Rozdział dwudziesty dziewiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Dajcie znać, jak wrażenia. Miłego czytania:) 


W tych letnich tygodniach, w których los rzucił nas w to samo miejsce, nasze życia prawie się nie stykały, ale przedostaliśmy się na drugi brzeg, na którym czas się zatrzymuje, a niebo sięga do ziemi i daje nam naszą porcję tego, co z racji samego urodzenia otrzymujemy od Boga. Patrzyliśmy w inną stronę. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o tym. Ale zawsze wiedzieliśmy, a obecne milczenie jeszcze dobitniej to potwierdzało. Znaleźliśmy gwiazdy, ty i ja. Można je dostać tylko raz.*


Życie zatoczyło krąg i Lou nie mógł uwierzyć, jak to możliwe, że był już październik, a on nadal mieszkał u Stylesów i czuł się w tym miejscu jak u siebie w domu. Jesienna plucha sprawiała, że stawał się melancholijny i myślał zbyt wiele o tym co działo się w jego życiu. Tak wiele spraw potoczyło się inaczej niż planował, w końcu dotarło do niego, że życie zawsze znajdzie swój własny scenariusz, a jego plany i pomysły były jednym wielkim żarem dla świata.

Przyglądał się Harry'emu, który zawzięcie notował coś w zeszycie i wydawał się pochłonięty pracą. Nie chciał mu przeszkadzać, ale naprawdę musiał z nim porozmawiać, ponieważ niepewność i tkwienie w zawieszeniu sprawiały, że wariował i nie potrafił skupić się na niczym innym. Dni mijały, a on cały czas zastanawiał się, jak przeprowadzić tę rozmowę, by nikogo nie zranić i nie rozpętać jeszcze większego piekła.

- Harry musimy powiedzieć twojej mamie – wyrzucił z siebie szybko, nie chcąc przedłużać tego w nieskończoność. Bał się, że wtedy stchórzy i już nigdy nie odważy się rozpocząć tej rozmowy.

- Powiedzieć? – loczek zerknął na niego krótko po czym wrócił do pisania, ignorując jego głośne westchnięcia, którymi chciał bezskutecznie przyciągnąć jego uwagę.

- Harry – zaczął jeszcze raz, ponieważ nie skończyli rozmowy, ba oni jej nawet nie rozpoczęli. Cóż mógł się tego spodziewać.

- Co musimy powiedzieć mojej mamie? – zapytał loczek bez oznaki jakiegokolwiek zainteresowania tematem.

- Możesz na mnie spojrzeć? – nie chciał warczeć na chłopaka, wiedział, że to nie jego wina, że zachowuje się w ten sposób, ale chciał po prostu pogadać z nim normalnie, a nie zwracać się w stronę pleców bruneta.

- Muszę?

Przewrócił oczami, tłumiąc śmiech, jego złość wyparowała w ciągu sekundy, gdy tylko usłyszał pytanie chłopaka. Nie potrafił się złościć na Harry'ego i pewnie nie skończy przez to dobrze, ale kiedy loczek zadawał takie szczere pytania nie mógł odczuwać już żadnych negatywnych emocji w stosunku do niego.

- Byłoby miło – odparł z uśmiechem, a po chwili zobaczył twarz Stylesa, który patrzył na niego wyczekująco i nawet zaszczycił go spojrzeniem prosto w oczy. To ostatnio zdarzało się tak często, że Louis zaczynał przechodzić do tego na porządku dziennym, ale przypisywał to sobie jako mały sukces.

- O czym musimy powiedzieć mamie?

- O nas.

- O nas? – brunet powtórzy po nim, jak to miał w zwyczaju. Jego twarz nie wyrażała zupełnie nic i Lou nawet jeśliby chciał nie potrafiłby stwierdzić o czym myśli chłopak.

- Tak, o tym, że jesteśmy parą – wyjaśnił, obserwując reakcję zielonookiego, który zamyślił się i mruknął coś pod nosem. – Słucham?

- Przecież mama wie – powiedział młodszy, wzruszając obojętnie ramionami, tak jakby mówił coś oczywistego dla wszystkich.

- Mówiłeś jej coś? – Louis czuł, że jego strach rośnie, nie miał pojęcia, czy Anne wiedziała, ale jeśli Hazz z nią rozmawiał to pewnie dowiedziała się w najmniej delikatny na świecie sposób. Teraz na sto procent nienawidziła go i chciała wykopać z tego domu.

- Nie, niby czemu miałbym mówić?

- Nie stresuj mnie tak Hazz – Louis rzucił się na łóżko loczka, oddychając z ulgą. Wolał przygotować się psychicznie na rozmowę z Anne. – Słuchaj, jeśli nie powiedziałeś swojej mamie, ona nie ma pojęcia, że jesteśmy razem, więc sądzę, że czas najwyższy jej powiedzieć. Nie możemy trzymać tego w tajemnicy.

- Jeśli tak uważasz, ale wydaje mi się, że mama wie – odparł brunet, układając się ostrożnie obok Louisa, który obrócił głowę w jego stronę. – Dlaczego się tak patrzysz?

- Podziwiam – stwierdził i wyciągnął dłoń, delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po rozgrzanym policzku młodszego. – Czy możemy porozmawiać dziś z Anne? – zapytał przybliżając się do Harry'ego, który nie odsunął się od niego.

- Możemy, ale to bez sensu – nieoczekiwanie loczek pocałował policzek szatyna i pociągnął go za dłoń, zmuszając do wstania – zróbmy to teraz, nie mogę zmarnować całego dnia na twoje marudzenie.

- Że co? – wydusił z niedowierzaniem. To niby on marudził, śmieszne, całkowicie śmieszne. I to jeszcze Harry z niego szydził, nieprawdopodobne.

- Mam dużo do zrobienia, a wiem, że będziesz tutaj leżał do wieczora i cały czas marudził i przeszkadzał – wyjaśnił młodszy chłopak, tak jakby Louis był jakimś chodzącym problemem z którym musiał się mierzyć każdego dnia. Cóż po części może i miał rację, ale hej, to nie tak, że obecność szatyna była aż tak męcząca, bo przecież nie mogła być prawda? Był miły, uczynny, zapewniał Harry'emu rozrywkę i zabawiał go rozmową. To powinno spotkać się z wdzięcznością.

- Wcale nie marudzę, po prostu dotrzymuję ci towarzystwa – zauważył, ale wyszedł z pokoju, ciągnąć za sobą loczka, który szedł posłusznie, wcale się nie opierając i nie protestując zbyt mocno.

Drżał na samą myśl rozmowy z Anne, ale musieli to zrobić, mieszkali pod jednym dachem i udawanie, że nie są razem byłoby dziwne, a zresztą oni wcale się nie ukrywali, więc to sprawiało, że cała sytuacja była jeszcze dziwniejsza. Nie robili niczego złego, więc Anne nie miała prawa wściekać się na nich, ale doskonale zdawał sobie sprawę, jaki stosunek ma obecnie do niego kobieta i to sprawiało, że było mu niedobrze i czuł mdłości.

- Spociła ci się ręka.

- Co? – spojrzał na Harry'ego, który przyglądał mu się z czymś dziwnym i obcym w oczach.

- Mówię, że spociła ci się dłoń. Denerwujesz się? Jeśli tak, to całkowicie niepotrzebnie, ale oczywiście ty zawsze wiesz lepiej – loczek mówił przez cały czas, dopóki nie znaleźli się w salonie, gdzie Anne oglądała jakiś film dokumentalny. – Jesteśmy, teraz mów to co chciałeś i wracajmy do mojego pokoju – zarządził loczek, i wysunął swoją dłoń z mocnego uścisku, którym obdarzył go Louis.

- Co się stało? – Anne przerwała oglądanie, ponieważ najwyraźniej ich widok wprawił ją w zdziwienie tak wielkie, że postanowiła zwrócić na nich całą swoją uwagę. Jej przenikliwe spojrzenie wcale nie pomogło Louisowi, który chyba był o krok od ataku serca, ale dzielnie próbował zebrać się w sobie i wydukać kilka słów wyjaśnienia. – Zbladłeś Louis, źle się czujesz?

- Wszystko jest w porządku. Chcieliśmy z tobą porozmawiać – odchrząknął, nerwowo poprawiając kołnierzyk, który zaczął go niewygodnie uwierać. Chyba tracił zdolność oddychania.

- Louis chciał porozmawiać – wtrącił Harry, będąc najbardziej uroczą wersją siebie.

- Nie pomagasz – syknął, zerkając na bruneta, który był odprężony i wydawał się całkowicie zrelaksowany podczas, gdy Lou pocił się z nerwów. – Chcieliśmy porozmawiać, ponieważ trochę obawiamy się twojej reakcji i nie chcemy żebyś dowiedziała się przypadkiem od kogoś innego, więc – urwał, zastanawiając się czy może nie uciec w tym momencie, wziąć nogi za pas i zniknąć na kilka godzin. Ciekawe jak wtedy Harry wybrnąłby z tej całej pokręconej sytuacji. Mógł to zrobić, ale nie był aż tak okrutny. – Chcieliśmy ci powiedzieć, że...

- Ja i Louis jesteśmy parą, tak jak Gemma i Niall – Harry powiedział to szybko i całkowicie bezboleśnie, a szatyn chciał wrzeszczeć, bo szykował cała przemowę, naprawdę miał ją ułożoną i w jego głowie brzmiała sensownie i dobrze. Bał się spojrzeć na Anne, nie chciał widzieć teraz jej zszokowanej, wściekłej twarzy.

- Cóż wnioskując po przerażeniu na twarzy Louisa, powinnam być zaskoczona tak? – głos Anne brzmiał dziwnie, nie tego po niej oczekiwał, była zbyt spokojna i opanowana, a miała odczuwać wściekłość i może krzyczeć.

- Tak – odchrząknął, starając zebrać się w całość w ciągu kilku sekund. – Cóż spodziewałem się, że będziesz bardziej zdziwiona.

- Rozmawiałam z twoją mamą, jakiś tydzień temu, trochę poplotkowałyśmy i powiedziała mi o tym co was łączy. Także niespodzianka się nie udała – posłała uśmiech w stronę Harry'ego, który zmarszczył brwi w niezadowoleniu.

- Niespodzianki są beznadziejne – powiedział z grymasem na twarzy. Lou odnotował w głowie, by naprawdę zrezygnować ze spontanicznych randek. – Mówiłem ci, że mama już o wszystkim wie – zielonooki wzruszył ramionami i spojrzał na Louisa wszystkowidzącym wzrokiem. – To oznacza, że mogę wrócić do nauki, a ty masz mi nie przeszkadzać.

Oczywiście Harry nie byłby sobą, gdyby zwyczajnie go nie zostawił. I tak właśnie się stało, loczek obrócił się na pięcie i zniknął na schodach prowadzących na piętro. Nauka była ważniejsza od mini zawału serca, który aktualnie przechodził Lou. Nie wiedział co zrobić w tej sytuacji, nie wierzył w ten pozorny spokój Anne, wiedział swoje, kobieta obecnie nie pałała do niego sympatią, więc szykował się na najgorsze. Podniósł wzrok i dostrzegł, że wzrok kobiety cały czas spoczywa na nim.

- Nie bądź taki przerażony, nie wydawałeś się tchórzem, kiedy mówiłeś mi prosto w twarz, że masz moją opinię głęboko gdzieś i będziesz z moim synem, czy mi się to podoba, czy nie. Nie mogę uwierzyć, że strach obleciał cię właśnie teraz – powiedziała Anne, patrząc na niego w dziwny sposób, którego jeszcze nie rozszyfrował. – Powiem krótko Louis, nie masz mojego błogosławieństwa, nie ufam ci i nie wierzę w to, że nie zranisz Harry'ego, więc będę patrzeć ci na ręce i nie mam zamiaru spuścić z ciebie wzroku. Czy się rozumiemy?

- Jesteś stanowcza, nie znałem cię od tej strony – był onieśmielony, ale znał Gemmę tyle lat, więc powinien domyśleć się, że kobiety w tej rodzinie są bardzo stanowcze i zawsze dopną swego. – I rozumiem, jeśli skrzywdzę Harry'ego nie mam się co tu pokazywać.

- Nie, jeżeli zrobisz coś mojemu dziecku, sprawię, że już nigdy nie postawisz stopy w tym mieście, a nie tylko w tym domu. Nie masz pojęcia na co się porywasz Louis – groźba w jej głosie była aż nad wyraz słyszalna. Nie był idiotą, by sobie z tego żartować.

- Jeżeli zranię Harry'ego, mam nadzieję, że ty i Gemma sprawicie, że będę tego bardzo żałował. – chciał odejść, ale zatrzymał się, gdy uzmysłowił sobie coś jeszcze – Mam nadzieję, że udowodnię ci, że możesz mi zaufać. Nie chciałbym stracić przyjaźni, którą mieliśmy Anne.

Nie dodał nic więcej, naprawdę zależało mu na dobrych kontaktach z kobietą i to nie przez wzgląd na Harry'ego, po prostu przez ten czas polubił ją i nie raz mówił, że zaczęła zastępować mu mamę, która była daleko. Nie chciał, by teraz nagle ich stosunki ochłodziły się, ale nic nie zależało od niego. Musiał się z tym pogodzić. Minął pokój loczka bez słowa, postanowił, że da mu trochę spokoju i czasu na naukę, widział jak bardzo mu zależało, by wypaść jak najlepiej na pierwszych zaliczeniach i egzaminach. Mógł spędzić trochę czasu w pojedynkę, poczytać, poleżeć, odpocząć po stresującym dniu. To był dobry plan.

***

Oczywiście, nie był w stanie wysiedzieć w domu i postanowił odwiedzić herbaciarnię. Liczył, że tam znajdzie trochę spokoju, ale zrozumiał, jak bardzo się mylił, gdy od progu usłyszał głośny chichot Gemmy, której wtórował donośny śmiech Nialla. Przy stoliku siedział jeszcze Zayn, który ramieniem obejmował uśmiechniętego Liama. Byli tutaj wszyscy i pomyślał, że może dobrym pomysłem będzie wycofanie się po cichu, ale niestety w tym samym momencie Horan obrócił się w stronę drzwi i dostrzegł go.

- Cześć Louis, chodź do nas! – zawołał mężczyzna, machając do niego ręką – dlaczego się tak czaiłeś przy drzwiach?

- Nie czaiłem się – zaprzeczył szybko i opadł na jedno z wolnych krzeseł. – Co to za zebranie?

- Postanowiliśmy obgadywać ciebie i Harry'ego tak długo, jak pozwoli nam na to czas, ale najwyraźniej masz siódmy zmysł i nas przejrzałeś. Nie zdążyłam nawet wspomnieć chłopakom o tym, jak uciekasz przed mamą i jak wodzisz wzrokiem za Harrym niczym mały szczeniaczek. Zepsułeś mi całą zabawę – zażartowała Gemma, bocząc się i krzywiąc z niezadowoleniem.

- Przepraszam, mogę sobie pójść – chciał wstać, ale powstrzymała go dłoń przyjaciółki zaciskająca się na jego ramieniu.

- Oszalałeś? Tylko sobie żartowałam Lou.

- Wiem, wiem – chciał posłać jej miły uśmiech, ale na twarzy pojawił się tylko grymas. To nie był jego dzień, zdecydowanie nie powinien wychodzić dziś ze swojego pokoju.

- Coś się stało? – dziewczyna obserwowała go, a jej dobry nastrój odchodził z każdą mijającą minutą. Znała Louisa zbyt dobrze, by zbagatelizować jego zachowanie.

- Nie, jestem tylko zmęczony. Nie przejmuj się mną. Mógłbym dostać filiżankę herbaty? – chciał, by przyjaciółka przestała mu się przyglądać. To było męczące, udawanie, że wszystko jest ok., kiedy czuł się przytłoczony całym dzisiejszym dniem i rozmową z Anne. Przecież nie mógł skarżyć się na jej matkę, a już na pewno nie chciał, by cokolwiek poróżniło go z Gemmą.

- Jasne, już się robi – dziewczyna wyplątała się z ramion Nialla, który już podnosił się, by przygotować herbatę i pomaszerowała w stronę lady na której były ustawione filiżanki. Nie wiedziała, co się stało, ale czuła, że coś jest nie tak. Lou nie zachowywał się w ten sposób bez powodu. Teraz zaczynała się bać, że to miało związek z Harrym. Może nie powinna sobie tak żartować z szatyna. Nie był przecież w łatwej sytuacji. Kochała Harry'ego, ale był jej bratem, to zupełnie inny rodzaj więzi, a Louis jako jeden z nielicznych dał loczkowi szansę i chciał go poznać. Jej żarty były głupie i dziecinne. Nie wiedziała, jak zapytać, czy wszystko u nich gra, czy nie potrzebują pomocy i wsparcia. Była słabą przyjaciółką i siostrą. Teraz, kiedy nareszcie czuła się w pełni szczęśliwa, zapomniała, że są obok niej inne osoby, które nadal walczą o swoje szczęśliwe zakończenie. – Proszę, twoja herbata. Mam nadzieję, że udało mi się zrobić taką, jaką lubisz najbardziej – usiadła obok szatyna i objęła go ramieniem. Miała wyrzuty sumienia, które stały się jeszcze większe, gdy Tomlinson spojrzał na nią zaskoczony.

- Hej, mogę wiedzieć, dlaczego moja dziewczyna przytula się do innego? – zapytał Niall z żartobliwą nutą w głosie.

- Nie bądź zazdrosny – Liam zaśmiał się z przyjaciela, który nadal dąsał się, ale jego oczy błyszczały radośnie. – I takie grymaszenie nie przystoi dorosłemu mężczyźnie.

- Właśnie, gdyby tak robił Theo to może byłoby urocze, ale w twoim wypadku jednak wygląda dość słabo – zażartował Louis, odzywając się pierwszy raz od dłuższego czasu.

Był zmęczony tym dniem, rozmowami, które musiał przeprowadzić, ale lubił tych ludzi, niektórych z nich nawet kochał i nie chciał przed nimi uciekać. Miał nadzieję, że niedługo wszystko się ułoży i wskoczy na właściwe tory. Był zakochany, nie pamiętał już jakie to uczucie, zresztą miał wrażenie, że nigdy nie czuł czegoś tak mocnego jak to co działo się w jego sercu teraz. Nie mógł doczekać się każdego nowego dnia, każdej rozmowy z Harrym, która uczyła go czegoś zupełnie nowego. Spajał z jego ust wszystkie słowa i czuł się najszczęśliwszy na świecie, ale mimo tego były dni takie jak dziś, gdy wydawało mu się, że jest oceniany i obserwowany na każdym kroku. Wiedział, że nie może tego spieprzyć, Harry był jego priorytetem i chciał dać mu wszystko co najlepsze, ale bał się spojrzeń Anne, a teraz jeszcze Gemma wpatrywała się w niego i myślała sobie bóg wie co. Wydawało mu się, że jest godny Harry'ego, ale w tym momencie zaczynał w to wątpić. Harry był najlepszym co mogło mu się przytrafić, ale może on nie był najlepszym co spotkało loczka.

***

Wszedł do domu i zdążył jedynie zsunąć buty ze stóp, gdy do jego uszu dobiegł głos Harry'ego.

- Nareszcie jesteś, już myślałem, że zapomniałeś o naszym wieczorze. Bałem się, że będę musiał zadzwonić, a wiesz, jak bardzo tego nie lubię – loczek był podenerwowany i podekscytowany w tym samym czasie, Louis potrafił dostrzec ten szalony uśmiech na jego twarzy i nerwowe wyginanie palców prawej dłoni.

- Z przyjemnością usłyszałbym twój głos, gdybyś zdecydował się zadzwonić – posłał mu uspokajający uśmiech i podszedł do chłopaka, całując go na przywitanie w policzek – myślę, że zdążyłem przed deszczem, mówiłem twojej siostrze, że powinna się zbierać, jeśli nie chce zmoknąć, ale najwyraźniej wizja spędzenia wieczoru z Niallem była bardziej kusząca.

- Oni ciągle spędzają razem czas, myślę, że Gemma już się wyprowadziła – stwierdził loczek, chwytając dłoń Louisa, ciągnąć go w stronę salonu i kanapy.

- Nie miałbyś nic przeciwko gdyby się wyprowadziła? – rodzeństwo było dość zżyte, więc Lou obawiał się, jak mógłby zareagować Harry na wyprowadzkę, która pewnie zbliżała się do nich wielkimi krokami. Czuli to wszyscy mieszkańcy tego domu.

- Nie, dlaczego miałbym mieć? Przecież wyprowadziła się i pojechała na studia, wszyscy przyzwyczailiśmy się, że jej nie ma. Nawet za nią nie tęskniliśmy – brunet wzruszył ramionami i wyciągnął coś co miał ukryte za poduszką. – Dzisiaj jest wieczór filmowy. Pamiętałeś prawda?

- I tak jestem przekonany, że tęskniłeś za swoją siostrą, chociaż teraz mówisz zupełnie coś innego. – wiedział, że ma rację. Harry kochał swoją siostrę, a ona wskoczyłaby za nim w ogień. Mieli tą cudowną wieź, jaką rzadko może poszczycić się rodzeństwo. I chociaż teraz wygadywał takie głupotki to Lou wiedział swoje – i oczywiście, że nie zapomniałem. Jest piątek, czyli czas na nasz wieczór filmowy. To co oglądamy?

- Czytałem pewną książkę, którą znalazłem w bibliotece. Chciałbym zobaczyć dzisiaj film, który powstał na jej podstawie. Mam nadzieję, że jeszcze go nie widziałeś – zielonooki zerknął na niego, ściskając w dłoniach pudełko w którym zapewne była płyta z filmem. – Nie wszystko było dla mnie zrozumiałe i jasne w samej książce, więc pomyślałem, że mógłbyś wytłumaczyć mi to z czym miałem problem.

- Hazz, pewnie nie czytałem tej książki, więc to ty będziesz musiał mówić mi o co chodzi – uśmiechnął się, nie mając pojęcia o jakim filmie i książce mówią. – Dobra, przestań trzymać mnie tak długo w niepewności i mów co to za film.

- Tamte dni tamte noce – powiedział młodszy i podał mu płytę – widziałeś? Czytałeś? Jeśli tak, to nie szkodzi, mogę obejrzeć sam.

- Nie czytałem i nie widziałem – wpatrywał się w okładkę chociaż widział ją niezliczoną ilość razy. Miał wrażenie, że w pewnym momencie wszyscy mieli hopla na punkcie tego filmu. Gemma chciała go zmusić do obejrzenia i przeczytania, ale dzielnie bronił się i uniknął seansu. Czytał kilka recenzji, widział zwiastuny i nie miał nic przeciwko takiemu kinu, ale zwyczajnie nie czuł potrzeby oglądania gejowskiego romansu na ekranie. Nie mógł odmówić Harry'emu, to było oczywiste, że obejrzą dziś ten film, ale nurtowała go jedna sprawa. Dlaczego loczek czytał książkę o gejach, a teraz chciał oglądać ten film?

- To świetnie, możemy już zaczynać czy jak zawsze powiesz, że za minutkę wrócisz, a pojawisz się po trzynastu minutach? – podekscytowanie bruneta było niespotykane i Lou parsknął śmiechem widząc, jak ten prawie podskakuje na kanapie.

- To są jakieś pomówienia, zaprzeczam wszystkiemu – zażartował, ciągnąc delikatnie za jeden z loczków chłopaka. – Powiedz Hazz, podobała ci się tak książka?

- Była w porządku, miała trochę za dużo opisów, ale dało się czytać. No i jak wspomniałem wcześniej, nie wszystko zrozumiałem, nie wiem, dlaczego oni byli raz z dziewczynami, raz z chłopakami, zachowywali się jak zakochani, a później szli do kogoś innego. To było dziwne i nie podobało mi się, bo jeśli mówisz, że kogoś kochasz to jesteś tylko z nim prawda? I nie zostawiasz go na koniec i nie układasz sobie życia z kimś innym. To mi się nie podobało i byłem zły i... i chyba smutny, kiedy skończyłem czytać. Poza tym wiesz, że nie jestem dobry w tych miłosnych sprawach, więc czułem się trochę dziwnie czytając o tym wszystkim co działo się między Elio a Oliverem. Jestem w tym nowy.

- Wiem skarbie, myślę, że sam będę musiał przeczytać tę książkę, bo z tego co mówisz jest intrygująca – obserwował, jak Harry wkłada płytę do odtwarzacza i pozwolił mu usiąść wygodniej nim przysunął się bliżej niego i objął go ramieniem – to jest w porządku?

- Mhm – mruknął loczek, wpatrując się w skupieniu w ekran, Lou wiedział, że teraz już nie porozmawiają, więc sam również postanowił skupić się na filmie. Drgnął nagle, gdy usłyszał głos Harry'ego – wiesz, kiedy czytałem książkę, dostrzegałem trochę podobieństw pomiędzy nami, a głównymi bohaterami, z tą różniącą, że Oliver był bardzo wysoki.

- Ejj – już chciał oburzyć się po raz kolejny i może szturchnąć lekko chłopaka, gdy ten postanowił odezwać się raz jeszcze.

- Nie chciałbym żebyśmy skończyli w ten sposób, tak jak oni. Wiem, że dla większości osób jestem problem i że wszyscy traktują mnie, jak dziwaka, nie raz widziałem spojrzenia jakimi mnie obdarowywali. Uważali, że mam z głową albo jestem upośledzony i to nie przeszkadzało mi, ponieważ oni nigdy nie byli ważni, nie liczyli się, ale ty jesteś ważny Lou, myślę, że możesz być najważniejszy. Nie chciałbym żebyś patrzył na mnie jak oni, żebyś myślał o mnie, jak oni i traktował w ten sposób. Ja nigdy... nigdy nie będę taki jak wszyscy inni, ale czy wtedy będę wystarczający? Dla ciebie?

- Skarbie – Louis zatrzymał film i wpatrywał się w zielone tęczówki, które nie chciały na niego spojrzeć. Nigdy nie pomyślałby, że Harry może być niewystarczający dla niego, męczyły go myśli, że to on wszystko zniszczy, że to on będzie zbyt słaby i nie godny tego chłopaka. Loczek otworzył się przed nim tak bardzo, jak nigdy wcześniej i serce Louisa chciało wyskoczyć z piersi i powędrować prosto do Harry'ego. Był zakochanym idiotą, ale może obaj byli właśnie tacy. – Harry, nie myśl w ten sposób, jesteś wystarczający, jesteś dla mnie idealny i nie mógłbym prosić o kogoś lepszego. Nie mam pojęcia, jak skończył się ten film, ale jestem pewny, że my będziemy mieć zupełnie inne zakończenie, ponieważ jesteśmy Louisem i Harrym, a nie Elio i Oliverem. To nasza historia, nikogo innego jasne? Nie wiem, czy mówiłem, ale mogę być w tobie zakochany Harry Stylesie.

- Dlaczego użyłeś mojego nazwiska? – Nagle loczek spojrzał na niego i uśmiechnął się z zainteresowaniem na twarzy.

- Chciałem żeby zabrzmiało filmowo – zażartował i przesunął opuszkiem palca, bo zarumienionym policzku Harry'ego, który wpatrywał się w niego jak zaczarowany. Przysunął się i chociaż wiedział, że nie może pocałować bruneta, ponieważ to byłoby zbyt szybko, pochylił twarz w jego stronę i złożył pocałunek lekki niczym muśnięcie skrzydeł w kąciku ust Stylesa. – Jesteś wystarczający Harry, jesteś bardziej niż wystarczający – wyszeptał prosto w jego usta, nim odsunął się na bezpieczną odległość, chcąc dać chłopakowi trochę przestrzeni. Deszcz bębnił w szyby zapowiadając nadejście prawdziwej jesieni, a w sercu Louisa zapanowało lato, pachnące burzą, owocami i leniwymi wieczorami – Oglądamy dalej?

- T-tak oglądamy – wyszeptał loczek, ale nie odsunął się od Louisa, tylko chwycił jego dłoń i przez cały seans trzymał ją tak, jakby tylko ona mogła utrzymać go w miejscu.

***

Cały się trzęsę i drżę, ale to dobre uczucie. Ma związek z Louisem, więc musi być dobre.

Nie mogę oddychać normalnie. Nie wiem co to wszystko oznacza, ale może tak jak powiedział Louis, może ja też jestem zakochany.

Myślałem, że całe życie będę sam, nigdy nikim się nie interesowałem, a nagle pojawił się on i odmienił cały mój los.

Czułem jego usta tak blisko moich i pierwszy raz chciałem, by ktoś dotknął mnie w taki sposób, by pocałował mnie nie tylko w policzek.

Może naprawdę jestem wystarczający, mama zawsze mówiła Gemmie, że na każdego gdzieś tam czeka ta jedna wyjątkowo osoba w której oczach będziemy mogli się przejrzeć i dostrzec to co w nas najpiękniejsze. Myślę, że Louis jest tą osobą dla mnie i to mnie uszczęśliwia.

Pierwszy raz czuję się naprawdę szczęśliwy.



*André Aciman

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro