Rozdział trzydziesty drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przed wami przedostatni rozdział tej historii, jest naprawdę długi, więc mam nadzieję, że się spodoba i go docenicie :) Mogę wam  jedynie życzyć miłej lektury:) Pozdrawiam :) 



Widzisz - powiedziała - tyle jest tego, co nie znajduje sobie miejsca ani latem, ani jesienią, ani na wiosnę. To wszystko, co jest nieśmiałe i zagubione. Niektóre rodzaje nocnych zwierząt i tacy, którzy nigdzie nie pasują i w których nikt nie wierzy... Trzymają się na uboczu cały rok. A potem kiedy jest spokojnie i biało i kiedy noce stają się długie, a wszyscy posnęli snem zimowym - wtedy wychodzą. *

Zima odeszła, nim tak naprawdę się pojawiła, a luty zapowiadał szybkie nadejście wiosny. Lou nie był pewny, czy cieszy go taka pogoda, ale w końcu nie zapomniał jeszcze, gdzie mieszka. W Anglii nie było prawdziwych mrozów, jedyne co mogło spaść z nieba to deszcz. Czas pędził nieubłaganie, minęły urodziny Harry'ego, który chyba pierwszy raz w życiu był podekscytowany na myśl o tym dniu i zaraził swoim entuzjazmem wszystkich domowników, którzy z radością kupili mu prezenty urodzinowe. Lou wcale nie przypisywał sobie tego sukcesu, zupełnie nie. Teraz czekało go coś zupełnie innego i chociaż nie uznawał tego głupiego święta, to miał zamiar przygotować coś miłego dla Harry'ego. W końcu pierwsze walentynki to nie byle co.

Zaplanował sobie wszystko jakiś czas temu. Porozmawiał z Robinem i namówił mężczyznę, by wyciągnął gdzieś Anne na wieczór. Był nawet tak wspaniałomyślny, że kupił im bilety do kina na jakąś komedię romantyczną, która miała swoją premierę właśnie w walentynki. Gemmą nie musiał się przejmować, był pewien, że świeżo upieczeni narzeczeni spędzą pierwsze wspólne święto miłości razem, robiąc nie wiadomo jakie rzeczy. Lou wolał o tym nie myśleć, ale przed wyjściem przypomniał przyjaciółce, że brzuch nie będzie wyglądał zbyt dobrze w sukni ślubnej, w której była zakochana od jakiegoś czasu. Jego dobra rada nie spotkała się z wdzięcznością, a Harry słysząc, co powiedział, przewrócił tylko oczami, nie komentując tego w żaden sposób.

Teraz był idealnie przygotowany. Dom był pusty i panowała w nim przyjemna cisza. Nie musiał przejmować się tym, że zaraz ktoś postanowi wejść do salonu i zniszczyć wszystko, co przygotowywał przez dobry tydzień. Pokój rozświetlały zapalone świeczki, oczywiście pamiętał, by wybrać bezzapachowe. Nauczył się już, że Harry źle reaguje na zbyt intensywne zapachy, zresztą loczek zbyt wiele razy mówił mu, że śmierdzi. Teraz ograniczył używanie perfum do minimum. Na stole czekała już kolacja, którą samodzielnie przygotował, coś lekkiego, co lubił Hazz. Nie chciał, by Harry męczył się podczas jedzenia, chociaż ten prędzej powiedziałby mu, że danie jest ohydne i nie powinien w ogóle zabierać się za gotowanie.

Miał nadzieję, że chłopak będzie zadowolony. Domyślał się, że to będą jego pierwsze prawdziwe walentynki, więc chciał, by wszystko wypadło perfekcyjnie. Kontrolnie zerknął na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał nienajgorzej, więc mógł pójść po Harry'ego, który zabunkrował się w swojej sypialni, ucząc się na nadchodzące egzaminy. Zapukał do drzwi i wszedł do środka, zastając chłopaka ślęczącego nad książkami.

– Hazz czas na przerwę – powiedział, robiąc krok w stronę bruneta, który jeszcze nie podniósł na niego swojego wzroku.

– Mhm – mruknął młodszy, nadal wpatrując się w jakieś notatki, całkowicie ignorując obecność Louisa.

– Harry, chciałbym, żebyś skończył naukę na dziś – nie wiedział, czy może nie był zbyt bezpośredni i nieuprzejmy, ale jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, loczek spojrzał na niego i niechętnie zamknął zeszyt. Zauważył, jak zmarszczył czoło i wpatrywał się w niego z grymasem na twarzy. – Coś się stało?

– Co zrobiłeś z włosami? – oczywiście, jak zawsze był szczery i prostolinijny.

– Uczesałem się – zażartował, poprawiając dłonią zaczesane do góry włosy. Oceniający wzrok młodszego sprawiał, że zaczynał czuć podenerwowanie.

– Czyli odkąd cię znam, każdego dnia się nie czesałeś? Zrobiłeś to dopiero dzisiaj?

– Nie, po prostu dzisiaj włożyłem w to więcej starań – starał się ukryć uśmiech, który wywołały słowa wypowiedziane przez Stylesa. – Wyglądam tak źle? To dlatego się krzywisz?

– Jeszcze nie zdecydowałem, czy podoba mi się ta – chłopak machnął dłonią w nie do końca skoordynowanym ruchu – fryzura. Wyglądasz inaczej.

– Daj mi znać, jak już dowiesz się, czy mój wygląd ci przypasował, a teraz chodź – wyciągnął w jego stronę dłoń i poruszył nią, gdy Harry nie ruszył się z miejsca. – Dalej Hazz, kolacja nam stygnie.

– Jaka kolacja? Gotowałeś coś? Jeżeli zdemolowałeś kuchnię, to mama się zdenerwuje i wyrzuci cię stąd. Wiesz o tym prawda? – posłusznie wstał i wyminął Louisa, ignorując jego wyciągniętą rękę.

– Bardzo śmieszne Harry, potrafię gotować, zresztą dobrze o tym wiesz. Już nieraz dla nas gotowałem. – maszerował za nim z niezadowoloną miną. Trudno być romantykiem przy Harrym Stylesie.

– Dlaczego dziś gotowałeś? I dlaczego ... – zielonooki zamarł w połowie zdania, gdy stanął w progu. Obejrzał się szybko na Louisa stojącego za jego plecami i posłał mu pytające spojrzenie. – Co się tutaj stało? Po co te świeczki?

– Dzisiaj są walentynki i pomyślałem, że możemy spędzić ten wieczór razem, zjeść coś dobrego, porozmawiać i być ze sobą – wzruszył ramionami i nagle poczuł się całkowicie onieśmielony. Tak właśnie działał na niego Harry, sprawiał, że Lou z dorosłego mężczyzny stawał się dzieciakiem, który nie wie, czy to co robi, jest dobre i ma jakikolwiek sens.

– Walentynki? – powtórzy głucho Styles, przydreptując nerwowo z nogi na nogę.

– Wiesz, takie święto zakochanych, obchodzone czternastego lutego.

–Wiem, co to są walentynki głupku – zganił go, przewracając oczami na ten słaby żart. – Ja po prostu nigdy ich nie obchodziłem i zupełnie o tym nie pomyślałem.

– Chodź skarbie, jedzenie zaraz ostygnie – chwycił go za dłoń i pokierował w stronę stołu. – Proszę – odsunął krzesło, gestem zapraszając go do zajęcia miejsca. – Szef kuchni poleca kurczaka z warzywami. Smacznego – obserwował, jak młodszy niepewnie chwyta widelec i odkłada go po chwili, krzywiąc się na dźwięk, jaki wydało uderzenie stali o porcelanę. – Co się dzieję? – naprawdę nie miał pojęcia, co zrobił nie tak. Chciał tylko, by spędzili miły wieczór.

– Nie wiem, co mam powiedzieć – zaczął cicho Harry, unikając wzroku Louisa, tak jak na początku ich znajomości.

– Prawdę, tak jak zawsze skarbie – chciał go dotknąć, ale nie był pewien, czy właśnie tego potrzebował w tej chwili loczek, który siedział zgarbiony i nerwowo wyginął palce u swojej dłoni. To wszystko tak bardzo przypominało ich pierwsze miesiące życia pod jednym dachem. – Mów do mnie Harry.

– Ja nigdy nie przygotowałem dla ciebie czegoś takiego, a ty postarałeś się i zrobiłeś to wszystko. To niesprawiedliwe i nie powinno tak być. Czuję się głupio i nie wiem nawet, jak powinienem się odwdzięczyć.

– Harry nie musisz się odwdzięczać, to nie o to tu chodzi – przysunął się bliżej loczka, który popatrzył na niego z desperacją w oczach.

– To o co? Bo nie rozumiem tego wszystkiego. Jestem beznadziejny, może mama ma rację, mówiąc, że powinieneś sobie odpuścić Lou. Nie musisz się mną zajmować i opiekować. Każdego to w końcu zmęczy.

– Przestań dobrze? Nie wygaduj takich głupot, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Obaj jesteśmy nowi w tych miłosnych sprawach okay? I to jest w porządku, nauczymy się wszystkiego razem. To mnie uszczęśliwia, stawianie wspólnie pierwszych kroków. Nie ma nikogo innego, z kim chciałbym to robić jasne? Tylko ty i ja, nikt więcej. I jesteśmy na randce, więc nie mów o swojej mamie, której pozbyłem się na ten wieczór z domu. Posłuchaj Harry, nie musisz niczego dla mnie robić, jeżeli nie czujesz takiej potrzeby. Do niczego się nie przymuszaj, rób tylko to, na co masz ochotę. Ja jestem szczęśliwy, ponieważ jesteś tutaj ze mną, pozwalasz się przytulać, chociaż to nie jest dla ciebie najprzyjemniejsze, spędzasz ze mną swój czas, robiąc zupełnie nowe rzeczy, które wychodzą poza twoją strefę komfortu. To wszystko co mi dajesz, jest ważniejsze niż jakaś głupia kolacja, którą dziś przygotowałem. Jeżeli kiedyś będziesz chciał, możemy razem przygotować coś takiego, ale tylko jeśli będziesz miał na to ochotę. I nawiasem mówiąc, opiekowanie się tobą sprawia mi przyjemność, chyba po prostu jestem tym typem faceta, który lubi się troszczyć. To nie jest ciężar, ty nie jesteś ciężarem, ale musisz przestać tak o sobie myśleć zgoda?

– To jest randka? – wypalił Harry, ignorując cały emocjonalny monolog Louisa.

– Tylko tyle usłyszałeś z tego, co powiedziałem?

– Słyszałem wszystko, ale jeżeli to jest randka, to powinienem być lepiej ubrany, wiesz? – chłopak zgniótł w dłoniach fragment swetra, który miał na sobie.

– Wyglądasz ślicznie, tak jak zawsze – musnął ustami zarumieniony policzek bruneta i opadł na swoje miejsce. Nie zorientował się nawet, w którym momencie ukucnął naprzeciw chłopaka i trzymał mocno jego drżące dłonie.

– Możemy już jeść? Chyba zgłodniałem.

– Boże tak! – wykrzyknął radośnie, entuzjastycznie zabierając się za przygotowane danie. – Smacznego i nie myśl, że mówiąc tak wymuszam komplementy jasne? – powiedział, gdy zobaczył, że Harry otwiera usta.

– Chciałem tylko powiedzieć, że lubię, kiedy mnie przytulasz.

Lou spojrzał na niego zszokowany, a jego głupie serce zabiło o wiele szybciej, niż powinno.

***

Siedzenie przy stole okazało się nie tak wygodne, jak Lou oczekiwał, a może to po prostu on nie lubił siedzieć tak sztywno i udawać, że klimat szykownych restauracji jest w jego stylu. Zresztą poduszki i miękki dywan położone przed kominkiem wyglądały o wiele bardziej zachęcająco i wręcz zapraszały do skorzystania z nich. Dlatego wylądowali w tym miejscu, siedząc wygodnie naprzeciw siebie przyglądając się płomieniom ognia, otulającym kolejne kawałki drewna swoim gorącem i żarem. Od jakiegoś czasu prowadzili spokojną, leniwą rozmowę i Lou mógł przyznać przed sobą, że przy nikim nie czuł się w ten sposób. Przed Harrym nie spotkał takiej osoby, z którą mógłby po prostu siedzieć i rozmawiać, wymieniać poglądy i opinie, nie wymuszając głupich żartów.

– Nie mogę uwierzyć, że namówiłeś tatę na wyjście do kina z mamą tylko po to, żeby przygotować randkę dla nas – powiedział Harry z nutka podziwu w głosie. – To jakby niewiarygodne, wiesz? Myślisz, że mama dostrzegła w tym podstęp?

– Myślę, że nie. Twój tata często wyjeżdża w delegacje, więc czas tylko dla nich z pewnością im się przyda. Ja tylko trochę pomogłem twojemu tacie, byłem dobrym duszkiem, który zorganizował co nieco – uśmiechnął się w stronę loczka, który kręcił się na swoim miejscu.

Przyzwyczaił się już do pewnego sposobu bycia Harry'ego, wiedział, że chłopak czasami wpatruję się w przestrzeń bez ruchu i wtedy nie docierają do niego żadne słowa, albo chodzi nerwowo lub kręci się na swoim miejscu, starając się odnaleźć jakiś spokój, którego w danym momencie mu zabrakło. Domyślał się, że kolacja i cały ten wieczór dały Harry'emu tyle wrażeń, że teraz zwyczajnie nie mógł usiedzieć z podekscytowania.

– To prawda, taty często nie ma, a mama zazwyczaj przejmuje się i wtrąca we wszystko, co dzieję się w domu i w mieście. Gemma jest do niej bardzo podobna pod tym względem. Ciekawe, czy rodzice będą zadowoleni z tego wyjścia.

– Mam nadzieję, że tak w innym razie twój tata przestanie być moim sojusznikiem – naprawdę liczył, że Robin nie przejdzie na stronę Anne w ich małym sporze. Dobrze było mieć za sobą jakiegoś faceta z tej rodziny. Harry'ego miał, tego akurat był pewien.

– Sojusznikiem? – powtórzył brunet, krzywiąc się nieznacznie.

– Twój tata chyba mnie lubi, więc nie ma nic przeciwko naszej relacji, a twoja mama, sam wiesz – zauważył, jak Harry przytakuje ze zrozumieniem, zgadzając się z tymi słowami. – Ale koniec rozmawiania o twoich rodzicach. Wiem, że jest już późno, ale zaplanowałem dla nas jeszcze coś. Tylko się nie denerwuj.

– Jest udowodnione naukowo, że kiedy ktoś mówi tylko się nie denerwuj, druga osoba automatycznie zaczyna się stresować – zauważył Harry, zaplatając ręce na piersi. Nie miał pojęcia, co też mógł wymyślić Louis.

– To nic takiego, ale jeszcze tego nie robiliśmy, więc proszę, nie panikuj – szatyn wstał i podszedł do starego odtwarzacza Anne.

Czuł wzrok loczka, który nie spuszczał z niego oczu. Był chyba bardziej przerażony samą reakcją bruneta, niż tym co ma zamiar zaraz zaproponować chłopakowi. Gdy pierwsze dźwięki fortepianu rozległy się w pomieszczeniu, odetchnął głęboko i odwrócił się w stronę Harry'ego, który nadal nie miał pojęcia, co zaplanował. Wyciągnął w jego stronę dłoń, zachęcając Stylesa do podniesienia się z miejsca.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Po co ta piosenka? – zapytał zmieszany chłopak, ale wstał i powoli podszedł do Louisa, który uśmiechał się spokojnie, tak jakby miał wszystko pod kontrolą.

– Pomyślałem, że moglibyśmy zatańczyć – rzucił lekko i w tej samej chwili Harry zamarł w pół kroku. – To nic strasznego Hazz, tylko ty i ja.

– Nie, ja nie tańczę – chłopak cofał się szybko, jak przestraszone zwierze, chcące uciec przed zagrożeniem, ale przecież Lou nie był żadnym niebezpieczeństwem.

– Ja też nie, ale razem możemy spróbować.

– To nieprawda – zaprotestował nagle loczek. – Widziałem, jak tańczysz z tym chłopakiem, który chciał być z tobą.

– Słucham? Nie wiem, o czym mówisz Hazz. Jakim chłopakiem? – zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o czym mówi Harry. Naprawdę nie tańczył zbyt często, a już szczególnie z mężczyznami.

– Wtedy też miałeś taką fryzurę, a Andrew przytulał cię cały czas, kiedy tańczyliście razem – dolna warga Harry'ego zadrżała, a szatyna nagle olśniło.

– Andy? Mówisz o znajomych Gemmy? Hazz nie myśl o tym teraz, proszę cię. To był zwykły natrętny typ, którego chciałem się pozbyć, ale nie miałem jak. Nawet nie pamiętałem jego imienia, dopóki mi go nie przypomniałeś. On jest nikim, a ty znaczysz wszystko – chwycił go za dłoń i przyciągnął bliżej siebie, mimo oporu stawianego przez młodszego. – Nie myśl o nim, jasne? Nie chcę, byś kiedykolwiek czuł się gorszy przez jakiegoś nic nieznaczącego typka. Teraz lepiej powiedz mi, dlaczego odmawiasz mi jednego tańca.

– Tańczenie jest męczące, sprawia, że ludzie się pocą i rumienią. W dodatku trzeba się dotykać, zazwyczaj wszyscy ocierają się i przytulają, a to wygląda okropnie. Wiem, że większość osób lubi tańczyć i sprawia im to przyjemność, ale dla mnie nawet patrzenie na tańczące pary jest nudne albo obrzydliwe. I nie rozumiem, jak można za pomocą tańca przekazywać uczucia. Nie jestem głupi i wiem, że są gesty i mimika, ale nadal taniec jest głupi. Mama zmusiła mnie kiedyś do pójścia na zabawę szkolną, to jedno z najgorszych wspomnień z mojego życia.

– Dooobra – powiedział przeciągle Lou. – Powiedzmy, że rozumiem twój punkt widzenia, a dyskoteki szkolne to koszmar, więc Anne zawaliła po całości. Jednak nadal chcę z tobą zatańczyć i obiecuję ci, że będzie miło. Masz moje słowo, że nie będzie żadnego ocierania i pocenia się. Może przytulę cię, bo tak będzie nam wygodnie. Zaryzykujesz? A później przebierzemy się w pidżamy i obejrzymy u ciebie w pokoju świetny film o tańcu. Będziesz zachwycony – przyciągnął loczka jeszcze bliżej, obejmując go w pasie i przytulając do swojego ciała. Słyszał, jak marudzi i narzeka, ale spokojna melodia your song sprawiała, że bujali się powoli w swoich ramionach. Czuł, jak napięte jest ciało chłopaka, wiedział, że dla niego to coś więcej, niż zwykły taniec, ale po raz kolejny czuł, że zrobili razem wielki krok. Nie byłby sobą, gdyby nie pośpiewał pod nosem, szczególnie, że bardzo lubił tę piosenkę.

So excuse me forgetting but these things I do

You see I've forgotten if they're green or they're blue

Anyway the thing is what I really mean

Yours are the sweetest eyes I've ever seen

Zauważył mały uśmiech na ustach Harry'ego, a dłonie chłopaka delikatnie dotykały jego karku i włosów. To było miłe i sprawiało, że chciał jedynie przymknąć oczy i rozkoszować się chwilą, ale jeszcze bardziej magiczna była twarz loczka, która rozświetlała się z każdym miły słowem tej piosenki.

I hope you don't mind that I put down in words

How wonderful life is while you're in the Word

Zaśpiewał z Eltonem ostatnie słowa utworu i nie zastanawiając się długo nad kolejnym krokiem, pocałował Harry'ego. Musnął jego wargi czule, chcąc przekazać, jak bardzo jest w nim zakochany. Słyszał ciche westchnienia chłopaka, które mimowolnie uciekały z jego zaróżowionych ust. Nie wiedział, czy kiedykolwiek przyzwyczai się do tego, że może pocałować Harry'ego, przytulić go i nazywać swoim chłopakiem.

– Powiedz proszę, że ten film to nie Step up – wyszeptał w jego wargi, gdy tylko przerwał pocałunek.

– Za kogo ty mnie masz Hazz? Oczywiście, że to nie Step up. Skarbie obejrzymy jeden z najpiękniejszych filmów o tańcu, marzeniach i miłości Zatańcz ze mną.

Zauważył jego zaskoczoną minę i z zadowoleniem pociągnął go w stronę schodów prowadzących na piętro. Zapowiadał się naprawdę miły wieczór.

***

Niall trzymał dłoń Gemmy, gdy spacerowali po pustych uliczkach z Theo i Mią biegnącymi przed nimi, wskakującymi do wszystkich kałuż, które zdołali zauważyć. Po zimie nie było już śladu i chyba wszyscy czekali na prawdziwą wiosnę. Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się na myśl, że to będzie ich pierwsza wiosna razem. Może był głupi i sentymentalny, ale takie drobiazgi naprawdę się dla niego liczyły i były istotne.

– Niall chciałbyś mieć kiedyś dzieci? – pytanie Gemmy sprowadziło go na ziemię, ale nie był to zły powrót. Zerknął na nią zaskoczony nagłą zmianą tematu, jeszcze chwilę temu dyskutowali o wyjeździe na kilka dni do Londynu.

– Skąd to pytanie? – naprawdę był ciekaw, nigdy nie rozmawiali o dzieciach, nie żeby miał coś przeciwko, ale zastanawiał się o czym myślała Gemma.

– Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, a to chyba jest ważne prawda? Dzieci to istotna kwestia, a przecież jesteśmy zaręczeni i planujemy ślub – wyjaśniła pospiesznie, ale od razu wyczuł, że to nie w tym rzecz. Nie była z nim do końca szczera, ale wiedział, że dopóki nie odpowie, nie dowie się prawdy.

– Oczywiście, że chciałbym mieć dzieci, ale tylko wtedy, gdy ty również będziesz tego chciała. Myślę, że bylibyśmy świetnymi rodzicami, mamy już wprawę, odkąd opiekujemy się tą dwójką praktycznie non stop, ale nic na siłę – spojrzał na narzeczoną, która zatrzymała się nagle w miejscu i nie wyglądała na uspokojoną, wprost przeciwnie targały nią jakieś emocje. – Mogę wiedzieć, co się dzieje? Jesteś niespokojna. Powiedz, o co chodzi.

– Załóżmy, że będziemy mieć dziecko, a co jeśli okaże się, że jest takie jak Harry?

– Mądre, sympatyczne, homoseksualne czy też przystojne? Wiesz, nawet ja umiem dostrzec, że masz świetnego brata – uśmiechnął się w jej stronę, ale Gemma nie odwzajemniła tego.

– Wiesz, co mam na myśli, nie żartuj sobie.

– Nie żartuję. Pytasz, czy zespół Aspergera sprawi, że przestanę kochać swoje dziecko? Kocham cię Gemms, ale muszę to powiedzieć, zadałaś najbardziej idiotyczne pytanie na świecie. Jak w ogóle możesz myśleć, że to cokolwiek by zmieniło. To nadal byłoby nasze dziecko, które kochałbym najbardziej na świecie. Nieważne, czy miałoby Aspergera, było niepełnosprawne, homo, trans, czy cokolwiek innego. Nie jestem tym typem człowieka, nie jestem, jak twój ojciec. Myślałem, że to wiesz. Uwielbiam twojego brata i skoczyłbym za nim w ogień, więc odpowiadając na twoje pytanie, jeżeli okaże się takie jak Harry, to będę je kochał, wspierał i był przy nim wtedy, kiedy będzie mnie potrzebowało.

– Kocham cię Niall, wiedziałam, że tak odpowiesz, ale musiałam się upewnić. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek później cierpiał, przepraszam – objęła go, mocno się w niego wtulając. Czuła na swoich plecach jego dłonie, powoli głaszczące ją w uspokajającym geście. Nigdy nie wątpiła w Nialla, ale pamiętała doskonale swojego ojca i nie przeżyłaby ponownie takiej sytuacji.

– Rodzice mówili, że macie się przy nas nie obściskiwać! – zawołała Mia, a Theo przytaknął jej ochoczo. Ciekawe od kiedy tych dwoje było tak zgodnych. Jeżeli te dzieciaki zawiążą pokojowy pakt, wszyscy będą w niebezpieczeństwie, Niall był tego pewien.

– A kto się obściskuje? Chyba wy – prychnął, odsuwając się od Gemmy i obejmując ją jednym ramieniem.

– Ja w życiu nie dotknę dziewczyny, one są beznadziejne – stwierdził z obrzydzeniem Theo, robiąc dwa kroki w bok, byle dalej od Mii, która przewróciła na niego oczami.

– Jasne, zawsze możesz znaleźć sobie chłopaka – prychnęła dziewczynka, kręcąc protekcjonalnie głową.

– I wszystko wróciło do normy – stwierdził z zadowoleniem Niall, przysłuchując się kłótni dzieciaków, która raczej nie miała skończyć się zbyt szybko. – Równowaga musi zostać zachowana.

– Wiesz, że oni zachowują się jak my w dzieciństwie prawda? – zapytała Gemma, wbijając mu palce w bok.

– Co?

– Oni są tacy, jak my dawniej. Nie śmiej się, ale myślę, że może uda nam się jeszcze bawić na jednym weselu w przyszłości.

– Wiesz myślę, że poza naszym weselem i tej dwójki – wskazał głową na popychające się dzieciaki – może będzie jeszcze jeden ślub. Wcale by mnie to nie zdziwiło – obserwował, jak oczy Gemmy otwierają się coraz szerzej, a zrozumienie wymalowało się na jej twarzy, gdy w pełni zrozumiała, co miał na myśli. On był święcie przekonany, że w tym miasteczku będzie się dużo działo w przeciągu kilku lat.

***

Był wykończony. Nie myślał, że egzaminy w trakcie sesji okażą się tak wyczerpujące i stresujące. Był na skraju równowagi i miał wrażenie, że niedługo oszaleje z nerwów i ilości materiału, którą musiał opanować. Nie miał czasu na jedzenie, wychodzenie ze zwierzętami, a o rozmowach z Lou mógł tylko pomarzyć. Żył w jakiejś innej czasoprzestrzeni i szalonym pędzie. Nie mógł się już doczekać, kiedy w końcu odetchnie i odpocznie. Miał wszystko rozplanowane co do minuty, Louis śmiał się, że działa jak szwajcarski zegarek, ale naprawdę gdyby nie jego obsesja na punkcie planowania i bycia systematycznym, teraz z pewnością wrzeszczałby ze złości i bezsilności.

Bał się, że zawali jakiś egzamin i wtedy wszystko legnie w gruzach. Nie mógł zawieść samego siebie i wszystkich, którzy na niego liczyli. Był zbyt ambitny, czuł to szczególnie wtedy, gdy łzy kłuły go w oczy, a twarz stawała się czerwona ze złości. Brał na siebie zbyt wiele, ale nie potrafił odpuścić i poddać się. Było przedpołudnie, ale pół nocy spędził wczoraj na nauce, a później nie mógł zasnąć z nerwów przed egzaminem, który ostatecznie poszedł mu bardzo dobrze. Dopiero teraz zaczął czuć głód, a burczenie w brzuchu stawało się nie do wytrzymania. Zerknął na kanapki, które przyniósł mu wczoraj Louis. Teraz nie miał ochoty ich jeść, były nieświeże i stare, dlatego postanowił wyjść z pokoju i przygotować sobie jakiś szybko posiłek. Wydawało mu się, że jest w domu zupełnie sam. Wyraźnie pamiętał, jak szatyn przed wyjściem do pracy po cichu wkradł się do sypialni i pocałował go w czoło na pożegnanie. Był pewien, że Lou każdego dnia sądził, że smacznie śpi i nie jest świadom tych pocałunków. Nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu, chociaż czasami naprawdę z trudem powstrzymywał się przed szczerością i powiedzeniem prawdy.

Wszedł do kuchni, pocierając drżącą dłonią zmęczone oczy. Spędzał zbyt dużo czasu przed ekranem komputera, całe jego ciało protestowało przed tak dużym wysiłkiem, jaki wkładał obecnie w naukę. Z trudem włóczył nogami po drewnianej podłodze, która nieprzyjemnie skrzypiała pod nogami. Louis zawsze powtarzał, że to dźwięk prawdziwego domu, ale dla niego był to tylko kolejny irytujący odgłos, który wywoływał grymas na twarzy i nieprzyjemne pulsowanie skroni. Pochylił się przed lodówką, zastanawiając się, co mógłby zjeść, gdy usłyszał ciche, znajome chrząknięcie. Obrócił się gwałtownie, a przed jego oczami pojawiła się ciemność. Szybko oparł się o blat, czekając, aż świat przestanie wirować mu przed oczami.

– Jesteś skrajnie wyczerpany Harry – oceniła Anne, wpatrując się w niego z czymś, co mógł ocenić jako niezadowolenie.

– To tylko zmęczenie mamo – odparł, wzruszając ramionami.

–Nieprawda i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Jesteś tym wszystkim przytłoczony i wcale nie mam na myśli nauki. Radzisz sobie świetnie na uniwersytecie, nauka nigdy nie była dla ciebie problemem.

– Nie wiem, o co ci chodzi mamo. Mogłabyś mówić szczerze, co masz na myśli? – był zmęczony ciągłymi atakami ze strony mamy. Nawet w domu musiał ciągle zastanawiać się nad drugim dnem każdej jej wypowiedzi. To nie było miłe szczególnie dla niego. Jasne, po tylu latach terapii, rozmów i szkoły, która dała mu prawdziwą lekcję przetrwania teraz potrafił już odczytywać ukryte znaczenie pewnych słów, ale nadal u siebie w domu wolałby nie męczyć się w ten sposób snując domysły.

– Dobrze, w takim razie powiem, co o tym myślę – Anne wstała z miejsca i podeszła bliżej niego, wpatrując się w jego oczy. Starał się z całych sił, by wytrzymać jej wzrok dłużej niż zazwyczaj, ale czuł jak jej spojrzenie atakuje go, więc wbił wzrok w małą paprotkę stojącą na kuchennym blacie niedaleko okna. – To wszystko wina Louisa, odkąd zacząłeś to coś z tym chłopakiem, stałeś się podenerwowany i rozkojarzony. Nie można nawet normalnie spędzić z tobą czasu, ciągle nas unikasz i jesteś swoim całkowitym przeciwieństwem. On cię zmienił Harry, nie poznaję już swojego syna. Kiedyś było dobrze, a później pojawił się on i proszę, spójrz na siebie. Co się z tobą stało? Nie powinieneś w ogóle tego z nim zaczynać, to był błąd.

– Co ty mówisz? – nie mógł uwierzyć w to, co mówiła jego mama. – Jak mogła obwiniać o wszystko Louisa? Był tylko zmęczony, zarywał noce, by uczyć się jeszcze więcej, dlatego stał się podenerwowany i rozdrażniony. To nie miało nic wspólnego z Lou, przecież właśnie szatyn uspokajał go i sprawiał, że chociaż na moment odkładał książki i odpoczywał. Dlaczego ona tego nie rozumiała i zachowywała się w taki sposób?

– Mówię prawdę Harry. On wszystko zniszczył i sprawił, że jesteś nieszczęśliwy – głos jego matki był pretensjonalny, a ton opryskliwy. Nigdy nie mówiła do niego w ten sposób. Czuł się, jakby wrócił do szkoły i ludzi, którzy go gnębili i krzywdzili. Chciałby, żeby Lou był obok niego albo Gemma i Niall, oni zawsze byli po jego stronie, nie ważne, co by się działo.

–To co mówisz jest głupie i pozbawione sensu. Nie wiem, dlaczego nagle zaczęłaś tak nienawidzić Louisa, ale uspokój się i zmień swoje nastawienie – nie chciał kłócić się z mamą. Odkąd pamiętał, zawsze byli zgodni. Czuł, że teraz dzieje się coś złego.

– Ja jestem głupia? Jestem twoją matką i znam cię lepiej, niż tym sam siebie. Nie życzę sobie, żebyśmy rozmawiali w ten sposób.

– Powiedziałem, że to co mówisz jest głupie, a nie że ty jesteś głupia. Słuchaj uważnie. Nie musimy w ogóle rozmawiać, przyszedłem tylko zrobić sobie coś do zjedzenia.

– Kiedyś taki nie byłeś, Lou wmówił ci, że coś do niego czujesz, że jesteś gejem. Nigdy nawet nie interesowali cię inni ludzie, a nagle co, stwierdziłeś, że nadajesz się do bycia z kimś? – prychnęła, mierząc go wściekłym wzrokiem. Ta cała rozmowa nie poszła po jej myśli.

– Niczego mi nie wmówił, wiem, co czuję i kim jestem. I nie chcę być z byle kim, tylko z Louisem, tylko z nim. Ja naprawdę go kocham mamo. Czy mogłabyś zaakceptować to tak, jak zaakceptowałaś związek Gemmy i Nialla? – poprosił, wpatrując się w jasne drewno pod swoimi stopami.

– Kochasz go? Błagam Harry, wiesz w ogóle, co to znaczy? – przewróciła oczami, na głupoty wygadywane przez chłopaka. Nie słyszała większych bzdur w ostatnim czasie.

– Słucham? – wyszeptał, czując jak jego broda zaczyna drżeć, a łzy chcą wydostać się spod przymkniętych powiek.

Nie był głupi, nie był pozbawiony uczuć. Jak jego mama mogła powiedzieć coś takiego? Kochał ją, tatę, Gemmę, byli dla niego najważniejsi, odkąd tylko pamiętał. Teraz pokochał jeszcze Louisa i wiedział, jak to jest, wiedział co to za uczucie. Nie chciał zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Wyminął kobietę, która uważała, że zna go najlepiej na świecie i poszedł do swojego pokoju. Każdy, dosłownie każdy mógł sobie twierdzić, że ludzie z Aspergerem nie czują, nie potrafią okazywać uczuć, kochać, ale nie jego własna matka. Osoba, która wspierała go od najmłodszych lat, gdy zamiast bawić się samochodami, wolał czytać słownik. Czy to, że kogoś pokochał, było tak złe? Czy może to, że był to Louis? A może to, że nie była to dziewczyna?

***

Louis miał dość. Krążył po swoim pokoju niczym lew zamknięty w klatce i zastanawiał się, co do cholery zrobić. Coś było bardzo nie tak, ale nie miał pojęcia co. Wszystko było świetnie, gdy nagle wrócił z pracy i zastał Harry'ego, który nie przypominał dawnego siebie. Od tamtego wydarzenia minęło kilka dni, a loczek cały czas był smutny i zdystansowany. Jasne, pozwalał się przytulać, nie odpychał Louisa, ale ich rozmowom brakowało dawnej iskierki, a spojrzenie chłopaka pozbawione było blasku. Pomyślałby, że to wina egzaminów, ale Harry zdał je wszystkie z bardzo dobrymi wynikami. Pomiędzy nimi również nie wydarzyło się nic złego. Od walentynek było idealnie i Lou każdego dnia zakochiwał się w tym chłopaku coraz mocniej. Wiedział, że brzmi to kretyńsko, ale taka była prawda. Do głowy przyszedł mu tylko jeden pomysł i był związany z Anne. To ona spędzała czas w domu z loczkiem. Może ona wiedziała, co się stało pod jego nieobecność. Zdeterminowany, by dowiedzieć się prawdy, wyszedł z pokoju i wbiegł do kuchni, gdzie Anne siedziała przy stole pijąc kawę.

– Możemy porozmawiać? – zaczął, stojąc po przeciwnej stronie stołu.

– O czym Louis? – westchnęła zmęczonym głosem, nawet na niego nie patrząc. Ona też miała już dość tej chorej sytuacji.

– O Harrym. Nie wiem, czy zauważyłaś, jaki jest smutny i przygnębiony. Co się stało? – usiadł na krześle, nie chcąc stać nad kobietą w bojowej pozie.

– Może w końcu zrozumiał, że to wszystko nie ma sensu – powiedziała spokojnie, w końcu spoglądając na szatyna.

– Co nie ma sensu? – zmrużył oczy, wpatrując się w brunetkę. Miał złe przeczucia.

– Ten wasz związek – ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło, Lou widział to wyraźnie, jak skrzywiła się podczas wypowiadania.

– O czym ty mówisz? Co się wydarzyło, kiedy nie było mnie w domu? O czym rozmawiałaś z Harrym? Co mu powiedziałaś? – teraz zyskał pewność, że to Anne znowu coś zrobiła, że to ona nagadała loczkowi jakichś głupot, po których się załamał. Nie mógł dopuścić, by Harry zamknął się w sobie, jak po walentynkach rok temu. To byłoby najgorsze, co mogło ich spotkać.

– Nic takiego mu nie powiedziałam – stwierdziła obronnie kobieta, ale jej głos zadrżał niespodziewanie. Ukrywała coś, co męczyło również ją. Louis naprawdę chciałby, żeby w tym domu zapanował spokój, dokładnie taki, jak wtedy, gdy wprowadził się do nich dawno temu.

– Anne proszę cię. Co mu powiedziałaś? Chcesz, żeby wydarzyło się to, co wtedy, gdy Harry prawie wylądował w szpitalu, a lista leków jakie musiał zażywać, ciągnęła się bez końca? Powiedz mi, błagam – był zdesperowany, martwił się i z trudem mógł usiedzieć w miejscu, nie wrzeszcząc na matkę Harry'ego.

– On był taki podenerwowany i zestresowany. Przyszedł coś zjeść i ręce drżały mu przez cały czas. Chciałam z nim porozmawiać i powiedziałam, że to wszystko wina waszego związku, tego co was łączy. Dodałam, że to nie ma sensu i to twoja wina, bo ty go zmieniłeś. On był zły, powiedział, że wygaduję głupoty, pierwszy raz tak naprawdę podniósł na mnie głos i pokłóciliśmy się – głos Anne zaczął drżeć i Lou z chęcią pocieszyłby ją, ale to ona doprowadziła do tej sytuacji, męcząc Harry'ego, podjudzając przeciwko niemu. – On powiedział, że cię kocha, a ja zapytałam, czy ... czy w ogóle wie, co to znaczy kochać kogoś – kobieta zamilkła, a on wpatrywał się w nią w milczeniu, przetwarzając wszystko, co powiedziała. Bolało go serce. Myślał o tym, jak zraniony był jego Harry, jak okropnie musiał się poczuć, słysząc takie słowa od swojej matki. Musiał coś powiedzieć, coś zrobić.

– Wiesz, jak mocno go zraniłaś? Harry kocha ciebie, Robina i Gemme tak mocno. On ... on może tego nie mówi, ale jesteście dla niego najważniejsi. Jak mogłaś powiedzieć, że nie wie, co to miłość? On to wie bardzo dobrze, potrafiłby powiedzieć ci dokładną definicje słowa miłość, a później sama dostrzegłabyś, jak on ... jak okazuje ją w codziennym życiu. Jesteś jego mamą, znasz go najdłużej z nasz wszystkich. Jak mogłaś nawet pomyśleć, że Harry nie potrafi kochać? – zamilkł, myśląc o Harrym, o tym chłopaku, który tak wiele razy musiał słyszeć lub czytać o czymś takim, o głupich stwierdzeniach, że ktoś z Aspergerem nie czuję. A teraz Anne, osoba która była mu najbliższa, powiedziała coś takiego. – Jak on zareagował? Nie miał w swoich oczach łez? Nie widziałaś ich? Czy tak reaguje osoba, która nie wie, co to miłość? Mam dość Anne – pokręcił głową z trudem, powstrzymując łzy, które chciały wypłynąć z jego oczu – mam dość tych kłótni, głupich sporów i dogryzania sobie na każdym kroku. Chciałbym żebyś traktowała mnie tak jak wcześniej, jak tego pierwszego dnia, kiedy tu przyjechałem i od razu poczułem, jakbym miał drugą mamę. Czułem się tu jak w domu dzięki tobie, chciałbym dalej móc spędzać z tobą czas, rozmawiać o nowych przepisach, sadzić kwiaty w ogrodzie, oglądać stare filmy, które tak lubimy. Czy tylko ja za tym tęsknię? Czy tylko dla mnie to coś znaczyło? Kocham twojego syna Anne. Pokochałem go tak mocno, że czasami budzę się w nocy i jestem przerażony, bo nie wiem, czy na niego zasługuję, nie wiem, czy jestem odpowiedni, ale później myślę o tym, jak wiele bym dla niego zrobił, ile poświęcił, byleby tylko był szczęśliwy i wiem, że to jest to. To jest miłość Anne. Możesz mnie stąd wyrzucić, możesz mówić mu, co chcesz na mój temat, ale ja nie zniknę z jego życia, chyba, że on sam tego zapragnie. Zastanów się proszę nad tym wszystkim – wstał ze swojego miejsca i stanął obok kobiety. – Tym zachowaniem ranimy Harry'ego, a on zniósł już w swoim życiu wystarczającą ilość bólu. Powinniśmy zrobić wszystko, by był szczęśliwy.

– Louis – kobieta chwyciła go za dłoń, gdy chciał odjeść. – Po prostu zawsze myślałam, że to ja będę się nim opiekować, a później zostanie z nim Gemma. On nigdy nie miał nawet przyjaciół. A nagle pojawiłeś się ty i wywróciłeś nasz świat do góry nogami. Musisz zrozumieć, że jestem jego matką i boję się, że pewnego dnia zrozumiesz, że pragniesz czegoś więcej. Będziesz chciał założyć normalną rodzinę, wyjść za mąż, zaadoptować dziecko. Z Harrym to ci się nie uda. I wtedy go zostawisz, a on sobie z tym nie poradzi.

– Pragnę wszystkiego z Harrym, nie jestem głupim dzieciakiem Anne, nie mam trzynastu lat i wiem, że świat to nie jest komedia romantyczna. Nie wszystko będzie różowe i idealne, ale czy kiedykolwiek jest? Czy twój mąż miał Aspergera? Z tego co wiem, to nie, a i tak zdołał zniszczyć ci życie. A co do dzieci, to nie wiem, czy widziałaś kiedyś swojego syna z maluchami. Jest przy nich najspokojniejszą osobą na świecie. Jest idealny Anne, więc porzuć swoje obawy dobrze? Nigdzie się nie wybieram, ale też na razie nie planuje w swojej głowie ślubu i dzieci, możesz się uspokoić.

– Przepraszam Louis, nie chciałam być taką ... jędzą, ale całe życie byłam tylko ja i Harry. Chyba trudno mi się pogodzić z tym, że on otworzył się na kogoś innego, a przecież przez całe życie tylko tego chciałam.

– Nie mnie powinnaś przeprosić, ja nie potrzebuję twoich słów. Porozmawiaj z Harrym dzisiaj, bo jutro mam zamiar zaprosić go na krótki wyjazd do mojego rodzinnego domu. Mama nie może się doczekać, kiedy go przywiozę – uśmiechnął się na samą myśl o rodzinnych stronach i Harrym.

– Dobrze, porozmawiam z nim, ale nie sądzę, że on zgodzi się z tobą pojechać. To byłby dla niego zbyt duży krok.

Lou miał ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymał się i ruszył w stronę schodów. Powiedzieli dziś wystarczająco, oboje mieli o czym myśleć. Wiedział jedno, Anne nie miała racji i w swojej głowie miała stworzony przedziwny obraz Harry'ego, który nie miał już nic wspólnego z prawdą.

***

Przekroczyli już granice miasta, a Lou cały czas miał przed oczami zszokowaną twarz Anne, obserwującą, jak pakuje ich walizki do bagażnika. Oczywiście była przekonana o tym, że Harry odmówi i wybije mu ten pomysł z głowy, ale ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich, loczek zgodził się. Zerknął na bruneta, który przez całą drogę odezwał się zaledwie kilka razy. Teraz również siedział w milczeniu i wpatrywał się w mijany miejski krajobraz. Ostrożnie, tak żeby nie wystraszyć chłopaka, położył dłoń na jego kolanie. Poczuł, jak Harry drgnął niespokojnie i skierował na niego swoje zielone tęczówki.

– Wszystko w porządku? Jesteś dziś wyjątkowo milczący – powiedział, obdarzając go ciepłym uśmiechem, który miał dodać mu otuchy. Z zaskoczeniem zarejestrował to, jak Harry chwyta jego dłoń i umieszcza na kierownicy.

– Z tego co wiem, to są pewne zasady dotyczące kierowania pojazdami. Obie dłonie na kierownicy Louis – pouczył go młodszy, a jego ton głosu wyrażał jedynie znudzenie. – Nie patrz tak na mnie, dobrze wiesz, że mam racje.

– Jak zawsze – mruknął rozbawiony, rejestrując, że może się pożegnać z romantycznym trzymaniem za dłonie w trakcie jazdy – zaśmiał się z własnych myśli, zyskując zdezorientowane spojrzenie loczka.

– Podobno tylko nienormalni ludzie śmieją się i gadają sami do siebie – zauważył z uniesionymi brwiami, oczekując jakieś reakcji ze strony Louisa.

– Gdzie to usłyszałeś? – zapytał, ciesząc się, że młodszy w końcu włączył się w jakąś rozmowę. Chociaż za dosłownie minutkę miał zaparkować przed swoim rodzinnym domem, więc nie zostało im dużo czasu na dyskusję.

– Słyszałem to zbyt wiele razy w szkole. Ludzie nie rozumieli, dlaczego nagle zaczynałem się śmiać, a mi po prostu przypomniało się coś zabawnego i nie ukrywałem tego, bo dlaczego miałbym. Tak samo było, kiedy szeptałem coś do siebie. Ludzie mówili, że jestem psycholem, a to po prostu mnie uspokajało.

– Ludzie zazwyczaj wyśmiewają, albo obrzucają obelgami coś, czego nie rozumieją lub czego się boją.

– Ludzie się mnie bali? – zapytał z niedowierzeniem młodszy, obracając się całym ciałem w jego stronę. – Jakoś trudno mi w to uwierzyć.

– Nie bali się ciebie, ale Aspergera. Nie wiedzieli, co to jest. Pewnie nie mieli pojęcia, jak się objawia, co oznacza i obawiali się, jak będziesz się zachowywał. Dlatego łatwiej im było krzyczeć na ciebie lub śmiać się z twojego zachowania. To zawsze jest dużo łatwiejsze, niż próba zrozumienia i zaakceptowania – po raz kolejny położył dłoń na kolanie loczka i gdy już chciał ją zabrać, by nie dostać reprymendy od młodszego, ten uścisnął ją szybko.

– Nawet jeżeli dlatego zachowywali się w ten sposób, nie mam zamiaru myśleć o nich dobrze. Byli okropnymi dupkami w stosunku do mnie.

– Gdybyś myślał inaczej, chyba bym się na ciebie zdenerwował. Nic nie usprawiedliwia ich zachowania Hazz, to ograniczeni kretyni, którzy niczego nie osiągną w swoim życiu. A teraz kończymy już rozmowę na ten temat, ponieważ jesteśmy na miejscu – wyciągnął kluczyk i spojrzał na Harry'ego, który wyszedł szybko z samochodu, rozglądając się po okolicy. – Podekscytowany?

– Twoja mama mnie nie lubiła, ale później było już lepiej prawda? – upewnił się loczek, zatrzymując Louisa, który maszerował w stronę drzwi wejściowych.

– Teraz cię uwielbia, więc niczym się nie przejmuj – pogłaskał go po policzku, bojąc się, że chłopak za chwilę może zacząć panikować. – A moje siostry są w porządku. Nic złego cię tu nie spotka, obiecuję.

– Dobrze, ale jeżeli powiem coś głupiego i cię zawstydzę to nie bądź na mnie zły – poprosił Harry i dokładnie w tym momencie drzwi otworzyły się, a w progu stanęła uśmiechnięta Jay.

– Nigdy nie będę na ciebie zły – wyszeptał szybko tak, by matka niczego nie usłyszała. – Kocham cię.

– Chodźcie, chodźcie. Lou nie trzymaj Harry'ego przed domem. Jak ja cię wychowałam? – kobieta zaśmiała się, wpuszczając ich do przedpokoju. – Jak dobrze was widzieć. Harry nie mogłam się doczekać twoich odwiedzin. Wiedz, że to wszystko wina Louisa. Chciałam, żebyś do nas przyjechał już dawno temu, a on się jakoś ociągał – kobieta mówiła radośnie, przyciągając młodszego do ciasnego uścisku.

– Nie męcz go mamo i przestań go tak ściskać, zaraz go udusisz – znał młodszego aż za dobrze, od razu zauważył, jak zesztywniał w objęciach Jay. Ruszył mu na ratunek, lekko odsuwając swoją mamę. – A mnie to już nie przytulisz? Tak teraz wita się swoje dziecko? – prychnął, udają niezadowolenie.

– Nie bądź zazdrosny o moją uwagę Louis, jesteś na to za stary – stwierdziła Jay, przytulając go krótko – dziewczyny zaraz przyjdą się z wami przywitać. Nie mogły się doczekać, by w końcu się poznać Harry.

– Ja też z chęcią je poznam. Louis dużo o nich opowiadał – brunet odważył się odezwać, mówiąc wyuczoną formułkę, którą wcześniej sobie przygotował. Wolał nie popełnić jakiejś gafy na wstępie. Wytrzymał nawet długi uścisk mamy Louisa, a nie należał do najprzyjemniejszych.

– Pewnie mówił o nas same dobre rzeczy – powiedziała jakaś blondynka schodząca ze schodów i Harry szybko przypomniał sobie, że to pewnie Charlotte. Za nią podążała wyższa brunetka. Przed przyjazdem tutaj chciał dowiedzieć się jak najwięcej na temat rodziny szatyna. Wolał wiedzieć za dużo, niż za mało.

– Nazywał was potworami – powiedział, nim pomyślał, że nie powinien tego mówić.

– To takie typowe i w stylu Louisa – prychnęła ciemnowłosa dziewczyna. – Jestem Fizzy –pomachała do niego z daleka , więc odetchnął z ulgą, widząc, że nie idzie się do niego przytulić. Doprawdy nie rozumiał, dlaczego niektórzy ludzie czują taką potrzebę ściskania innych osób.

– A ja Lottie – starsza po prostu podała mu dłoń, która uścisnął krótko.

– Miło was poznać Charlotte i Felicite – chciał być uprzejmy, ale wytrzymał tylko chwilę patrzenia im prosto w oczy. Poczuł, jak ktoś staje obok niego i z ulgą dostrzegł, że to Louis. Brakowało mu poczucia bezpieczeństwa, jakie odczuwał w jego obecności.

–Hazz nie lubi używać zdrobnień, więc cieszcie się, że ktoś nareszcie będzie używał waszych pełnych imion – powiedział podchodząc do sióstr i obejmując je mocno ramionami. – Dobrze was znowu widzieć potworki.

– Nie mamy pięciu lat Lou, ogarnij się błagam i nie przynoś nam wstydu przed Harrym – Lottie odepchnęła szatyna. – Nie wiem, jak ty z nim wytrzymujesz każdego dnia, ale dla mnie już jesteś święty.

– Do wszystkiego można się przyzwyczaić – nie wiedział, czy dziewczyna żartuje. Przy nowopoznanych osobach potrzebował chwili, by przyzwyczaić się do zupełnie nowego stylu bycia drugiego człowieka. Dlatego wolał ostrożnie dobierać słowa, nie chciał się zbłaźnić.

– Lou mówił, że studiujesz, jak podoba ci się twój kierunek? – Fizzy poszła za swoją siostrą, więc wszyscy razem ruszyli do salonu, który zupełnie nie przypominał tego w domu Stylesów. Było tu o wiele więcej miejsca i całość była bardziej nowoczesna, ale Harry bardziej lubił ten wiejski, brytyjski klimat, jaki panował w jego domu.

– Zajęcia są ciekawe. Mam bardzo dużo książek do przeczytania, ale lubię czytać, więc to nie jest problem. Egzaminy były trudne, ale studiowanie jest o wiele lepsze, niż szkoła średnia.

– Wszystko jest lepsze, niż szkoła średnia – zażartowała Fizzy i Harry zgodził się z nią szybko, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.

– Uwierz mi Fizzy on jest mądrzejszy od nas wszystkich razem tutaj zebranych. Bez obrazy, kocham was, ale Hazz jest najzdolniejszą osobą, jaką znam – Lou promieniał z dumy i cały czas się uśmiechał. Jak na razie nie wydarzyło się nic złego i loczek wydawał się całkiem zrelaksowany i spokojny.

– Każdy jest mądrzejszy od ciebie, to jest pewne – zawyrokowała Lottie, unosząc złośliwie brew. Wiedziała, jak sprowokować brata. – Żałuję, że nie mogłam przyjechać do twojego domu razem z mamą. Podobno mieszkacie w pięknym, starym, angielskim domku. Mama była zachwycona po powrocie.

– Tak, mieszkamy tam odkąd tylko pamiętam. To stary dom rodziców mojej mamy, nigdy ich nie poznałem, ale rodzice nigdy nie chcieli wyprowadzić się z tego domu. Mama lubi odnawiać stare rzeczy, więc większość z tego co mamy, to stare meble dziadków – nawet nie wiedział, dlaczego mówił tak dużo, ale wszyscy chyba byli zainteresowani, ponieważ nikt mu nie przerywał. Zerknął na Lou, chcąc upewnić się, że wszystko jest dobrze, ale ten uśmiechał się i obejmował go jednym ramieniem, więc chyba nie powiedział nic głupiego. – Wasz dom jest zupełnie inny, ale też całkiem ładny, chociaż na razie widziałem tylko korytarz i salon.

– Właśnie tacy z nas gospodarze – Jay zaśmiała się, słysząc ostatnie zdanie chłopca. – Louis oprowadź Harry'ego, a ja przygotuję kolację. Pewnie jesteście głodni po podróży.

– Chodź Hazz, pokaże ci mój pokój – chwycił dłoń loczka, który usłyszał tylko cichy chichot sióstr szatyna. – Uspokójcie się dzikuski.

***

Byli już po kolacji, Harry wytłumaczył się zmęczeniem i poszedł do pokoju, a Lou obiecał, że zaraz do niego dołączy. Chciał jeszcze przez chwilę porozmawiać z rodziną, dowiedzieć się, co sądzą o Harrym. To nie tak, że ich opinia mogłaby coś zmienić w jego uczuciach, ale miał nadzieję, że dziewczyny polubiły choć trochę loczka, który radził sobie dziś lepiej, niż zwykle. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, chłopak rozmawiał podczas kolacji, wymieniał jakieś opinie na temat książek z Fizzy i zadał nawet kilka pytań dotyczących studiów Lottie. Było miło i Lou w pewnym momencie przestał się tak potwornie stresować. Odpuścił sobie czujność i ciągłą kontrolę tego, o czym rozmawiają jego siostry i Harry.

Przysiadł się obok swoich sióstr i westchnął głośno, przygotowując się do zadania pytania, które męczyło go cały wieczór.

– Co jest Lou? – Fizzy spojrzała na niego pytająco, więc teraz nie było już odwrotu.

– Co sądzicie o Harrym? – zapytał prosto z mostu, modląc się w myślach, by dziewczyny były wyrozumiałe i łagodne.

– A o to chodzi – Lottie zaśmiała się, widząc zmartwioną twarz brata. – Dlaczego jesteś taki zestresowany? Uspokój się Lou, wszystko jest dobrze. Harry jest w porządku, jest miły, na pewno nie jest głupim gówniarzem, ma poukładane w głowie i chyba faktycznie miałeś rację, jest bardzo mądry.

– Zapomniałaś jeszcze o czymś – wtrąciła Fizzy, uśmiechając się radośnie. Lou patrzył na nią zmieszany, ponieważ dziewczyna prawie podskakiwała na swoim miejscu z podekscytowania. – Harry jest prześliczny, ma najładniejszy uśmiech, jaki widziałam i żałuję tylko, że tak rzadko patrzył nam w oczy. Gdybym miała coś o nim powiedzieć, to on jest jak disneyowska królewna śnieżka.

– Co? – skrzywił się i zaczął głośno śmiać, słysząc głupotki, jakie wygadywała jego młodsza siostra. O czym ona mówiła? To co powiedziała Lottie było w porządku, wiedział to wszystko, ale Fizzy chyba oszalała. – Masz gorączkę?

– Hej Lou, nie żebym popierała porównywanie chłopaków do księżniczek Disneya, ale cała reszta była jak najbardziej zgodna z prawdą – blondynka patrzyła na szatyna, który zmarszczył czoło, myśląc o czymś intensywnie. – Mamoooo! – krzyknęła Lottie, nagle rozumiejąc, co się dzieję i o czym myśli jej brat. – Mamo! Louis jest całkowitym idiotą.

– Dlaczego tym razem? – Jay usiadła naprzeciw swoich dzieci, które wyglądały komicznie.

– On zakochał się w Harrym, całkowicie nie dostrzegając jego wyglądu, rozumiesz? Jakiego ty syna wychowałaś?

– Przecież wiem, jak wygląda Hazz. O czym wy mówicie? Mogłybyście nie dramatyzować, chciałem tylko zapytać, czy go polubiłyście i tyle – naprawdę nie chciał przebywać dookoła tych kobiet, kiedy wpadały w swój fanatyczny nastrój, taki jak teraz. Zawsze uważały, że mają rację.

– Wiesz? Doprawdy? Bo przed chwilą zachowywałeś się, jak nieświadomy idiota – Lottie obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem. Patrzyła na niego tak, jak patrzy się na obrzydliwego robaka. Studia chyba nie służyły tej dziewczynie, zrobiła się przemądrzała.

– Wybacz, że nie porównuję mojego chłopaka do królewny śnieżki, ale nie mam wszystko dobrze z głową – żachnął ze złością, wstając z miejsca. – Powiedz im coś mamo, bo zaraz puszczą mi nerwy.

– Uspokójcie się wszyscy – Jay nie miała zamiaru krzyczeć, ale musiała podnieść głos, żeby przekrzyczeć tę dzieciarnię. – Posłuchajcie, Harry jest na piętrze, a wy zachowujecie się jak zgraja przedszkolaków. Jeżeli Lou nie zakochał się w wyglądzie Harry'ego, to oznacza, że wychowałam go lepiej, niż sądziłam – spojrzał na siostry z wyższością, ponieważ wygrał to starcie. – Chociaż synku, może powinieneś przejść się do okulisty?

– Co? Mamo błagam, ty też? Przecież wiem, jak wygląda Harry, spędzam z nim każdy dzień, nie jestem ślepy – mówił obronnie, przecież nie kłamał. Mógłby dokładnie opisać Harry'ego, skupiając się na detalach.

–To spójrz teraz na niego inaczej – zaproponowała Fizzy. – Jeżeli jesteś w nim zakochany, to nie możesz tylko się o niego martwić i opiekować nim, musisz widzieć, jaki jest śliczny. Może i jest facetem, ale każdy od czasu do czasu lubi usłyszeć komplement, a on zasługuje na wszystkie piękne słowa tego świata.

– Od kiedy z ciebie taka poetka? – zaplótł ramiona na piersi, obserwując ją przymrużonymi oczami.

– Nie złość się na nas, zawsze jesteśmy po twojej stronie, ale byłeś tak śmiesznie zdezorientowany, kiedy zdałeś sobie sprawę, że Harry oprócz umysłu ma też ciało – Felicite jak na swój wiek, była zbyt mądra. Nie wiedział, czy podoba mu się to, że poucza go nastolatka. Był dorosłym facetem i nie potrzebował takich porad.

– Słuchajcie, może to faktycznie tak dziwacznie wyglądało, ale ja naprawdę wiem, jakie mam szczęście, mogąc być z Harrym. On ... on jest najlepszym, co mi się przytrafiło i wiem, jak jest uroczy i kochany. Po prostu czasami bardziej skupiam się na tym, co czuję, będąc obok niego, rozmawiając z nim. To może brzmieć idiotycznie, ale zakochałem się w osobowości Harry'ego, w jego umyśle, drobnych gestach, słowach, które wypowiada, a nie w tym, jak wygląda. On jest wyjątkowy i jest czymś więcej, niż tylko ładną buzią.

– Posłuchajcie czasem brata i pokochajcie kogoś za to, jakim jest człowiekiem, a nie za to, jak wygląda – Jay patrzyła na swojego syna z dumą i rozczuleniem. Pamiętała swoje pierwsze spotkanie z Harrym i to, jak go potraktowała. Była taka ograniczona. Potrafiła skupić się tylko na zaburzeniu, które miał, nie widziała niczego poza nim. Jej syn od początku wykazał się większą dojrzałością niż ona.

– Wpadłeś Lou, jesteś szaleńczo zakochany – zawyrokowała Fizzy, przytulając go mocno. – Nigdy jeszcze nie widziałam, żebyś zachowywał się w ten sposób. To miłe, widzieć, że jesteś szczęśliwy i twoje serce odnalazło swój dom w ramionach drugiego człowieka.

– Czuję, jakbym błądził przez całe życie i nagle odnalazł sens tego wszystkiego. To takie głupie – był zmieszany i zawstydzony. Nie lubił tak uzewnętrzniać się przed najbliższymi, ale one same dostrzegły więcej, niż powinny. Chyba był zbyt oczywisty, jeżeli chodziło o Harry'ego. – Lubicie go tak? Nie ... nie będziecie traktowały go inaczej i zaakceptujecie jego dziwactwa? Chciałbym, żeby czuł się u nas dobrze, żeby był szczęśliwy i spokojny.

– Pokochamy go jak brata – przyrzekła Lottie, dając mu krótki uścisk. – Nikt nie jest dziwniejszy niż ty, więc uspokój się i przestań tak denerwować, bo naprawdę jest z tobą gorzej niż zwykle.

– Jesteś okropna – cmoknął ją w czoło i odsunął pospiesznie, obawiając się uderzenia, które oczywiście nadeszło po chwili. – Myślę, że pójdę już do niego, pewnie siedzi i stresuje się całą sytuacją. Dzięki mamo – spojrzał na Jay, która patrzyła na niego z niemym pytaniem w oczach – za to, że dałaś mu szansę i potraktowałaś tak, jak na to zasługiwał.

– Zawsze Lou, zawsze.

– Kocham was – krzyknął, wbiegając po schodach. Obawiał się, że jeszcze chwila, a rozpłakałby się, a Lottie nie zapomniałaby mu tego do końca życia. Wszedł do sypialni i tak jak się spodziewał, zastał loczka siedzącego na łóżku. Zauważył, że chłopak był już w pidżamie i pisał coś w swoim notesie. – Przepraszam, że to zajęło mi tak dużo czasu.

– Nic się nie stało? Słyszałem, jak krzyczeliście. To przeze mnie? – Harry przerwał pisanie i spojrzał na niego, oczekując odpowiedzi.

– Niee – podszedł szybko i usiadł naprzeciwko niego, chwytając go za dłoń – oczywiście, że nie. Ja i dziewczyny często się sprzeczamy, ale to raczej takie żarty i dogryzanie sobie, a nie prawdziwe kłótnie. Mama musiała podnieść na nas głos, żebyśmy w końcu się uciszyli.

– Och ok., bałem się, że kłócicie się przeze mnie. Czy ... czy twoje siostry mnie nie lubią?

– Skąd taki pomysł Hazz? Bardzo cię polubiły i właśnie o tym rozmawialiśmy. Lottie stwierdziła, że naprawdę jesteś super mądry, a Fizzy – przerwał, zastanawiając się czy powinien powiedzieć chłopakowi prawdę – cóż powiem ci, ale nie śmiej się. Fizzy powiedziała, że wyglądasz jak disneyowska królewna śnieżka – był ciekaw, jak zareaguje Harry na takie rewelacje.

– Słucham? Ja jestem chłopakiem. Dlaczego nazwała mnie królewną śnieżką? Przecież ona jest dziewczyną – loczek był zmieszany i widać było, że stara się zrozumieć, o co mogło chodzić Fizzy.

– Wydaje mi się, że to przez twój wygląd.

– Mój wygląd? Nie rozumiem Louis – zagubienie chłopca było rozczulające.

– Wiesz w tej baśni było chyba coś takiego skóra biała jak śnieg, usta czerwone jak krew i włosy czarne jak heban. To stąd skojarzenie mojej siostry, po prostu uważa, że jesteś bardzo ładny i wyzwała mnie mówiąc, że mówię ci za mało komplementów – paplał coraz szybciej, obserwując, jak policzki młodszego robią się coraz bardziej zarumienione.

– Jestem ładny? Podobam się twojej siostrze? Czy to nie jest dziwne?

– Oczywiście, że jesteś ładny. Dlaczego jesteś taki zdziwiony. Nie mówiłem ci tego nigdy? – chyba naprawdę siostry miały rację, zbyt mało komplementów.

– Nie przypominam sobie, ale to chyba miłe prawda? To, że twoja siostra twierdzi, że jestem ładny, gdyby uważała mnie za okropnego, byłoby o wiele gorsze – wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie do Louisa.

– Moje siostry bardzo cię polubiły, mama zresztą też, ale to już wiesz. A ja faktycznie nie mówiłem ci, jak śliczny jesteś, ale teraz to powiem ok.? Jesteś najpiękniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałem, kocham twoje zielone oczy i czuję się zaszczycony za każdym razem, gdy na mnie spojrzysz, uwielbiam twoje kręcone włosy i masz tak cudowny uśmiech. Jestem beznadziejny, jeżeli chodzi o komplementy, ale bardzo mi się podobasz.

– Też polubiłem twoje siostry, są naprawdę miłe i lubię z nimi rozmawiać – ostrożnie dobierał słowa, ale nie musiał kłamać, Felicite i Charlotte okazały się sympatyczne. – I nie musisz mi mówić, że jestem ładny, nikt mi nigdy nie mówił takich rzeczy, chyba dziwnie się z tym czuję. Zawsze wydawało mi się, że jestem brzydki albo może zwyczajny.

– Jesteś niezwykły i od dzisiaj będę cię komplementował każdego dnia, aż w końcu będziesz miał mnie dość – zażartował, głaszcząc go po dłoni, którą cały czas trzymał.

– Nie wiem, czy kiedykolwiek będę cię miał dość tak naprawdę – wyznał, spuszczając szybko wzrok. – Też powiem ci coś miłego, bardzo lubię kiedy mnie dotykasz, masz miłe dłonie i twoja skóra jest przyjemna w dotyku. Czy to w porządku?

– Jak najbardziej – pochylił się, muskając usta młodszego i obejmując jego twarz dłońmi – bardzo się cieszę, że lubisz mój dotyk. – Wyszeptał, całując go ostrożnie za uchem, czując jak chłopak drży.

– Czy będziemy spać dzisiaj w jednym łóżku? Chciałbym, żebyś przytulał mnie przez całą noc. Mama opowiadała, że kiedy byłem mały, uwielbiałem, kiedy coś mocno mnie otulało z każdej strony, prawie przyciskało. Później nagle stałem się wrażliwy na dotyk i miałem problem nawet z kołdrą – wyznał, układając się wygodniej pod pierzyną, wpatrując w szatyna prosząco.

– Jasne, skoczę tylko pod prysznic i zaraz do ciebie wracam, ale obiecaj, że jeśli będziesz czuć się źle z moją obecnością dasz mi znać – poprosił, pochylając się i poprawiając okrycie na młodszym chłopaku.

–To chyba oczywiste, że od razu dam ci znać Lou, przecież mnie znasz – loczek zaśmiał się, obserwując rozbierającego się szatyna, który zrzucił z siebie ciepłą bluzę. – Mogę cię jeszcze o coś poprosić?

– O wszystko.

–Nie używaj żadnego żelu pod prysznic dobrze? Nie lubię na tobie tych chemicznych zapachów.

– Jasna sprawa, zaraz wracam skarbie – pocałował go szybko i wyszedł z pokoju, uśmiechając się do siebie, jak wariat.

Naprawdę był szalony z miłości, jego siostry miały całkowitą rację.

***

Byłem przerażony, ale starałem się to ukrywać. Nie chciałem, żeby Lou denerwował się jeszcze bardziej. Okazało się, że mój strach był niepotrzebny. Zresztą na terapii rozmawiałem już o wielu sprawach i o takich rodzinnych spotkaniach także. Podobno nawet neurotypowi denerwują się przed poznaniem rodziców partnera. To całkiem mocno podniosło mnie na duchu.

Siostry Louisa okazały się miłe i radosne tak jak on. Myślę, że mogły mnie trochę polubić, a Felicite ma całkiem dobry gust filmowy i wypowiada się ładnymi słowami. Miło słucha się jej wypowiedzi.

Rozmawiałem o czymś z Norą jakiś czas temu i postanowiłem, że to ten dzień. Odważę się i poproszę, by Lou został ze mną na całą noc. Naprawdę chciałem się do niego przytulić i być bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Myślałem jeszcze o czymś, ale na razie zrobię ten jeden krok i zobaczę, co z tego wyjdzie.

Mam nadzieje, że Louis mnie nie zawiedzie i zgodzi się ze mną zostać. Kocham go i to chyba najważniejsze, co chciałem dzisiaj napisać. Może jeszcze to, że przekraczam kolejne bariery właśnie dla niego i czuję się szczęśliwszy, niż kiedykolwiek wcześniej.





*Tove Jansson 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro