Rozdział dziewiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Rozpacz to świadomość śmierci albo raczej sposób, w jaki śmierć nas dotyka... To sidła, które zastawia w naszym życiu... Ząb mądrości, który krępuje wszystkie nasze ruchy. Każdy czyn, bez względu na rodzaj, wynika z rozpaczy.*

W połowie listopada nie było już mowy o ładnej pogodzie. Na zewnątrz wiał zimny wiatr, a deszcz stał się codziennością, do której trzeba było się przyzwyczaić i ją zaakceptować. Louis powinien rozejrzeć się za mieszkaniem, ale przytulny salon w domu Gemmy i ciepło bijące z kominka sprawiało, że odsuwał od siebie tą myśl każdego dnia i ostatecznie postanowił, że znajdzie sobie coś, kiedy nadejdzie wiosna. Uzgodnił to z Anne, po której nie spodziewał się aż takiego entuzjazmu i radości po usłyszeniu tej nowiny. Zastanawiał się czy Harry też cieszy się tak bardzo jak jego mama, ale był pewien, że chłopak gdyby mógł to spakowałby go i wystawił z walizkami za drzwi. Wcale mu się nie dziwił, chociaż z drugiej strony nie był aż tak problematycznym lokatorem.

Był piątek i rozpoczynał się weekend, na który Louis czekał z niecierpliwością. Anne już jakiś czas temu mówiła o jakimś wyjeździe do znajomych. Okazało się, że czas mija dość szybko i wczoraj kobieta razem z Robinem pakowała walizki szykując się na trzydniowy wyjazd do przyjaciół. Oznaczało to, że zostaje w domu sam z Gemmą i Harrym, jednak szybko oznajmiono mu, że Gemma spędza cały weekend z Niallem z jakiś osobistych powodów, których nikt mu nie wyjaśnił. Został sam z Harrym i miał tylko nadzieję, że ten weekend nie sprawi, że loczek znienawidzi go jeszcze mocniej. To, że był odrobinę zestresowany było zdecydowanie niedopowiedzeniem.

Wrócił z wieczornego treningu i już od progu zaczęło brakować mu krzątaniny Anne i jej głosu. W domu panowała cisza, która nie pasowała do tego miejsca, mógł się jednak spodziewać, że Harry nie przywita go z uśmiechem i radosną paplaniną. Mimo wszystko postanowił, że spróbuje naprawić relację z chłopakiem, to nie tak, że się nie lubili po prostu nie mieli jeszcze szansy poznać się lepiej. Zresztą Lou nie zamierzał spędzić całego weekendy na siedzeniu w swoim pokoju i nie miał zamiaru pozwolić Harry'emu na zabarykadowanie się w swoich czterech ścianach. Spędzą ze sobą trzy dni i może nareszcie loczek przełamie się i zacznie z nim rozmawiać, a jeżeli nie to Lou coś wymyśli i prędzej czy później pozna Harry'ego. Ciekawiło go też to tajemnicze wyjście Gemmy i jej nieobecność przez cały weekend. Nikt mu niczego nie mówił i zapewne stwierdziłby, że ona i Niall mają jakiś romantyczny czas we dwoje, ale przyjaciółka już nie raz uświadamiała go, że ona i blondyn to tylko najlepsi przyjaciele od dzieciństwa, nic po za tym, więc przestał węszyć kłamstwo i po prostu jej uwierzył. Westchnął i wspiął się po schodach na piętro, idąc do swojego pokoju, miał w planach wziąć szybki prysznic i zrobić kolację, przy odrobinie szczęścia może zastanie Harry'ego w kuchni i wciągnie go w jakąś luźną rozmowę.

***

Naprawdę nie mógł tego zrozumieć, starał się z całych sił, ale nie potrafił. Jak jego mama mogła go zostawić i pojechać sobie z tatą gdzieś tam do koleżanki? Co z tego, że powiedziała mu o tym dwa tygodnie wcześniej, to nie pomogło, nadal czuł się tak samo źle. Do tego wszystkiego Gemma poszła sobie do Nialla i powiedziała, że wróci do domu dopiero w poniedziałek. Wszyscy go zostawili i został tylko ten cały Louis, a akurat on mógłby odejść i nigdy więcej nie wrócić. Przynajmniej miałby spokój i nie musiałby obawiać się wyjścia ze swojego pokoju. W obecnej sytuacji nie wiedział, czy za chwilę nie zostanie zaskoczony obecnością szatyna i jego głupiego psa, który szwendał się po domu, tak jakby był u siebie, a przecież nie był.

Próbował rozmawiać ze swoją mamą i wyjaśnić jej swój punkt widzenia, ale oczywiście nikt go nie słuchał i cała jego rodzina pojechała sobie bóg wie gdzie. Był zły i chociaż starał się uspokoić i przypomnieć sobie, co mówiła Nora na terapii, lecz to nie pomagało, nadal był zdenerwowany. Chciał tylko odrobiny spokoju, nie wymagał dużo, ale najwidoczniej świat był przeciwko niemu już od urodzenia. Spuścił wzrok na swoją rękę, na której widoczne były czerwone ślady, które jutro zmienią swoją barwę na ciemniejszą. Może dobrze, że jego mamy nie było w domu, wtedy musiałby jej powiedzieć, że Matt po raz kolejny postanowił go uderzyć i jego koledzy nie przepadają za nim tak jakby chciała. Pomyślał o Gemmie i jej znajomych, ona zawsze była taka szczęśliwa i uśmiechnięta. Miała przyjaciół, wszyscy ją lubili tak samo jak jego mamę i tatę, tylko on był wybrykiem i nie pasował do tej rodziny.

Postanowił, że zejdzie na dół zrobi sobie coś do zjedzenia i jak najszybciej wróci do swojego pokoju i spędzi cały wieczór na czytaniu nowej książki, którą wypożyczył dziś z biblioteki szkolnej. Chciał dziś obejrzeć film, ale to wiązało się z możliwością zobaczenia Louisa. Miał nadzieję, że uda mu się nie spotkać Louisa, musiał jeszcze tylko znaleźć swojego Harry'ego i odciągnąć go od tego głupiego psa. To mogło nie być takie proste, ale musiał to zrobić, chociaż na samą myśl o zbliżeniu się do Damy trzęsły mu się dłonie. Ten pies był taki duży i mimo, że nie szczekał, to od samej obecności jego głowa zaczynała pulsować z bólu. Otworzył cicho drzwi i wyjrzał na korytarz, nie słyszał niczego, więc zdecydował się wyjść i zrobić wszystko co sobie zaplanował.

Zszedł po schodach i z zadowoleniem zauważył, że jest sam, a kuchnia jak i salon są zupełnie puste. Zapalił małą lampkę i zabrał się za przygotowanie kolacji, powoli wyciągnął z szafki swój kubek, w którym pił tylko herbatę, zajrzał do lodówki i szukał czegoś, co mógłby zjeść, gdy ktoś wszedł do kuchni i poraziło go zbyt mocne światło.

- Wyłącz to – zakrył oczy dłonią i obrócił się w stronę intruza, którym musiał być nie, kto inny jak Louis.

- Przepraszam, przepraszam – powiedział szybko szatyn i nacisnął przełącznik, a w kuchni zapanował przyjemny pół mrok – nie wiedziałem, że tutaj jesteś – dodał i podszedł bliżej, zatrzymując się przy kuchennym stole. Stali w ciszy, gdy Harry postanowił zignorować go i wrócił do przerwanej czynności, ale najwidoczniej Louis musiał ciągle mówić – takie mocne światło ci przeszkadza? – Zapytał i zaczął krzątać się po pomieszczeniu, najwidoczniej również chcąc coś zjeść i wypić.

- Tak – odparł krótko i zdjął szybko gwizdek z czajnika, gdy usłyszał nieprzyjemny dźwięk. Zauważył, że Louis podsunął mu też swój pusty kubek i naprawdę miał ochotę przewrócić oczami tak jak zazwyczaj robi to Gemma, ale to nie było w jego stylu, więc powstrzymał się niechętnie.

- Ten dźwięk też? – Padło kolejne pytanie i Harry chciał go zignorować, ale jego mama i terapeutka tłumaczyły mu, że takie zachowanie nie jest zbyt kulturalne i powinien się tego wystrzegać, jeżeli nie chce być traktowany podobnie. Szczerze mówiąc nie zależało mu na sympatii Louisa, ale nie chciał zawieść mamy, która w sumie zawiodła go wyjeżdżając sobie gdzieś i zostawiając go z Louisem.

- Tak, ten dźwięk też – mruknął, kładąc swoją kanapkę na talerzu, planując jak wyminąć Louisa i zniknąć z zasięgu jego wzroku.

- Zapamiętam sobie – szatyn posłał mu miły uśmiech, którego Harry totalnie nie zrozumiał, no niby, dlaczego się uśmiechać, jeżeli nikt nie powiedział niczego zabawnego. Z drugiej strony Louis od początku zachowywał się dziwnie, może nie tak dziwnie jak on sam, ale i tak coś było z nim nie tak. Chciał przemknąć szybko, ale ponownie w kuchni rozbrzmiał głos mężczyzny – tak sobie pomyślałem, że może masz ochotę pooglądać jakiś film?

- Dlaczego? – Zapytał od razu, chcąc dowiedzieć się prawdy.

- Dlaczego? – Zaskoczony Lou patrzył na niego z jakimś dziwnym uczuciem w oczach, nie rozumiał tego, ale czuł sam fakt, że popatrzył w jego tęczówki był wystarczającym sukcesem. Miał wrażenie, że jego spojrzenie zdenerwowało Louisa, bo zaczął stukać palcami o blat stołu i przesuwać stopami po podłodze.

- Mógłbyś przestać robić to, co robisz? – poprosił, starając się by jego ton nie brzmiał jak rozkaz. Gemma mówiła mu, że zawsze brzmi jakby żądał, a nie prosił.

- Och tak jasne, przepraszam – zrehabilitował się natychmiastowo szatyn i splótł palce u swoich dłoni tak by powstrzymać się od hałasowania – pomyślałem, że możemy obejrzeć coś razem, jeżeli tylko my zostaliśmy w tym domu i jest piątkowy wieczór, a Gemma wspominała, że zawsze w piątki oglądasz coś, więc – urwał na chwilę, by zaczerpnąć powietrza – co ty na to?

- Chcesz oglądać ze mną film? Gemma kazała ci to zrobić? Nikt nie lubi oglądać ze mną filmów, powinieneś to wiedzieć.

- Nie rozmawiałem o tym z Gemmą – odparł Louis – i przekonajmy się, może ja polubię oglądanie filmów z tobą, co nam szkodzi? – Chwycił swój kubek i skierował się do salonu sąsiadującego z kuchnią – chodź Harry – zawołał za nim.

Stał i zastanawiał się co ma teraz zrobić. To nie tak, że nie chciał oglądać filmu, w zasadzie miał to w planach, ale kiedy dowiedział się o wyjeździe mamy i wyjściu Gemmy, domyślił się, że będzie musiał poradzić sobie bez swojego stałego punktu dnia. To nie było łatwe i od samego tego pomysłu, że coś w jego harmonogramie się zmieni, zaczynała boleć go głowa, ale musiał sobie z tym poradzić. Jednak teraz Louis wyszedł z taką propozycją i chociaż wolał unikać mężczyzny, możliwość pooglądania filmu kusiła go i to bardzo. Przecież nic nie mogło się stać, to był tylko Louis, przyjaciel Gemmy i nigdy nie był niemiły w stosunku do niego, więc teraz też nie powinno się nic stać. Z tą myślą zrobił powoli krok w przód i nie wiedząc jak znalazł się w salonie tuż obok kanapy, na której wygodnie siedział szatyn. Odchrząknął cicho, ponieważ naprawdę nie wiedział, co ma powiedzieć, Louis mógł już rozmyślić się i nie chciał czuć się jak głupek, to było najgorsze poczucie odrzucenia i świadomość tego, że inni uważają nas za głupiego. Zauważył, że szatyn obrócił się w jego stronę i posłał mu jeden z tych dziwnych uśmiechów, który miał zapewne jakieś znaczenie, którego nie rozumiał.

- O jesteś, świetnie – powiedział radośnie i przesunął się robiąc więcej miejsca na kanapie, poklepał miejsce obok siebie, ale Harry minął go i usiadł powoli na jednym z foteli oddalonych od niego jak najbardziej – tak... mm nie wiem, jakie filmu lubisz, więc pomyślałem sobie, że może obejrzymy dziś Wojnę światów, widziałem to już kilka razy, ale lubię ten film, więc może, jeżeli odpowiadałoby ci to – plątał się w słowach, starając się zabrzmieć jak najsympatyczniej.

- Nie zrozumiałem ani jednego słowa z tego, co powiedziałeś – powiedział szczerze Harry – mówisz za szybko i jeszcze wymachujesz ręką, nie mogę się skupić na słowach – nie wiedział, dlaczego wyznał mu prawdę, której wstydził się zazwyczaj, ale naprawdę nie rozumiał wypowiedzi Louisa, a jeżeli mieli spędzić ten weekend razem, to chciał wiedzieć, chociaż co szatyn do niego mówi.

- Och... - wydusił z siebie Lou – och Boże, przepraszam dostałem jakiegoś słowotoku, przepraszam, przepraszam, nie pomyślałem o tym i trajkoczę jak najęty, kretyn ze mnie – mówił dalej, dopóki nie zauważył wzroku Harry'ego błądzącego po jego twarzy.

- Znów to robisz – wytknął mu krótko Harry, nie mówiąc ani słowa więcej.

- Przepraszam, możemy obejrzeć Wojnę światów? – Zapytał cicho, bojąc się reakcji młodszego chłopaka.

- O tak, oglądałem to kiedyś, ale lubię ten film jest interesujący, książka zdecydowanie lepsza, ale film warty uwagi – ocenił Harry i zauważył uśmiech Louisa, nie wiedział, czy śmiał się z niego – dlaczego się śmiejesz?

- Tylko się uśmiecham i uwielbiam powieść Wellsa, czytałem ją już tyle razy i zawsze robi na mnie takie duże wrażenie. To oglądamy – klasnął w dłonie i zauważył, jak Harry skrzywił się natychmiast – przepraszam, znów nie pomyślałem, przepraszam.

- Czytałeś tą książkę? – zapytał nieoczekiwanie Harry, gdy siedzieli już w ciszy, czekając aż film się rozpocznie.

- Tak, jak mówiłem lubię czytać, więc może jeszcze kiedyś uda mi się zaskoczyć cię moją wiedzą na temat literatury – stwierdził rozbawiony szatyn i mrugnął do niego okiem, jednak Harry nie zareagował na jego gest w żaden sposób, co trochę go zawiodło. Myślał, że loczek nie odezwie się już ani słowem, kiedy nagle jego głos rozległ się w salonie w momencie, kiedy pojawiła się pierwsza scena filmu.

- Oglądam wszystkie filmy, które są ekranizacjami książek – wyszeptał i nie powiedział nic więcej aż do końca ich małego seansu.

***

Był piątkowy wieczór, gdy Gemma stała i przyglądała się kilku osobom siedzącym w herbaciarni. Za oknem panowała już ciemność i tylko księżyc rozświetlał trochę mrok zbliżającej się nocy. Upiła łyk gorącej czekolady i usiadła na krześle zastanawiając się jak długo będzie musiała tutaj siedzieć i wzdychać nim ludzie zorientują się, że powinni sobie pójść. Słyszała jak krople deszczu rozpływają się na szybie, a gałęzie drzew uderzają w okna. Na zewnątrz panowała iście listopadowa pogoda, która tak bardzo pasowała do nastroju tego dnia.

Przypomniała sobie Nialla, który wyszedł rano i wrócił kilka godzin temu, przemykając przez herbaciarnię bez słowa. Nie miała mu tego za złe, ale chciała tylko zamknąć drzwi za ostatnim gościem i wejść po schodach na piętro by sprawdzić, jak miewa się blondyn. Zdawała sobie sprawę, że gdyby nie ona zapewne herbaciarnia byłaby dziś zamknięta. Wszyscy z miasteczka zrozumieliby to, ale pomyślała, że przyda się na coś i otworzy ją tak jak każdego innego dnia. Podparła brodę na dłoni i zaczęła zastanawiać się, co spotka ją, gdy w końcu wejdzie do mieszkania Nialla. Skłamałaby mówiąc, że nie martwi się o chłopaka, zresztą zawsze się o niego martwiła, ale tego jednego dnia w roku zaczynała zachowywać się jak paranoiczka i gdyby mogła to pewnie nie odstępowałaby go na krok. Zerknęła na zegarek, dochodziła dwudziesta pierwsza i z westchnieniem ulgi zauważyła, że ostatnia para podnosi się z krzeseł i kieruje w stronę wyjścia.

- Dobranoc Gemma – powiedział pan Harrison, a jego żona posłała jej dobrotliwy uśmiech.

- Dobranoc – odmachała im z uśmiechem – zapraszamy ponowie.

- Pozdrów Nialla – dodała kobieta stojąc już w progu i Gemma skinęła tylko głową i kiedy tylko zniknęli, zamknęła za nimi drzwi na klucz i wypuściła powietrze z ust.

Nie miała siły i ochoty na sprzątanie, zresztą jutro była sobota i pewnie otworzą herbaciarnię dopiero popołudniu lub wcale, wszystko zależało od tego, w jakiej kondycji psychicznej będzie znajdował się Niall. Na myśl o przyjacielu, pogasiła szybko światła i obrzucając miejsce po raz ostatni wzrokiem skierowała się na zaplecze, by dostać się do mieszkania. Wspięła się po schodach i weszła po cichu do środka nie chcąc go obudzić, jednak kiedy tylko znalazła się w salonie zobaczyła, że drzwi do sypialni chłopaka są otwarte, więc zapewne Niall nie spał. Nie pomyliła się, w progu dostrzegła sylwetkę chłopaka siedzącego na parapecie wpatrującego się w tylko sobie znany widok. Ten obrazek dołował ją i coś ścisnęło ją mocno w gardle, jednak wiedziała, że nie może się rozkleić, nie teraz kiedy Niall był o krok od rozpaczy. Przymknęła powieki oddychając powoli, po czym ruszyła w jego stronę, zatrzymując się dopiero, gdy przyjaciel był na wyciągniecie jej dłoni.

- Zamknęłam herbaciarnię, ostatni goście wyszli przed chwilką – powiedziała cicho i tak jak tego oczekiwała Niall nie odezwał się nawet słowem, cały czas znajdując się gdzieś tam, daleko w miejscu, do którego nikt inny nie miał dostępu.

Powoli pogłaskała go po głowie, wplątując swoje palce w jego włosy czując, że nadal są wilgotne od deszczu. Zastanawiała się jak teraz zachowuje się Greg, czy tak jak Niall zamyka się w swoim świecie, izoluje od wszystkich, starając się zablokować wszystkie bolesne emocje. W końcu byli braćmi, to co ich spotkało zabolało ich tak samo, uderzyło w nich z identyczną siłą. Cios na który nikt nie próbował się przygotować, ponieważ uderzył w nich znienacka, nieoczekiwanie. Tak bardzo chciała żeby Niall nie cierpiał tak, żeby uśmiechnął się tak jak zawsze, ale mogła tylko wyobrażać sobie, co czuje w tym momencie. Jak bardzo boli go dusza i serce, przepełnione niewypowiedzianą tęsknotą za tym co stracił i bólem, który czasami dawał o sobie znać, tak jak dziś. Nie mogła zrobić nic, po za tym, że była obok niego i nie miała zamiaru go zostawić. Zniknęła na moment w kuchni, po chwili wracając do sypialni z kubkami, a po pokoju zaczął roznosić się przyjemny zapach kakao.

Wiedziała, że Niall nie ma ochoty na rozmowę, co roku zachowanie chłopaka było dokładnie takie samo, ale widok jego zaszklonych od łez oczu i usilnie powstrzymywanego płaczu łamał jej serce. Była świadoma tego, że blondyn nie lubił płakać przy świadkach, pamiętała aż zbyt dobrze, dzień pogrzebu rodziców chłopaka. Słońce przebłyskiwało między chmurami, gdy Niall żegnał się po raz ostatni ze swoją najbliższą rodziną. Bała się tak bardzo, że nie poradzi sobie z łzami najlepszego przyjaciela, ale Horan trzymał się dzielnie, przyjmował kondolencje, rozmawiał ze znajomymi i sąsiadami, by później siedząc na podłodze w herbaciarni wraz z Gemmą płakać i upijać się przypadkowym alkoholem znalezionym w barku. Był taki obojętny na wszystkich i wszystko, nic go nie obchodziło, zachowywał się zupełnie nie jak on, nie jak ten czuły i kochany chłopak, którego znała od lat. Odpychał każdą osobę, która starała się mu pomóc, oprócz niej. Kochała go tak mocno, że czasami, gdy siedziała sama w swojej sypialni czuła przerażenie. Miała rodzinę, która była dla niej ważna, ale Niall był kimś innym, był specjalny i wyjątkowy. Niall był wszystkim, był ciepłymi uściskami w zimowe poranki, miękką poduszką po ciężkim dniu, ramionami, w których można było skryć się przed światem, uśmiechem w chwilach, gdy wszyscy byli smutni. Niall był wszystkim, był nieskończonością, jej nieskończonością.

Jej oczy wypełniły się łzami na samą myśl o rodzicach chłopaka, którzy zawsze traktowali ją jak córkę, której nie mieli. Kochała ich tak mocno i oddałaby dużo, by tylko mogli być tutaj z nimi wszystkimi z Niallem, który ich potrzebował. Poczuła dłoń na swoim policzku i palce, które ścierały jej łzy. Spojrzała na blondyna, który wpatrywał się w nią spokojnie z łzami spływającymi po twarzy.

- Och Niall – westchnęła i przytuliła go mocno do swojego ciała – kochanie, tak mi przykro – powiedziała głaszcząc go uspokajająco po plecach, które drżały od płaczu.

- Przepraszam – wydusił cicho mężczyzna, nie odsuwając się od niej – jestem taki beznadziejny, zachowuję się jak jakiś dzieciak, płaczę przy tobie, musisz myśleć, że jestem...

- Hej przestań – odsunęła się od niego i chwyciła jego twarz w dłonie – kim jesteś? Facetem, który opłakuje śmierć swoich rodziców? To coś złego Niall? Nie musisz wstydzić się łez, nie przy mnie rozumiesz? Nigdy. Przy mnie masz być sobą, chcę żebyś płakał, kiedy musisz i śmiał się, kiedy masz na to ochotę. Kocham cię i nie musisz ukrywać niczego, co czujesz.

- Po prostu chciałbym żeby wszystko było po staremu tak jak dawniej – wyjaśnił zduszonym od emocji głosem, unikając wzroku Gemmy – wiem, że nie będzie, nie jestem głupi, ale kiedy żyli rodzice wszystko wydawało się łatwiejsze. Świadomość tej całe odpowiedzialności, która na mnie ciąży, to że nie mogę zawalić, bo rodzice zawiedliby się na mnie, to mnie przeraża – ponownie odwrócił się w stronę okna, odgradzając się od niej.

Już myślała, że to koniec ich rozmowy na dzisiaj, że ponownie będzie ją ignorował i udawał, że nie dostrzega jej istnienia, gdy wyciągnął w jej stronę dłoń, i zmienił pozycję robiąc jej trochę wolnego miejsca. Chwyciła koc leżący na łóżku chłopaka i dwa kubki, które przyniosła ze sobą wcześniej i rozsiadła się między nogami blondyna, opierając wygodnie o jego klatkę piersiową. Podała mu kubki i narzuciła na nich ciepły koc, wtulając się w niego.

- Kakao? – zapytał Niall zerkając do kubka, i lekki uśmiech pojawił się na jego smutnej twarzy.

- Oczywiście, że tak, a ty myślałeś, że co? – popatrzyła na niego z udawanym oburzeniem i szturchnęła go palcem w brzuch.

- Herbata?

- Za kogo ty mnie masz Nialler – stwierdziła i po chwili usłyszała cichy śmiech chłopaka, który objął ją w talii, przyciągając jej ciało jeszcze bliżej siebie, opierając brodę na jej ramieniu – lubię słyszeć twój śmiech – powiedziała po upływie chwili, gdy w milczeniu obserwowali krople spływające po szybie. Poczuła jak Niall wtula swoją twarz w zgięcie jej szyi, ukrywając przed nią swoją twarz – przetrwamy to wszystko Ni, wiem że teraz to nadal boli, ale poradzimy sobie razem – obiecała, chwytając go za dłoń, łącząc ich palce w delikatnym uścisku.

***

Harry obudził się w sobotni poranek i pierwsze co poczuł po przebudzeniu, to brak obecności kota. Harry jak zwykle musiał krążyć gdzieś po domu i miał tylko nadzieję, że tym razem jego kot nie znalazł się po raz kolejny w pokoju Louisa i Damy. Poczuł się dziwnie myśląc o mężczyźnie, z którym wczoraj wieczorem oglądał film. Zaskoczyło go to, że szatyn milczał w trakcie seansu, a później słuchał go uważnie i nie wydawał się znudzony i zmęczony jego paplaniem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ludzie nie lubią go słuchać. Nawet Gemma, mama czy też tata, odpuszczali po jakimś czasie i zostawiali go samego. Wtedy zostawał mu tylko Harry i to kot stawał się jego jedynym słuchaczem. Przyzwyczaił się do tego i nie narzekał, ważne że był ktoś kto trwał przy nim. Mimo to nie miał zamiaru zmieniać zdania o Louisie, on nadal był głupi i tylko przeszkadzał.

Nie był głodny, więc nie wyszedł z pokoju przez kilka godzin, które poświęcił na naukę i odrabianie pracy domowej. Niestety był świadom tego, że w końcu będzie musiał wyjść i na pewno zostanie zmuszony do rozmowy z szatynem, który ciągle zagadywał go tak jakby cokolwiek, co powie Harry interesowało go. Było po piętnastej, kiedy w końcu stwierdził, że potrzebuje przerwy, ponieważ jego oczy bolały i zaczynał czuć głód. Gdyby jego mama dowiedziała się że jeszcze nie jadł śniadania byłaby wściekła i na pewno urządziłaby mu pogadankę na temat zdrowia, ale nie było jej tutaj, więc swobodnie zszedł po schodach na dół i wszedł do kuchni w której oczywiście musiał zastać Louisa.

- Cześć – przywitał się cicho, mając nadzieję, że Louis nie przerwie swojego zajęcia cokolwiek robił i będzie to kontynuował.

- O cześć Harry – odpowiedział jak zawsze z uśmiechem – dopiero wstałeś śpiochu? – zaśmiał się dźwięcznie i zerknął na loczka czekając na jakąś reakcję z jego strony.

- Nie spałem – odpowiedział krótko i ruszył w kierunku lodówki, ale Lou zablokował mu drogę.

- Nie musisz niczego przygotowywać, właśnie robię obiad i zaraz będzie gotowy, więc możemy zjeść razem – zaproponował i nadal zasłaniał mu lodówkę swoim ciałem.

- Ja nie... ja chcę zjeść śniadanie, muszę zjeść najpierw śniadanie, a później obiad, nie można najpierw jeść obiadu, a później śniadania, więc nie mogę zjeść teraz z tobą – mówił powoli, nakręcając się coraz mocniej z każdym kolejnym słowem.

- Och ok., dobrze rozumiem, to może ja zjem obiad, a ty zjesz śniadanie, co ty na to? – zapytał Lou, obserwując ostrożnie jego twarz na której nie pojawił się nawet zalążek jakichkolwiek emocji.

- Dlaczego?

- Co dlaczego? – mężczyzna odsunął się na bok, dopuszczając go do upragnionej lodówki i wymieszał coś, co zapewne miało być obiadem.

- Dlaczego chcesz żebyśmy zjedli razem? Po co? – uszczegółowił pytanie i zaczął robić kanapki, które miał zamiar zjeść. Zobaczył, że Louis wlewa wrzątek do jego ulubionego kubka, już otwierał usta by zaprotestować i przypomnieć do kogo należy ten kubek, gdy Louis wlał wodę do drugiego stojącego tuż obok i po chwili postawił je na stole.

- Nie chcę siedzieć tutaj sam, zresztą dlaczego mamy jeść osobno, jeżeli jesteśmy w domu tylko we dwóch? To byłoby dziwne – usiadł i patrzył wyczekująco na loczka, który wahał się przez chwilę po czym niechętnie zajął miejsce naprzeciw niego – świetnie, tutaj jest twoja herbata – podsunął mu kubek z którego unosiła się para i sam zaczął jeść nie zwracając uwagi na Harry'ego, który wpatrywał się uparcie w stół.

- Potrafię sam zrobić sobie herbatę – odezwał się w końcu po dłuższym czasie, nadal nie unosząc wzroku.

- Wiem – oparł krótko Louis, nadal jedząc obiad, nie przejmując się nieprzyjemnym tonem chłopaka.

- To dlaczego zrobiłeś ją też dla mnie, skoro wiesz? – zapytał wojowniczo i pierwszy raz od dawna odważył się popatrzeć na kogoś tak naprawdę.

- Robiłem sobie, więc zrobiłem też tobie, to proste do wyjaśnienia – szatyn uśmiechnął się do niego miło i wskazał ręką na kanapki na talerzyku – jedz, bo później zrobimy sobie wieczór filmowy i zjemy coś dobrego.

- Nie chcę oglądać z tobą jakiegoś głupiego filmu – odpowiedział Harry i zabrał się za jedzenie – będziesz sobie oglądał sam, albo poczekasz na Gemme, ale ona i tak dziś nie wróci.

- Nieważne, a właśnie o co chodzi z tym nocowaniem u Nialla? To jakaś ich tradycja czy coś?

- Tradycja? – zielonooki popatrzył na niego omijając jego oczy – o co ci chodzi?

- Dlaczego Gemma nocuje cały weekend u Nialla?

- Och to proste, rodzice Nialla umarli dokładnie trzy lata temu i wczoraj była rocznica ich śmierci. Nie wiem po co Gemma z nim siedzi, przecież oni umarli i Niall powinien to już zrozumieć nie ma pięciu lat – powiedział z rozbrajającą szczerością Harry zaskakując tym Louisa, który wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewał się takiego braku jakichkolwiek emocji w głosie loczka.

- Myślę, że Niallowi jest po prostu ciężko samemu poradzić sobie ze stratą najbliższej rodziny – wyjaśnił dobierając jak najdelikatniej słowa, tak by nie zdenerwować Harry'ego, którego nastrój zmieniał się jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

- Niby dlaczego? Przecież oni nie umarli wczoraj, tylko trzy lata temu, zresztą wszyscy umrzemy prędzej czy później, więc co to za różnica. W końcu i tak by umarli – loczek wzruszył ramionami i wypił herbatę ze swojego kubka, nie dostrzegając wyrazu twarzy Louisa, który naprawdę starał się być spokojny i nie nakrzyczeć na loczka za to co mówił.

- Harry – zaczął ostrożnie, chcąc zwrócić uwagę chłopaka – tobie nie byłoby przykro, jeżeli twoja mama i tata, albo Gemma zmarliby nagle? – zauważył jak dłoń nastolatka drgnęła, więc coś zostało poruszone w chłopaku.

- Byłoby – nie pokusił się na dłuższą odpowiedź, czym zmusił Louisa do kontynuowania zadawania pytań.

- Właśnie, więc chyba rozumiesz, że Niall cierpi, nie jest ci smutno z jego powodu?

- Nie, dlaczego ma być mi smutno, przecież to nie moi rodzice umarli.

- Tak, ale to Niall, on jest twoim przyjacielem.

- Wiem o co ci chodzi Louis – stwierdził po chwili Harry, wzdychając głośno – masz na myśli to, że powinienem być empatyczny i czuć to co Niall, ponieważ znamy się i jesteśmy w jakiś sposób związani. Empatia oznacza zdolność do podzielania czyjegoś stanu psychicznego, odczuwania tego, co aktualnie czuje druga osoba – wyrecytował beznamiętnie zaskakując Lou po raz kolejny – czasami zapominam, że powinienem czuć coś takiego, przepraszam. Na terapii uczyli mnie tego, ale zdarza się, że zaczynam mówić to co mam na myśli, jak na przykład wtedy, gdy nazywam cię głupkiem i nie hamuję się.

Wpatrywał się w Harry'ego w milczeniu, słuchając całej jego wypowiedzi, najdłuższej jaką skierował w jego stronę i nie dowierzał temu co słyszał. Był w tak wielkim szoku, że nie potrafił nawet się odezwać, by kontynuować rozmowę z chłopakiem. To co mówił było takie bezuczuciowe, ale przy tym szczere i słuchając go człowiek wiedział, że ktoś taki jak Harry zawsze powie ci prawdę i nie ma co oczekiwać od niego słodkich słówek i pochlebstw. Mimo to czuł się trochę przerażony tym jak działa mózg Stylesa, trochę go to przytłoczyło i zaczynał rozumieć, że zespół Aspergera to nie tylko małe obsesje na punkcie czystości i porządku oraz zasad, ale też jakieś niepojęte dla niego zaburzenia w codziennym społecznym funkcjonowaniu. Zaczął zastanawiać się, jak chłopak funkcjonuje w szkole, gdzie przecież większość jego rówieśników musiała wydawać mu się głupia, osoby w jego wieku zazwyczaj były totalnymi kretynami niezależnie od płci, a jeżeli Harry tak bezczelnie potrafił go obrażać, to zapewne nie miał oporów by wyrazić swoją opinię o kolegach i koleżankach z klasy. To wyjaśniałoby, obolałe ciało chłopaka, gdy wracał po lekcjach, uczniowie na pewno nie pozwalali sobie na obelgi szczególnie od kogoś o tak drobnej i delikatnej posturze, jak Harry.

Zerknął jeszcze raz na loczka, który odstawił pusty kubek i teraz zamierzał go najprawdopodobniej wymyć. Poczuł na sobie wzrok chłopaka, który wpatrywał się w jego dłoń. Dopił szybko swoją herbatę i odstawił kubek do zlewu. Po chwili Harry zabrał się za zmywanie, skrupulatnie czyszcząc każde naczynie.

- Chcesz może przejść się ze mną i z Damą na spacer? – zapytał zatrzymując się w progu.

- Nie, nie lubię wychodzić z domu – odpowiedział Harry, nadal szorując ten sam kubek.

- Och ok., ale gdybyś zmienił kiedyś zdanie to daj znać – odparł lekko starając się nie wymuszać na Harrym czegokolwiek – czyli widzimy się o dziewiętnastej w salonie tak?

- Niby po co? – Styles nadal nie odwrócił się w jego stronę, co irytowało Louisa, ponieważ nie cierpiał mówić do czyichś pleców, ale zrozumiał, że chłopak nie robi tego złośliwie.

- Oglądamy razem film, zapomniałeś?

- Mówiłeś serio? Myślałem, że żartowałeś, nigdy nie wiem kiedy ktoś żartuje.

- Spokojnie Hazz, będę cie uprzedzał kiedy zażartuję – obiecał pewnym głosem i wyszedł na korytarz, by zlokalizować kręcącą się gdzieś w pobliżu Damę – do zobaczenia później Harry.

- Tylko się nie spóźnij Louis – powiedział cicho zielonooki myśląc o tym, że drugi dzień z Louisem nie okazał się tak tragiczny, jak sądził na początku.

***

Pogoda po raz kolejny nie zachęcała do niczego co wiązałoby się z wyjściem gdziekolwiek, nie żeby Gemma narzekała na miejsce w którym aktualnie była. Sobotni wieczór spędzała tak jak uwielbiała, spędzając czas z Niallem, słuchając muzyki płynącej cicho z radia, pichcąc coś razem w kuchni. Obserwowała z uśmiechem jak blondyn ze skupieniem, przygryzając wargę ozdabia gofra specjalnie dla niej. Dziś Niall miał zdecydowanie lepszy nastój niż dzień wcześniej. Oczywiście nie raz przyłapała go na wpatrywaniu się w okno z jakąś tęsknotą w oczach, ale po chwili uśmiech pojawiał się na jego twarzy i Horan wracał do niej.

- Nialler no dalej, dlaczego tak długo się z tym bawisz? – jęknęła, zerkając mu przez ramię.

- Nie podglądaj marudo – odpowiedział, żartobliwie odpychając ją od siebie.

- Nialleeeeer – wymruczała z niezadowoleniem, stając za jego plecami i obejmując go w pasie – no skończ już, chcę zjeść mojego gofra i oglądać film.

- Dobra, dobra już, jesteś bardziej niecierpliwa niż Theo – zażartował i obrócił się w jej ramionach – proszę bardzo twój gofr, ciesz się i daj mi już spokój – chciał odsunąć się, ale ramiona dziewczyny nie pozwoliły mu na to.

- Jesteś nie miły – wytknęła mu, wtulając twarz w jego koszulkę – zachowuj się Horan.

- Dobrze, dobrze mamo – powiedział i zamilkł nagle, uzmysławiając sobie jakie słowo przed chwilą wypowiedział. Gemma poczuła, jak całe jego ciało spięło się, a serce zaczęło bić szybciej. Oddech przyspieszył, a dłonie które obejmowały Gemme zadrżały – ja przepraszam na chwilę, możesz mnie puścić – poprosił zdenerwowany, ale dziewczyna nie miała zamiaru wypuścić go i pozwolić odejść mu chociażby na krok – Gemma, słyszałaś co powiedziałem? Puść mnie.

- Przestań Niall – wyszeptała przytulając go mocniej – słyszałam co powiedziałeś, ale nie pozwalam ci na ucieczkę, nie dzisiaj, jutro czy kiedykolwiek. Tęsknisz za rodzicami, rozumiem to, czułabym dokładnie to samo, ale nie chcę żebyś przez to odsuwał się ode mnie. Mam nadzieję, że dotarło. Jeżeli chcesz możemy posmucić się razem, ale nie mam zamiaru pozwolić ci siedzieć gdzieś tam samemu – powiedziała i po chwili milczenia poczuła, jak chłopak rozluźnia się w jej ramionach, wzdychając cicho.

- Jesteś moim przekleństwem i skarbem w jednym – wymruczał do jej ucha i pocałował ją lekko w policzek – chodźmy zjeść te gofry, już nie mogę się doczekać żeby wyśmiać to co zrobiłaś – pozwolił uderzyć się lekko nim pociągnął ją w stronę sypialni, gdzie mieli zamiar spędzić leniwy czas z filmem i goframi.

Sobotni wieczór dokładnie taki sam jak wiele innych. I jeżeli Gemma miałaby powiedzieć, co kocha tak bardzo w Niallu, to właśnie tą przewidywalność i spokój, świadomość posiadania kogoś, kto nie zmienia się w tym pędzącym świecie, kogoś kto trwa u jej boku od lat. Inni mogli pragnąć szaleństw, nowości, zdobywania, ale ona chciała tylko poczucia bezpieczeństwa, a to zapewniał jej Niall.

***

Louis jest nieprzewidywalny.

Byłem całkowicie przerażony samą myślą o spędzeniu z nim trzech pełnych dni sam na sam. Nie mogłem wybaczyć mamie, że zostawia mnie z kimś takim jak on. Jednak przyznaję niechętnie Louis okazał się nie tak głupi, jak wydawało się to na początku. Czytał nawet książki i znał niektórych autorów, których lubię, więc oznaczało to, że jest mądrzejszy niż większość osób z mojej szkoły i Gemma, która czytała zupełnie coś innego. Nadal go nie lubię i chcę żeby wyprowadził się z naszego domu, ale przeszkadza mi może trochę mniej. Jego zapach nadal sprawia, że boli mnie głowa, ale mam zamiar powiedzieć mu o tym przy najbliższej okazji. Po prostu powiem mu, że śmierdzi.

Chciałbym żeby mama, tata i Gemma już wrócili, ale wiem, że czeka mnie jeszcze niedziela w jego towarzystwie. Myślę, że jakoś sobie poradzę, muszę powiedzieć mu żeby trzymał z daleka swojego głupiego kundla, który łazi za Harrym. Nie wiem czego Dama chce od mojego kota, ale nie podoba mi się to. Gdy mama wróci powiem jej co myślę o tym, że Louis mieszka z nami tak długo. Jeżeli jest tak głupi, że nie potrafi sobie znaleźć mieszkania, to mogę to zrobić za niego. To byłoby z mojej strony miłe i pomocne, zachowałbym się tak jak chcą tego ludzie prawda?

Zachowanie Louisa mnie przeraża, nigdy nie wiem czego mogę się po nim spodziewać, ale nie wiem dlaczego czuję, że z jego strony nic mi nie grozi. W jakiś dziwny sposób czuję się przy nim bezpiecznie, tak jak przy rodzicach, Gemmie i Niallu.

Louis nie staje się rodziną, nie może stać się naszą rodziną, to byłoby... nieprzewidywalne, takie jak Louis.

*Ahmet Hamdi Tanpınar


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro