Rozdział trzydziesty trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już ostatni rozdział tej historii. Oczywiście pojawi się jeszcze epilog i wtedy pożegnamy się z tymi bohaterami. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Podzielcie się swoimi wrażeniami. Miłej lektury :) 

Żeby dotrzeć na północ, trzeba zmierzać na południe. Żeby znaleźć się na zachodzie, powinno się podążać na wschód. Żeby iść naprzód, należy się cofać, a żeby dotknąć światła, musi się przejść przez cień*

Wiosna była początkiem nowego życia. Wszystko co piękne mogło rozpocząć się właśnie wtedy, przy akompaniamencie radosnego świergotu ptaków w towarzystwie pierwszych promieni słońca. Maj był idealnym miesiącem na stawianie pierwszych kroków, podejmowanie ryzyka, wybaczanie i zakochiwanie się. Maj zachęcał do zmian, otwierał drzwi, które dotychczas były zamknięte, pobudzał do odwagi, która była uśpiona i pozwalał na szaleństwo nawet jeśli to szaleństwo z miłości.

Gemma nie wiedziała, jaki był dzień. Z trudem ogarniała to, że był już maj i mieli coraz mniej czasu. Pakowała się, a w międzyczasie w swojej głowie układała listę rzeczy do zrobienia. Byli zaręczeni od pięciu miesięcy i chociaż wszystko wydarzyło się nagle, postanowili nie czekać na ślub przez kolejne lata. Na początku wspominała o grudniu, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Louisa, by przypomniała sobie, kto marzył o zimowym ślubie. Wspólnie z Niallem zadecydowali, że ślub w sierpniu brzmi całkiem miło i nie zastanawiali się, czy zdążą z wszystkimi przygotowaniami. Dla osób z boku mogło się wydawać, że oszaleli. Znali się przez większą część swojego życia i naprawdę nie potrzebowali czasu narzeczeństwa, by upewnić się, że chcą spędzić ze sobą resztę życia. Jeżeli chodziło o nią, to chciałaby być żoną Nialla najlepiej już jutro, ale przygotowanie nawet skromnej uroczystości wymagało trochę pracy i zaangażowania. Teraz wiedziała, że trzy miesiące, które im zostały to naprawdę niewiele, patrząc na ogrom przygotowań, który ich czekał. Westchnęła głośno, zaklejając taśmą kolejny karton, który był już przygotowany do wyniesienia z pokoju.

– To ze zmęczenia, czy ze smutku? – zapytał Lou, który z cierpiętniczą miną zanosił wszystkie kartony przed dom.

– Słucham? – zerknęła na przyjaciela, który przysiadł na jednym z pudeł i obserwował ją z zaciekawieniem.

– Pytałem, czy wzdychasz tak, ponieważ jesteś zmęczona już tą całą przeprowadzką, czy może smucisz się i już tęsknisz za domem?

– Chyba po części jedno i drugie. Nie myślałam, że mam tutaj tyle rzeczy, chociaż powinnam być tego świadoma. Kiedy wracałam tu po studiach, nie mogłam się pomieścić w szafach – zaśmiali się równocześnie, wspominając ten dzień, który teraz wydawał się im tak odległy. – Planowanie ślubu jest okropnie męczące, szczerze mówiąc wolałabym wyjść za niego w starych jeansach i bluzie.

– Jestem pewien, że Niall też wolałby taki ślub, ale wiesz, tradycja musi być zachowana. Pozwól swojej mamie nacieszyć się tym czasem, zresztą ja też zawsze ci pomogę, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała.

– Wiem, on widział mnie w najgorszych momentach, więc strojenie się i przebieranie za księżniczkę wydaje mi się śmieszne – parsknęła śmiechem, myśląc o tych wszystkich momentach, kiedy ona i Niall pocieszali się wzajemnie, wyglądając przy tym żałośnie i beznadziejnie.

– To nie przebieraj się za księżniczkę, bądź sobą, nikt nie oczekuje, że nagle wystąpisz w sukni rodem z Disneya z tiarą na głowie.

– Jak zawsze masz rację. Ty i Harry jesteście okropnie racjonalni. Nie wiem, jak ja z wami wytrzymam w przyszłości – zerknęła na szatyna, który uśmiechnął się na samo wspomnienie loczka, który krążył gdzieś po domu i pomagał Niallowi układać kartony w samochodzie. Zbyt późno uświadomiła sobie, że brat dużo bardziej pomógłby jej przy pakowaniu, przecież był świetny w pozbywaniu się niepotrzebnych przedmiotów, a ona była zbyt sentymentalna, by wyrzucić cokolwiek.

– Cóż jesteśmy po prostu najlepszą drużyną pod słońcem – westchnął rozmarzony, uśmiechając się do Gemms swoim najlepszym uśmiechem, który przeważnie był zarezerwowany dla jej brata.

– Chyba najbardziej upierdliwą – prychnęła, kręcąc głową z politowaniem. – A teraz weź ten karton i idź do swojej drugiej połówki. Zróbcie coś pożytecznego i pomóżcie Niallowi.

– Twój kochaś pewnie załamał się, widząc, ile rupieci ze sobą bierzesz. Uważaj, bo jeszcze się rozmyśli. Nie wiedział, że bierze sobie żonę i karton romansideł Nicolasa Sparksa w pakiecie – chwycił pudło i wybiegł z pokoju, unikając złości Gemmy. Wolał nie dostać w głowę egzemplarzem Pamiętnika. Nie przeżyłby tego.

***

– Myślisz, że Gemma zauważy, jeżeli pozbędę się jednego pudła tych rupieci? – Niall stał z rękoma opartymi na biodrach, przyglądając się bagażnikowi zapakowanemu po brzegi. Zerknął na Harry'ego, który był już chyba zmęczony tą całą przeprowadzką. Cóż byli w tym razem, on też padał z nóg. A przecież czekało go jeszcze rozpakowywanie i układanie tych wszystkich ubrań, książek i innych dupereli.

– Co to za kwaśne miny? – Louis wyszedł z domu, uśmiechając się od ucha do ucha. Podszedł do nich i objął Harry'ego w pasie, przyciągając chłopaka do swojego boku.

Niall już przyzwyczaił się do tego, że loczek nie oponował, a wręcz z przyjemnością wtapiał się w ciało starszego mężczyzny. Na początku to było szokujące, że chłopak, który unikał większości ludzi, zaakceptował dotyk, obecność i całą osobę Louisa. Teraz wiedział już, że po prostu każdy ma na tym świecie tą jedną właściwą osobę, która dopełnia go i jest idealna.

– Niall chce wyrzucić rzeczy Gemmy – powiedział loczek, przytulając się do Lou, który zaśmiał się na te słowa. – Ale nie mów jej tego.

– Nie ryzykowałbym stary, ona dopatrzy się zniknięcia nawet najmniejszej rzeczy – szatyn ostrzegł go lojalnie, ale Niall przecież tylko żartował. Chociaż może pozbyłby się kilku kartonów, no może kilkunastu.

– Wiem, Gemms zabiłaby mnie albo odwołała ślub, a przecież dzisiaj mamy w planach ogarnięcie muzyki i jedzenia. Kocham ją najbardziej na świecie, ale te całe przygotowania mnie przerażają i męczą – zamknął bagażnik, starając się o jak najmniejszy hałas przez wzgląd na Harry'ego, który stał obok.

– Gemma też ma gdzieś to całe wesele – słowa Harry'ego sprawiły, że Niall obrócił się gwałtownie w ich stronę, przyglądając się im z pytaniem w oczach i poprzeczną zmarszczką na czole.

– Co? Co masz na myśli, mówiąc, że ma to gdzieś?

– Spokojnie Niall – Louis wiedział, że powinien wkroczyć z wytłumaczeniem tych słów, dopóki biedny Horan nie pomyślał, że Gemma nie chcę wziąć z nim ślubu. – Harry ma na myśli to, że Gemms nie zależy na jedzeniu, muzyce, ani nawet na sukni. Ona chce tylko zostać twoją żoną, a ta cała otoczka nic dla niej nie znaczy. Prawda Hazz?

– Tak – przytaknął loczek. – Czy musimy wam jeszcze pomóc w rozpakowywaniu? Myślę, że powinniście zrobić coś bez nas, bo to nie my się wyprowadzamy tylko Gemma. I tak pomogliśmy wam wystarczająco dużo.

– Racja, tak cóż – Niall zawsze był zaskoczony szczerością Harry'ego. Trudno było przyzwyczaić się do prawdy rzucanej prosto w twarz. – Dzięki za pomoc, poradzimy sobie z resztą.

– Nie ma za co, jeżeli będziecie nas jeszcze potrzebować, będę pod telefonem – Lou uśmiechnął się i pokrzepiająco poklepał chłopaka po plecach. – Jakie masz plany na resztę popołudnia panie Styles? – chwycił loczka za dłoń i pomaszerował w stronę domu, nawet nie ukrywając, że cieszy się z przerwy w pracy.

– Nie mów do mnie po nazwisku, to dziwne, kiedy nazywasz mnie panem Styles – zielonooki skrzywił się, a ślad niezadowolenia pojawił się na jego twarzy.

– To miało być słodkie i urocze, a nie dziwne – Lou prychnął rozbawiony, przepuszczając Harry'ego przodem, gdy wchodzili do domu.

– Myślałem, że Hazz jest słodkie i urocze – brunet niewinnie wzruszył ramionami i ze śmiechem uniknął ramion Louisa, który chciał go chwycić w pasie.

– Nie wierzę, że się ze mną droczysz, a ja się na to nabrałem. Jesteś paskudą Harry Stylesie – pokręcił głową, dołączając do roześmianego chłopaka, który tym razem pozwolił się objąć i pocałować. – Moją kochaną paskudą – wyszeptał niczym sekret prosto w jego usta, gdy dostrzegł jak niepewność pojawia się na twarzy Harry'ego.

– Paskuda nie może być kochana – wydusił Harry, czując delikatne pocałunki Louisa na swojej szyi.

– Moja paskuda może – stwierdził Tomlinson, odrywając się od bruneta, gdy głos Anne zaczął być coraz wyraźniej słyszalny.

Ostatnie czego potrzebował, to zdenerwowanie kobiety, która chyba powoli się do niego przekonywała i postanowiła dać mu drugą szansę.

***

Anne obserwowała, jak córka wynosi ostatnie pudła ze swoimi rzeczami. Wiedziała, że ten moment w końcu nastąpi i wydawało się jej, że była na to przygotowana, ale teraz odczuwała jakiś dziwny niepokój. Może martwiła się tym, że jej dziecko już za moment rozpocznie całkowicie dorosłe życie, ale przecież Gemma już od lat żyła z dala od niej. Kiedy mieszkała w Londynie, widywały się kilka razy w ciągu roku i nie przeżywała tego w żaden sposób. Teraz, mieszkając razem z Niallem, będzie przecież kilka ulic dalej, więc nie powinna się o nią martwić. Zresztą ufała Niallowi, wiedziała, że nie skrzywdzi jej córki, wprost przeciwnie obawiała się, że będzie składał u jej stóp cały świat.

Głęboko w sercu wiedziała w czym rzecz i dlaczego odczuwa taki niepokój i lęk w tej całej sytuacji.

– Gemms, możesz przyjść na chwilę do kuchni?! – zawołała, gdy zobaczyła, że córka rozmawia o czymś z Niallem, czekającym na nią przed samochodem. Wiedziała, że mają jeszcze trochę planów na ten dzień, więc musiała to załatwić, jak najszybciej.

– Jasne, coś się stało? – dziewczyna usiadła na blacie, wpatrując się w Anne z zaciekawieniem.

– Chciałam z tobą porozmawiać – spojrzała na córkę, która przytaknęła i oczekiwała na jej dalsze słowa. – Teraz kiedy się wyprowadzasz i za kilka miesięcy wyjdziesz za mąż, zaczęłam myśleć o przyszłości i o tym, co nas czeka.

– Mamo zaczynasz mnie przerażać, przejdź do rzeczy dobrze?

– Będziesz miała teraz swoje życie, pewnie za jakiś czas urodzisz dziecko i skupisz się na swojej rodzinie, ale chciałam cię o coś poprosić. Teraz jest chyba odpowiedni moment na coś takiego. Czy kiedy mnie zabraknie w bliższej lub dalszej przyszłości, zajmiesz się Harrym? Wiem, że wymagam od ciebie bardzo dużo i pewnie nie powinnam tego robić, ale będziesz jego jedyną rodziną i zostaniesz mu tylko ty. To wszystko jest ...

– Mamo – przerwała jej w pół zdania, nie chcąc słuchać ciągu dalszego. Wiedziała, co miała zamiar powiedzieć jej rodzicielka – posłuchaj, po pierwsze nie wybieraj się tak szybko na tamten świat ok.? Po drugie, nie musisz pytać o coś takiego, nigdy nie zostawiłabym Harry'ego, nie ma nawet takiej opcji. A teraz najważniejsze i proszę cię tylko się nie złość, ale już teraz wiem, że nie będę musiała troszczyć się o Harry'ego, ponieważ tym zajmie się Louis. Znam go mamo i wiem, że on nie odpuści tak po prostu. Nigdy nie widziałam, by był w kimś tak zakochany, więc nie musisz się martwić, Hazz nigdy nie pozostanie zupełnie sam.

– Nie zupełnie o to mi chodziło, ale dobrze – Anne westchnęła, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć w tej sytuacji.

Nie chciała usłyszeć dokładnie takich słów, ale przecież powinna się cieszyć prawda? Właśnie dowiedziała się, że jej syn już zawsze będzie miał obok osobę, która zaopiekuje się nim i zatroszczy o niego. Przynajmniej tak twierdziła jej córka, a jej zostało tylko jedno, musiała zaufać Gemmie i Louisowi.

– I jeszcze coś mamo – Gemma odezwała się, stojąc już przy otwartych drzwiach. Jej wyraz twarzy nagle zmienił się i wyglądała na naprawdę zdeterminowaną. – Harry nie jest naiwnym dzieciakiem, który potrzebuje kogoś, kto będzie trzymał go za rękę i załatwi za niego wszystkie sprawy wiesz? On naprawdę dobrze sobie radzi, może z Louisem jest jeszcze lepiej, ale sam też daje radę, więc przestań traktować go w taki sposób dobrze? On zasługuje na coś więcej, na dużo więcej – po tych słowach wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Wiedziała, że Harry'ego nie ma w domu, więc mogła śmiało dać w ten sposób upust swojej złości.

Czasami nawet najbardziej tolerancyjne i otwarte osoby musiały zostać sprowadzone na ziemię i usłyszeć trzaśniecie drzwiami. Anne wiedziała, że w ostatnim czasie zawaliła i to bardzo i chyba właśnie to swoim zachowaniem chciała jej pokazać Gemma.

***

Liam rozglądał się po pokoju, w którym był już wiele razy, ale teraz wyglądał zupełnie inaczej. Czuł się, jakby patrzył na jakąś dziwaczną mieszankę Nialla i Gemmy. Sam nie wiedział, czy to mu się podobało. Po jego prawej stronie Zayn wydawał się szalenie podekscytowany nowym wyglądem wnętrza, a może tę ekscytację budziła w nim nowina, którą chcieli dziś podzielić się ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi.

– Podoba mi się, jest tu teraz tak ... – Lou starał się odnaleźć najbardziej pasujące słowo, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy.

– Eklektycznie? – jak zawsze Harry przyszedł mu z pomocą, wiedząc o wiele lepiej, co miał na myśli.

– Dokładnie tak Hazz, eklektycznie – ścisnął dłoń chłopaka i chciał dodać coś jeszcze, gdy poczuł oddech Harry'ego na swoim policzku i usłyszał jego szept.

– Innymi słowy bałagan, chaos i katastrofa prawda?

– Dokładnie tak skarbie – zaśmiał się cicho, nie chcąc, by przyjaciele ich usłyszeli, ale chyba nie byli wystarczająco cicho, ponieważ spojrzenia wszystkich skierowały się w ich stronę.

– Nie ma sprawy, możecie się śmiać – Niall postawił na stole kilka butelek piwa i wydawał się nie być zły. – Wiem, że panuje tu istny syf, ale razem z Gemms doszliśmy do wniosku, że pozbędziemy się jakiejś części z naszych rzeczy.

– Tak, oddam trochę książek. Nie wszystkie są mi potrzebne, a bibliotece przyda się trochę wsparcia – dziewczyna wzruszyła ramionami z całkowitą obojętnością, a Lou poczuł, jak Harry siedzący obok spiął się.

– Co jest? – wyszeptał, głaszcząc kciukiem jego dłoń.

– Nigdy w życiu nie wyrzuciłbym książek, prędzej mógłbym pozbyć się ubrań, bo przecież na dobrą sprawę wystarczy tylko kilka sztuk prawda? – loczek był przejęty i chyba nie mógł zaakceptować tego, że jego siostra okazała się tak okrutna.

– Ja też wolałbym wyrzucić coś innego, a nie książki. Cóż miejmy nadzieję, że Gemms odda karton z powieściami Sparksa – z zadowoleniem usłyszał, jak brunet chichocze, więc rozluźnił się i skupił na rozmowie, która teraz toczyła się w salonie. Widział, jak Zayn gestykuluje entuzjastycznie i uśmiecha się zbyt radośnie, by można to było uznać za coś normalnego. – Przepraszam, że wam przerywam, ale wyłączyłem się na naprawdę krótki moment i nie mam pojęcia, co świętujemy – zerknął na Harry'ego, który był chyba tak samo zdezorientowany, jak on sam.

– Ominąłeś taką informację stary? – Niall odchylił głowę na oparcie kanapy, przewracając teatralnie oczami. – To teraz Liam będzie mógł ogłosić nam tę nowinę, z którą chwilę temu przedwcześnie wyskoczył jego mężulek.

– Bardzo śmieszne Niall – prychnął oburzony Zayn. – Niedługo ty też będziesz mężulkiem.

– A żebyś wiedział i już nie mogę się doczekać – Horan uśmiechnął się w ten swój słodki i nostalgiczny sposób, który był przeznaczony tylko dla Gemmy, a moment później para całowała się, wywołując zażenowanie wszystkich obecnych w pokoju.

– Dobra, dobra już zrozumieliśmy przekaz – Louis szturchnął przyjaciółkę, przerywając im tę chwilę czułości. – A teraz Liam, czy możesz mi powiedzieć co świętujemy?

– Dobrze, a więc wczoraj dostaliśmy telefon z ośrodka adopcyjnego i już w czerwcu nasza rodzina powiększy się! – wykrzyknął podekscytowany szatyn, a w jego oczach błyszczały łzy.

– Czy to są łzy szczęścia? – zapytał Harry, wskazując na płaczącego Liama.

– Tak, całkowitego szczęścia – szatyn przytulił się do męża, który opiekuńczo objął go ramieniem.

– Mia będzie miała rodzeństwo? – ponownie głos zabrał loczek, wpatrując się w małżeństwo siedzące naprzeciwko.

– Tak, już nie możemy się doczekać. To niby tylko jeden miesiąc, ale teraz czas dłuży się nam niemiłosiernie. Za to z drugiej strony, to tylko trzydzieści dni na przygotowanie naszego domu na drugie dziecko. Istne szaleństwo – Liam był szczęśliwy, chyba od dawna nie odczuwał takiej radości, a przynajmniej nie emanował nią w taki sposób jak teraz.

– Czy Mia jest szczęśliwa? Czy cieszy się z tego, że będzie miała rodzeństwo? – Lou popatrzył na Harry'ego, który uparcie zadawał pytania, chcąc chyba dowiedzieć się czegoś konkretnego.

– Tak, mówi, że nie może się doczekać, kiedy nauczy swoją siostrę grać w piłkę i razem ograją Theo. Wydaje się naprawdę podekscytowana i szczęśliwa. Harry nie musisz się martwić. To że pojawi się drugie dziecko, nie sprawi, że nagle zapomnimy o naszej Mii – Zayn wytłumaczył wszystko z pełnym opanowaniem i spokojem, uśmiechając się ciepło do loczka, który chyba właśnie na taką odpowiedź liczył, ponieważ wtopił się całym ciałem w ramiona Louisa i wydawał się zrelaksowany i radosny.

– To dobrze, bardzo się cieszę, że będziecie mieć drugie dziecko. Mam nadzieję, że będzie równie cudowne, jak Mia – powiedział uszczęśliwiony brunet, posyłając wszystkim delikatny uśmiech.

– Jesteś kochany Hazz – szatyn wyszeptał mu te słowa prosto do ucha, muskając ustami jego zarumieniony policzek.

– Dobra, teraz wy przestańcie się obściskiwać – tym razem to Gemma uderzyła przyjaciela pięścią w ramię. – Chociaż jesteście słodcy – dopowiedziała po chwili zastanowienia.

– Chyba jeszcze tego nie powiedziałem, ale gratulację. Mam nadzieję, że wasze drugie dziecko nie będzie chciało dołączyć do drużyny, ponieważ nie zniosę jeszcze jednej Malikówny – zażartował Louis. – To co, za szczęśliwą rodzinę Malik i przyszłych państwo Horan – uniósł swoją butelkę z piwem w toaście, do którego dołączyła reszta przyjaciół.

– I za was – dodał Niall, wskazując butelką na Louisa i Harry'ego. – Jakkolwiek będziecie się nazywać w przyszłości.

Harry spojrzał na Louisa rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Widać było w nich pytanie i niepewność, ale też jakąś radość, którą starał się dość nieudolnie ukryć. Szatyn wzmocnił swój uścisk, pochylając się bliżej niego. To nie była pora na taką rozmowę, na wyjaśnianie i zagłębianie się w tak intymne kwestie. Zresztą chyba wszyscy wiedzieli, że to zbyt szybko. Nie byli na to gotowi.

– Wszystko ci wyjaśnię w domu dobrze? – zapytał szeptem, a widząc krótkie skinięcie bruneta i jego uśmiech, wiedział, że jeżeli to będzie zależało od niego, to słowa Nialla okażą się prorocze. Może nie dziś, może nie za miesiąc czy rok, ale kiedyś to się wydarzy.

***

Od wyprowadzki Gemmy minęło kilka tygodni, a myśli Louisa zaprzątała pewna kwestia. Nie wiedział, jak rozwiązać ten problem, ale rozmowa z Anne wydawała mu się najlepszym krokiem. Trochę się obawiał, jak może zareagować Harry, gdy dowie się wszystkiego, ale na razie wolał ustalić wszystko z matką chłopaka. Teraz był najlepszy moment, Harry'ego nie było w domu, poszedł poznać nową panienkę Malik, która dwa dni temu pojawiła się w domu. Byli tylko oni Anne i Louis, więc czas najwyższy na poważną rozmowę.

– Cześć Anne – przysiadł na oparciu kanapy, witając się z kobietą, która robiła coś na drutach. Może był to sweter na zimowe wieczory albo skarpetki. Naprawdę chciał, żeby to były ciepłe skarpetki, takie same jakie ma Harry. Bardzo mu ich zazdrościł, chociaż nie sądził, że Anne zrobiłaby dla niego coś tak miłego.

– Cześć – kobieta uśmiechnęła się lekko w jego stronę. – Coś się stało, czy chciałeś tylko się przywitać?

– Pogadać, chciałem pogadać – wyjaśnił szybko i mało składnie, ale czuł się nerwowo pod czujnym spojrzeniem kobiety.

– Nie denerwuj się tak, jesteś dorosłym mężczyzną, chyba nie powinieneś tak drżeć ze strachu.

– Może i tak, ale jesteś matką kogoś, na kim bardzo mi zależy i pewnie stąd ten strach – wyjaśnił, czując się lepiej, kiedy powiedział to na głos. W końcu to sama prawda. – Może przejdę do rzeczy, Gemma wyprowadziła się już jakiś czas temu i pomyślałem, że to dziwne. Jej nie ma, a ja zostałem. Chyba nie powinno tak być, więc zacząłem przeglądać ogłoszenia i znalazłem jedno mieszkanie, w zasadzie to coś jak kawalerka czy mniejszy loft, cokolwiek to nieistotne – machnął ręką, czując, że błądzi i nie może dotrzeć do sedna sprawy. – Mam na myśli to, że powinienem się wyprowadzić teraz, kiedy Gemms tutaj nie ma. Zresztą chyba powinienem powoli ruszyć z miejsca, więc chcę się wyprowadzić – czekał na szybką reakcję Anne.

Oczekiwał radości, głośnej aprobaty do tego pomysłu i ogólnego zadowolenia. Na pewno nie spodziewał się, że brunetka odłoży druty do dziergania na bok i spojrzy na niego z niezadowoleniem i tym matczynym spojrzeniem, które mówiło jestem z ciebie niezadowolona. Zawiodłeś mnie.

– Skończyłeś? – gdy skinął głową, postanowiła kontynuować. – Świetnie, to teraz ja powiem jaką mam propozycję, a ty ją zaakceptujesz. Wiedziałam, że moja córka prędzej czy później wyjdzie za mąż za Nialla i wyprowadzi się do niego. Zastanawiałam się, jakie mam opcje i naprawdę chciałam, żeby została w tym domu, ale wiedziałam, że to się nie wydarzy. Później pojawiłeś się ty, zamieszałeś w naszym życiu rodzinnym, byłeś chodzącym chaosem i energią, później zmieniłeś mojego syna – Lou skrzywił, się słysząc te słowa, nie zapowiadało się zbyt dobrze. – Sprawiłeś, że zaczął się uśmiechać, rozmawiać z nami spontanicznie i oglądać coś innego, niż tylko adaptacje książek. Otworzyłeś go na świat, zmuszałeś do przekraczania barier i sprawiłeś, że stał się szczęśliwy. Nie mogłam tego znieść, tej myśli, że ktoś inny niż ja może zaopiekować się moim Harrym, ale teraz to do mnie dotarło. To już nie jest tylko mój Harry. Oczywiście jest moim kochanym synem i zawsze nim będzie, ale teraz jest też ... – Anne przerwała nagle, biorąc głęboki oddech. Lou zamarł, nie wiedząc, czy czeka go coś dobrego, czy może powinien się już pakować. Był zagubiony i czuł się zaniepokojony kierunkiem, w którym zmierzała ta rozmowa – teraz jest też twoim Harrym. I przecież wcale mi go nie odebrałeś, to ja sama sprawiłam, że mój syn odsunął się ode mnie i wolał mnie unikać. Kiedy dotarło do mnie, że Harry ma ciebie i nie chcesz go wykorzystać i porzucić, pomyślałam, że przepiszę ten dom właśnie na mojego syna i to on zostanie właścicielem naszego rodzinnego domku. W związku z czym, jeżeli myślisz o moim synu poważnie i kochasz go, to ten dom będzie przecież w przyszłości należał również do ciebie. Nie ma sensu, żebyś się wyprowadzał. Jeżeli to przeze mnie i moje zachowanie to obiecuję, że już mi przeszło, dotarło do mnie, jak idiotycznie się zachowywałam. Nie będę wścibską matką, która chodzi za wami krok w krok i nie pozwala wam się dotknąć, pocałować, czy robić cokolwiek innego – zauważył, że policzki Anne się zarumieniły i kobieta była chyba zażenowana tak mocno jak on. – Jesteście dorośli i jedyne czego chcę to waszego szczęścia, ale jeżeli skrzywdzisz mojego syna, to osobiście sprawię, że tego pożałujesz. Jeżeli nie będzie mnie juz na tym świecie, to wiedz, że porozmawiałam z Niallem i on obiecał mi, że się tobą zajmie, jeżeli zrobisz coś niewłaściwego. Powiem jeszcze, że rozmawiałam z twoją matką i ona również obiecała mi, że pożałujesz, jeśli zranisz Harry'ego. Tak więc to chyba tyle. Byłabym bardziej niż szczęśliwa, jeśli zdecydowałbyś zostać tutaj z nami i traktował to miejsce jak swój dom, a nie tylko tymczasowe miejsce, w którym się zatrzymałeś. To jak będzie? – klasnęła w dłonie i wstała z miejsca przyglądając się Louisowi, który analizował jej słowa bardzo dokładnie. Powiedziała tego tyle, że nie wiedział już, czy powinien cieszyć się, bo dostał właśnie błogosławieństwo Anne i może żyć z Harrym długo i szczęśliwie, czy jak to tam było w bajkach, a może powinien być przerażony, bo Anne, jego matka i Niall zawarli jakiś chory pakt i będą patrzeć mu na ręce każdego dnia.

– Jestem trochę zmieszany – wydukał z trudem, mrugając nerwowo rzęsami – ale zgadzam się, kocham Harry'ego i jesteście dla mnie wszyscy jak rodzina. Jeżeli tylko między nami będzie w porządku to będę szczęściarzem, mogąc tu zostać i żyć z wami pod jednym dachem.

– Ja też kocham Harry'ego i to nas łączy, więc ...

–Czy mówicie o moim kocie czy o mnie? – przerwał im tak dobrze znajomy głos, za którym Louis już zdążył się stęsknić.

– Oczywiście, że o kocie – parsknął rozbawiony, a widząc uniesioną brew bruneta zrozumiał, że ten usłyszał sarkazm w jego głosie. – Masz mnie, kochamy ciebie Hazz.

– Ja was też, ale czy dzisiaj jest jakiś dzień, wyznawania sobie uczuć? – Harry przystępował nerwowo w miejscu, oczekując szybkiej i prostej odpowiedzi.

– Nie skarbie, po prostu ja i twoja mama zakopujemy topór wojenny i stąd takie słowa – chciał obrócić się podejść do loczka, gdy poczuł ramiona Anne obejmujące go mocno. Już dawno nie czuł takiego uścisku, więc nie zastanawiając się ani chwili dłużej, przytulił mamę Harry'ego z całą radością, jaką teraz odczuwał. – Chcę żeby było między nami dobrze.

– I będzie. Teraz już wszystko będzie dobrze – odparła brunetka, wypuszczając go z objęć. – Idź do niego, bo chyba się niecierpliwi.

Spojrzał na młodszego chłopaka, który faktycznie nerwowo wykręcał sobie palce, czekając aż Lou do niego podejdzie. To był tak dobry dzień, nie spodziewał się czegoś takiego, a otrzymał prezent od losu. Teraz już nic nie mogło pójść źle. Czując delikatną dłoń Harry'ego, mając go obok siebie, wiedział, że może wszystko. To chyba była prawdziwa miłość prawda? Siła, która mogła poradzić sobie ze wszystkim.

***

Harry miał pewien plan i postanowił go dziś zrealizować. Nie chciał dłużej czekać. Przeczytał wystarczająco dużo książek i artykułów, miał pewną wiedzę i chciał ją wykorzystać w praktyce. Dość już teorii. Ufał Louisowi jak nikomu na świecie i nie był już dzieckiem. Dotyk Lou był przyjemny i sprawiał, że był zrelaksowany i spokojny. Wiedział, że na początku będzie wystraszony, ale to będzie tego warte. Wszedł do pokoju szatyna, wiedząc, że o tej godzinie na pewno nigdzie nie wyszedł. Oczywiście miał rację, Lou podpisywał jakieś dokumenty i był zajęty, ale Harry w końcu znalazł w sobie odwagę na taki krok i nie mógł teraz się wycofać i stchórzyć.

– Cześć Lou – odchrząknął cicho i przywitał się, siadając na łóżku tuż obok niego. Ich kolana dotykały się i loczek bardzo mocno odczuwał ten delikatny dotyk.

– Cześć Hazz – szatyn podniósł wzrok i uśmiechnął się w stronę chłopaka, by po chwili ponownie zatopić się w pracy.

– Chciałem dzisiaj coś porobić – zaczął niepewnie, wcześniej w jego głowie to wydawało się dużo prostsze, zresztą w filmach też dość szybko przechodziło się do rzeczy.

– Jasne, co takiego? – mruknął szatyn, nie poświęcając mu zbyt wiele uwagi. – Skończę tylko wypisywać te papierzyska i jestem cały twój.

Nie wiedział, jak ma to powiedzieć w końcu chcę uprawiać z tobą seks brzmiało okropnie i przecież wcale nie o to mu chodziło. To znaczy tak, chciał zrobić to z Louisem, ale bardziej miał na myśli tę intymność, poczucie, że jest z kimś tak blisko, jak z nikim innym. Wiedział, że kocha Louisa, wiedział że ten rozumie go jak nikt inny. Ich umysły były dla siebie idealne i Harry chciał tylko zapewniania i pewności, że ich ciała również będą współgrały i że to o czym mówią i piszą ludzie, jest faktycznie tak perfekcyjne. Nie czekając na jakiś znak, ponieważ miał pewność, że on nie nadejdzie, przysunął się jeszcze bliżej szatyna i wyciągnął dłoń w jego stronę. Ostrożnie, tak by nie zrobić czegoś źle, odpiął jeden guzik koszuli, którą Lou miał na sobie. Nie zauważył żadnej reakcji, więc postanowił kontynuować. Na razie wszystko szło po jego myśli. Odpiął kolejny i jeszcze jeden, rozsuwając materiał jasnozielonej koszuli, delikatnie głaszcząc odkrytą skórę. Miło było mieć pod palcami ciepłe ciało Louisa. Nie sądził, że kiedykolwiek taka myśl przejdzie mu przez głowę. Pochylił się jeszcze bliżej i musnął ustami kark szatyna, w tym samym czasie wyciągając wszystkie dokumenty z dłoni mężczyzny. Tak bardzo ufał Louisowi, wiedział, że ten go nie skrzywdzi, że nigdy nie zrobi mu nic złego. Nie wiedział nawet, dlaczego odczuwa coś takiego, ale to było dobre, przyjemne, nigdy nie czuł się tak bezpiecznie, jak przy tym mężczyźnie. Uklęknął i pocałował wąskie wargi szatyna, wplatając dłonie w jego jasne włosy. Czuł, jak Lou oddaje pocałunki, więc odważył się usiąść na jego kolanach i oplótł jego kark swoimi ramionami. Było tak dobrze, strach powoli mijał i zaczynał czuć się coraz pewniej. Wydawało mu się, że jego żołądek robi jakieś dziwaczne fikołki, może to były te motyle, o których tak dużo mówili w miłosnych filmach. Nie wiedział, dlaczego czuje się w taki sposób, ale może przez to, że jest tak bardzo zakochany w Lou, a może dlatego, że wszystko co robił z Lou, tak bardzo mu się podobało i sprawiało, że był szczęśliwy. Chciał zsunąć koszulę z ramion szatyna, gdy ten nagle chwycił jego dłonie.

– Hazz, skarbie, co się dzieje? Jest naprawdę przyjemnie, ale nigdy nie zachowywałeś się w ten sposób – Louis odsunął się na niewielką odległość i spojrzał na jego twarz.

– Chcę ... – urwał, nie wiedząc, co powiedzieć – chciałbym uprawiać z tobą seks Lou, jakby dzisiaj, teraz. – Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że szatyn zamilknie i nagle zrzuci go ze swoich kolan. – Co się stało?

– Ja nie mogę z tobą teraz rozmawiać – powiedział szybko Louis, wstając gwałtownie z łóżka. – Muszę, muszę coś zrobić.

– Louis.

– Nie teraz Harry, naprawdę muszę iść – po tych słowach wyszedł z pokoju, zostawiając Harry'ego, który wpatrywał się w zamknięte drzwi, zastanawiając się, co zrobił nie tak i czy wizja spania z nim była tak straszna, że Lou musiał przed nim uciec.

***

Siedział nad rzeką od dobrych dwóch godzin i nadal czuł, że cały się trzęsie. To, że Harry go zaskoczył, było niepowiedzeniem, wielkim niedopowiedzeniem. Nie był głupi, wiedział, że kiedyś zaczną robić coś więcej niż całowanie i przytulanie. Był z tym jak najbardziej w porządku, ale teraz czuł, że sytuacja go przytłoczyła. Harry był piękny z tym swoim jasnym uśmiechem, błyszczącymi oczami i miękkimi włosami, które kręciły się delikatnie. Louis dostrzegł w nim to wszystko, kochał dotykać loczka, przytulać i mieć blisko siebie. Jeszcze bardziej uwielbiał z nim rozmawiać, spędzać czas i po prostu być. Bał się zrobić coś więcej, nie chciał skrzywdzić chłopaka, na którym tak mu zależało. Nie chciał, by Harry robił coś z przymusu. Wiedział, że nigdy celowo nie zrobiłby mu niczego złego, ale loczek odczuwał inaczej. Co jeżeli coś by mu się nie spodobało? Co jeśli znienawidziłby Louisa? Zresztą Anne w końcu mu zaufała, ich relacja ponownie zaczęła wyglądać tak jak wtedy, gdy się wprowadził. Cieszył się i nie chciał tego zepsuć. Najchętniej zadzwoniłby do swojej mamy, ale były sprawy, o których nie powinno rozmawiać się z rodziną. Chyba moment, w którym uciekło się od ukochanej osoby, która chciała tylko pójść do łóżka, był właśnie tym. Musiał sam to przetrawić i coś zrobić. Bał się o loczka, zostawił go zupełnie samego, uciekł od niego i zachował się jak największy na świecie tchórz. Drgnął, gdy usłyszał dźwięk łamanej gałązki, obrócił się szybko i zamarł, widząc Harry'ego, idącego w jego stronę z determinacją wymalowaną na twarzy.

– Powiesz mi, co się stało, czy mam może załamać się i stracić zmysły, żebyś otworzył się przede mną, tak jak ja otworzyłem się przed tobą? – brunet usiadł obok niego, tym razem zachowując dystans, który bolał ich obu.

– Przepraszam – zdołał powiedzieć to jedno słowo, ale wiedział, że nie jest wystarczające.

– Nie chcę przeprosin, masz powiedzieć mi, co tam się wydarzyło. Co zrobiłem źle? Czy tak bardzo nie chcesz mnie dotknąć w ten sposób?

– Co? – Lou popatrzył na niego z zaskoczeniem, nie mógł pozwolić, by chłopak tak o sobie myślał, szczególnie, że to nie była prawda. – Nie mów tak. Jesteś, jesteś cudowny Harry i chciałbym dotknąć cie na tak wiele sposobów.

– Dlaczego w takim razie uciekłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? – Harry pozwolił spleść ich palce, kładąc dłoń na udzie Louisa.

– Nie chciałem uciec, po prostu się wystraszyłem.

– Czego? Mnie?

– Nie, oczywiście, że nie ciebie –wszystko zniszczył, Harry mu tak ufał, a on go zranił.

– W czym rzecz? Wiesz, że nie będę się domyślał i zgadywał, co dzieję się w twojej głowie. Powiedz mi prawdę Lou – poprosił młodszy, drżąc z nerwów. Bał się tak bardzo prawdy, ale musiał ją poznać, nawet jeżeli byłaby najgorsza na świecie. Nawet jeżeli złamałaby mu serce, które dopiero niedawno nauczyło się bić naprawdę dla drugiego człowieka.

– Świat tego nie zrozumie Hazz, ludzie tego nie zrozumieją – wyszeptał Louis, wpatrując się płynącą rzekę. Nie miał odwagi, by spojrzeć w oczy zielonookiego. –Wszyscy będą gadać na nasz temat i oceniać to, co będziemy robić. Każdy nasz ruch, gest będzie obserwowany, będziemy na językach każdej osoby w tym miasteczku. Pojawią się głupie żarty i komentarze na nasz temat. Jestem nauczycielem, więc dowiedzą się dzieciaki, ich rodzice, dosłownie wszyscy. I jeszcze mogę cię zranić, nie chcę żebyś przeze mnie cierpiał. Nie zniósłbym tego.

– Słucham? – chłopak zmarszczył brwi, przyglądając się mówiącemu Tomlinsonowi. – Ale o czym ty mówisz? Co nas obchodzą ludzie? Tutaj chodzi o nas Lou, o ciebie i o mnie, nikogo innego. Przez tyle lat swojego życia walczyłem z opiniami innych, znosiłem poniżenia w szkole, te wszystkie obelgi i oszczerstwa. I dałem jakoś rade. Mam gdzieś, co o mnie mówią, ponieważ to nie jest prawda. Nie obchodzą mnie ich opinie i słowa, bo są nic nie warte i nie mają znaczenia. Sam mówiłeś, że nie mam się przejmować, ponieważ świat zawsze wygaduje głupoty. To są twoje słowa Lou, a teraz mówisz mi coś takiego? Co z tobą? Tu chodzi o nas, nikt inny nie jest ważny. I przecież wszyscy już wiedzą, że jesteśmy parą, sąsiedzi bibliotekarka, panie w sklepie i kinie, każdy gość herbaciarni Nialla, dzieciaki na treningach. Oni wszyscy wiedzą, ponieważ się nie ukrywaliśmy. Myślisz, że jeżeli zaczniemy ze sobą sypiać, oni nagle się o tym dowiedzą? Czy uważasz, że będę chodził po mieście i mówił, że spałem z Louisem Tomlinsonem? Może mam Aspergera, ale nie jestem aż tak głupi, myślałem, że to wiesz. Okazuje się, że to wy neurotypowi jesteście dziwaczni, bo wymyślacie w swoich głowach bzdury, które są bezsensu, zaczynacie w nie wierzyć i wmawiać sobie jakieś głupoty, a później się tym przejmujecie.

Louis słuchał uważnie wzburzonego głosu Harry'ego i kiedy chłopak skończył i zamilkł, nie był w stanie się odezwać. Był takim kretynem i mógł zniszczyć to, co najpiękniejsze. Nawet nie wiedział, dlaczego nagle zaczął przejmować się ludźmi, a to co powiedział loczek, było najszczerszą prawdą. Przecież tylko oni byli ważni i się liczyli. Inni ludzie mogli sobie myśleć, co chcieli, nic im do tego. Obrócił się w stronę chłopaka i zauważył, jak jest zdenerwowany i zły.

– Boże byłem taki głupi Hazz – uklęknął przed chłopakiem, chwytając jego twarz w obie dłonie. – Masz rację, to my jesteśmy głupi, tworzymy problemy z niczego, wmawiamy sobie coś i wyobrażamy w naszych głowach, co myślą o nas inni, a to nie ma przecież pokrycia w rzeczywistości. Wcale mnie to nie dziwi, że okazałeś się mądrzejszy ode mnie. Zrozumiałeś wszystko lepiej niż ja. – Pogłaskał go po policzku, wpatrując się w zielone tęczówki, teraz tak wzburzone i pełne emocji. – Tak bardzo cię kocham.

– Ja ciebie też, ale okazałeś się głupszy, niż myślałem – mruknął młodszy, pozwalając się pocałować. – Czy teraz możemy wrócić do domu i ...

– Nie Hazz – nie dał mu dokończyć. – To znaczy możemy pójść do domu, ale nie będziemy uprawiać dziś seksu zgoda? Zrobimy coś innego dobrze? A później poprzytulamy się w łóżku i porozmawiamy.

– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie chcesz tego zrobić, ale zgoda, niech ci będzie – Harry podniósł się z pomocą Louisa i ruszył w stronę domu z ramieniem szatyna obejmującym go w pasie.

– Ustalmy metodę małych kroczków, nikt rozsądny nie idzie od razu ze sobą do łóżka. Wszystko wymaga odrobiny czasu, a my mamy go bardzo dużo. Obiecuję ci, że pewnego dnia poczujemy, że to ten właściwy moment i wtedy nie będziemy uprawiać seksu, tylko kochać się. Co ty na to?

– A jaka jest różnica? Czy to tylko inne nazewnictwo, czy może ...

– Hazz – szatyn z trudem tłumił śmiech – porozmawiamy jeszcze o tym, a teraz lepiej powiedz mi, jak wpadłeś na ten pomysł.

– Cóż sporo czytałem i zdobyłem konkretną wiedze, więc pomyślałem, że czas najwyższy sprawdzić wszystko w praktyce – wyjaśnił loczek, cichym głosem.

– Teraz jesteś ekspertem w tej dziedzinie – zażartował Lou, szturchając go delikatnie w bok.

– Myślę, że mogę mieć większą wiedzę niż ty – Harry podjął grę i zaśmiał się cicho z oburzonej miny szatyna, który był zrelaksowany i zapomniał o całej trudnej sytuacji, która miała miejsce tego dnia.

– Oczywiście specjalisto – powiedział Louis, głaszcząc biodro młodszego. – Mój zdolny chłopak.

– Sprawiasz, że czuję się zażenowany – loczek zachichotał, gdy starszy otworzył mu drzwi i gestem zaprosił go do środka.

– Jeszcze nawet nie zacząłem cię zawstydzać skarbie.

Louis wpatrywał się w błyszczące oczy Harry'ego, kiedy ten zaśmiał się z jego słów. Obserwował go, kiedy wbiegał entuzjastycznie po schodach, potykając się na jednym z nich. Uśmiechnął się na myśl o tym, jak szczery i kochany był loczek. Okazał się odważny i silny, a Lou mógł tylko podziwiać go i adorować. To było idealne zadanie dla niego. Mógł temu sprostać i podejmować nowe wyzwania każdego dnia, to było zadanie na całe życie. Nie mógł być bardziej szczęśliwy.

***

Był wieczór. Spędzili nad rzeką więcej czasu, niż wcześniej sądził. Majowy dzień chylił się ku końcowi, a słońce zachodziło, czyniąc niebo bardziej różowym i magicznym niż zwykle. Lou obserwował zachód słońca zastanawiając się, czy to co chcę zrobić, jest dobre. Obiecał Harry'emu, że coś dzisiaj zrobią, ale teraz obawiał się, czy to nie będzie zbyt odważny krok. Z drugiej strony loczek mówił, że jest już gotowy i że naprawdę tego chce, ale teraz wydawało się, że zapomniał o całej sprawie. Jednak Lou nie zapomniał.

Odsunął się od okna, słysząc kroki Harry'ego, który wszedł do pokoju. Obrócił się w jego stronę i zobaczył, że chłopak trzymał w dłoniach swoją pidżamę.

– Mówiłeś, że poprzytulamy się i porozmawiamy, to nadal aktualne? – brunet był zawstydzony i to zadziwiało Lou, ponieważ jeszcze chwilę temu mówił o seksie, a teraz rumienił się pod jego uważnym spojrzeniem.

– Pewnie. Zaplanowałem dla nas coś jeszcze, ale to za chwilę – uśmiechnął się, gdy ten przytaknął i nadal stał w miejscu, jakby zastygł i nie mógł się ruszyć.

– Dobrze, pójdę wziąć prysznic i zaraz wracam – po tych słowach obrócił się na pięcie i uciekł z pola widzenia Louisa, który stał i wpatrywał się w drzwi.

To był ten moment, musiał się odważyć i zaryzykować. Wiedział, że będzie warto, ale czuł się jak nastolatek, bał się i obawiał tak wielu rzeczy. Wszystko mogło pójść nie tak, ale równie dobrze mogło wyniknąć z tego tak wiele dobrego. Spojrzał na drzwi od łazienki i odetchnął głęboko, teraz albo nigdy. Wszedł do środka, dziękując światu i wszystkim bóstwom, że loczek nie zamknął drzwi na klucz. Wnętrze było zaparowane, a Harry stał pod prysznicem i tylko tafla szkła odgradzała go od Louisa, który przesunął zasuwkę tak, by nikt im nie przeszkodził. Zrzucił swoje ubrania, zostawiając jedynie bieliznę. Nie wiedział, na jak wiele może sobie pozwolić. Przymknął powieki, chcąc się uspokoić, zrobił krok na przód i rozsunął drzwi. Uderzyło w niego ciepło, a kilka kropel wody spadło prosto na jego twarz, ogrzewając ją. Harry drgnął przestraszony i szybko obrócił się w jego stronę. Louis obserwował jego zarumienioną twarz i oczy otwierające się coraz szerzej w zdumieniu.

– Co tu robisz? – głos loczka wydawał się odległy i przytłumiony, a Lou chciał tylko wejść pod prysznic, by znaleźć się bliżej niego.

– Mieliśmy coś zrobić. Chciałeś uprawiać seks, ale pomyślałem, że możemy po prostu wziąć razem prysznic i poznać swoje ciała. Czy może tak być? Jeżeli nie czujesz się z tym komfortowo, mogę wyjść i nic się nie stanie. Chcę tylko, żebyś czuł się dobrze – cisza przedłużała się i teraz Lou zaczynał czuć się niekomfortowa, a przecież to Harry był nagi.

– Długo jeszcze będziesz tam stał i gapił się na mnie w ten dziwaczny sposób? – pytanie Harry'ego ożywiło Louisa, który zauważając wyciągniętą dłoń loczka, chwycił ją delikatnie i pozwolił sobie na wejście pod ciepły natrysk. Jego usta wykrzywił radosny uśmiech, chciał być jak najbliżej chłopaka.

– Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy prawda? – wyszeptał, przybliżając się do bruneta, który nadal był spięty i nie wiedział, co zrobić z drugą dłonią.

– Wiem – przytaknął krótko. – Nie skrzywdzisz mnie.

– Chcę tylko być blisko ciebie – przysunął swoją twarz do rozpalonej twarzy Stylesa i musnął jego nos swoim, obdarowując go czułym eskimoskim pocałunkiem.

– Będziemy się tutaj myć, czy robić coś więcej?

– Pozwólmy się ponieść i nic nie planujmy – kiedy połączyli swoje usta, Louis przeniósł swoje dłonie na nagie plecy Harry'ego, przesuwając nimi spokojnie po jego rozgrzanej skórze.

– Boję się, że będę w tym wszystkim beznadziejny Lou – loczek wyglądał delikatnie i krucho, tak jakby mogło go zniszczyć najmniejsze dotknięcie.

– Hazz nabierzemy doświadczenia razem. Może na początku będzie trochę śmiesznie i coś pójdzie nie tak, ale to tylko my. Co złego mogłoby się stać? Widziałem, jak potykasz się na prostej drodze, a ty byłeś świadkiem mojego żenującego braku umiejętności informatycznych. Jeśli trochę cie to pocieszy, to ja też się stresuję.

– Naprawdę?

– Tak, oczywiście, że tak. Jesteś dla mnie tak ważny, chcę żeby każde doświadczenie było dla ciebie wspaniałe.

– Będzie dobrze, nie denerwuj się – spojrzenie Harry'ego powędrowało do ust Louisa, który zauważył to od razu, a jego serce zaczęło bić jak szalone, chcąc wyrwać się z piersi i powędrować do loczka.

Dłonie Lou dotknęły jego twarzy, a kciuk przesunął się po rozchylonych wargach młodszego, który automatycznie zwilżył je językiem. Miał wrażenie, że nie całowali się od dawna. Gdy szatyn złączył ich usta, czuli, jakby to był ich pierwszy raz. Chociaż jeżeli miał trzymać się szczegółów, to faktycznie to był pierwszy całus pod prysznicem. Zaczynał myśleć jak Harry. Zastanawiał się, czy to tylko jego serce zwariowało, czy to bruneta również bije tak szybko. Przycisnął ich usta mocniej, a pocałunek z delikatnego zmienił się w gorący, bardziej intymny i czuły. Usłyszał, jak loczek westchnął, po czym odsunął się.

– Czuję, jak cały świat wiruje – wyznał młodszy, dotykając swoich ust. – To było takie dobre Lou, ale czy masz zamiar zdjąć swoją bieliznę? Nie wiem, jak to jest, ale chyba nie tylko ja powinienem być nago.

Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, Louis poczułby się podrywany, albo zachęcany do jakiejkolwiek czynności seksualnej, ale przy loczku wiedział, że to po prostu stwierdzenie faktu i cóż musiał się z nim zgodzić. To nie było do końca uczciwe.

– Myślę, że mogę spełnić twoje życzenie – stwierdził z cwanym uśmiechem i wsunął palce za gumkę swoich bokserek. Zsuwał je powoli w dół, czując na sobie palące spojrzenie oczu Harry'ego. Kiedy pozbył się bielizny, zasunął drzwi i teraz byli tylko oni. Cały świat był gdzieś w oddali, nie ważny, nie nieznaczący. Liczyło się tylko tu i teraz, oni w swojej małej bańce szczęścia. – Teraz możemy się umyć – Trzymał mocno biodra Harry'ego i poprowadził go tak, by krople wody nie wpadały mu do oczu.

– Myślałem, że to tylko metafora, wiesz, to całe mycie się – chłopak zachichotał i delikatnie sunął palcem po odsłoniętych obojczykach szatyna. Przesuwał się dalej przez pierś, jego żebra, zatrzymując się na ciemnych włoskach. – Lubię cię dotykać, masz taką miłą skórę i ładnie pachniesz.

– Teraz tak mówisz, a kiedyś krzyczałeś, że śmierdzę – zażartował, przytulając loczka. Ich ciała dotknęły się, a biodra otarły. Szatyn poczuł, jak Harry drgnął niespokojnie, ale po chwili zrelaksował się i pocałował go w szyję, obdarowując jego skórę powolnymi pocałunkami w czasie, gdy jego dłonie badały mocne plecy Louisa. Szatyn oddychał coraz szybciej, nie będąc tak odpornym na dotyk chłopaka, jakby sobie tego życzył.

– To była prawda i teraz też mówię prawdę – stwierdził Harry, uśmiechając się szczerze. – Boję się, że nie polubisz tego ze mną.

– Czego?

– Przytulania, całowania, tego wszystkiego – chłopak odsunął się, czując nagle lęk. Nie myślał o tym wcześniej, ale chciał, by Lou go pragnął.

– Hazz, skarbie – szatyn obrócił Harry'ego tak, by móc go objąć, a plecy chłopaka były wciśnięte w jego klatkę piersiową. – Jesteś idealny, rozumiesz? Idealny dla mnie. Nie chcę nikogo innego nigdy, rozumiesz? Nigdy. – Adorował i pieścił całe jego ciało, sunął swoimi dłońmi po żebrach chłopaka, po jego delikatnej i jasnej skórze teraz tak zarumienionej od ciepła, które panowało w pomieszczeniu i od gorącej wody, która spływała po ich ciałach. Zaczynał się niecierpliwić, poznał już ciało Harry'ego swoimi dłońmi i ustami, przyciskał się do niego całym sobą. Dotykali się w każdym możliwym miejscu i Lou wiedział, że jego dotyk sprawia młodszemu przyjemność. Słyszał ciche jęki wychodzące z ust chłopaka i to był najpiękniejszy dźwięk, jaki dane mu było słyszeć. – Tak bardzo cię kocham – ugryzł lekko szyję loczka, który pisnął na to uczucie.

– Jesteś dzikusem Lou – wydusił z trudem, biorąc powietrze i sapnął głośno, gdy Louis potarł jego kark swoim zarośniętym policzkiem. – Tak bardzo się bałem, ale jest miło. To co robisz, jest miłe i wcale nie chcę uciec i ukryć się przed tobą.

– Powiedz mi, jeżeli coś ci się nie podoba, przestanę w każdej chwili – zapewnił, zsuwając swoją dłoń niżej. Czuł, jak pod jego palcami brzuch Harry'ego napina się, a oddech urywa. Czuł, jak chłopak trzęsie się pod jego dotykiem, wtulił swoją twarz w jego kark napawając się słodkimi dźwiękami wychodzącymi z jego ust i drżeniem ciała, jakie czuł.

– Louis – jęknął loczek, chwytając jego drugą dłoń, którą obejmował go mocno w pasie, splótł ich palce, nie odsuwając się od szatyna. – Lou – głośny dźwięk uciekł z ust bruneta, a Tomlinson poczuł, jak całe ciało chłopaka zadrżało i rozluźniło się. Ostrożnie obrócił go, nadal trzymając w swoim ramionach. – To, to było ... – Styles zamilkł, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Pierwszy raz, kiedy Harry Styles nie potrafi odnaleźć odpowiednich słów – zażartował lekko, całując kącik jego ust z czułością, o którą nawet siebie nie posądzał. – Mój cudowny chłopak, jesteś idealny kochanie.

– Ja czytałem o tym trochę i czy powinienem teraz ... – nim Harry zdążył dokończyć, Lou przerwał mu pocałunkiem, gdy oderwali się od siebie, loczek zamrugał leniwie z trudem trzymając się na nogach.

– I właśnie dlatego będziemy robić wszystko małymi krokami skarbie. Nie ma takiej rzeczy, którą powinieneś zrobić jasne? Jeżeli chciałbyś to tak, ale nie ma żadnego przymusu. A teraz wybacz, ale jesteśmy pomarszczeni i wyglądamy okropnie, nawet ty mój piękny chłopcze – to co wychodziło Louisowi idealnie, to uspokajanie Harry'ego, sprawianie, że wszystkie lęki i obawy odchodziły w cień. Nikt nie potrafił robić tego tak dobrze, jak on.

– Kocham cię Lou, powiedziałem to zbyt wiele razy w tym miesiącu, ale postanowiłem, że mogę zrobić dla ciebie wyjątek, chociaż głupio się czuję, mówiąc ciągle to samo słowo. Czy to nie jest głupie? Przecież wiesz, że cię kocham.

Szatyn wyszedł jako pierwszy, ostrożnie wyprowadzając za sobą Harry'ego. Nie chciał, by ta mała gapa poślizgnęła się na płytkach. Chwycił jeden z ręczników wiszących na wieszaku, wybrał odpowiedni ten puchaty i miły, po czym otulił nim bruneta.

– To nie jest głupie kochanie, jeżeli będziesz mówił mi to tak często jak teraz, będę najszczęśliwszy na świecie – powiedział, uśmiechając się do siebie jak wariat. Zawiązał ręcznik dookoła pasa i spojrzał na Harry'ego.

– Nawet się nie umyliśmy – stwierdził oburzony chłopak, a Lou zaśmiał się głośno. Był tak niedorzecznie zakochany w tym chłopaku. Ta miłość, którą czuł w tym momencie, już go nie przerażała. Wiedział, że da mu siłę do przezwyciężenia wszystkich trudności, które będą ich czekały. Nigdy nie czuł się tak bardzo właściwym człowiekiem na właściwym miejscu jak teraz, przy boku Harry'ego. Przybliżył się do loczka i zaczął obcałowywać jego twarz, słyszał jego niezadowolone mruknięcia, które przerodziły się w cichy chichot, gdy składał małe całusy na całej jego buzi. – Kocham cię.

– Znowu to powiedziałeś – zauważył rozbawiony, ale twarz Harry'ego przybrała nagle poważny wyraz.

– To dlatego, że nie mogę nawet powiedzieć, że jesteś spełnieniem moich marzeń – wyznał, spuszczając wzrok na ich złączone dłonie.

– Dlaczego? Marzyłeś o wysoki, ciemnookim, blondynie? – chciał, by loczek zaśmiał się, ale ten popatrzył na niego z czymś tak intensywnym w oczach, że pozostało mu tylko objęcie go swoimi ramionami.

– Nie, nigdy nawet sądziłem, że wolno mi marzyć o czymś tak niezwykłym jak miłość. O tym nie mówi się na terapii albo zajęciach wiesz? Wszyscy zawsze martwią się o to, jak ludzie tacy jak ja poradzą sobie w szkole, później w pracy, albo czy będziemy potrafili zrobić samodzielnie zakupy i nie wpaść w szał przez muzykę i światła w sklepach, ale nikt nie mówi o miłości. O tym jak to jest zakochać się i że każdy z nas zasługuje na miłość i kogoś takiego jak ty Lou. Nikt nigdy nie powiedział mi, że mnie też może to spotkać, że ktoś może mnie pokochać, tak jak zrobiłeś to ty. Nigdy nie marzyłem o miłości, bo świat wmawiał mi, że są ważniejsze sprawy, a przecież i tak nikt nigdy nie pokocha dzieciaka ze spektrum. Wiesz, jesteś kimś więcej, niż spełnieniem moich marzeń. Jesteś jak najpiękniejsza książka, napisana najbardziej wyjątkowymi słowami, którą będę mógł czytać do końca swojego życia. To lepsze niż marzenia, dużo lepsze.

Louis nie był beksą, ale teraz słuchając tego, co powiedział Harry, wpatrywał się w jego twarz i obraz rozmazywał mu się przed oczami pod wpływem łez. Było mu tak przykro i zarazem odczuwał wielkie szczęście. Teraz to poczuł, wiedział już, że on i Harry zrobią kiedyś coś niezwykłego, połączą swoje siły i sprawią, że ludzie zaczną traktować inaczej dzieci i nastolatków, którzy różnią się od reszty świata Każdy zasługiwał na miłość, na szacunek, na próbę zrozumienie i empatię, każdy powinien mieć obok siebie ludzi, którzy będą walczyć z nim, a czasami za niego w wielkich bitwach. Nikt nie powinien zostać sam, bo życie samotnie w tym wielkim, okrutnym, pozbawionym tolerancji świecie mogło być najgorszym koszmarem, który człowiek sobie wyśnił.

– Kocham cię Hazz, ty też jesteś dużo lepszy niż marzenia, dużo lepszy. – Pociągnął go w stronę drzwi, ignorując to, że mają na sobie tylko ręczniki. – Chodź skarbie, teraz czas na przytulanie prawda?

– Obejrzymy coś? Ostatnio nie skończyliśmy tego dziwnego serialu o chłopaku pracującym w księgarni, który obsesyjnie śledził dziewczynę. Wiesz który prawda? – loczek paplał radośnie, idąc za nim krok w krok. Był szczęśliwy, rozpromieniony i wyglądał, jak ktoś. kto poradzi sobie ze wszystkim, a jeżeli nie to Lou będzie obok, by pomóc mu i wspierać go całym sobą.

Niektóre bitwy trzeba toczyć w pojedynkę, inne z kimś u swego boku. Niezależnie od tego, zawsze warto mieć kogoś, kto podniesie cię, gdy upadniesz, stanie przed tobą, by cię osłonić lub opatrzy twe rany po wszystkim. Życie czasami przypomina niekończącą się przygodę, ale dla pewnych osób może okazać się o wiele mniej przyjemne. Czasami życie jest polem bitwy, a każdy przetrwany dzień – zwycięstwem. Gdy podniesiesz swój wzrok i rozejrzysz się dookoła, odnajdziesz tych, którzy codziennie walczą i może zdecydujesz się do nich podejść i pomóc.

Może każdy Harry powinien odnaleźć swojego Louisa.

Może każdy Niall powinien odnaleźć swoją Gemmę.

Może każdy Liam powinien odnaleźć swojego Zayna.

Może każdy Theo powinien odnaleźć swoją Mie.

Może każdy człowiek powinien odnaleźć w drugiej osobie człowieka.

***

Przez te wszystkie lata mówiliście o mnie:

ciApaty

pSychol

Pokraka

głupeEk,

ofiaRa

Gbur

niEdojda

wyRzutek

Znosiłem te wszystkie słowa w milczeniu i samotności, ale one uderzały we mnie każdego dnia. Zostawiały po sobie ślad w moim sercu i w moim umyśle. Sprawiały, że traciłem pewność siebie, odwagę, swoją osobowość i poczucie wartości. Jednak pojawił się ON i zrozumiałem to, że jestem też człowiekiem który:

Czuje – waszą nienawiść,

Zamyka się – na innych,

Łudzi się – że jutro okaże się być lepsze

Oddycha – tym samym powietrzem co wy,

Walczy – z samym sobą każdego dnia,

Interesuje – się otaczającą rzeczywistością

Emanuje – samotnością

Kocha – chociaż nie wie, co dokładnie to znaczy.



Teraz już wiem, czym jest miłość, wiem, że zasługuje na szacunek i dobro.

Mam Aspergera, nie wyzdrowieję nagle, ponieważ to nie jest choroba, nie uleczy mnie miłość, bo nie potrzebuję lekarstwa, ale najważniejsze jest to, że jestem człowiekiem. Tak, jestem człowiekiem.

Asperger – Człowiek



PS. Harry w końcu pozwolił mi coś napisać w swoim dzienniku. Nie będę się rozpisywał, ponieważ patrzy na mnie groźnie.

PS.1 Kocham cię Harry Stylesie. Nigdy o tym nie zapominaj. 



*George R.R. Martin 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro