Przyjedź z dziewczyną i będziemy kwita

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Justin

- Dlaczego akurat tutaj musiała być ta kraksa! - krzyknąłem, uderzając w kierownicę z frustracją.

Przejechałem zaledwie sto kilometrów i trafiłem za najbardziej zakorkowany odcinek autostrady! W takim tempie nigdzie nie dojadę nawet za tydzień! Auta nie poruszały się nawet o kilka centymetrów. Sytuacja nie zmieniała się już od kilkunastu minut mimo, iż podobno odpowiednie służby pojawiły się na miejscu. To czekanie doprowadzało mnie do szału. Nie mogłem się uspokoić. Każda minuta się liczyła, a ja utknąłem w środku największej masakry w okolicy.

Mój telefon po raz kolejny zaczął wibrować. Spojrzałem na wyświetlacz i westchnąłem głośno. To znowu Kelly... Jeśli nie odbiorę, to pewnie nie da mi spokoju. Przesunąłem palcem po ekranie i przysunąłem urządzenie do ucha.

- Halo?

- O mój boże! Justin! Nareszcie odebrałeś! Martwiłam się bardzo! - powiedziała ze smutkiem w głosie.

Przewróciłem oczami.

- Nie masz o co się martwić, wszystko gra - skłamałem, próbując ją jakoś zbyć.

- Nie brzmisz jakby było w porządku - westchnęła.

Prawdę mówiąc nic nie było ok. Jessie była w rękach tego psychola, a ja nie mogłem absolutnie nic zrobić! Nawet nie byłem w stanie ochronić jej przed tym, co jej zrobił! Nawet nie chciałem wyobrażać sobie jak ona musiała się teraz czuć...

- Właściwie, to nie bardzo mam jak rozmawiać - odparłem, podczas gdy auta przede mną zaczęły się ruszać.

- No rozumiem... Po prostu odpisz czasem. Chce ci pomóc w miarę możliwości - wyznała smutno.

Zrobiło mi się jej trochę żal. W końcu nic nie zawiniła, a ja byłem dla niej taki ostry. Zostawiłem ją samą w pizzerii i do tej pory nie dałem znaku życia.

- Przepraszam, Kelly. Po prostu mam ważną sprawę na głowie. Odezwę się niedługo, oki? - zaproponowałem.

- Byłoby miło. Trzymaj się, Jussy - odparła słodko. Zdecydowanie za słodko.

- Pa - uciąłem i rozłączyłem się.

Zdecydowanie bardziej podobał mi się pseudonim, jakim zwracała się do mnie Jessie. W ogóle podobało mi się jak coś mówiła. Teraz, gdy nie mogłem nawet posłuchać jej narzekania zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi jej brakowało i jak mocne uczucie się we mnie zrodziło. Odkąd zostałem sam, do nikogo nie czułem tak wielkiego pociągu. Martwiłem się o nią, chciałem dla niej wszystkiego, co dobre. Byłem w stanie poświęcić wszystko, byleby tylko nie musiała przechodzić przez ten cały koszmar.

Samochody poruszały się coraz szybciej, co nie ukrywam, ucieszyło mnie. Po kilku chwilach nie było już nawet śladu po kraksie. Znów mogłem jechać tak szybko, jak tylko się dało. 

Zastanawiałem się, w jaki sposób mógłbym dowiedzieć się czegoś o obecnej lokalizacji tego telefonu, z którego dostałem wiadomość od Jasona. Nie znałem się kompletnie na tego typu rzeczach i nie znałem nikogo... zaraz! Chwila! Przecież miałem kumpla, który już za dzieciaka bawił się w takie pierdoły! Tylko jak on miał na imię... Chad? Chase? Cheddar? Nie no dobra, z tym ostatnim to przesadziłem... Chester! No tak! Wyciągnąłem ponownie komórkę i zacząłem szukać w kontaktach jego imienia. Dobrze, że mam nawyk zbierania numerów od każdej poznanej mi osoby i przepisywania kontaktów ze starych telefonów.

Kiedy znalazłem właściwy, nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem, aż odbierze. W sumie kupę lat nie gadaliśmy. Ciekawe, czy w ogóle mnie pozna. Ale był moją ostatnią szansą i nie mogłem pozwolić na to, aby taka okazja przeszła mi koło nosa.

- Matt, przestań sobie stroić żarty, nie zaproszę Betty na bal, bo jest totalnie nie w moim typie, więc nie dzwoń do mnie z obcych numerów, bo i tak się nie zgodzę! - krzyknął prosto do słuchawki, przez co się nieco zdziwiłem.

- Emm... tu nie Matt - wychrypiałem nieśmiało.

Nastała chwila ciszy. Nie do końca wiedziałem, co zrobić. Odezwać się czy nie.

- To z kim ja rozmawiam? - zapytał skonsternowany.

- Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale to ja, Justin. Grałeś ze mną za dzieciaka w koszykówkę i graliśmy wspólnie na play station - wyjaśniłem.

- No jasne, że cię pamiętam! Boże, ile to czasu minęło! Jak to możliwe, że nadal masz mój numer? - odparł zaskoczony.

- Dobrze wiesz, że pod tym względem jestem obsesyjnie dokładny - zaśmiałem się lekko.

- To fakt. Co tam słychać? - zagadnął.

- Wiesz co, Chester, nie bardzo mam jak się rozgadywać. Dzwonie do ciebie z prośbą o pomoc. Chodzi o namierzenie jednego urządzenia. Jesteś w stanie mi pomóc? - wyznałem speszony, ponieważ nie brzmiało to tak dobrze, jak w mojej głowie.

- Jasne, że tak. Ale co się stało? Nie brzmisz na szczęśliwego - zauważył.

- Bo nie jestem... Chodzi o to, że... Ktoś porwał moją dziewczynę i... - przerwałem, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Jessie wcale nie była moją dziewczyną, to prawda. Nie wiem, szczerze mówiąc, dlaczego tak powiedziałem...

- O kurwa, mocna sprawa. A policja o tym wie? Jak to się w ogóle stało? - pytał dalej.

- Tak, wiedzą. Długa historia. Opowiem ci przy okazji. A teraz mógłbyś proszę zająć się tą sprawą? Obiecuję, że wynagrodzę ci to jak najszybciej.

- Tak, tak. Wyślij mi proszę jakieś dane, albo chociaż numer telefonu, to wszystkim się zajmę - powiedział niczym profesjonalista.

- Już, już. - Spoglądałem to na drogę, to na urządzenie i szukałem właściwej rozmowy pośród wiadomości.

- Wow, widzę, że jedziesz całkiem szybko - odparł nagle.

Zmarszczyłem brwi. Skąd on wiedział?

- Skąd...

- Myślisz, że nie umiem cię namierzyć? Rozmawiasz ze mną dłużej niż pół minuty, to wystarczający czas, abym mógł uzyskać o tobie możliwie jak najwięcej informacji - powiedział nonszalancko.

- Zaczynasz mnie przerażać - przyznałem.

- Wiem - dodał z uśmiechem.

- Dasz radę powiedzieć mi coś więcej jeszcze dziś? - spytałem.

- Będziesz miał info w ciągu kilkunastu minut. A swoją drogą, wiesz, że zmierzasz w moim kierunku?

- Serio? To gdzie ty teraz mieszkasz? - zapytałem zaskoczony.

- Texas, baby - poinformował, udając głos kowboja.

Nie ukrywam, rozbawiło mnie to nieco.

- Może wpadnę, kiedy będę wracał - oznajmiłem, wyprzedzając z niesamowitą prędkością kolejne auta.

- Byłoby fajnie. Dobra, ja biorę się za robotę, a ty uważaj na drodze - wymamrotał.

- Dzięki, Chester. Jestem ci winny niesamowicie wielką przysługę.

- Po prostu przyjedź z dziewczyną i będziemy kwita - powiedział, śmiejąc się.

***

Hej kochani!

Jezu nie było mnie tu tyle czasu... To wszystko przez matury i moje pokręcone życie... Tyle się u mnie pozmieniało, że szok. Nie wiem nawet od czego zacząć. Jest tego zdecydowanie za dużo.

Jeżeli chodzi o opowiadanie, to zamierzam je skończyć ♥ Mam nadzieję, że się cieszycie.

Z rzeczy organizacyjnych - mam mnóstwo wolnego i masę pomysłów na opowiadania. Także pewnie niedługo wpadnie coś nowego ♥

Jeśli tu jesteście, to dajcie o sobie znać! Będzie mi mega miło ♥

Tymczasem do kolejnego!

Xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro