Rozdział dwudziesty trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


[...]w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, gdy otwiera się nad nim okno. Gdy staje wobec czegoś wielkiego. To okno później zawsze się zamyka. I albo wykorzysta się tę chwilę, albo nie.*

Lato w tym roku było upalne i parne. Burze odwiedzały Anglię częściej niż deszcz, co było zaskoczeniem dla wszystkich mieszkańców wyspy. Poranki rozpoczynały się wcześniej niż było to konieczne, a słońce wdzierało się przez otwarte okna, budząc śpiących domowników. Noce były gorące, a powietrze ciężkie, lipiec nie przyniósł wyczekiwanej ulgi, więc jedyna nadzieja pozostała w sierpniu, na który trzeba było jeszcze poczekać.

Louis był zaskoczony, gdy pewnego dnia na wyświetlaczu swojego telefonu zauważył numer mamy. Nie oczekiwał, że to ona pierwsza wyciągnie w jego stronę dłoń, ale miło się zaskoczył. Jednak jego mama nie byłaby sobą, gdyby nie zarzuciła go czymś dużo cięższym. Nie pytając o zgodę, zwyczajnie oznajmiła mu, że ma zamiar go w końcu odwiedzić i chce tylko ustalić jakiś dogodny termin. Nie miał nic przeciwko, tęsknił za swoją rodziną nawet jeśli mama ostatnio zawiodła go tak bardzo. Z chęcią zobaczyłby wszystkie najważniejsze osoby w swoim życiu, razem, w tym miłym otoczeniu. Był przekonany, że Anne i jego mama od razu przypadłyby sobie do gustu. To byłaby miła wizyta. Musiał tylko porozmawiać z mamą Harry'ego, która od jakiegoś czasu dziwnie na niego patrzyła i wyglądała jakby chciała z nim o czymś porozmawiać, ale nie miała na to odwagi.

- Anne – zagadnął kobietę, gdy ta ubrana w letnią sukienkę z sekatorem w ręce wychodziła do ogrodu – mam do ciebie sprawę.

- Nie Louis, od razu mówię, że nie kupimy basenu do ogrodu, możesz przekazać mojej córce, że ma chore pomysły i że jeśli chce basen to musi wybudować sobie dom razem z tym swoim Darrenem i wtedy proszę bardzo może mieć nawet basen.

- Co? – skrzywił się nie wiedząc o czym mowa – nie chciałem rozmawiać o Gemmie.

- Och, dzięki Bogu – kobieta wyszła z domu, zostawiając otwarte drzwi prowadzące na taras i ogród – mam już dość wysłuchiwania o tym jakie mamy upalne lato w tym roku i jak bardzo przydałby się nam basen – to o czym chciałeś w takim razie porozmawiać jeśli nie o szalonych pomysłach mojej córki?

- Dzwoniła moja mama i wspomniała, że chciałaby tutaj przyjechać, wiesz odwiedzić mnie, dlatego chciałem zapytać, czy nie miałabyś nic przeciwko.

- Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko? Louis naprawdę myślałam, że w końcu do ciebie dotarło, że traktujemy cię jak członka rodziny – Anne przewróciła oczami, uśmiechając się do niego czule – oczywiście, że twoja mama może przyjechać, będę bardziej niż szczęśliwa mogąc w końcu poznać twoich bliskich.

- Poważnie? To nie będzie kłopot?

- Żaden i przestań się tak stresować Louis. Oddzwoń do mamy i powiedz jej, że jest u nas mile widziana i niech wpada, kiedy tylko chce.

- Dzięki, naprawdę to doceniam Anne – nie powstrzymał się i podszedł do kobiety przytulając ją mocno – dziękuję.

- Dobrze już dobrze – brunetka oddała uścisk, ale odsunęła go po chwili – a teraz nie powinieneś zająć się czymś pożytecznym?

- Mam wakacje – odparł krótko i od razu na myśl przyszły mu te wakacyjne dni jeszcze z czasów, gdy był nieznośnym dzieciakiem, a jego mama starała się zagnać go do jakiejś pracy. Zawsze jego odpowiedź brzmiała tak jak ta, której teraz udzielił Anne.

- Faktycznie zapomniałam, że mam teraz w domu trójkę małych dzieciaków – kobieta pokręciła tylko głową i zabrała się za podcinanie jakiś krzewów, których Louis nie potrafił nazwać.

- Kochasz nas – zawołał na odchodne, znikając w domu. Nim zamknął drzwi zdążył jeszcze usłyszeć jej głośny śmiech.

Nie myślał, że pójdzie tak łatwo, ale z drugiej strony czego mógł się spodziewać po kimś tak miłym jak Anne. Nie wyobrażał sobie, by kobieta zabroniła mu odwiedzin mamy, to byłoby całkowicie nie w jej stylu. Teraz bardziej zaczynała go stresować sama wizyta rodziny. Wiedział, że jego mama jest przeciwna Harry'emu i mógł mieć tylko nadzieję, że powstrzyma się i nie będzie go otwarcie krytykowała. Zresztą nie potrafił wyobrazić sobie swojej matki, która jest złośliwa i okrutna w stosunku do loczka. Jay taka nie była, to właśnie po niej Louis odziedziczył najlepsze cechy, zawsze mówiono mu, że jest taki jak ona pełen ciepła, współczucia i troski, jego chorobliwa opiekuńczość to już druga strona medalu, którą również zawdzięczał swojej mamie. Wierzył, że mimo wszystko będzie w porządku, jego mama pokocha Harry'ego, a loczek zaakceptuje ją i będzie w stanie przebywać w jej towarzystwie. O nic więcej nie prosił, więc jego prośby nie były chyba wygórowane, a może były?

***

Zayn wszystko sobie przemyślał i już jakiś czas temu wpadł na pewien pomysł. Liam powoli wracał do bycia dawnym sobą i chyba kilka kłótni, które przeszli dało mu do myślenia, ponieważ szatyn wrócił do pracy i ponownie zaczął angażować się w ich życie rodzinne. Oczywiście Mia nie musiała wiedzieć, że jeden z jej ojców prawie każdego dnia przed pójściem spać płacze, ale to niedługo musiało się skończyć. Inaczej ktoś w tej rodzinie zwariuje i to na pewno będzie właśnie on, nikt inny.

Jeszcze raz spojrzał na dokumenty, które trzymał w dłoni i postanowił, że to będzie odpowiedni moment, lepszego nie znajdzie przez długi czas. Byli w domu sami, ponieważ Mia poprosiła o spędzenie czasu z Niallem. To było zaskakujące, ponieważ ich córka odkryła jakąś tajemniczą wieź, która łączyła ją z Horanem, ale dopóki ich przyjaciel nie narzekał na to, że musi spędzać czas z siedmiolatką, cóż mieli zamiar korzystać z darmowej niani tak długo jak to będzie możliwe. Wszedł do salonu w którym siedział Liam zajęty jakimiś papierami, które przyniósł z pracy do domu. Odchrząknął i zbierając się na odwagę usiadł naprzeciwko męża, zajmując jeden z foteli ustawionych po przeciwnej stronie.

- Chciałem z tobą o czymś porozmawiać – jak na zawołanie, szatyn przerwał pracę i podniósł swoją głowę znad stosu kartek.

- O czym? – podenerwowanie było widoczne w całej postawie mężczyzny, który kręcił się nerwowo na sofie, unikając ciemnych oczu Zayna, a gdy dostrzegł dokumenty w jego dłoniach zamarł – co to jest? Błagam Zayn, nie mów, że chcesz się rozwieść. Wiem, że między nami nie było teraz dobrze, że zawaliłem i zawiodłem ciebie i naszą córkę, ale proszę cię daj mi jeszcze jedną szansę, naprawię wszystko, obiecuję tylko...

- Liam – brunet przerwał mu zanim ten zapędził się z obietnicami i błaganiami – uspokój się. To nie są papiery rozwodowe, jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że chciałbym się z tobą rozwieść? Kocham cię i nigdy nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że moglibyśmy się rozwieść.

- Przepraszam – wyszeptał drżącym głosem szatyn – przepraszam.

- Przestań, możemy już o tym wszystkim zapomnieć? Naprawdę nie chcę wracać pamięcią do tego co było – poprosił i przesiadł się, tak by siedzieć obok męża. Miał już dość tej przestrzeni pomiędzy nimi, która tylko wszystko utrudniała i wystarczająco już namieszała.

- Dobrze, to w takim razie co to za dokumenty? – Liam przetarł mokre policzki, starając doprowadzić się do względnego porządku.

- Wiem, że marzyłeś o drugim dziecku, chciałeś by nasza rodzina powiększyła się i byliśmy tak blisko tego wszystkiego, a później... sam wiesz co się wydarzyło. I pomyślałem, że przecież możemy mieć dziecko Liam, po prostu nie czekajmy na noworodka, który spadnie nam z nieba, nie błagajmy jakiejś kobiety, by oddała nam swoje dziecko – spojrzał na dokumenty, które ściskał mocno w dłoniach – dajmy szczęście jakiemuś dziecku, które gdzieś tam na nas czeka – podsunął mu kartki, mając nadzieję, że za moment nie rozpęta się piekło. – Czy kiedyś kochaliśmy naszą córkę mniej przez to, że nie była z nami od pierwszego dnia narodzin? Ona była nasza Liam, od zawsze była nasza i nic tego nie zmieni.

- Dobrze – szatyn odezwał się niespodziewanie, podnosząc wzrok znad dokumentów.

- Dobrze? – Zaynowi wydawało się, że źle coś usłyszał, bo przecież jego mąż nie mógł zgodzić się od tak, bez słowa protestu.

- Tak, wiem że masz rację Zayn i zgadzam się. To świetny pomysł i to prawda, Mia jest naszą córką, zawsze nią była i będzie, a ja zawaliłem i wiem, że minie dużo czasu nim mi wybaczy. Muszę ją przeprosić i mieć nadzieję, że uda mi się wszystko naprawić.

- Naprawdę zgadzasz się na adopcję Liam? – nie chciał łapać się złudnej nadziei, a później odczuwać tylko zawód.

- Tak, nie brałem tego wcześniej pod uwagę, ale jak zawsze sprowadziłeś mnie na ziemię. Kocham cię Zayn, ciebie i naszą rodzinę. Przepraszam za wszystko – szatyn ze złością przetarł oczy, które ponownie zaczęły łzawić.

- Nie przepraszaj głupku, tylko nie rób nam tego więcej, nie odsuwaj nas – objął go, mocno do siebie przytulając. Wciągnął znajomy zapach swojego męża i wiedział, że teraz wszystko się ułoży, nie mogło być inaczej, ponieważ znowu byli po tej samej stronie, nie walczyli ze sobą, nie byli przeciwnikami, a zgranym zespołem, tak samo jak w ciągu ostatnich lat – i też cię kocham – dodał po chwili milczenia i napawania się znajomym ciepłem drugiego ciała.

- Już myślałem, że tego nie powiesz – parsknął Liam, śmiejąc się cicho, a z jego ramion został zdjęty wielki ciężar, który chciał przygwoździć go do ziemi.

***

Louis leżał na leżaku i wmawiał sobie, że wytrzyma jeszcze pół godziny smażenia się na słońcu, ale musiał z bólem przyznać, że opalanie nie było dla niego. Czuł się wynudzony i zmęczony, marzył tylko o chłodnym prysznicu, zimnym napoju i wylegiwaniu się w swoim pokoju, gdzie promienie słońca nie przedzierały się przez ciemne i grube zasłony. Jęknął niezadowolony, czując jak mocno przykleił się do oparcia leżaka, a przecież był tutaj może niecałą godzinkę. Jego marudzenie najwidoczniej zwróciło uwagę Harry'ego, który usadowiony w cieniu z kubkiem herbaty, czytał jakąś książkę, ale teraz patrzył na niego uważnie.

- Skończyłeś już leżeć bez celu? – zapytał młodszy, wpatrując się w niego nieprzerwanie. Odkąd Harry przełamał strach przed otwartym wgapianiem się w Louisa, teraz korzystał z tego jak mógł i nie krępując się wlepiał w niego swoje zielone tęczówki.

- Opalałem się, wcale nie leżałem bez celu – zaprotestował, ponieważ opalanie się było męczące, stokroć bardziej wolałby chociażby sprzątać, to zmęczyłoby go dużo mniej.

- Nieważne, skończyłeś już się opalać tak? – zapytał Harry, zamykając książkę i dokładając ją na trawę.

- Tak – specjalnie nie zapytał, czy Harry czegoś od niego chce, pozwolił chłopakowi pomęczyć się trochę i w końcu zmusić się do zadania pytania. Wstał i przeciągnął się z westchnięciem.

- W ogóle się nie odzywałeś, kiedy tak leżałeś bez celu i się opalałeś – powiedział loczek, przyglądając mu się z grymasem niezadowolenia na twarzy.

- Prawie tam przysypiałem Hazz, to dlatego – wzruszył ramionami i usiadł obok bruneta, wzdychając z ulgą na uczucie cienia i lekkiego chłodu – nie ignorowałem cię celowo – dodał szybko, widząc kątem oka jak jakaś emocja pojawia się na buzi chłopaka. Chwycił jego kubek i upił łyk, krzywiąc się na ciepłą herbatę – dlaczego nie pijesz czegoś zimnego? – jęknął z niezadowoleniem – mamy jakieś czterdzieści stopni, a ty pijesz gorącą herbatę.

- Mówiłem ci, że nie lubię zimnych napojów, są niedobre i wywołują coś nieprzyjemnego w moim żołądku – wyjaśnił krótko loczek, wpatrując się w swój kubek z którego przed chwilą swobodnie pił szatyn. Nie mógł uwierzyć, że Louis po prostu się napił i oddał mu kubek, co on miał z tym teraz zrobić, pójść i włożyć go do zmywarki, czy może umyć samodzielnie? Nie wiedział czy mężczyzna zrobił to celowo, złośliwie, czy po prostu taki już był. Chciał coś powiedzieć, ale Lou odezwał się pierwszy.

- A właśnie, chciałem ci coś powiedzieć, rozmawiałem z moją mamą i postanowiła wpaść z odwiedzinami. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i że się polubicie – uśmiechał się radośnie, ale był zestresowany na samą myśl o tym, że Harry może być zły i nie chcieć poznać jego najbliższych.

- Twoja mama przyjeżdża? – oczy chłopaka powoli otwierały się coraz szerzej.

- To właśnie powiedziałem. Coś nie tak?

- Wszystko w porządku, może sobie przyjeżdżać, jeżeli tylko nie będzie dotykać mojego kubka tak jak ty – podniósł się ze złością i wbiegł do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

Louis wpatrywał się w kubek z którego przed chwilą pił i po chwili gdy dotarło do niego co zrobił, chciał uderzyć się z całej siły w twarz. Czasami naprawdę zapominał z kim ma do czynienia i robił takie głupstwa. Teraz będzie go czekał cały dzień przepraszania i chodzenia za Harrym ze spuszczoną głową. Nie miał pojęcia co ten chłopak z nim zrobił, ale czuł się jak pantoflarz, a co gorsza nawet mu to nie przeszkadzało.

***

Niall robił wszystko byleby na nią nie patrzeć. Rozmawiał z Mią, siedzącą na krześle, które sama sobie przysunęła, by być bliżej, czyścił blat, chociaż ten lśnił czystością, wycierał filiżanki równo ustawione w rzędach. Starał się znaleźć sobie jakieś zajęcie, by nie mieć czasu na rozmowę, spojrzenie i myślenie. Niestety to ostatnie towarzyszyło mu nawet podczas pracy. Odpowiadał Mii i zajmował się jakimiś pozornie ważnymi czynnościami, ale cały czas rozmyślał o Gemmie i o tym, dlaczego siedzi tutaj i patrzy się na niego przez cały czas. Przecież w tym czasie mogła znajdować się wszędzie, robić dużo ekscytujących rzeczy jak na przykład chodzenie na randki z Darrenem czy jak tam miał na imię ten wielkomiejski buc. Westchnął zwracając uwagę Mii, która rysowała jakiś obrazek w skupieniu wytykając język. Przewrócił oczami na uroczą siedmiolatkę i wrócił do pracy, ale przerwał mu dziecięcy głos.

- Wujku, myślę, że te talerzyki są już wystarczająco czyste, wycierałeś je już chyba jakieś pięćdziesiąt razy.

- Pięćdziesiąt razy? To chyba naprawdę muszą być już czyste – powiedział poważnie i odłożył ścierkę na bok.

- Czyli nareszcie przestałeś udawać, że sprzątasz i jesteś taaaaki zajęty? – zapytała z nadzieją Mia, przerywając tworzenie rysunku, który był chyba jakąś całkowitą abstrakcją, bo Niall nie potrafił dostrzec tam żadnych postaci ani kształtów.

- Skąd pomysł, że udawałem? Jestem w pracy, więc pracuję – wzruszył ramionami i chciał obrócić się i zająć układaniem pudełek z herbatami, gdy dziewczynka przywołała go ruchem palca wskazującego i kazała się zbliżyć – tak, jakiś sekret?

- Nie, ale nie chcę cię ośmieszyć wujku. Posłuchaj udajesz, że sprzątasz, a prawie cały czas gapisz się na ciocię i o niej myślisz.

- Nie możesz wiedzieć o czym myślę – powiedział obronnie, zaplatając ramiona na piersi.

- Każdy, by to zauważył nawet niewidomy. Myślisz o cioci i gapisz się na nią caaaaaalutki czas. – Teraz nie była już cicho, a mówiła głośno i w dodatku przeciągała ostatnie słowa w ten irytujący sposób.

- Jezu, cicho Mia – przysunął się bliżej niej i zasłonił jej usta dłonią – nie musisz być tak głośno prawda? Możemy sobie rozmawiać szeptem zgoda? – Gdy skinęła głową, odsunął rękę – Szeptem – przypomniał, gdy blondynka otworzyła usta, by coś powiedzieć.

- Wyluzuj wujku, wiem co to dyskrecja – podparła brodę na dłoni i wpatrywała się w Nialla w skupieniu, jakby analizując coś, ale to było dziecko, więc nie mogła niczego analizować, bo nie miała pojęcia o większości spraw prawda? Prawda? – Pewnie zastanawiasz się co ciocia Gemms tutaj robi i dlaczego nie randkuje z tym facetem, którego nie lubimy z zasady.

- Nie można kogoś nie lubić z zasady – starał się być kulturalny i uprzejmy, ale mądrości Mii wyprowadzały go z równowagi.

- Jasne chyba, że mowa o chłopaku Gemmy – wyśpiewała z uśmiechem dziewczynka, najwidoczniej bardzo z siebie zadowolona.

- Dobra, przestań – przerwał, zanim jej śpiewanie przyciągnęłoby do nich Gemms – nie powinnaś tego wszystkiego wiedzieć, masz tylko cholerne siedem lat dzieciaku – może trochę warknął w jej stronę, ale na swoje usprawiedliwienie miał to, że dziewczynka uwielbiała naciskać na niego aż doprowadzała go na skraj psychicznej wytrzymałości. Nie wiedział gdzie się tego nauczyła, ale działało, przynajmniej na niego. Czuł się jak ofiara.

- Jeżeli w grę wchodzą uczucia to wiek się nie liczy, wszyscy czujemy tak samo wujku. Zajęcia z psychologiem w pierwszej klasie, ominąłeś je czy co?

- Nie będę z tobą rozmawiać o uczuciach. Nie skończyłaś jeszcze ośmiu lat i nie potrafisz nawet samodzielnie zawiązać sobie sznurowadeł, więc...

- Wypraszam sobie – przerwała mu ze złością – potrafię zawiązać sobie buty już od dawna, ale jeżeli będziesz dla mnie taki niemiły to mam zamiar pójść do cioci Gemmy i wziąć jej stronę w tej całej... w tej całej farsie – wyglądała jak naburmuszone, grymaszące dziecko, ale wypowiadała się jak prawie dorosła osoba i Niall czuł się teraz zbesztany.

Musiał porozmawiać z Zaynem na temat wychowania Mii, bo coś było zdecydowanie nie tak, dzieci powinny być dziećmi, czy coś w tym stylu. Theo na przykład w życiu nie zabierałby się za jakieś doradzanie, a już na pewno omijałby szerokim łukiem wszelkie rozmowy o uczuciach. Takie powinny być dzieci.

- Lepiej zostań po stronie, którą wybrałaś – zaproponował ugodowo i posłał jej słaby uśmiech – jeśli chcesz mogę ci powiedzieć o czym myślę.

- Tylko mnie nie okłamuj, bo wyczuję to od razu – ostrzegła z zadowolonym uśmiechem – a teraz mów dopóki ciocia nadal się gapi i nie zdecydowała się czy do nas podejść.

- Po prostu – podrapał się po karku czując jak gorąco uderza w jego policzki, które musiały zrobić się czerwone. Czuł się jak ostatni idiota, ale jeśli powiedział a musiał to skończyć – po prostu zastanawiam się, dlaczego Gemma tak na mnie patrzy, dlaczego nie spędza czasu ze swoim chłopakiem. I boję się, że ona chce się pożegnać, bo jaki inny powód byłby tak ważny, by tu przyjść. Czuję, że to coś istotnego, coś jak informacja o wyjeździe, przeprowadzce do Londynu albo ślub. I jestem przerażony na samą myśl, że on ją zabierze i nie będziemy się już widywać. Gemms zasłużyła na kogoś lepszego niż Darren, na kogoś kto będzie ją kochał, szanował jej zdanie, uwielbiał jej rodzinę i przyjaciół, kogoś kto będzie zawsze obok, ze wsparciem, dobrym słowem, kubkiem ulubionej herbaty i filmem, który oglądała już setki razy, ale nadal kocha go tak samo. Zasłużyła na kogoś lepszego, zasłużyła na...

- Na ciebie wujku Ni – Mia wtrąciła się i sprawiła, że zamarł. – Taka jest prawda, ty i ciocia jesteście dla siebie stworzeni, tak jak moi tatusiowie, jak ciocia Anne i wujek Robin, jak Dama i Harry. Takie osoby po prostu rodzą się dla siebie rozumiesz? Tak jak w bajkach, zaczynamy oglądać i od początku wiemy, że na przykład Arielka jest stworzona dla księcia Eryka nawet jeżeli jeszcze się nie spotkali. A później pojawia się Urszula, która udaje piękną, zdolną i kochaną, a wszyscy zdają sobie sprawę, że ona jest tylko tymczasowa, na chwilę, pojawia się, by zniszczyć coś co jest nie do zniszczenia. Rozumiesz wujku? Na koniec zawsze mamy szczęśliwe zakończenie, syrenka staje się człowiekiem i chociaż musi coś stracić to zyskuje coś o wiele piękniejszego i ważniejszego. Ma Eryka i jest szczęśliwa. Nic nie rozumiesz prawda? – Mia westchnęła, widząc zmieszany wyraz twarzy Nialla – Darren jest jak Urszula, jest zły, głupi i irytujący, ale musiał się pojawić, żebyście w końcu zrozumieli, jak ważni dla siebie jesteście i że musicie być razem, bo tylko wtedy będziecie szczęśliwi. Ciocia Gemma to Arielka, a ty to książę Eryk, więc skończycie razem, bo nie ma innej opcji. Dotarło to do ciebie?

- Tak, chyba tak – mruknął, nadal nie wiedząc, czy ta cała sytuacja tylko mu się śni, czy może ma miejsce naprawdę.

- Świetnie, teraz to musi jeszcze dotrzeć do cioci i będziecie mieli swoje szczęśliwe zakończenie. A na weselu nie zapomnijcie mi podziękować podczas przemowy.

- Na jakim weselu?

- Na waszym oczywiście! – wykrzyknęła zadowolona i szczęśliwa, uśmiechając się i zeskakując z krzesła – przestań się smucić wujku, na dziś koniec rozmów. Możesz włączyć radio głośniej? To piosenka, którą bardzo lubię!

Wpatrywał się w dziewczynkę, która tańczyła radośnie po całej sali, wpadając od czasu do czasu na krzesła chichocząc przy tym głośno. Teraz zachowywała się jak siedmiolatka, którą w końcu była. Nadal czuł na sobie wzrok Gemmy i ten jeden jedyny raz w ciągu tego dnia odważył się podnieść oczy i utkwić je prosto w dziewczynie. Nie miał pojęcia czy bełkot Mii miał coś wspólnego z prawdą, może jego myśli były prawdziwe i zgodne z rzeczywistością, może właśnie teraz blondynka zastanawiała się jak powiedzieć mu, że wyjeżdża i bierze ślub, ale postanowił odepchnąć to wszystko na bok i zrobił jedną rzecz, która wydawała mu się właściwa, gdy ich oczy spotkały się na kilka sekund. Jego twarz rozjaśnił uśmiech, który dotarł prosto do błękitnych tęczówek i ku jego zaskoczeniu, został odwzajemniony.

***

Anne cieszyła się, że w końcu pozna rodzinę Louisa. Kiedy teraz o tym myślała to wszystko wydawało się jej dziwne, jak ich dzieci mogły znać się tyle lat, a one nie spotkały się nawet raz. Martwiła się jedynie tym, jak to wszystko odbierze Harry. Nie od dziś było wiadomo, że jej syn nie przepada za gośćmi i obcymi ludźmi w domu. Teraz, kiedy wszystko było już uzgodnione, a termin dogadany musiała porozmawiać z nastolatkiem, by oszczędzić mu niepotrzebnych nerwów i stresu. Obserwowała jak chłopak leży na kanapie i głaszcze swojego kota. To był idealny moment na rozmowę, nareszcie Louisa nie było obok.

- Harry – zaczęła, wchodząc do salonu, gdzie jej syn spędzał swój wolny czas – chciałam z tobą porozmawiać.

- Ty też? – jęknął nastolatek – dlaczego wszyscy chcą ciągle rozmawiać?

- Nie wiem, czy wiesz, ale odwiedzi nas rodzina Louisa – powiedziała otwarcie, nie chcąc dłużej ukrywać prawdy.

- Wiem – mruknął chłopak, nie zwracając na nią uwagi.

- Wiesz?

- Tak, Louis powiedział mi to pięć dni temu – chłopak wpatrywał się w kota, który mruczał z zadowoleniem i raczej nie miał zamiaru podnieść się i tym samym pozwolić mu na jakikolwiek ruch.

- Och – Anne nie wiedziała co powiedzieć, była zaskoczona. Nie sądziła, że Louis uprzedzi ją i poinformuje Harry'ego. Tym bardziej, że nie zauważyła jakiejś zmiany w zachowaniu syna. Oczekiwała niezadowolenia, jakiegoś marudzenia przez kilka dni, warczenia na wszystkich, a okazało się, że niczego takiego nie było, Harry zareagował bezproblemowo. – I co o tym sądzisz?

- O czym? – spojrzenie pełne dezorientacji zostało posłane w jej stronę, gdy postanowiła dopytać o uczucia syna.

- O przyjeździe rodziny Louisa.

- Nie obchodzi mnie to, przecież to nie moja rodzina – powiedział automatycznie, ale po chwili było widać jakieś zawahanie na jego twarzy i okazało się, że loczek ma jeszcze coś do dodania – ale Louis wydaje się szczęśliwy, więc myślę, że... że to może być miłe spotkanie.

- Jestem z ciebie taka dumna Harry – pogłaskała go po włosach, chociaż wiedziała, że chłopak nie przepada za tym gestem i dotykiem.

- Dlaczego? Przecież nic nie zrobiłem, tylko tutaj leżę – patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami i niezrozumieniem, ale postanowiła mu nie odpowiadać.

Wyszła z salonu i zaczęła krążyć po kuchni, przygotowując sobie kawę. Wiedziała, że Harry nawet nie zdaje sobie sprawy z tego co przed chwilą zrobił. Zachował się zupełnie inaczej niż zwykle, zauważył uczucia kogoś innego, zainteresował się i przestał być obojętny. To było niczym krok milowy i miała ochotę zadzwonić do terapeutki i opowiedzieć jej o wszystkim, tak samo jak wtedy, gdy Harry jako ośmiolatek nauczył się jeździć na rowerze. To były ich małe, wielkie momenty, których nie zrozumiałby nikt inny. Coś co uszczęśliwiało ją najbardziej na świecie. Ludzie nie wiedzieli co jest tak wyjątkowego w chwili, gdy dziecko uśmiecha się do matki, ale nie wiedzieli też, że to dziecko zazwyczaj jest w swoim świecie i uśmiecha się tylko do swoich myśli ukrytych głęboko w głowie. Nie potrafili zrozumieć tak wiele, a ona postanowiła przestać im to wyjaśniać. Martwiło ją tylko jedno, Harry zmieniał się pod wpływem Louisa. I nie wiedziała co to może oznaczać.

***

Rodzina Louisa postanowiła nas odwiedzić. A może postanowili odwiedzić tylko Louisa. Nie jestem tego pewny, ale wiem, że wszyscy wydają się podekscytowani i podenerwowani w tym samym czasie.

Louis jest szczęśliwy, to widać kiedy tylko zaczyna mówić o swojej mamie. Myślę, że za nią tęsknił, ale nikomu o tym nie mówił.

Mama najwyraźniej sądziła, że będę zły albo wystraszony, gdy usłyszę, że ktoś obcy pojawi się w domu. Sam nie wiem co czuję.

Z jednej strony boję się, co jeżeli mama Louisa nie będzie miła tak jak on, nie będzie starała się mnie zrozumieć i zacznie zachowywać tak jak ludzie w szkole. To byłoby straszne, wtedy na pewno bym jej nie polubił, a przecież Lou ją kocha, bo jest jego mamą. Ja kocham moją, więc on pewnie czuje to samo w stosunku do swojej.

Z drugiej strony czuję jakieś zaciekawienie i może to jest radość, nie mam pojęcia. Jestem ciekawy jak oni wyglądają, czy Louis jest do nich podobny, czy okaże się, że mnie polubią i będą chcieli ze mną rozmawiać. To byłoby niezwykłe i miłe.

Postanowiłem, że dam im szansę lub przynajmniej spróbuję nie uciekać przed nimi i nie być całkowicie szczery nawet jeśli zrobią coś okropnie głupiego. Postaram się być uprzejmy i miły. Miłe osoby są lubiane.

*Szymon Hołownia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro