko w porządku – wymruczał, przykładając Robinowi chłodny sztylet do gardła.

 Przez chwilę Cudowny Chłopiec nie wiedział, co zrobić. Czy da radę szybko zareagować i wyrzucić nóż z dłoni jego wroga? Może powinien powiedzieć Starfire, że Slade tu jest i że musi uciekać? Sztylet znalazł się na tyle blisko skóry, że lekko ją naciął, przez co strużka krwi spłynęła po torsie chłopaka.

 - Wszystko okay. Nic się nie... - Robin spojrzał na swojego oprawcę. - ... dzieje.

 - Skoro tak mówisz – wyszeptała zatroskana i odeszła od drzwi.

 Slade zadowolony z siebie, włożył sztylet do jakiegoś swojego schowka w kostiumie. Chłopak odetchnął z ulgą, kiedy w końcu mógł normalnie się poruszać.

 - Czemu się mnie tak uczepiłeś? – warknął, łapiąc skrawek papieru toaletowego i wycierając sobie nim szyję od krwi. – I przecież w każdej chwili mogę wezwać pomoc swoim komunikatorem lub nacisnąć jakiś guzik włączający tryb obronny wieży, więc czemu jesteś taki spokojny?

 Prześladowca odsunął się trochę od Robina i uśmiechnął się pod nosem. Może widział prawdziwą tożsamość chłopaka? Wie, kim on naprawdę jest? Przecież mógł tu tak stać, gdy ten zdjął maskę, więc mógł się domyślić jego prawdziwej tożsamości.

 - Przecież doskonale znasz odpowiedź na to pytanie, Robinie – odpowiedział rozbawiony, ten jednak spojrzał na niego tylko z wyczekiwaniem. – Masz u mnie dług. A jeśli jesteś takim wielkim i doskonałym bohaterem, to chyba powinieneś go spłacić?

 Robin wiedział, że Slade miał rację. Mężczyzna pomógł mu uratować Raven i przy tym cały świat. Nie miał wtedy innego wyjścia, wiedział, że kiedyś to się na nim odbije, ale musiał uratować świat. Teraz będzie musiał mu się jakoś tym odpłacić. Chętnie jednak by tego nie robił, lecz wtedy miałby on to na sumieniu. Ale czy można mieć na sumieniu kogoś, kto pewnie zamordowałby go z zimna krwią?

 - Więc o co chodzi? Co muszę zrobić, abyś się ode mnie odczepił?

 Jego oprawca uśmiechnął się triumfalnie.

 - Od czasu, kiedy razem współpracowaliśmy w ratowaniu Raven, zdałem sobie sprawę, że to właśnie ty jesteś moim największym... dziełem. Przez całe życie nie widziałem nikogo bardziej utalentowanego akrobatycznie i w walce, a także nikogo z takim wybuchowym, stanowczym, a zarazem opanowanym charakterem.

 Czy on właśnie powiedział, że jestem... utalentowany i jestem jego największym dziełem? Robin naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Musiał wyglądać w tym momencie naprawdę głupio. Z otwartą buzią, bez koszulki, o której kompletnie bohater zapomniał, a na dodatek lekkim rumieńcem na twarzy.

 - D-do czego zmierzasz? – wyjąkał.

 - Wiem, że nawet jakbym się nie wiem, jak starał, to nie dałbym rady namówić cię w żaden sposób, nawet zmusić, do zostania moim partne... praktykantem – poprawił się szybko Slade, jakby zdając sobie sprawę, jak dwuznacznie by to zabrzmiało.

 Robin, próbując nie zwracać uwagi na dziwny dobór słów swojego prześladowcy, kiwnął głową na znak, aby ten kontynuował dalej swój monolog.

 - Bardzo pragnę jednak powtórzyć jeszcze choć raz naszą współpracę. Powtórzyć to, co robiliśmy razem, gdy ratowaliśmy Raven. Bo czy ty też nie czułeś się wtedy, jakby wszystko inne na chwilkę zamarło? Jakbyśmy na tym świecie byli tylko ty i ja oraz przeciwnicy, którym skopać mieliśmy tyłki. Zrobiłbym wszystko, aby jeszcze raz zrobić coś takiego razem z tobą. Proszę. – Ostatnie słowo wyszeptał tak cicho, że chłopak ledwo go usłyszał.

 Pomagier Człowieka-nietoperza doskonale wiedział, co Slade miał na myśli. Robin nigdy nie czuł czegoś takiego w obecności Batmana. Przy nim nigdy nie mógł się bawić. Zawsze tylko i wyłącznie misja. Gdy jednak powstrzymuję on napastników razem ze Sladem, wszystko wydaje się taki proste. Jego ruchy równe z ruchami Slade'a, wykonywane w tym samym czasie były tak idealnie, wszystko było tak świetnie zgrane... Jednooki miał rację – pragnął to powtórzyć.

 - Masz rację – przyznał z lekką niechęcią. – Nigdy w życiu z kimś nie współpracowałem, kto mógłby równać się poziomem walki z tobą.

 - A Batman? – przerwał mi.

 - To nie to samo. On jest taki ponury, z nim nie można współpracować jak z tobą. Wtedy, w tym dziwnym „królestwie demonów" czy co to tam było... to dopiero była zabawa! – wykrzyknął Robin z błyskiem w oczach, ale szybko zasłonił sobie usta dłonią, zdając sobie sprawę, że nikt z Tytanów nie wie o tym, że ktoś tu się znajduje. – To, co muszę zrobić i o co chodzi?

 Nietrudno było się domyślić, że na twarzy jego oprawcy pojawił się uśmiech ni to złowrogi, ni to szczęśliwy z powodu zgody.

 - Chcę tylko, abyś pomógł mi okraść takich jednych ludzi z kasy... To naprawdę nic takiego. – Wzruszył ramionami.

 - I mam iść w tym stroju Robina? Kogoś okraść? – zapytał, spoglądając na swój strój, a po chwili zdał on sobie sprawę, że nie ma na sobie góry kostiumu, o czym kompletnie zapomniał, przez co znów spłonął rumieńcem. – Czy... mogę już założyć w spokoju koszulkę?

 Na co ja się w ogóle zgadzam?! Okradanie ludzi? Batman mnie zabije... Myśli Robina wciąż krążyły wokół pomocy Slade'owi. Co, jeśli to pułapka?

- Jeśli musisz. – Slade spojrzał na klatę Robina i prychnął cicho ze śmiechem.

 Chłopak, który zrobił się jeszcze bardziej czerwony, w końcu założył na siebie pierwszy lepszy T-shirt, który obok siebie znalazł. Nagle mężczyzna rzucił niespodziewanie w jego stronę dziwny pakunek. Robin zręcznie złapał paczkę i spoglądając podejrzliwie to na Slade'a, to na pudełko.

 - Co to?

 - Otwórz – odpowiedział stanowczo.

 Robin swoimi długimi palcami zręcznie rozwiązał supeł na górnej części paczki i ją otworzył. Nie spodziewał się on jednak ujrzeć tam swój stary kostium, który nosił w czasie praktyk u Slade'a. Wydawało mu się, że wyrzucił go on pewnie do ognia, byleby tylko się go pozbyć. Po co on go trzymał?

 - Trzymałeś poprzez ten cały czas u siebie? Dlaczego?

 - Zadajesz zbyt dużo pytań, Robinie. – Jego oprawca potrząsnął głową. – Po prostu to załóż, dobrze? Spotkamy się jutro o północy przed budynkiem Wayne Enterprises.

 Slade już miał wyskoczyć przez okno (chodź obaj znajdowali się na najwyższym piętrze Titans Tower, Slade'owi to jakoś nie przeszkadzało), ale Robin krzyknął za nim:

- Poczekaj! Nie będziemy chyba okradać Bruce'a Wayne'a?

 - Oczywiście, że nie, Dick – powiedział mężczyzna i wyskoczył bez problemu przez okno.
On powiedział Dick? Znaczy się... czy on powiedział Dick w sensie moje imię, czy Dick w sensie... no? Cudowny chłopiec przegryzł wargę zdenerwowany? Czyżby on znał jego tożsamość?

 - Cholera...

 Robin już miał zabierać wszystkie swoje rzeczy z łazienki, lecz znów ktoś zapukał do drzwi. Tym razem z o wiele większą siłą.

 - ROBIN WYŁAŹ Z TEGO KIBLA, BO WYWAŻE DRZWI! – Ten głos na pewno należał do rozwścieczonego Beast Boya. Co do tego chłopak nie miał wątpliwości.

 - Już, już.

 Robin z błąkającym się na jego twarzy uśmieszkiem wyszedł z łazienki, trzymając pod pachą pakunek od Slade'a.

  Ty... ty mnie ratujesz?

Jeszcze z tobą nie skończyłem.

***

 Następnego dnia, kiedy zostało już tylko kilka godzin do pomocy Slade'owi w rabunku, Robin siedział jak na szpilkach, kiedy pod wieczór Raven przygotowywała kolację. I to wcale nie dlatego, że córka Trigona nie umie gotować, bo zawsze wszystko przypala, a dlatego, że miał on kogoś okraść. Nigdy w życiu ciemnowłosy nie zrobiłby czegoś takiego sam z siebie, a tu jego największy wróg namawia go do okradnięcia z pieniędzy i pobicia jego jakichś wrogów. Czy to jest normalne?

 - Robin, halo! Ziemia do Robina. – Cyborg zaczął kiwać ręką przed oczami Dicka, a ten tylko odwrócił trochę głowę w drugą stronę. – Co z tobą jest? Dziwnie się zachowujesz, odkąd wyszedłeś z tej łazienki.

 Chłopak jednak przemilczał to, co robot do niego powiedział. Bestia pochylił się w stronę Cyborga i wyszeptał mu, jak najciszej się da:

 - Widzisz? Mówiłem, że porwali go kosmici i zapłodnili.

 Robin uniósł ze zdziwieniem brew do góry i politowaniem. Serio? Nagle pomagier Batmana wstał od stołu i udał się powoli do windy. Musiał się jeszcze przebrać i powoli będzie mógł wyruszyć do Wayne Enterprises.

 - Hej! Rob, gdzie idziesz? – zapytała Gwiazdka, zeskakując z krzesła i podlatując do Robina. – Mogę iść z tobą.

 - To jest nieważne. I nie, nie możesz iść razem ze mną – warknął zdenerwowany tym, co ma się stać i nie panując nad swoimi emocjami Cudowny Chłopiec.

 Starfire, ze łzami w oczach, odwróciła się napięcie od Robina i odleciała do swojego pokoju. Raven, która widziała całe zajście, skrzywiła się i poleciała za nią. Robin przegryzł zezłoszczony wargę. Nie powinien tego robić, ale nie mógł już wytrzymać obecności Gwiazdki. Wciąż do niego przychodziła i świergotała coś w stylu „Och, nic ci nie jest?" lub „Pomóc ci w czymś?", jakby on sam nie mógł sobie poradzić.

 - Te spotkania ze Sladem chyba źle na mnie wpływają – mruknął do siebie, kiedy zjeżdżał na sam dół windą. – Będę musiał ją potem przeprosić.

 W końcu winda zatrzymała się na parterze i Robin mógł bez problemu wyjść. Nie pomyślał on jednak o tym, gdzie się w ten kostium przebrać. Gdyby zrobił to w Titans Tower, wszyscy dowiedzieliby się na pewno, co on planuje. Chłopak przeklął pod nosem (na serio coś się z nim dzieje) i ruszył w stronę budynku swojego przyszywanego ojca z plecakiem na plecach.

***

 Godzina dwudziesta trzecia trzydzieści. Niebieskooki nie miał wyboru – musiał przebrać się w pierwszych lepszych krzakach. W tym momencie siedział on w jakiejś ciemnej alejce w swoim brązowo-pomarańczowym kostiumie z wielkim S po lewej stronie. Strój, choć był już trochę przyciasny, to nie krępował mu ruchów w czasie biegu. Miał nadzieję, że Slade jednak go nie wykiwał i pojawi się o ustalonej godzinie.

 Kogo oni mieli w ogóle okradać? Bruce'a? Może jakiś jego sprzęt? Jeśli Slade zna jego tożsamość, to może Batmana też?

 - Długo już tu siedzisz? – Robin wzdrygnął się, gdy za swoimi plecami usłyszał głos swojego wroga. – Nie jest ci zimno? Jeszcze się przeziębisz.

 - Nie, nie zimno mi – mruknął, choć to prawda, że było chłodnawo.

 - Na pewno? Mam w plecaku kurtkę, mogę ci ją pożyczyć – zaoferował.

 - Powiedz, co planujesz.

 Slade usiadł obok mnie i wyciągnął katanę, którą miał przy sobie z futerału.

 - Masz przy sobie swoje gadżety, tak? – spytał, a chłopak potaknął. – Mam ostatnio na pieńku z Wayne'em, więc go troszkę postraszę. Oraz ostatnio ma on pewną rzecz, która przydałaby mi się do następnego... wynalazku.

 Robin doskonale wiedział, że nie mógłby okraść swojego własnego ojca ani pobić jego strażników, ale miał umowę ze Sladem. Ze swoim największym wrogiem. Sam nie wiedział, jak to będzie wyglądało. Może to wszystko okaże się tylko grą i w ostatnim momencie jego oprawca zostawi go tam na pastwę losu ze strażnikami. Nie myśląc już dłużej nad tym, co się stanie, w końcu wyruszyli na atak.

***

 Chłopak wyskoczył przez rozbite już okno z parteru. Jego oczy lśniły od zastrzyku adrenaliny. W tym samym czasie Slade, który przez cały czas jak na swój wiek dotrzymywał kroku Cudownemu Chłopcu, uderzył jednego ze strażników w nos i także wyskoczył, robiąc przy tym salto. Oboje wybiegli z budynku i wpadli do pierwszego lepszego ciemnego zaułka. Robin, cały spocony, poprawił opadające mu na czoło włosy. Bruce'a na szczęście nie było, a Slade dostał to, co chciał. Wszystko się udało.

 - Cholera, od lat tak się nie zmęczyłem. Ugh, moje stawy. – Roześmiał się złoczyńca.

 Robin usiadł na ławce i rozciągnął z uśmiechem od ucha do ucha.

 - Musimy to kiedyś powtórzyć! – wykrzyknął.

 - Myślałem, że robisz to tylko dlatego, że nie chcesz mieć już ze mną nic wspólnego – mruknął Slade, poprawiając maskę.

 Brunet nie odpowiedział. To była prawda. Ale tak mu się to podobało! Zaczął miętolić zawzięcie skrawek peleryny ze zdenerwowania.

 - Robin, odwróć się w moją stronę plecami – powiedział szorstko, a ten zrobił to, co on kazał. – Boże, zostałeś postrzelony...

 Jak to możliwe? Robin położył dłoń na swoim lewym obojczyku. Spojrzał na swoje palce lepkie od krwi i nagle zrobiło mu się niedobrze. Od podekscytowania i adrenaliny zapewne w ogóle nie poczuł bólu, teraz jednak rana zaczęła go piec i szczypać.

 - Poczekaj, rana raczej nie jest głęboka. Nie jest także na wylot. Może zatrzymała się na twojej łopatce.

 Slade zaczął mi zdejmować koszulkę. Już drugi raz w tym tygodniu? Czy on robi to specjalnie? Szybko założył jednorazowe rękawiczki, jakby nieraz to robił i wziął jakieś specjalne szczypce, którymi powoli i delikatnie wyciągnął pocisk. Potwornie piekło, ale Robin zacisnął tylko zęby i kazał mu pracować dalej. Następnie popsikał ranę wodą utlenioną i zatamował krwawienie jakimś bawełnianym materiałem.

 W sumie? Nie bolało tak strasznie. Kula musiała nie uderzyć w żadne ważne narządy. Od wody utlenionej szczypało Robina jak cholera, ale nie było źle. Kręciło mu się trochę w głowie i to wszystko. Spróbował wstać, zachwiał się jednak i w ostatniej chwili złapał go jego wybawca. Wzdrygnął się z powodu zimna, ale szybko się opanował.

 - Nie wstawaj. Jeśli chcesz, mogę cię zanieść to Titans Tower i położyć tak, aby cię nikt nie zauważył. – Wydawać by się mogło, że Slade powiedział to z... troską?

 - N-nie trzeba. Dam sobie radę – wysyczał, kiedy znów zaczęło go piec.

 - ROBIN?! To ty?! – Nagły krzyk spowodował, że chłopak zrobił się biały jak kreda.

 Ciemnowłosy obrócił się w stronę, z której usłyszał wrzask. Nagle z cienia wyszła Starfire w jednej ręce trzymając kulę zielonej energii. Jej czerwono-różowe włosy powiewały na wietrze. Wyglądała, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Wpatrywała się w mój kostium w kolorach Slade'a i oczywiście w naszego wroga. Czy ona jeszcze kiedykolwiek mu uwierzy?

 - Robin? Czemu ty...? Czemu ty do niego dołączyłeś?! Przecież wy się nienawidzicie! – W oczach Gwiazdki pojawiły się łzy.

 - Gwiazdko... przepraszam, ty nic nie rozumiesz... - wyszeptał, kaszląc. Slade nagle zarzucił mu swój płaszcz na ramiona. Tak to na pewno pomoże, dzięki.

 - Rozumiem aż nadto. Teraz wiem, co robiłeś w tej łazience. To chyba już koniec twojej pracy z Tytanami, co? – powiedziała rozpłakana i odeszła jak gdyby nigdy nic.

 Robin spojrzał na Slade'a, a potem na Starfire, nie wiedząc, co zrobić.

 - Proszę! Starfire! – W pewnym momencie głos mu się załamał. To nie tak miało się zakończyć.

 Chłopak miał zamiar wstać, ale Slade złapał go za ramię.

 - Nie męcz się. Ona jeszcze wróci, zobaczysz – wyszeptał mu do ucha, lecz on tylko westchnął, próbując się nie rozpłakać.

 Robin przestał zwracać już uwagę na ból. Teraz liczyła się tylko Gwiazdka i Tytani. Czy tak to wszystko miało się skończyć? U boku Slade'a? Swojego największego wroga? Ze zmęczenia, a może i z bólu, przed oczyma cudownego chłopca pojawiły się mroczki, aż w końcu zasnął, na ramieniu mężczyzny, czekając tylko na koniec. U boku Slade'a. Swojego największego wroga.

Nie potrafisz kochać, jesteś tylko po to, by niszczyć!

 A ty potrafisz. I niszczysz wszystko, co kochasz.

____________________________

W końcu :D
I jak się podobało? ^^

 Lista następnych one shotów:

1. Slade x Robin

2. Coś o Raven lub Terrze

3. Ed x Oswald

4. Dick x Conner

Ten obrazek tak idealnie pasuje do tej sceny w łazience! XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro