Rozdział siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Spojrzeli na siebie zdumieni jakby po raz pierwszy odkryli, że jest w nich o wiele więcej niż mogli się spodziewać – rozległe białe plamy na mapie ich wewnętrznych krajobrazów*.

Od dnia w którym Louis rozpoczął pracę minął już miesiąc i trzeba było przyjąć do wiadomości to, że rozpoczął się październik. To nie tak, że nie miał wolnej chwili przez cały miesiąc, przecież nie pracował całymi dniami, miał czas na odpoczynek, relaks i inne zajęcia, ale jakoś nigdy nie zebrał się w sobie na tyle by dowiedzieć się czegoś więcej na temat Harry'ego chociaż miał to zaplanowane już od jakiegoś czasu. Nie mógł nawet wytłumaczyć się tym, że nie miał gdzie szukać informacji, przecież w jego sypialni na biurku leżał laptop, a biblioteka w której poznał uroczą bibliotekarkę panią Violet, znajdowała się całkiem niedaleko jego tymczasowego domu. Tak, Louis nie miał żadnego wytłumaczenia na to, że minął miesiąc, a on nadal stał w tym samym miejscu, nie mając pojęcia kim jest Harry i co zrobić by chłopak polubił go choć trochę.

Pogoda zdecydowanie nie była tak przyjemna jak miesiąc temu i przyjemny wietrzyk zmienił się w chłodny wiatr, który rozwiewał włosy na wszystkie strony i wywoływał dreszcze na całym ciele. Louis zerknął przez okno i dostrzegł krople deszczu spadające prosto na szybę, rozpryskujące się i wydające ten specyficzny dźwięk, który uwielbiał. Wzdrygnął się lekko na myśl, że ma teraz wyjść na zewnątrz kiedy w domu było tak przyjemnie i ciepło, ale wiedział, że jeżeli nie ruszy się teraz to najprawdopodobniej podobna refleksja złapie go za miesiąc na początku listopada, a do tego czasu Harry wyrzuci go z stąd, albo uderzy i po chwili namysłu Louis wybrałby zapewne drugą opcję, ponieważ loczek był tak kruchy, że jego cios nie mógłby być zbyt mocny.

Odnalazł w szafie jeden z cieplejszych swetrów, który na całe szczęście postanowił spakować przed przeprowadzką i naciągnął go na luźną koszulkę. Na głowę nasunął szarą czapkę, nie chcąc by jego włosy zmokły i opuścił pokój z planem odwiedzenia malutkiej miejskiej biblioteki i swojej przyjaciółki pani Violet. Zbiegł po schodach i zatrzymał się na korytarzu ubierając na stopy trampki i biorąc do ręki czarny parasol.

- A ty gdzie się wybierasz w taką pogodę? – zapytała Gemma, która rozciągnięta na sofie przeglądała jakąś gazetę. Louis przewrócił tylko oczami, ponieważ tej dziewczyny nigdy nie było w domu, a kiedy tylko się pojawiała kontrolowała wszystkich dookoła – myślałam, że pooglądamy coś razem, jest taki leniwy dzień, a ty wychodzisz – marudziła niezadowolona, nie zaszczycając go wzrokiem, cały czas zajęta czasopismem – jest sobota, pada deszcz, a ty wychodzisz, chcesz mi coś powiedzieć Louis? Słucham – spojrzała na niego unosząc jedną brew na co wybuchł głośnym śmiechem – to nie jest zabawne Tomlinson, umawiasz się z kimś?

- Zwariowałaś Gemma? Idę do biblioteki, a nie na randkę – wyjaśnił kręcąc głową w rozbawieniu – jesteś dziwna, dlaczego nie ma z tobą Nialla? – zapytał podejrzliwie na nią zerkając.

- Och Ni jest w herbaciarni, mają tam dziś jakieś spotkanie, chyba seniorzy z miasteczka i chciał wszystko przygotować – odparła lekko, wracając do czytania.

- A ty mu nie pomagasz? – coś mu tutaj definitywnie nie pasowało, tych dwoje było nierozłącznych, a tu nagle separacja.

- Oj daj spokój Louis, po prostu chciałam zostać dziś w domu i nic nie robić, Niall wpadnie wieczorem, to nie tak że nie potrafimy przeżyć bez siebie dnia, nie dramatyzuj.

- Jasne, cokolwiek powiesz – skierował się w stronę drzwi, które po chwili otworzył i jęknął widząc jaka pogoda panuje na zewnątrz – dlaczego musi być tak zimno?

- Nikt nie każe ci wychodzić – stwierdziła śpiewająco Gemma, na co tylko przewrócił oczami i wyszedł nie zważając na panującą aurę.

***

Odłożył parasol na bok i z przyjemnością rozkoszował się ciepłem panującym w bibliotece. Nic nie sprawiało, że czuł się tak dobrze, jak cisza i spokój tego miejsca, oraz zapach książek i historii unoszący się w powietrzu. Wytarł buty w położoną wycieraczkę nie chcąc nosić tu błota i deszczu, po czym z uśmiechem na ustach wszedł do pomieszczenia. Już od samego progu dostrzegł bibliotekarkę, która gdy tylko go zauważyła, rozpromieniła się i pomachała mu z radością.

- Dzień dobry Louis.

- Dzień dobry, pani Violet – przywitał się i podszedł, by uścisnąć wyciągniętą w jego stronę dłoń kobiety.

- Co cię sprowadza do nas w tak wyjątkowo nieprzyjemną pogodę? – zapytała jak zwykle zainteresowana i chętna do rozmowy.

- Cóż chciałem znaleźć informacje na pewien temat – powiedział wymijająco, sam jeszcze nie wiedział, czy chce dzielić się ze starszą panią informacjami na temat tego czego poszukuje.

- A cóż to takiego, ten temat? – dopytywała i Louis uśmiechnął się, ponieważ wiedział że kobieta go o to zapyta – jeżeli nie chcesz skarbeńku to oczywiście nie mów, jak nikt inny wiem, że niektóre informacje mają prawo należeć tylko do nas samych i innym nic do tego, nawet takim wścibskim staruszkom jak ja – posłała mu dobrotliwy uśmiech i pochyliła się nad jakąś książką, którą czytała w momencie gdy zjawił się w bibliotece.

Stał w miejscu zastanawiając się przez chwilę nad tym czy wyznać Violet prawdę, czy też nie, ale podświadomie czuł, że może zaufać tej kobiecie, która przypominała mu własną babcię za którą tak tęsknił. Z opóźnieniem zorientował się że w tym miasteczku znalazł tyle życzliwych osób, które przypominały mu bliskich z Doncaster. Anne była jak jego mama, Gemma jak siostry, Violet jak babcia, Zayn i Liam zaczynali być jak jego najlepsi przyjaciele, których zostawił w rodzinnym mieście, cóż Niall nadal był wobec niego nieufny, ale również on powoli stawał się jego dobrym kumplem. Zaczynał czuć się tutaj jak w domu i ta myśl naprawdę go ucieszyła, chciał wreszcie zagrzać gdzieś miejsca na stałe i jeżeli to miałoby stać się tu, to byłby naprawdę szczęśliwy.

Nie nadawał się do dużych miast jak Londyn, tam nie czuł się prawdziwym sobą, za to w miejscach takich jak to... cóż czuł, że oddycha pełną piersią. Odchrząknął cicho i zerknął na Violet, która zdawała się być bardzo pochłonięta lekturą.

- Przepraszam, mogę pani przeszkodzić? – zapytał cicho, nie chcąc naruszać spokoju tego miejsca.

- Oczywiście, że tak, i skarbie ile razy ci mówiłam, mów mi po imieniu – zganiał go z uśmiechem.

- Przepraszam panią, zawsze się zapominam, o i znów to zrobiłem, przepraszam cię bardzo – roześmiał się z własnej głupoty – szukam książek na pewien temat – zaczął po chwili.

- Tak, to już wiem Louis, mój drogi zdradzisz mi czego będziemy szukać? – zapytała, podnosząc się powoli z miejsca.

- Tak, pewnie... chciałbym dowiedzieć się czegoś na temat... zespołu Aspergera? – popatrzył na starsza panią, która pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Czy nie wspominałeś wcześniej, że mieszkasz z naszym drogim Harrym? – zapytała, idąc miedzy regałami pełnymi książek.

- Tak, mieszkam z jego rodziną – potwierdził zakłopotany.

- Cóż, dobrze orientować się w niektórych sprawach, to może ułatwić wspólne życie pod jednym dachem prawda? – posłała mu ciepły uśmiech i zatrzymała się przy jednej z ostatnich półek – to tutaj, nie mamy tego wiele, aczkolwiek kochana Anne była tak miła i dostarczyła nam niektóre książki, które nie są jej już potrzebne, dzięki czemu na pewno coś dla siebie znajdziesz – wskazała ręką na mały zbiór książek, to i tak było dla niego wiele, zawsze mógł jeszcze wspomóc się Internetem, chociaż zawsze wolał książki.

- Dziękuję pani, to znaczy Violet, dziękuję – uśmiechnął się radośnie kucając i przeglądając literaturę – na pewno coś wybiorę.

- Miło, że mogłam pomóc, ale jeżeli pytałbyś mnie o zdanie, to najlepiej zdobyć wiedzę u źródła.

- To znaczy? – zapytał, nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli.

- Kochanie, nikt nie wie o Harrym tyle co Anne i... sam Harry, żadna książka nie da ci tyle, co prawdziwa rozmowa – powiedziała i z tymi słowami obróciła się na pięcie zostawiając go samego.

***

Powrót z biblioteki nie zajął mu zbyt dużo czasu, po drodze minął herbaciarnię w której dostrzegł Nialla i sporą liczbę starszych osób dyskutujących o czymś zażarcie, pomachał blondynowi który akurat go zauważył i nie zatrzymując się maszerował dalej w stronę domu. Jest kilka minut po piątej, kiedy znajduje się w swoim pokoju, rozłożony wygodnie na łóżku z książką w dłoni i małym stosikiem ułożonym na szafce nocnej. Nie wiedział, która z wypożyczonych pozycji będzie najlepsza na początek dla kogoś takiego jak on, kto nie ma pojęcia na temat Aspergera, więc nie myśląc nad tym długo, wziął pierwszą z brzegu i zaczął czytać.

Jego oczy powoli stawały się coraz większe, a szok malował się na jego twarzy. Myślał, że Asperger to jakaś drobnostka, nic istotnego, zbagatelizował to i miał gdzieś, a okazuje się że zachowanie Harry'ego, wszystko co robił było spowodowane nie złośliwościami czy jak to sobie tłumaczył dojrzewaniem, a właśnie zespołem Aspergera. Teraz wszystko zaczęło układać się w jeden obraz, pusty wyraz twarzy chłopaka, brak zainteresowania rozmową, udzielanie krótkich odpowiedzi, specyficzna mowa, która czasami tak bardzo zaskakiwała Louisa, używanie słów których nie rozumiał.

- Boże – jęknął pocierając twarz dłońmi – jaki ze mnie kretyn.

Zachowywał się jak głupek, mówił do niego potoczonym językiem, używając skrótów myślowych, a Harry po prostu nie miał pojęcia o czym on mówi, nie rozumiał go. Dlatego go ignorował, nie odpowiadał na zadane pytania i wychodził jak najszybciej z pokoju. Ta jego urocza niezdarność, potykanie się o własne nogi, utrata równowagi, to nie był przypadek, czy nieostrożność to był po prostu cały on, cały Harry. Postanowił, że musi przeczytać całą tą książkę, a jutro jest niedziela, dzień wolny więc z samego rana zabierze się za następną i może odkryje kolejne ciekawe informacje, a wtedy wreszcie będzie mógł normalnie rozmawiać z Harrym i może spróbuje mu jakoś pomóc.

Kiedy Gemma pukała do drzwi jego sypialni, mówiąc by zszedł na kolację, nie odezwał się ani słowem udając, że śpi. Nie miał czasu na jedzenie, miał nową misję i musiał zrealizować cel, który sobie postawił.

***

Niedziela rozpoczęła się deszczem uderzającym w szybę i dźwiękiem wiatru, który hulał na zewnątrz. Louis ucieszył się patrząc na to co dzieje się za oknem, taka aura sprzyjała przesiadywaniu w domu i oddawaniu się słodkiemu lenistwu. Mimo to postanowił nie siedzieć samotnie, więc opuścił swój pokój i zszedł do salonu, gdzie niestety i tak był sam. Najwidoczniej cała rodzina gdzieś wyszła, nie mówiąc mu o tym ani słowa. Wzruszył ramionami i otworzył książę na stronie na której skończył czytać dzień wcześniej i zatopił się w lekturze, pochłaniając coraz to nowsze informacje. Czytając nie zauważył, że Harry zszedł po schodach i zatrzymał się w progu obserwując go uważnie.

***

Harry'emu wydawało się że jest sam, w domu panowała taka przyjemna cisza i nikt mu nie przeszkadzał, więc domyślał się że Gemma i mama musiały gdzieś wyjść. Odetchnął z ulgą i postanowił iść do kuchni i zaparzyć sobie filiżankę gorącej herbaty. Miał dziś w planach obejrzeć jakiś film i może nie myśleć o szkole i o tym, że jutro jest poniedziałek i wszystko zacznie się po raz kolejny od nowa. Zszedł po schodach i chciał wejść do kuchni kiedy zauważył, że jednak nie jest tutaj zupełnie sam. Oczywiście zapomniał o Louisie i jego psie, mężczyzna leżał na sofie i czytał jakąś książkę, był tak pochłonięty tym zajęciem, że nawet nie usłyszał jego kroków i nie zauważył tego, że nie jest już w pokoju sam.

Harry'ego nie ciekawił Lou, szczerze to mało kto go interesował, ludzie byli dla niego tajemniczy, byli jak zagadka, której nie potrafił rozwiązać. Nie rozumiał ich motywów, nie wiedział dlaczego zachowują się w określony sposób, oczywiście zachowywał się tak jakby miał o wszystkim pojęcie, lata nauki i przebywania między nimi oraz terapie i spotkania z psychologiem dały swoje i jeżeli chciał, to potrafił zachowywać się całkiem jak oni, tak jakby był normalny i nie odstawał od reszty. Parsknął cicho na słowo normalny, które pojawiło się w jego głowie i pokręcił głową, tak był prawdziwym okazem normalności, zdecydowanie. Zostawił Louisa samego i przemknął się do kuchni, nie chcąc zwracać na siebie uwagi szatyna, który nadal go nie dostrzegał.

Przygotował herbatę i zabrał z szafki opakowanie ciasteczek po czym wyszedł z kuchni, chcąc jak najszybciej dostać się do swojego pokoju. Minął Louisa, ale zatrzymał się nagle kiedy tytuł książki mignął mu przed oczami, cofnął się kilka kroków i popatrzył jeszcze raz na to co Louis trzymał w dłoniach. Nie mógł w to uwierzyć, po prostu nie mógł. Zespół Aspergera. Jak z nim żyć. Jak pomagać. Jak prowadzić terapię. Co on sobie wyobrażał, że kim jest, jakimś terapeutą i że niby co, będzie prowadził terapię i patrzył na niego, jak na jakiś obiekt, będzie oceniał go na każdym kroku i sprawdzał, czy zachowuje się zgodnie z tym, co napisali w tych głupich książkach? Nie spodziewał się że będzie mógł nie lubić Louisa jeszcze bardziej, teraz rozumiał co to znaczyło kiedy w książkach ludzie czuli się zdradzeni i oszukani i chociaż Louis nigdy nie zachowywał się w stosunku do niego przyjaźnie, a Harry ignorował go przez większą część czasu, to i tak sądził, że jest obojętny Louisowi i że szatyn nie interesuje się jego odmiennością. Najwidoczniej mylił się i teraz przyjaciel Gemmy, obrał go sobie za cel badawczy.

To go zdenerwowało i chociaż nigdy nie był impulsywny, to teraz miał ochotę wyrwać mu tą książkę z rąk i rozerwać na drobne kawałki. To był jego dom i myślał, że chociaż tutaj może zachowywać się po swojemu, bez oceniających spojrzeń, pełnych krytyki. Louis nie miał prawa, wtrącać się w jego życie, wchodzić tutaj z buciorami i niszczyć wszystko to na co pracował z mamą przez lata. On burzył ich ład i spokój, zachowywał się jakby był jednym z członków rodziny, a przecież nie był, był obcym kimś z zewnątrz i Harry nie potrafił zrozumieć, dlaczego wszyscy go zaakceptowali i polubili. Chociaż nie, po chwili to do niego dociera, Louis jest normalny, więc pewnie nie trudno go lubić, a Harry jest... cóż jest Harrym, więc odpowiedź nasuwa się sama. Jego dłoń drżała coraz mocniej i nie był w stanie utrzymać filiżanki, która po prostu wypadła mu z dłoni i tylko cudem udało mu się nie oparzyć gorącym płynem.

***

Dźwięk tłuczonego szkła przywołał Louisa do rzeczywistości, obrócił się szybko i dostrzegł Harry'ego stojącego w progu, u jego stóp leżała rozbita porcelana. Podniósł się szybko z miejsca i ruszył w stronę loczka, który patrzył na podłogę, a jego ciało drżało mocno, tak jakby w domu panował przenikliwy chłód.

- Harry, stało się coś? – zapytał cicho i zatrzymał się kilka kroków od chłopaka, nie chcąc go wystraszyć. Jednak nie uzyskał odpowiedzi, więc postanowił wyciągnąć w jego stronę dłoń i zaskoczony dostrzegł, że nadal trzyma w niej książkę. Zauważył, że wzrok loczka skierował się na trzymaną przez niego rzecz i po chwili chłopak wyrwał mu książkę i odrzucił ją na bok – Harry... - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zielonooki obrócił się i wbiegł po schodach na piętro – możemy porozmawiać? – dokończył cicho, rzucając pytanie w przestrzeń.

Chyba po raz kolejny udało mu się zrazić do siebie Harry'ego, nie miał pojęcia jak zachowywać się odpowiednio by dotrzeć do nastolatka, mógł mieć tylko nadzieję, że te książki jakoś mu w tym pomogą.

***

Czekał aż usłyszy znajome głosy i kiedy nareszcie drzwi wejściowe otworzyły się i zamknęły, a w domu rozbrzmiała rozmowa Gemmy, Nialla, Robina oraz mamy, postanowił zejść na dół.

- O hej Hazz – usłyszał głos Nialla z tą przyjemną nutą, którą jego mama określała zawsze jako radość i ciepło w jednym.

- Cześć Niall – przywitał się cicho i skierował w stronę swojej mamy – mamo chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział i czekał na jakąś reakcję – w moim pokoju – dodał po chwili.

- Oczywiście kochanie – matka uśmiechnęła się do niego i poszła za nim do jego sypialni, nie zadając zbędnych pytań. Kiedy znaleźli się w pokoju chłopaka kobieta usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok siebie, zachęcając Harry'ego by usiadł obok niej, na co niechętnie przystał i usiadł utrzymując pewną odległość od rodzicielki – co się stało synku?

- Nie chcę żeby Louis z nami mieszkał – powiedział twardo i odważył się spojrzeć matce w oczy – mówię poważnie mamo, on ma się stąd wyprowadzić.

- Harry co się stało? Dlaczego nagle chcesz żeby Lou się stąd wyprowadził? – zapytała zaalarmowana, jej syn wydawał się tak zdeterminowany jak nigdy.

- Nie nagle, nie chciałem go tutaj od pierwszego dnia kiedy go zobaczyłem i tak jest przez cały czas odkąd się pojawił, nie chcę go tutaj – podkreślił mocno ostatnie słowa – on tylko przeszkadza i teraz jeszcze czyta książki o Aspergerze, po co to w ogóle robi? Co go to obchodzi? – poprawił się na swoim miejscu i objął się ramionami, odwracając głowę w drugą stronę – ma się wyprowadzić. Nie zmienię zdania.

Anne patrzyła na niego uważnie i szczerze mówiąc była w kropce, nie wiedziała co zrobić żeby Harry zmienił zdane, nie chciała wyrzucać stąd Louisa, będąc uczciwą musiała przyznać, że polubiła tego młodego mężczyznę i zaczęła traktować go jak członka rodziny. Z nim było tak radośnie i przyjemnie, dom nabrał jakiegoś ciepła i stał się inny, lepszy, ale jej syn najwidoczniej cierpiał i chciał jej to zakomunikować najlepiej jak potrafił.

- Kochanie...

- Mów do mnie po imieniu, jestem Harry nie kochanie – wtrącił niegrzecznie i w tym momencie przypominał Anne tego chłopca, który zmagał się z całym światem, który go nie rozumiał i nie akceptował. Mimo wszystko była jego matką i on nie miał prawa tak się zachowywać.

- Przestań mówić tym tonem – upomniała chłopaka, który nagle popatrzył na nią bezbarwnie.

- Jakim tonem? – zapytał i po raz kolejny Anne, zrozumiała, że on nie użył żadnego tonu, po prostu powiedział te słowa tak jak zawsze, a ona dorobiła sobie cała resztę. To zdarzało się tak często jakby zapominała o tym, że Harry nie jest zwykłym nastolatkiem, który jest opryskliwy.

- Nieważne, posłuchaj Harry, nie możemy wyrzucić Louisa tak po prostu, przecież nie zrobił niczego złego, nie jest do ciebie niemiły, jest uprzejmy i kulturalny, nie przeszkadza nam w niczym – mówiła i uniosła dłoń, przeczesując loki syna – i spójrz, czytał tą książkę, bo może chcę się z tobą zaprzyjaźnić.

- Na pewno nie – powiedział szybko chłopak.

- Skąd możesz to wiedzieć, przecież nie czytasz mu w myślach prawda? Sam mówiłeś ostatnio, że jeżeli ktoś nam czegoś nie powie wprost to nie powinniśmy wymyślać i tworzyć domysłów – musisz zapytać Louisa i wtedy dowiesz się dlaczego czyta te książki. I na tym na razie poprzestaniemy.

- Nie czuję się dobrze we własnym domu, czuję się jak w szkole, nawet tutaj muszę się tak czuć? – wyznał niespodziewanie Harry, kiedy Anne była już przy drzwiach i trzymała dłoń na klamce.

- Co się dzieje w szkole? – podeszła do niego szybko i kucnęła, chcąc spojrzeć w jego oczy.

- Nic takiego.

- Harry, opowiedz na moje pytanie, nie potrafisz kłamać, więc nawet nie próbuj.

- Szkoła jest szkołą, nic niezwykłego o czym trzeba by opowiadać mamo, już kiedyś o tym rozmawialiśmy i ten jeden raz wystarczy przecież, nie musimy tego powtarzać prawda?

- Tak Harry, jeden raz wystarczy – westchnęła i podniosła się – chodź na kolację, zjemy wszyscy razem – z tymi słowami opuściła pokój syna i zeszła po schodach kierując się w stronę kuchni.

- Co się stało mamo? – zapytała Gemma, widząc jej wyraz twarzy.

- Nic takiego, nic o czym trzeba by opowiadać prawda Harry? – zapytała syna, który stanął obok niej i wlepił wzrok w swoje dłonie.

- Tak mamo – zgodził się szybko i podszedł do szafki chcą wziąć swój kubek, ale nie było go tam – gdzie jest mój...

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam zapomniałem – usłyszeli głos Louisa, który stał w progu i z przepraszającym wyrazem twarzy wpatrywał się w Harry'ego – już go myję, możesz nawet sprawdzić czy robię to dobrze ok.?

Anne popatrzyła na syna, który miał grymas niezadowolenia na twarzy i mierzył Louisa morderczym wzrokiem. Musiała zatrzymać tutaj tego mężczyznę, chociażby dlatego że budził w Harrym jakieś skryte, nieujawnione wcześniej emocje. Musisz opłukać go pięć razy pod ciepłą i pięć pod zimną wodą, zrozumiałeś? Usłyszała głos swojego syna i szybkie przytaknięcie Louisa, zaśmiała się cicho i zabrała za przygotowywanie kolacji.

***

To nie tak, że oczekiwałem że mama wyrzuci stąd Louisa, od początku wiedziałem, że go polubiła, Robin i Gemma też. Wszyscy razem byli szczęśliwi i pasowali do siebie idealnie. To ja byłem niepasującym elementem układanki. Nawet mój kot woli ciebie niż mnie.

Dlaczego czytałeś te książki?

Dlaczego cię obchodzę?

Czy nie mógłbyś zachowywać się jak inni, ignorować mnie lub nienawidzić?

Tak byłoby łatwiej, jestem przyzwyczajony do takiego traktowania, ale nie do tego co mi robisz.

Wziąłeś mój kubek, to już kolejny raz i chciałem coś zrobić, ale byłeś miły i wymyłeś go tak jak kazałem. Pierwszy raz ktoś wziął mnie na poważnie i nie wiem jak mam się teraz zachowywać.

Chcę żebyś stąd zniknął, chcę żebyś tu został.



* Richard Bachman – Ostatni bastion Barta Dawesa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro