starcie słonecznych chłopców

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jungkook nie spodziewał się, że będzie w stanie zasnąć po tym pełnym przygód dniu. Miał tyle myśli w głowie, tyle musiał sobie poukładać... To wszystko sprawiało, że był przekonany, że czeka go bezsenna noc. Jednak ledwie przyłożył głowę do poduszki, a już poczuł, że ktoś szturcha jego ramię i usłyszał:

– Młody, wstawaj. Juuungkook, obudź się, bo ominie nas śniadanie.

Jeon otworzył oczy i zobaczył twarz poznanego poprzedniego dnia grupowego domu Hermesa. Jisung kazał mu ogarnąć niewielki fragment przestrzeni, którą zajmował (składały się na nią łóżko, szafka nocna, w której nie zmieściło się nic poza kilkoma komiksami i zapasową pomarańczową koszulką, i częściowo wystający spod łóżka plecak turystyczny, który zawierał cały jego dobytek), informując przy okazji o codziennych kontrolach czystości, o których zapomniał wspomnieć Seokjin. Później razem ruszyli na śniadanie.

Jungkook planował tym razem usiąść razem z dziećmi Hermesa, ale kiedy tylko znaleźli się na stołówce, zobaczył machającego do niego Jimina, więc skierował się w jego stronę. Chłopak poprowadził go do stolika i młodszy zajął to samo miejsce, co poprzedniego dnia. Miał nadzieję, że jego obecność nikomu nie przeszkadza. Na szczęście Yoongi, który wcześniej miał coś przeciwko, dzisiaj zdawał się w ogóle nie zwracać na niego uwagi. Siedział w za dużej czarnej bluzie, z kapturem zarzuconym na głowę i zamkniętymi oczami, a Jeon doskonale zdawał sobie sprawę, czym jest to spowodowane. Wczoraj w czasie zwiedzania Seokjin ostrzegł go, żeby pod żadnym pozorem nie zaczepiać o poranku dzieci Nocy... Jungkook miał zamiar dobrze zapamiętać tę radę.

Posiłek nie różnił się od poprzednich. Jimin opowiadał mu o rzeczach, które czekają go tego dnia, Seokjin żartował z Namjoonem, a Hobi z uśmiechem dopowiadał szczegóły, które pominął syn Iris. Tak właśnie dowiedział się, że jego pierwszymi zajęciami miała być starożytna greka (miał problem nawet z koreańskim...), a później czekała go nauka walki bronią (prawdziwą bronią... nigdy w życiu nie miał w rękach czegoś bardziej niebezpiecznego, niż nóż kuchenny) i turniej łucznictwa (prowadzony przez dzieci Aresa, które podobno mistrzowsko panują nad każdym rodzajem broni). Pewnie ktoś inny na jego miejscu byłby przerażony, ale nie on. Jeon Jungkook uwielbiał robić nowe rzeczy i zawsze był pełen nadziei, że okaże się w nich całkiem niezły. Tylko nauka wymarłego języka nie napawała go optymizmem, ale kiedy pomyślał, że będzie mógł dzięki temu przetłumaczyć tacie tajemnicze napisy, które zawsze ich fascynowały, gdy oglądali cykl programów o historii Grecji, i zobaczył oczami wyobraźni jego dumny uśmiech, od razu przeszła mu ochota na narzekanie na ten element planu. Kiedy więc skończyli jeść, dziarskim krokiem ruszył za Namjoonem, który też zmierzał na lekcję.

Na miejscu okazało się, że syn bogini księżyca został poproszony o przekazanie nowemu obozowiczowi podstawowych informacji o języku (zazwyczaj i dzieci Ateny odpowiadali za prowadzenie tej lekcji, ale centaur był ostatnio bardzo zajęty, a potomkowie bogini mądrości woleli uczyć bardziej zaawansowanych). Namjoon z cierpliwością pokazał mu pierwsze litery i zanim Jungkook się zorientował, potrafił całkiem poprawnie przeczytać słowa i krótkie zdania, a lekcja pierwsza dobiegła końca. Nowy obozowicz był zdziwiony tym, jak łatwo mu poszło. Od zawsze miał problem z językami, bo przez dysleksję czytając, tworzył całkiem nowe wyrazy i nie potrafił zapamiętać żadnego dłuższego tekstu (nietrudno się więc domyślić, że jego oceny nigdy nie były zbyt dobre). Planował nawet wspomnieć o tym starszemu koledze, ale nie zdążył i teraz wcale nie żałował. Poszło mu naprawdę nieźle! Chłopak nie wiedział, że jego wcześniejsze problemy wynikały z płynącej w żyłach boskiej krwi i dotyczyły większości obozowiczów. Umysły herosów były bowiem przystosowane do radzenia sobie ze starożytną greką, a nie z językami nowego świata.

Jeon zjawił się na Arenie lekko niepewny. Namjoon zostawił go piętnaście minut wcześniej w pobliżu domków, żeby mógł chwilę odpocząć, i wskazał gdzie powinien pójść na następne zajęcia. Zapomniał niestety wspomnieć, do kogo ma się zwrócić, więc młodszy nie był pewny, czy trafił w dobre miejsce. Już miał zamiar wyjść i poprosić kogoś o pomoc (nie chciał przeszkadzać walczącym parom, żeby nie stracić ręki lub głowy), kiedy zatrzymał go głos:

– Nowy? – Jungkook odwrócił głowę i zobaczył wysokiego chłopka stojącego na środku placu. – Dobrze, że trafiłeś, bo szukanie cię mogłoby zająć sporo czasu, a tak od razu przejdziemy do zabawy – mówiąc, heros uśmiechał się przyjaźnie, choć w jego oku czaiły się niebezpieczne błyski.

Jego instruktor wcale nie wyglądał, jakby mieli ćwiczyć. Na pomarańczową koszulkę ubrał skórzaną kurtkę i tylko prosty miecz, który trzymał w dłoni wskazywał na to, czym będą się zajmować. Jeon musiał przyznać, że wyglądał na silnego i broń w ręce bardzo do niego pasowała.

– Jestem Choi Minho, syn Aresa – przedstawił się chłopak. – Miałeś kiedyś kontakt z białą bronią, now..?

– Jungkook – młodszy szybko podał swoje imię. – Oglądałem o niej program w telewizji i ci ludzie wyglądali naprawdę super. – Na wspomnienie płynnych ruchów zaświeciły mu się oczy i zaczął się zastanawiać, czy kiedyś będzie w tym równie dobry.

– Czyli nie – zaśmiał się Minho. Podniósł trzymane ostrze w górę i, wciąż ze śmiechem, dodał – To jest miecz.

Wymienił jeszcze kilka innych typów broni, prowadząc go do stojaka, gdzie umieszczone były różnego rodzaju rapiery, szable i sztylety. Syn Aresa przez chwilę przyglądał mu się oceniająco, po czym wybrał jeden z mieczy i podał mu. Kiedy Jungkook wziął go do ręki poczuł, jakby został stworzony specjalnie dla niego. Nie był za ciężki, dobrze leżał w jego dłoni i chłopak nie mógł się powstrzymać, żeby kilka razy nie przeciąć na próbę powietrza przed sobą.

Starszy kolega patrzył na to z pobłażliwym uśmiechem. Widząc, że nowy obozowicz rwie się do pracy, szybko zaczął tłumaczyć podstawowe zasady i pokazywać najprostsze ruchy. Jeon początkowo naśladował je, blokując ciosy wymyślonego przeciwnika lub próbując go zaatakować. Co prawda kilka razy widowiskowo wypuścił miecz z dłoni, ale Choi i tak był pod wrażeniem, jak sprawnie jego uczeń radzi sobie z całkiem nową dla niego dyscypliną sportu. W końcu przeszli do walki. W pierwszych kilku starciach młodszy bardzo szybko tracił broń, ale im dłużej ćwiczyli, tym pewniej się czuł i zdarzało mu się nawet zdobyć kilkusekundowe przewagi (zawsze kończyły się ostrzem przeciwnika przyłożonym do jego szyi, bo tracił wtedy skupienie, ale i tak się liczą, prawda?).

Kiedy lekcja dobiegła końca, Jeon był naprawdę rozczarowany. Chętnie spędziłby na ćwiczeniach resztę dnia, ale burczenie w brzuchu przypomniało im, że czas na obiad, a oni musieli jeszcze wziąć prysznic i się przebrać. Razem ruszyli do domków.

Po obiedzie czekała go lekcja mitologii i nauka strzelania z łuku, specjalny przyspieszony kurs, polecony mu przez Minho, tak żeby mógł wziąć udział w turnieju, o którym z wielkim entuzjazmem opowiadał Hobi. Jungkook miał świadomość, że nie ma większych szans z bardziej doświadczonymi rywalami, ale był przekonany, że będzie się dobrze bawił.

~*~

Okej, nie mylił się. Konkurencja wgniotła go w ziemię. W przenośni i dosłownie, bo w pewnym momencie naprawdę wylądował na wydeptanej przez obozowiczów trawie, w ostatniej chwili robiąc unik przed płonącą strzałą, która przecięła powietrze tuż nad jego głową i mógłby przysiąc, że przypaliła mu końcówki włosów. Siedzący nieopodal Jimin skręcał się ze śmiechu, obserwując jego zmagania z ognistymi grotami, rysującymi dymne ślady w powietrzu nad areną.

- Kto ci powiedział, że powinieneś brać udział w turnieju? – zapytał w końcu, kiedy Jungkook wreszcie porzucił łuk i kołczan, po czym z rezygnacją dołączył do kolegi, który obserwował całe widowisko z bezpiecznej odległości na trybunach.

- Minho? – odparł Jeon z wahaniem, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze zapamiętał imię swojego instruktora walki. – Był bardzo miły. Obserwował mój trening. Powiedział, że mam wrodzony talent i powinienem spróbować.

- Chłopie. – Jimin położył mu dłoń na ramieniu. – Jeśli syn Aresa jest dla ciebie bez powodu miły, wiedz, że coś knuje. Nie wierzę, że dałeś się w to wrobić! Czy ty kiedyś trzymałeś łuk w rękach?

- Tak. – Jungkook zrobił naburmuszoną minę. – Dzisiaj po południu. – Jimin pokręcił głową, nadal rozbawiony naiwnością kolegi.

- Minho często wkręca nowych. Podejrzewam, że czerpie z tego jakiś rodzaj sadystycznej radości – stwierdził, wskazując gestem głowy na przeciwległy kraniec areny. Jungkook spojrzał w tamtym kierunku, rozpoznając w stojącym tam wysokim chłopaku znajomego już syna Aresa. Jimin uśmiechnął się słodko i pomachał do Minho. Choi odpowiedział tym samym, ale Jungkooka aż dreszcz przeszedł na widok niebezpiecznych błysków w jego oczach.

- Znacie się czy coś? – zapytał, z jakiegoś powodu przeczuwając, że to nie do niego skierowane były te ostrzegawcze iskry w spojrzeniu chłopaka.

- O tak. – Jimin oderwał wzrok od Minho i spojrzał na Jungkooka z przebiegłym uśmieszkiem. – Mnie też próbował wrobić.

- Serio? – Młodszy uniósł brwi. – Ciebie też wysłał na turniej, żebyś się zbłaźnił przed całym obozem? – zapytał, wciąż czując gorzki smak swojej porażki i próbując wyobrazić sobie Jimina w podobnej sytuacji. Ten jednak ani trochę nie wyglądał, jakby źle wspominał tamten incydent.

- Lepiej – powiedział. – Miałem może z jedenaście lat, nie byłem jeszcze nawet uznany. Minho też był szczeniakiem, robił wtedy dużo głupsze rzeczy, niż obecnie. Chyba myślał, że to zabawne. Wsadził mnie na pegaza i pognał go tak, że przez dobre pół godziny spłoszony latał nad obozem, nie chcąc wylądować. Wszyscy przerwali to, co akurat robili i obserwowali mnie z dołu.

- Bali się, że spadniesz? – zapytał Jungkook z przejęciem.

- Nie mogli oderwać wzroku – odpowiedział jakiś cichy głos i Jeon aż podskoczył w miejscu, wystraszony ciemną, zakapturzoną postacią, która nie wiadomo kiedy zmaterializowała się tuż obok niego.

- Co powiedziałeś, Yoongi? – zapytał Jimin, zupełnie niewzruszony nagłym pojawieniem się kolegi.

- Nic – mruknął Min, wciskając ręce w kieszenie bluzy i wzruszając ramionami.

- W każdym razie – podjął Jimin, znów zwracając się do Jungkooka. – Minho miał pecha, że trafił akurat na syna Iris. Większość z nas dobrze dogaduje się z pegazami, mamy to we krwi. Choi nigdy mi tego nie zapomniał. To chyba z zazdrości...

- O co? – Jungkook uniósł brew. Minho sprawiał wrażenie kogoś, kto dobrze sobie radzi w absolutnie każdej dyscyplinie. Jimin uśmiechnął się nieco wrednie.

- Zwierzęta nie cierpią dzieci Aresa. Są dla nich zbyt gwałtowne i agresywne. Jazda na pegazie to ich słaby punkt – wyjaśnił z satysfakcją. – Ale myślę, że ty nie będziesz miał tego problemu. Nauczę cię, jeśli chcesz – zaproponował, na co Jungkook uśmiechnął się z wdzięcznością. W tym momencie z areny dobiegła ich wrzawa i wszyscy trzej spojrzeli w tamtą stronę.

W takcie ich rozmowy najwyraźniej zdążyła już odpaść większość uczestników, tak że na polu walki zostali tylko najlepsi. Jungkook ze zdumieniem dostrzegł wśród nich Hoseoka, który konkurował właśnie z jakimś wysokim blondynem o hollywoodzkim uśmiechu. Ich zadaniem było pokonać wariacki tor przeszkód, jednocześnie strzelając z łuku do celu, który pozostawał w ciągłym ruchu, niczym przeciwnik w trakcie bitwy. Mierząc wzrokiem wszystkie porozstawiane na arenie przeszkody Jungkook niemal ucieszył się, że odpadł już na samym początku, kiedy jedynym, co kazano mu zrobić, było trafienie w sam środek oddalonej o kilka metrów tarczy. Na tym torze przeszkód zbłaźniłby się stokroć bardziej, niż lądując twarzą w trawie.

- Starcie słonecznych chłopców – skomentował Jimin, z uwagą obserwując szykujących się do finału herosów. Jungkook uniósł brew.

- Kto...

- Apollo – odpowiedział Yoongi, nim zdążył zadać pytanie. Jungkook spróbował przyjrzeć się przeciwnikowi Hobiego, ale nagły błysk chwilowo go oślepił i chłopak zaczął trzeć oczy, próbując pozbyć się plam światła z pola widzenia. Syn Apolla miał łuk cały zrobiony ze złota. – Szpaner – skwitował Min, również mrużąc oczy tak, że ciężko było stwierdzić, czy w ogóle są otwarte.

- Ale nasz Hobi też ma coś w zanadrzu – dodał Jimin, widząc znajome ogniste błyski na końcach palców przyjaciela, teraz skupionego i napiętego równie mocno, co cięciwa jego łuku. Jungkook znał Hoseoka od niedawna, ale do tej pory syn Heliosa zawsze roztaczał wokół siebie sympatyczną, promienną atmosferę. Kiedy robił się poważny wyglądał naprawdę groźnie.

- Będzie jak zwykle, zobaczysz – mruknął Yoongi, który wyraźnie wahał się między zasłonieniem oczu rąbkiem ciemnego kaptura, a obserwowaniem rozwoju zdarzeń.

- Trochę wiary, ponuraku – odparł syn Iris, nie odrywając wzroku od areny. Rażący blask złotego łuku zdawał się w ogóle mu nie przeszkadzać. Oczy Jungkooka nie były tak odporne, więc maksymalnie zmrużył powieki i skupił wzrok na Hobim, nie chcąc przegapić decydującej rozgrywki. A kiedy ta wreszcie się zaczęła...

- Nic nie widzę – powiedział, wstając z miejsca i szeroko otwartymi oczami próbując nadążyć za błyskawicznymi ruchami herosów, raz po raz przy tym obrywając w twarz oślepiającym złotym światłem i ognistymi rozbłyskami.

- Komu ty to mówisz... - mruknął Yoongi, chowając całą twarz w kapturze, najwyraźniej niezdolny do przetworzenia takiej ilości światła.

- Chłopcy, skupcie się – skarcił ich Jimin, wyprężony jak struna, wodząc wzrokiem za dwiema rozmazanymi, świetlistymi plamami, i marszcząc brwi w napięciu. – Idą łeb w łeb.

- Jakim cudem ty coś tam widzisz? – zapytał zdezorientowany Jungkook, tym razem, o dziwo, znacznie bardziej sympatyzując z Yoongim. Tymczasem Jimin zerwał się na równe nogi.

- DALEJ, HOBI, DASZ RADĘ! – krzyknął, podskakując i machając dziko rękami. – HOBI, HOBI, HOBI! – zaczął rytmicznie skandować, włażąc na siedzenie.

- Na Zeusa, Jimin! – Yoongi chwycił chłopaka za kostkę i zaczął go ściągać z ławki. – To tylko głupi turniej, zlecisz stąd z...

Nagła wrzawa sprawiła, że reszta jego zdania utonęła w ogólnym hałasie, który ogarnął całą arenę. Jungkook ponownie zmrużył oczy, próbując wychwycić coś z kotłującego się w dole tłumu, który koncentrował się wokół zwycięskiej postaci. Naraz Jimin przestał szamotać się z Yoongim i opadł na ławkę, rozczarowanym spojrzeniem wodząc za uśmiechniętym triumfalnie synem Apolla. Na zbierającego swoje ogniste strzały Hoseoka nikt już nie zwracał uwagi. Yoongi westchnął.

- Mówiłem.

~*~

Odrobinę spóźniony, ale jest! Chętnie przyłączyłybyśmy się do Jimina, kibicując Hobiemu ;c Miłego wieczora (a dla osób, które właśnie są na Wembley, bądź na koncercie Sunmi - trzymamy kciuki, żebyście w ogóle przeżyli!)

Do napisania~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro