4. Obiad

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zeszłyśmy z Florence do jadalni, spotkanie miało się odbyć już za chwilę. Usiadłyśmy na kanapie w rogu pomieszczenia, cicho rozmawiając. Najpierw miały się odbyć rozmowy, w których uczestniczyć będą tylko najważniejsze osoby, a potem obiad, na który zaproszono większą część watahy.

Do pokoju weszli moi rodzice i ruszyli do gabinetu Alfy. Z Florence od najmłodszych lat próbowałyśmy wkręcać się na takie spotkania lub chociaż podsłuchać część rozmów.

- Idą. - powiedziała niebieskooka, zapewne wyczuwając zapach obcych wilkołaków i po chwili zgodnie z jej zapowiedzią, drzwi się otworzyły.

Do jadalni wszedł wysoki szatyn z szarymi oczami. Wyglądał wyjątkowo młodo jak na głównego betę, dałabym mu maksymalnie 20 lat. Był... przystojny? Z resztą tak, jak większość wilkołaków.

Chłopak zrobił dziwną minę i spojrzał na mnie tymi srebrnymi oczyma.. Zaraz, co? Wpatrywał się we mnie?

Po chwili jakby otrząsnął się z zamyślenia, a za nim weszło jeszcze kilku facetów.

- To ten beta? - zapytałam, kiedy już nas minęli.

- Chyba tak, chociaż wygląda mi na alfę, ich wataha musi być bardzo silna, skoro beta tak pachnie... - wyszeptała Florence, po czym kiwnęła głową w stronę korytarza.

Po tylu latach znajomości rozumiałyśmy się bez słów, więc cicho ruszyłyśmy za grupą przybyszów. Z gabinetu wyszli moi rodzice oraz Alfa z Luną naszego stada.

- Witajcie. Porozmawiamy w salonie. -  Tata Florence jak zwykle od razu przeszedł do konkretów.

Wszyscy pomaszerowali do salonu, a kiedy zniknęli za rogiem, poczłapałyśmy za nimi.

Niestety zamknęli za sobą drzwi, a kiedy próbowałam podejść bliżej, Florence wciągnęła mnie do jakiejś szafy.

Przez szparę zobaczyłam przechodzącego korytarzem chłopaka. Nie wyczuł nas?

- Och, James nareszcie jesteś. - usłyszałam głos Alfy.

- Tato... jakby to powiedzieć... dziewczyny chyba znowu podsłuchują. - powiedział przesłodzonym głosikiem.

Szybko wyszłyśmy z szafy, już lepiej żeby znaleźli nas na korytarzu... I w tym momencie, James chwycił nas i zaciągnął do salonu.

Goście patrzyli na nas ze zdziwieniem widocznym na twarzach, a ja za wszelką cenę starałam się zabić wzrokiem blondyna.

- Kabel. - prychnęłam pod nosem, ale chyba wszyscy to usłyszeli, bo tata posłał mi karcące spojrzenie, a przystojny beta parsknął śmiechem.

Cholerny wilkołaczy słuch.

- Ehhh... To jest moja córka, Florence i córka Chrisa, Gwendolyn. - przedstawił nas Alfa, jako jedyny zachowując trochę kultury. - Dziewczynki, skoro już tak bardzo chcecie wiedzieć... to jest syn, zmarłego alfy Wolfstars, Luke. - wskazał ręką na młodego szatyna, który lekko się do nas uśmiechnął - A to główny beta, William. - przedstawił  mężczyznę siedzącego obok.

Czyli szarooki chłopak był synem Alfy, to by wiele wyjaśniało... Przecież on teraz przejmie watahę swojego ojca! Nie miał organizować jakiegoś pogrzebu czy coś?

Spojrzałam zdziwiona na Florence, a ona lekko wzruszyła ramionami, najwidoczniej również nie rozumiejąc sytuacji.

- Dobrze, dziewczynki. Wydaje mi się, że powinnyście już iść i o ile to możliwe nie podsłuchiwać naszych rozmów. - przerwał ciszę Alfa. - Do zobaczenia na obiedzie.

Wyszłyśmy zrezygnowane z pokoju, a James z uśmiechem satysfakcji zamknął za nami drzwi.

- Ughh... Co za idiota, dlaczego nie mogę mieć normalnego, miłego brata? Nie wierzę, że w ogóle jesteśmy ze sobą spokrewnieni. - wyrzuciła z siebie blondynka, kiedy tylko odeszłyśmy kawałek dalej.

- Ja też nie... Poza tym to niesprawiedliwe, że on bierze udział w takich spotkaniach, a nam nawet nie dali się przywitać z tym młodym Alfą... - powiedziałam, a Florence spojrzała na mnie dziwnie.

- Podoba ci się! - wykrzyknęła po chwili.

- Co? Niby kto?

- Ten Luke.

- Oszalałaś? Nie... Jasne, jest przystojny, ma śliczne oczy i... nie... zdecydowanie nie. - zaczęłam się tłumaczyć, a przyjaciółka spojrzała na mnie, unosząc brwi. - Po prostu doceniam jego wygląd i tyle. - powiedziałam w końcu.

- Gwenny się zakoch..! - zatkałam jej usta ręką.

- Cicho bądź! Po pierwsze wcale się nie zakochałam, po drugie nie mów na mnie Gwenny, a po trzecie powinnaś ograniczyć czytanie tych swoich romansideł. - skończyłam moją przemowę i pociągnęłam ją w stronę jadalni.

•••

Usiadłam przy stole, posyłając mordercze spojrzenie Florence, która celowo usadziła wszystkich w taki sposób, że zajmowała teraz miejsce na przeciwko mnie, koło niej siedzieli James i Alfa z Luną, a po mojej prawej stronie oczywiście Luke.

Z bliska jego włosy wydawały mi się raczej odcieniem bardzo ciemnego blondu niż brązowego. "Ugh... Ogarnij się Wendy" - powiedziałam sobie w myślach i zajęłam się jedzeniem.

Jak zauważyłam Luke nie brał większego udziału w rozmowie toczącej się między naszym Alfą i betą Wolfstars, co trochę mnie zdziwiło, w końcu to on miał przecież przejąć władzę nad watahą.

- Hej, wcześniej nie mieliśmy okazji się nawet przywitać... - szatyn posłał mi miły uśmiech.

- Och, tak rzeczywiście. Jestem Gwendolyn, ale wolę Wendy, jakoś nie przepadam za swoim imieniem. - powiedziałam, starając się nie gapić w te jego piękne oczy.

- No co ty, masz śliczne imię Gwenny. - zaprzeczył, pewnie z grzeczności. - Yyy... To może głupio zabrzmieć, ale... dziwnie pachniesz wiesz? To znaczy ładnie, bardzo ładnie, tylko jakoś tak nietypowo? - zmieszał się trochę.

- Ehh, ja... po prostu jestem człowiekiem. - wyjaśniłam. "Świetnie, no i koniec znajomości. Przecież mogłaś skłamać, Wendy!" - pomyślałam.

- Naprawdę? - spojrzał na mnie zdziwiony. Jak ja nienawidziłam mówić innym o moim pochodzeniu.

- Tak, jestem zwyczajnym człowiekiem. Chris mnie adoptował. - wyjaśniłam.

- Na pewno nie jesteś taka zwyczajna, w końcu mieszkasz z wilkami. - powiedział, na co uśmiechnęłam się lekko. Rzadko się zdarzało, żeby wilkołak był dla mnie miły, nie wiedząc o moich zdolnościach.

- To miłe, że nowy Alfa watahy Wolfstars uważa, że jestem wyjątkowa. - zażartowałam, a Luke posłał mi zdziwione spojrzenie.

- Nie jestem Alfą, to znaczy jestem, ale nie będę rządził stadem, mam starszego brata.

- Och... - wydusiłam z siebie, zażenowana sytuacją. - Przepraszam, nie wiedziałam.

- Nie przejmuj się. I tak na razie nawet bym tego nie chciał, Eric przejął władzę, a ja mogę nacieszyć się wolnością. Chciałem trochę powędrować po zaprzyjaźnionych watahach, Alfa zgodził się, żebym zatrzymał się u was na jakiś czas.

- O, to fajnie. Chwila... - zerknęłam w stronę drzwi, podążając za przyjemnym uczuciem. - Zaraz wrócę.  - powiedziałam, szybko wstając od stołu.

Wszyscy automatycznie spojrzeli w moim kierunku, ale w tej chwili niezbyt mnie to obchodziło. Liczyło się tylko doprowadzenie do siebie przeznaczonych, w takich chwilach działałam podświadomie.

Wybiegłam z sali kierując się przeczuciem. Tak jak myślałam, stała tam Judy, z tego co wiem niedawno skończyła 16 lat.

- Judy! - złapałam ją za rękę. - Chcesz poznać swoją bratnią duszę? - zapytałam, a ona spojrzała na mnie zdumiona.

- Twój mate należy do watahy Wolfstars i w tej chwili siedzi w jadalni. - wyjaśniłam. - Idziemy do niego? - dodałam, nie otrzymując odpowiedzi.

- Co..? Tak, chyba tak.... - powiedziała w końcu i ruszyła za mną.

Postanowiłam zrobić wielkie wejście.

Gwałtownie otworzyłam drzwi do jadalni, a kiedy uwaga wszystkich zgodnie z planem skupiła się na mnie, wciągnęłam do sali wciąż lekko zszokowaną Judy, popychając ją lekko do przodu.

Wilkołak siedzący obok William'a wstał i utkwił swoje spojrzenie w stojącej przede mną dziewczynie. Podbiegł do niej i delikatnie ją przytulił.

Przez chwilę jeszcze przyglądałam się nowej parze, a kiedy poczułam, że zaczyna mnie mdlić od nadmiaru szczęścia i miłości wróciłam na swoje miejsce koło Luke'a.

- No i brawo, pozbywasz się kolejnej dziewczyny z naszej watahy. - zaśmiała się Florence, gdy tylko usiadłam przy stole. - Jeszcze trochę i nie będzie nikogo w moim wieku z kim mogłabym pogadać...

- Ej, przecież masz mnie! - powiedziałam, robiąc minę typu "obrażam się na ciebie na całe życie, za parę minut mi przejdzie".

- To ty jesteś tą wilczą swatką! Myślałem, że to tylko plotki... - wreszcie odezwał się Luke. - Mówiłem, że nie jesteś zwyczajna. - dodał, a ja poczułam lekkie ciepło na policzkach.

"No co jest Wendy?! Chyba się nie rumienisz przez jakiegoś faceta, ogarnij się!" - skarciłam się w myślach.

Reszta obiadu, minęła w miłej atmosferze. Na koniec Alfa oznajmił, że pomiędzy Wolfstars, a Moonstorm zostają pokojowe stosunki.

•••

Pożegnałam się z Florence oraz Luke'em i wyszłam z głównego domu. Na dworze było już całkiem ciemno i dosyć chłodno. Ruszyłam powoli drogą, ale po paru krokach stanęłam, łapiąc się za głowę.

Jęknęłam z bólu, czułam jakby coś rozsadzało mi czaszkę od środka. Usiadłam na ziemi, przyciągając kolana do klatki piersiowej.

~ Wracaj tam! Idź do... - przez szum i ból, przebił się cichy głos. Chociaż ledwo słyszałam słowa, odniosłam wrażenie jakby ktoś krzyczał z całych sił w mojej głowie.

Uczucie zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Wstałam powoli, byłam wykończona. Powlokłam się do domu, który na szczęście znajdował się już niedaleko.

No to jest 4 rozdział:
• jeśli się cieszysz - zostaw gwiazdkę
• jeśli Ci się podobał - zostaw ⭐
• jeśli był fajny - zostaw ⭐
• jeśli był do kitu - napisz w komentarzu dlaczego i... zostaw ⭐

Po prostu kliknij tę gwiazdkę⭐ i tyle xD.

PS Jak myślicie o co chodzi z tym głosem w głowie Gwendolyn?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro