2. Swatka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chociaż nigdy nie było łatwe, życie w watasze było dla mnie ogromnym szczęściem i w pewnym sensie przywilejem.  Przecież nie każda sierota trafia do kochającej rodziny wilków i to jeszcze głównego bety stada.

Wszystko było cudownie, jedyny problem tkwił w tym, że byłam człowiekiem.

Szczeniaki swoją pierwszą przemianę przechodzą między 6 a 10 rokiem życia, dlatego do tego czasu po cichu liczyłam, że ja też zmienię się w wilka, tak jak wszyscy moi koledzy. Moja nadzieja umarła, kiedy skończyłam 10 lat, wtedy też zaczął się najgorszy okres mojego życia.

Większość dzieci albo mi dokuczała albo stosując się do poleceń swoich rodziców unikała mnie. Wilkołaki nie uznawały mnie za prawdziwego członka stada i chociaż jak na człowieka byłam wyjątkowo silna i szybka nie byłam w stanie dorównać wilkom. Pamiętam, że w tamtym okresie często płakałam po nocach, a przez jakiś czas nawet nie chciałam wychodzić z domu, na szczęście tata zawsze bardzo mnie wspierał, a po jakimś czasie znalazłam prawdziwą przyjaciółkę. Florence była córką Alfy i w przeciwieństwie do jej brata, cudowną osobą. Gdyby nie ona, nie wiem jak przeżyłabym tamte lata.

Wszystko zmieniło się 11 czerwca, kiedy skończyłam czternaście lat, tamten dzień zdecydowanie mogę uznać, za najlepsze urodziny w całym moim życiu.

Wstałam, ubrałam się i tak jak zwykle poszłam do jadalni, gdzie siedzieli już wszyscy, oprócz Natalie, naszej gospodyni, która po chwili weszła do pokoju z pięknym tortem. Wszystko było całkiem normalnie, dopóki nie spojrzałam na moich rodziców.

Od małego interesowała mnie więź mate. Bratnie dusze, połączone przez przeznaczenie dwa wilki, miłość od pierwszego wejrzenie, rodem z bajki Disney'a. Do tego wszyscy opowiadali, że chwila spotkania takich przeznaczonych to coś cudownego, wyjątkowego, uczucie którego nie da się opisać. Nic dziwnego, że jako mała dziewczynka marzyłam o przeżyciu czegoś takiego.

W tamtej chwili czułam się podobnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Po prostu czułam więź łącząca moich rodziców, ich miłość, a nawet miałam wrażenie, że widzę otaczające ich światła lśniące jednakowym kolorem.

Nie wiedziałam co się dzieje, ale to było cudowne uczucie. Wilkołaki wyczuwają zapachy i słyszą wszystko dużo lepiej, a w tedy wręcz czułam zapach Chrisa i Annette.

Wrażenie było tak oszałamiające, że zakręciło mi się w głowie i prawie zemdlałam, rodzice trochę się przerazili. Jednak po paru sekundach mi przeszło i powiedziałam coś w stylu "wszystko w porządku, nic mi nie jest, naprawdę", starając się ich uspokoić.

Zjedliśmy tort i chociaż dziwne uczucie już osłabło, ciągle czułam i widziałam więź rodziców.

Nie rozumiałam co się działo, kiedy wyszłam z domu, po drodze mijając wiele wilkołaków, wokół tych, którzy już mieli swoich partnerów widziałam podobne światło.

Nikomu nic nie powiedziałam. Nie chciałam stać się jeszcze większym dziwadłem, a poza tym świetnie zdawałam sobie sprawę, że i tak nikt by mi nie uwierzył.

Przełom nastąpił tydzień później, kiedy przybyła do nas grupa zmiennych z sąsiedniej watahy w sprawie jakiegoś sojuszu. Od urodzin długo rozmyślałam nad moją nową zdolnością, przeczytałam mnóstwo książek związanych z mate i magią, a nawet próbowałam znaleźć coś w ludzkim internecie, jednak ciągle nie znalazłam odpowiedzi.

Wiedziałam tylko, że w jakiś niezwykły sposób ja, Gwendolyn Williams, adoptowana córka bety widziałam, a nawet wyczuwałam więź mate.

Prawie cała wataha przybyła na zebraniu u Alfy, który ogłaszał warunki nowego sojuszu, a ja zamiast na jego przemowie, skupiałam się na towarzyszącym mi dziwnym uczuciu.

Wreszcie w tłumie wypatrzyłam dziewczynę, otoczoną dziwnym blaskiem. Kojarzyłam ją, należała do naszej watahy, ale nie mogłam sobie przypomnieć imienia.

Nagle spojrzałam w całkiem innym kierunku, nie wiem dlaczego, zrobiłam to podświadomie. Zobaczyłam kilku mężczyzn, którzy przyjechali tu uzgodnić układ. Wokół jednego z nich zauważyłam takie samo zjawisko. I wtedy już wiedziałam, po prostu byli swoimi przeznaczonymi. Nie miałam zielonego pojęcia, jakim cudem dowiedziałam się o tym przed nimi, ale byłam całkowicie pewna i musiałam działać.

Ruszyłam w kierunku wilkołaka, który stał bliżej mnie niż jego wybranka, starając się wymyślić co powiedzieć. "Hej! Nie pytaj, skąd to wiem, ale tam stoi twoja mate." nie było chyba najlepszą opcją.

- Ekhem... Hej... - złapałam go lekko za ramię, chcąc zwrócić na siebie uwagę, a kiedy się odwrócił... nie wiedziałam jak powinnam zacząć. Nadszedł czas na improwizację. - Słuchaj, musisz pójść za mną, to bardzo ważne...

- Przepraszam, ale chyba mnie z kimś pomyliłaś. - spojrzał na mnie zdziwiony.

Ughh... Myśl, no myśl.

- Czujesz taki ładny zapach? - bratnie dusze chyba się wyczuwają, czy coś, prawda?

- Ty też to czujesz? Od godziny się zastanawiam co tak cudnie pachnie. - bingo, a więc czuje jej zapach.

- Tak, jak teraz za mną pójdziesz wszystko Ci wyjaśnię. Chodź, chodź. - powiedziałam miłym głosem, jakbym zwracała się do przedszkolaka, a nie napakowanego faceta. Po czym nie czekając na odpowiedź, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w tłum, kierując się mniej więcej w stronę tamtej wilczycy.

Wilkołak był na tyle zaskoczony, że szedł za mną, więc wykorzystując chwilę przyspieszyłam, dziewczyna znajdowała się już niedaleko. Im bliżej byliśmy tym blask wokół nich stawał się mocniejszy. Wreszcie dotarliśmy, stuknęłam dziewczynę w ramię, odwróciła i oboje stanęli bez ruchu, a mnie oślepił taki błysk, że poleciałam do tyłu przewracając się na jakąś kobietę.

Szybko otrząsnęłam się z szoku i spojrzałam na parę. Ich oczy lśniły złotymi drobinkami, a błyski unoszące się wokół nich wirowały w powietrzu.

- Moja. - warknął mężczyzna, przyciągając do siebie dziewczynę i zaborczo ją przytulając.

Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się tak szczęśliwa.

Zostałam swatką. Zaśmiałam się cicho. A wtedy zakochani jak i reszta wilkołaków obserwujących widowisko, spojrzała na mnie.

- Wiedziałaś. Jak? Jak to zrobiłaś? - Facet wpatrywał się we mnie oszołomiony wciąż trzymając swoją bratnią duszę w ramionach. - Nie rozumiem co tu się stało i jakim cudem wiedziałaś, że to moja mate, ale... dziękuję. - uśmiechnął się do mnie w podzięce, na co wyszczerzyłam się rozpromieniona.

Kiedy cała euforia związana z zeswataniem pary trochę osłabła, poczułam się trochę niekomfortowo, będąc ciągle w centrum uwagi.

Tata podbiegł do mnie zdziwiony, a zaraz za nim Alfa. Mężczyzna, któremu przed chwilą znalazłam przeznaczoną wyjaśnił im co się stało. Poprosili mnie bym z nimi poszła i wszystko wytłumaczyła, więc tak też zrobiłam. Kiedy znaleźliśmy się daleko od tłumu opowiedziałam im o dziwnym uczuciu i światłach, otaczających przeznaczonych.

•••

Wieści szybko rozeszły się po stadzie i już następnego dnia cała wataha plotkowała o ludzkiej córce Chris'a Williams'a, która potrafi odnajdywać bratnie dusze. Jedni twierdzili, że to bujdy, inni uważali mnie za jakąś czarownicę, ale jedno było pewne: teraz już nie byłam zwykłym człowiekiem, który nie zasługiwał na miejsce w stadzie, teraz byłam kimś w rodzaju szamanki, swatki wilkołaków.

I jakkolwiek niedorzecznie to brzmiało, wreszcie byłam szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro