boskie problemy z zakwaterowaniem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeszcze tego samego popołudnia, tuż przed obiadem, Seokjin oprowadził Jungkooka po pozostałej części obozu, nie szczędząc mu przy tym kolejnych kilku sekretów na temat swoich przyjaciół i znajomych (w tym przerażającą historię o dzieciach Nyks, które to rzekomo śpią głową w dół, jak nietoperze i żywią się krwią innych herosów, ostrzeżenie przed mieszkańcami domku Heliosa, a także smutną prawdę o potomkach Hekate). Jeon skrzętnie notował to wszystko w pamięci, nie chcąc już na wstępie urazić żadnego z obozowiczów, ani wejść nieodpowiedniej osobie w drogę i tym samym niepotrzebnie się narazić.

Starszy kolega wyjaśnił mu też, że każdego dnia w obozie odbywają się różnego rodzaju zajęcia, które mają na celu doszkolić młodych herosów z zakresu wiedzy o kulturze antycznej, a także przygotować ich na walkę z potworami. Jungkook nie był pewien, co to wszystko znaczy, ale przyjął to bez protestów. Już teraz w głowie wirował mu milion nowych informacji, a słusznie przypuszczał, że to dopiero czubek góry lodowej i trochę mu zajmie zrozumienie zasad tego nowego świata, w którym się znalazł. Od zawsze był jednak szybkim uczniem, miał więc nadzieję, że teraz jego zdolność do łatwego opanowywania nowych umiejętności również się sprawdzi, i prędko nadrobi zaległości.

Pod koniec zwiedzania Seokjin zaprowadził Jungkooka z powrotem pod drzwi domku Hermesa, oddając go w ręce uśmiechniętego chłopaka o żywym spojrzeniu i odstających śmiesznie uszach.

- Witaj, jestem Yoon Jisung, grupowy domku Hermesa – przywitał się chłopak, po czym poprowadził go do wnętrza budynku, który wyglądał zadziwiająco wręcz zwyczajnie, jeśli porównać go z wszystkimi architektonicznymi dziwami, pokazanymi mu wcześniej przez Seokjina. Urządzony w drewnie i wyposażony w podstawowe niezbędne meble, przypominał typowy domek letniskowy, dokładnie taki, w jakim nocuje się podczas normalnych wyjazdów i obozów. Był schludny i nie brakowało w nim światła. Poza kilkoma mapami, rozwieszonymi na ścianach, Jungkook nie dostrzegł żadnych konkretnych ozdób, czy osobliwości. Ot, zwykły domek. Spodobał mu się. – Będziesz spać tutaj – odezwał się Jisung, wskazując mu jedno z łóżek ustawionych pod oknem. Zgodnie z obietnicą Seokjina leżała na nim już przygotowana, złożona w kostkę pomarańczowa koszulka, którą to Jungkook czym prędzej na siebie włożył, wreszcie nie czując się tak bardzo obcy i odmienny na tle reszty obozowiczów.

Razem z dziećmi Hermesa udał się na obiad. Z tego co zdążył się już dowiedzieć, posiłki odbywały się o ustalonych porach, zawsze pod otwartym niebem. Obozowa „stołówka" znajdowała się na szczycie niewielkiego wzgórza, na które teraz wspinali się najróżniejsi obozowicze, nadciągający z wszelkich stron. Wśród nich Jungkook dostrzegł też kozłonogich satyrów i piękne, zwiewne dziewczęta, nimfy wodne i leśne. Przed nimi Seokjin również go przestrzegał.

Na szczycie wzniesienia znajdowało się wiele poustawianych na planie kwadratu stołów, na środku zaś umieszczono wielki brązowy trójnóg, na którym płonął ogień wysoki na kilka metrów. Przestrzeń jadalna otoczona była kamiennymi kolumnami, na których widniały zaczepy na pochodnie, za dnia puste. Jungkook z początku posłusznie ruszył za dziećmi Hermesa w stronę jednego z dłuższych stołów, ale nim zdążył zająć tam miejsce, poczuł jak ktoś ciągnie go delikatnie za krawędź koszulki. Odwrócił głowę i napotkał znajomą twarz.

- Przysiądziesz się do nas? – zapytał Jimin ze swoją naturalną, przyjacielską nutą w głosie. Jungkook w pierwszej chwili się zawahał, mając w głowie ostrzeżenia Seokjina. Zaraz jednak przystał na tę propozycję. Jimin był jedną z niewielu osób, które tu znał, w dodatku okazał mu od samego początku wiele życzliwości. Nie w porządku byłoby tak po prostu go olać. Był pewien, że jeśli tylko będzie miał się na baczności, żaden tęczowy atak go nie zaskoczy.

Ku jego uldze, Jimin nie poprowadził go do stołu dzieci Iris, zamiast tego kierując się w stronę niewielkiej grupki osób, zajmującej miejsca nieco na uboczu. Jungkook w mig rozpoznał Seokjina i siedzącego obok Namjoona. Trzech pozostałych chłopaków znał jedynie z seokjinowych opowieści. Kiedy zatrzymał się przy pustym miejscu, a sześć par oczu wbiła w niego spojrzenia, poczuł jak opuszcza go pewność siebie. Może i miał już pomarańczową koszulkę, ale wciąż był tym nowym, obcym dzieciakiem, który nawet nie znał swojego boskiego rodzica. Nerwowo przygryzł wargę, czując rosnące oczekiwanie ze strony przypatrujących mu się obozowiczów. Jimin chyba dostrzegł jego niepewność, bo swoim zwyczajem poklepał go po plecach i zwrócił się do przyjaciół.

- To Jungkook, nasz nowy kolega – powiedział, sadzając Jeona przy stole i samemu miejscowiąc się obok niego. – Bądźcie dla niego mili – dodał z naciskiem, jakby taka postawa wcale nie była dla co poniektórych oczywista. Jungkook posłał zgromadzonym blady uśmiech, naraz żałując, że przystał na propozycję Jimina. Chłopcy przy tym stole wyglądali na zgraną paczkę przyjaciół, a on był kimś z zewnątrz, kimś kto nie pasował. Jego obawy tylko potwierdził czarnowłosy chłopak, siedzący naprzeciwko Namjoona.

- Nie powinien siedzieć z tymi od Hermesa? – zapytał beznamiętnym tonem, policzek wspierając na dłoni i przyglądając się Jungkookowi spod przymrużonych dziwnie powiek.

- A ty nie powinieneś siedzieć z wampirami? – odciął się Jimin, gestem głowy wskazując na położony niedaleko od nich stolik. Spora część siedzących przy nim obozowiczów była tak samo blada i czarnowłosa, jak ten tutaj chłopak. – Nie przejmuj się Yoongim – Jimin zwrócił się do Jungkooka. – Zasada siedzenia przy stole własnego domku już dawno temu wygasła. Każdy z nas jest dzieckiem innego boga, ale trzymamy się razem i razem też jemy posiłki.

- Kto wie, może okażesz się być naszym małym braciszkiem – odezwał się siedzący naprzeciwko Jungkooka chłopak o zdrowo opalonej cerze i delikatnie pofalowanych włosach w ciepłym, brązowym kolorze. Wytwarzał wokół siebie bardzo przyjazną, sympatyczną aurę i Jeon z miejsca go polubił. Chłopak wyciągnął dłoń w jego kierunku. – Jestem Hoseok, dla przyjaciół Hobi – przedstawił się, błyskając promiennym uśmiechem. Jungkook już zamierzał uścisnąć jego dłoń, kiedy dobiegły go kolejne słowa. – Syn Heliosa – oznajmił z dumą Hoseok, na co Jeon gwałtownie cofnął dłoń, przypominając sobie przestrogę Seokjina, który mijając domek dzieci słońca powiedział mu, żeby nigdy, pod żadnym pozorem nie dotykał żadnego z jego mieszkańców. Podobno ich skóra ma temperaturę powierzchni słońca i mogłaby go poważnie poparzyć, a nawet zabić. Jungkook posłał Hoseokowi przerażone spojrzenie, jakby ten właśnie próbował go podstępem zamordować. Jung, zmieszany, cofnął dłoń, niepewien jak interpretować dziwne zachowanie nowego dzieciaka.

Niezręczną wymianę powitań przerwał Seokjin.

- Myślę, że nie zabawi długo u Hermesa. Jest już sporo po terminie... - powiedział, tymi słowami wywołując małą falę irytacji wśród kolegów.

- Ech, ci bogowie – mruknął Namjoon zrezygnowanym tonem. – Zawierane z nimi układy to większe mity, niż oni sami. – W odpowiedzi na te słowa gdzieś z błękitnego nieba dobył się mrukliwy, jakby obrażony grzmot. Namjoon wywrócił oczami.

- Lepiej uważaj – odezwał się Yoongi. – Jak ich zirytujesz, to przez najbliższy miesiąc nie zobaczysz księżyca...

Jungkook delikatnie trącił Jimina w ramię.

- O czym oni mówią? – zapytał go półgłosem, nie do końca nadążając za tym, co się dzieje. Jimin z wielka chęcią przyszedł mu z pomocą.

- Bo widzisz, kiedyś bogowie notorycznie nie przyznawali się do swoich dzieci półkrwi – wyjaśnił. – Herosi czuli się porzuceni i zignorowani przez boskich rodziców, co wywołało niemałe kłopoty.

- Ściślej mówiąc, niemal doprowadziło do końca świata – wtrącił Yoongi, co Jimin jednak zignorował.

- W końcu herosi wywalczyli u bogów obietnicę, że będą uznawać swoje dzieci do 13 roku życia, żeby uniknąć sytuacji, w której półbogowie przez całe życie nie wiedzą, kim tak naprawdę są – kontynuował, tą informacją wywołując strapienie na twarzy nowego kolegi.

- Czyli mnie ignorują już od trzech lat? – zapytał, nieszczególnie uradowany ze współczucia, które dostrzegł w oczach Jimina.

- Bogowie tacy już są – skomentował Namjoon, i choć Jungkook wciąż miał w pamięci jego wstydliwy sekret, teraz syn Selene wcale nie wydawał się być nerwowy czy roztargniony. Wręcz przeciwnie, było coś onieśmielającego w jego sposobie mówienia, kiedy robił się poważny. – Nie bierz tego do siebie, to nie czyni cię gorszym od nas – dodał, posyłając Jungkookowi podbudowujący uśmiech, który, o dziwo, serio pomógł mu poczuć się lepiej.

- Teraz i tak jest lepiej, niż dawniej – powiedział Jimin. – Dawniej istniały domki tylko dla dzieci głównej dwunastki. Herosi spoza tego grona praktycznie nigdy nie trafiali w odpowiednie miejsce, wszyscy gnieździli się u Hermesa, w którym panowało takie przeludnienie, że część obozowiczów spała w śpiworach na podłodze. Jasne, Hermes jest patronem wędrowców i lubi przyjmować gości, ale moim zdaniem to była gruba przesada, zwłaszcza w sytuacji, kiedy co poniektóre domki były z kolei zupełnie puste.

Jungkook słuchał tego wszystkiego z uwagą, zdumiony, że nawet dzieci bogów mają problemy z zakwaterowaniem. On sam, wraz ze swoim ojcem, wielokrotnie się przeprowadzał, częściej z konieczności, niż z chęci, więc był w zasadzie przyzwyczajony do życia w ciągłej podróży. Obserwując niezwykłe domki poszczególnych bóstw poczuł jednak, że bardzo chciałby gdzieś przynależeć w tej małej, obozowej społeczności. Choćby i miała to być tęczowa forteca.

- Dlatego prócz zasady uznawania swoich dzieci, bogowie zostali też zobowiązani do zgody na budowę większej ilości domków, tak żeby każdy heros miał gdzie się podziać. – Jimin spojrzał po przyjaciołach z uśmiechem. – Wtedy właśnie powstało kilka nowych domków. Iris, Nike, Nemezis...

- Hekate – dodał siedzący między Hoseokiem, a Yoongim chłopak, który do tej pory ani razu się nie odezwał i w jakiś magiczny sposób Jungkook dopiero teraz zwrócił na niego uwagę. Było w nim coś szczególnego, choć Jeon żadnym sposobem nie potrafił stwierdzić co to było. Niby był ubrany tak samo, jak reszta obozowiczów, w prostą, rażącą pomarańczą koszulkę, a jednak to, w jaki sposób ją nosił, sprawiało, że można było oderwać od niego wzroku. Jeon przez chwilę nieświadomie wpatrywał się wielkimi oczami w tego osobliwego chłopaka, nawet nie do końca świadom, że najzwyczajniej w świecie się na niego gapi. Jednocześnie próbował sobie przypomnieć, co takiego Seokjin mu mówił o dzieciach Hekate, ale jego myśli rozbiegały się dziwnie, niezrozumiałe i nieskładne w obliczu onieśmielającej aury pięknego herosa. Z transu wyrwał go dopiero Jimin, który pstryknął mu palcami przed twarzą.

- Tak, Hekate też – powiedział, po czym zwrócił się do dziwnego chłopaka. – Ale daj mu na razie spokój, Taehyung! – zawołał karcąco, w odpowiedzi na co rzeczony Taehyung uśmiechnął się niewinnie, momentalnie zmiękczając ostre spojrzenie Jimina.

- Chciałem się z nim tylko odrobinę pobawić – powiedział, wzruszając ramionami i posyłając Jungkookowi przyjazny uśmiech. Jeon niepewnie odpowiedział tym samym, wciąż jednak czuł się nieco nieswojo. Jimin wywrócił oczami, nie kryjąc przy tym sympatii do niesfornego kolegi.

- Wracając... - mruknął, marszcząc brwi i próbując sobie przypomnieć, gdzie skończył. – Ach! Tak, no więc inne domki powstały nieco później, kiedy ponownie zmieniono pewne zasady. Wcześniej każdy domek przypisany był tylko jednemu bogu. Jednak przez to, że wszyscy herosi mieli zostać uznawani, w obozie zaczęło się pojawiać coraz więcej i więcej dzieci pomniejszych bogów, a każdy kto miał kiedykolwiek styczność z mitologią, dobrze wie, że to jedna wielka „Moda na sukces" i takiego porypanego drzewa genealogicznego nie ma nikt inny na świecie, także... dość szybko pojawił się problem, gdzie ci wszyscy herosi mają mieszkać i czy jest sens stawiać domek dla absolutnie każdego boga...

- Problemu by nie było, gdyby pan D. był mniej leniwy i nie traktował herosów jak coś, co można zamieść pod dywan i się tym więcej nie kłopotać – powiedział Namjoon, a Yoongi mu przytaknął.

- Niestety, tak właśnie się stało i niektóre domki zaczęły być domkami współlokatorskimi, że tak to nazwę – mówił dalej Jimin. – Czyli goszczącymi dzieci dwóch bogów jednocześnie. Oczywiście starano się, żeby to byli bogowie w jakiś sposób sobie pokrewni, tak żeby żyjący pod jednym dachem herosi nie pozabijali się nawzajem już pierwszego dnia obozu.

- Dla przykładu, dzieci nocy przygarnęły do siebie dzieci księżyca i oddały im piętro do użytku – wyjaśnił Yoongi, wskazując gestem głowy na Namjoona.

- Z kolei u nas mieszkają wszyscy herosi związani ze słońcem, dzieci Eos, Hemery, Eter... - dodał Hobi, a Jungkook pokiwał głową, układając te wszystkie informacje w głowie. I dopiero w tamtej chwili, patrząc po zgromadzonych przy stole kolegach, zorientował się, że jednego, bardzo istotnego elementu wciąż mu brakuje. Spojrzał na Seokjina.

- A czyim synem jest...

Jego pytanie nie wybrzmiało do końca, bo nagle w powietrzu rozległ się dźwięk jakby... kopyt, który sprawił, że wszyscy zgodnie umilkli i zwrócili głowy w stronę centralnego ognia. Jungkook poszedł w ich ślady, a jego oczy zrobiły się wielkie ze zdumienia, kiedy ujrzał stojącego pośród stołów najprawdziwszego w świecie centaura. Od pasa w górę był mężczyzną w średnim wieku o poczciwym, ale inteligentnym wyrazie twarzy. Zaś dolną część jego ciała stanowił biały koński tors i cztery silne nogi, zakończone kopytami. Jungkook nie mógł oderwać od niego wzroku. Już kilka razy widział z oddali nimfy i satyrów, jednak centaur robił dużo większe wrażenie. Było w nim coś szlachetnego i dostojnego. Jeon nawet nie zorientowałby się, że patrzy na centaura z otwartymi ustami, gdyby Jimin żartobliwie nie zakrył ich własną dłonią.

- To Chejron – szepnął Jungkookowi na ucho. – Pracuje w obozie i zajmuje się szkoleniem herosów. Równy gościu. Na pewno lepszy, niż pan D...

Jungkook dostrzegł wspomnianego dyrektora obozu przy jednym ze stołów, który najwyraźniej zajmował razem z satyrami i jeszcze kilkoma innymi obozowiczami (czy pan D. też miewał dzieci?).

W międzyczasie Jimin wepchnął koledze pustą szklankę w dłoń, choć Jungkook nie miał pojęcia, kiedy i jakim sposobem naczynia pojawiły się na stołach.

- Powiedz, czego chciałbyś się napić – nakazał, a kiedy kolega rzucił mu zdezorientowane spojrzenie, Jimin dla przykładu zawołał „shake truskawkowy!" i jego szklanka natychmiast wypełniła się mlecznym różowym napojem. Jungkook zamrugał gwałtownie oczami, pewien, że to musiało mu się przywidzieć. Ale nie, Jimin właśnie popijał w najlepsze swojego shake'a truskawkowego, w dodatku przez uroczą słomkę w paseczki, którą nie widomo skąd skombinował, i wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Jungkook spojrzał na swoją szklankę.

- Zdrowie bogów! – zawołał centaur Chejron, a wszyscy mu zawtórowali, unosząc szklanki w górę. Jeon pospiesznie szepnął „sok pomarańczowy", a kiedy jego szklanka, zgodnie z zapewnieniami Jimina, napełniła się zażyczonym napojem, chłopak uniósł ją razem z innymi.

Wznosząc toast za bogów wraz z wszystkimi obozowiczami pomyślał, że być może jeszcze kiedyś poczuje się tam jak w domu.

A przynajmniej taką miał nadzieję.

~*~

Po zjedzeniu obiadu i złożeniu ofiary bogom (Jungkook miał moment poważnego kryzysu, kiedy Jimin wrzucił do ognia wielki kawałek steku i kazał mu zrobić to samo ze swoim. Wszystko wszystkim, ale jedzenie uważał za świętość. Z rozpaczą obserwował, jak płomienie pochłaniają część jego obiadu), syn Iris zaproponował, że korzystając z wolnego czasu pokaże nowemu koledze jeszcze kilka ciekawych zakątków obozu. Młodszy zgodził się bez wahania, wciąż ciekaw każdego elementu tego nowego świata, w którym się znalazł.

- Więc – zaczął Jimin, prowadząc go jedną z wielu ścieżek, w sobie tylko znanym kierunku. Jungkook podążał za nim wiernie, znów rozglądając się na boki i próbując wyłapać wzrokiem każdy szczegół otoczenia. – Jak wrażenia z pierwszego dnia w obozie? Podoba ci się tu?

- Bardzo – odparł natychmiast młodszy, nie musząc się nawet zastanawiać nad odpowiedzią. – Może prócz tego naburmuszonego małego faceta w hawajskiej koszuli – dodał nieco ciszej. Wciąż miał problem z przetworzeniem faktu, że ten gościu to prawdziwy bóg olimpijski. Póki co musiał więc pozostać małym facetem w hawajskiej koszuli. Jego słowa rozśmieszyły Jimina.

- Wielka szkoda, że musiałeś trafić akurat na pana D. – stwierdził z rozbawieniem. – Przeważnie to Chejron zajmuje się nowymi.

Jimin wyminął obszar zapełniony przez domki herosów i poprowadził kolegę w kierunku Wielkiego Domu. Jungkook uważnie obserwował mijane po drodze obiekty, usiłując połączyć kropki na mapie w swojej głowie. Wciąż jednak miał problem z orientacją w terenie, w końcu to był jego pierwszy dzień w obozie. Musiało minąć trochę czasu nim będzie w stanie samodzielnie się po nim poruszać i przy tym nie gubić. Spodziewał się, że kolega pokaże mu kolejne niesamowite miejsca, jak arena walk czy zbrojownia, obok których przechodził rano wraz Seokjinem. Jimin jednak zatrzymał się dopiero przy pokaźnych rozmiarów boisku. Jungkook uniósł brew.

- Siatkówka? – zapytał. To była chyba ostatnia rzecz, jakiejś się tu spodziewał. Jimin posłał mu przekorny uśmiech.

- Nawet herosi lubią sobie pograć, nie rozumiem czemu się tak dziwisz. Mam nadzieję, że jesteś w tym dobry, nie licz że przyjmiemy cię do składu po znajomości! – zawołał, trącając kolegę zaczepnie w ramię. – Ale chciałem ci pokazać coś jeszcze – dodał, po czym wskazał na stojący nieopodal pawilon w greckim stylu. Podobnie, jak stołówka, nie miał ścian, a jedynie kolumny, tym razem jednak zwieńczone dachem. Tu również było pełno długich stołów zastawionych różnego rodzaju przedmiotami. Wszędzie naokoło porozstawiano sztalugi i bezkształtne bryły wszelkich materiałów, z których prawdopodobnie miały powstać rzeźby.

- Pawilon artystyczny – powiedział Jimin. – Pomyślałem, że ci go pokażę, jako że wciąż nie znasz swojego rodzica i powinieneś zastanawiać się nad swoimi szczególnymi uzdolnieniami. – Chłopak oderwał wzrok od budynku i spojrzał na Jungkooka. – Wszystkim się zdaje, że sztuka to domena dzieci Apolla, ale to nie jedyni uzdolnieni twórczo herosi. Więc nie krępuj się tu zajrzeć, jeśli miałbyś na to ochotę. – Jimin uśmiechnął się zachęcająco. – Taehyungie naprawdę często tu przesiaduje.

Jungkook ożywił się, słysząc to imię. Był ciekaw, jaki rodzaj sztuki może tworzyć tajemniczy syn bogini magii. Nie miał jednak odwagi wypytać o to Jimina, więc jedynie skinął głową, po czym ruszył w ślad za kolegą, z powrotem w stronę domków.

Jednocześnie zaczął znów rozmyślać o swoim boskim rodzicu. Fakt bycia istotą półkrwi to była dziwna i obca perspektywa, ale z jakiegoś powodu pogodzenie się z nią przyszło mu dużo łatwiej, niż mógłby się spodziewać. Zresztą, wciąż nie do końca mu zależało na poznaniu imienia bogini, która rzekomo była jego matką. Wystarczył mu fakt, że został wychowany przez wspaniałego człowieka, który nauczył go, że nigdy nie powinien się poddawać. Nie był pewien, dlaczego jego tata postanowił wysłać go na ten obóz właśnie teraz, ale zamierzał skorzystać z tej przygody najlepiej, jak potrafił.

Z zamyślenia wyrwał go Jimin, który przez dłuższą chwilę szedł w milczeniu, aż wreszcie postanowił się znów odezwać.

- Swoją drogą, czy podróż minęła ci bezpiecznie? – zapytał dość cicho, dziwnie ostrożnym tonem, zerkając na Jungkooka i badając jego reakcję.

- Podróż? – Jeon zmarszczył brwi, zdumiony tym pytaniem. Przyjechał do obozu taksówką, w którą wsadził go tata. Nie widział w tym nic niebezpiecznego. – Dotarłem bez problemu – zapewnił, a na twarzy Jimina odmalowała się ulga.

- Całe szczęście – powiedział, nie rozwijając tematu.

Jungkook nie dostrzegł, jak nerwowo Jimin przygryzał w tamtym momencie wargę.

~*~

Poznajcie skromny obozowy squad! Którego z herosów jesteście najbardziej ciekawi? Rozdział odrobinę nudnawy, ale jeszcze się rozkręcimy, na razie należy się trochę wprowadzających wyjaśnień. Dziękujemy za wszystkie gwiazdki i komentarze <3 

Do zobaczenia za tydzień!

Ps. opowiadanie jest inspirowane książkami R.R., ale niektóre elementy mogą się różnić, bo dostosowałyśmy je do swojego pomysłu, więc przymknijcie na to oko~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro