5. Znajomi z lasu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Usiadłam na małej polance w lesie. Jak co rano poszłam pobiegać i teraz korzystając z chwili samotności, siedziałam na trawie, próbując zrozumieć wczorajszy, nagły napad bólu głowy.

Może tylko niepotrzebnie panikowałam i po prostu wieczorem byłam zmęczona, przez co najzwyczajniej w świecie dopadła mnie chwilowa migrena.

Głos, który słyszałam w głowie, też mogłabym zignorować... ale zdolność rozpoznawania przeznaczonych, też na początku uznawałam za przewidzenie.

A teraz, kiedy znowu zdarzyło mi się coś dziwnego, zaczynałam myśleć, że może to mieć związek z moją przypadłością.

Gdy po dłuższym przemyśleniu sprawy dalej nic nie przyszło mi do głowy, wstałam zrezygnowana i ruszyłam truchtem do domu.

•••

- Wendy! Spróbuj mnie złapać! - zawołała Agnes, przebiegając koło mnie, kiedy już dochodziłam do domu. Od razu popędziłam za nią, była zdecydowanie najsłodszą dziewczynką na świecie. 

Już prawie złapałam siostrę, gdy nagle przemieniła się w wilka. 

- Ej, to nie sprawiedliwe! - krzyknęłam, przyspieszając jeszcze bardziej i starając się dogonić wilczka.

- Dziewczynki chodźcie na obiad. - zawołała nasza mama, przyglądająca się naszej gonitwie z rozbawieniem. 

Agnes zrezygnowana poszła się ubrać, a ja weszłam do jadalni, w której siedzieła już reszta rodziny.

- Słuchajcie, tak sobie pomyślałam... chciałabym pójść na jakieś studia za parę lat... - zaczęłam temat, który szczerze mówiąc, próbowałam poruszyć już od jakiegoś czasu. - Nie jestem wilkołakiem, nie mam pozycji w stadzie, nie znajdę przeznaczonego, a przecież nie będę przez całe życie mieszkać z wami... - tata spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy.

- Kochanie, nie wiem czy to jest dobry pomysł, przecież nie chodziłaś do żadnej ludzkiej szkoły... - zaczęła mama, ale od razu jej przerwałam.

- Och, przecież możecie mi załatwić fałszywe papiery i właśnie dlatego mówię o tym już teraz, żeby może pójść na jakieś kursy czy coś. - przemyślałam tę rozmowę już parę dni temu i miałam całkiem dobre argumenty. - Poza tym chciałabym spędzić trochę czasu z ludźmi...

- Z ludźmi? Gwendolyn, chyba sobie żartujesz! - automatycznie skrzywiłam się, gdy tata użył mojego pełnego imienia.

- Nie, nie żartuję. Sama jestem człowiekiem i...

- Nie jesteś zwykłym człowiekiem, tylko swatką wilkołaków. Nie możesz narażać swojej watahy. - powiedział tata, głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Zatkało mnie. Przecież to właśnie Chris był tym wilkołakiem, który zaadoptował ludzkie dziecko.

- Tato, o czym ty mówisz? Kiedy jeszcze nie miałam mocy, wszyscy w tej jak to ująłeś "mojej watasze" mieli mnie gdzieś. - odpowiedziałam, kreśląc cudzysłów w powietrzu.

Mama sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała czy stanąć po mojej stronie czy swojego męża. Agnes, która dopiero przyszła, chyba nie rozumiała sytuacji, Alex zastygł w miejscu z widelcem uniesionym nad talerzem i teraz obserwował kłótnię, a Natalie zszokowana wpatrywała się w tatę.

- Przykro mi, ale nie zgadzam się na te twoje studia. - powiedział tata, już spokojniejszym głosem.

- Że co?! Ale...

- Żadne ale. - uciął moją wypowiedź.

- Nie możesz mi tak po prostu wszystkiego zabraniać, ja też mam swoje zdanie! - wybuchłam.

- Gwendolyn Auroro Williams, nie jedziesz na żadne studia, koniec dyskusji! - zakończył kłótnię, a ja starałam się powstrzymać łzy zbierające się w oczach. Dobrze wiedział, że nienawidzę mojego pełnego imienia, przekroczył granicę.

- Dziękuję Natalie, pyszny obiad. - powiedziałam, odsuwając od siebie pełny talerz i gwałtownie wstając z krzesła, nawet nie siląc się, by mój głos brzmiał miło. - Idę pobiegać. - rzuciłam jeszcze, wychodząc z domu. 

Co z tego, że już dzisiaj ćwiczyłam? Wbiegłam do lasu, ocierając jedną drobną łzę, której nie udało mi się powstrzymać, chociaż parę lat temu obiecałam sobie już nigdy więcej nie płakać. Nigdy nie kłóciłam się z tatą, to on zawsze mnie wspierał, to on nalegał, żeby mnie zaadoptować. Nie rozumiałam co się stało. Tak go wkurzyło to, że chciałabym iść na studia?

Zatrzymałam się na chwilę, ciężko dysząc i rozejrzałam się wkoło, nawet nie wiedziałam gdzie się znalazłam. 

- Świetnie. - prychnęłam pod nosem i szybko odwróciłam się za siebie, przyjmując pozycję obronną. Usłyszałam tam jakiś szelest.

Odetchnęłam głęboko, śmiejąc się pod nosem, kiedy z krzaków wyleciał jakiś ptak. Jednak po chwili znowu usłyszałam szelest i odgłos pękającej gałązki. 

Gotowa na odparcie ataku, stałam, wsłuchując się w czyjeś kroki. Z zarośli wyszedł chłopak, na oko w moim wieku. Przypominając sobie rady taty, nie spuszczałam z niego wzroku, zachowując względnie bezpieczną odległość.

Nieznajomy chyba wreszcie mnie zauważył, bo zatrzymał się, patrząc na mnie dziwnie.

- Co tu robisz? - zapytałam, starając się brzmieć groźnie. "Nie był z mojej watahy. Mojej watahy? Ehh... z watahy Moonstorm." - poprawiłam się w myślach, nie chciałam  w takiej chwili myśleć o kłótni z ojcem, ale jak na złość wszystko mi o niej przypominało.

- Przyszedłem na spacer... ale o to samo mógłbym zapytać ciebie. - powiedział, a mi przez chwilę w głowie przemknęła myśl, że weszłam na obce terytorium, ale szybko ją odrzuciłam. Nie odbiegłam na tyle daleko, żeby dotrzeć do granicy.

- To nie twój teren. Lepiej odejdź za nim kogoś zawiadomię. - po wypowiedzeniu tych słów przyszło mi do głowy, że grożenie obcemu wilkołakowi może nie jest najlepszym pomysłem. Ale z drugiej strony, on pewnie uważał mnie w tej chwili za wilczycę. Przez tyle lat przebywałam wśród zmiennych, że mój zapach nie przypominał już prawie w ogóle człowieka.

- To czyjś teren prywatny? Myślałem, że to las państwowy... - powiedział wyraźnie zdziwiony chłopak.

Miał ciemne, blond włosy z końcówkami pofarbowanymi na zielono i szarozielone oczy.

- Chwila... Ty, jesteś człowiekiem?! - wykrzyknęłam zdumiona, a blondyn spojrzał na mnie jak na wariatkę.

- W zasadzie jestem w połowie smokiem i mam w sobie coś z jelenia... A ty kim jesteś? Jednorożcem? - zapytał, całkiem poważnie. - Spokojnie, żartuję! - dodał, widząc moje przerażone spojrzenie.

- Jestem człowiekiem. - odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie.

- W takim razie miło mi cię poznać. Jacob. - przedstawił się, podając mi rękę.

Tata pewnie zrobiłby mi niezłą awanturę za samą rozmowę z człowiekiem i niewygonienie intruza z terenu watahy, ale teraz? Teraz jego zdanie niezbyt mnie obchodziło, a nawet cieszyła mnie myśl wykonywania jego poleceń dokładnie na odwrót.

- Jestem Gwendolyn, ale wolę Wendy. - uśmiechnęłam się.

- Dobrze Wendy, w takim razie ja wolę, żebyś mówiła do mnie Jake. Więc, co robisz sama w środku lasu? - zapytał.

- Yyhhm... Ja... mieszkam nie daleko. Rodzice mają działkę kawałek dalej, duża część lasu należy właśnie do nich.

- Wow, to fajnie masz. Pokażesz mi ten swój dom w środku lasu, czy to tajemnica? - zadał kolejne pytanie.

- Emm, sory, ale chyba nie mogę. Tata by mnie zabił, gdybym przyprowadziła jakiegoś obcego chłopaka do domu, zwłaszcza teraz. - skłamałam na szybko.

- Jakiegoś obcego chłopaka? Powinienem się teraz obrazić, bo znamy się już conajmniej pięć minut, ale widzę, że płakałaś, więc ewentualnie ci odpuszczę.

- Co? Wcale nie płakałam... Nigdy nie płaczę. - zaprzeczyłam automatycznie

- No dobra, dobra. Zgaduję, że pokłóciłaś się z tatą, tak? - ten chłopak był zdecydowanie zbyt ciekawski. Czy wszyscy ludzie tacy są?

- Możliwe. - odpowiedziałam, starając się by mój głos brzmiał neutralnie.

- Powiedziałaś, że nie wpuścisz do domu obcego chłopaka, więc... chcesz się lepiej poznać?

- Co? Ja ymm...

- Spokojnie nie rób takiej przerażonej miny, mam inną dziewczynę na oku, jeśli o tym myślałaś.

- Chesz żebyśmy zostali przyjaciółmi? - dopytałam niepewnie.

- Jakbyśmy się lepiej poznali to czemu nie? Na razie jesteśmy znajomymi z lasu. - mrugnął jednym okiem i zaśmiał się lekko. Miał ten zaraźliwy typ śmiechu, który sprawia, że czy tego chcesz czy nie, też zaczynasz się śmiać.

- Ok. - zgodziłam się, tak po prostu.

•••

Do domu wróciłam dosyć późno, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Wreszcie spotkałam człowieka. Normalnego człowieka, który okazał się wspaniałą osobą i być może moim nowym przyjacielem.

Ten Jake będzie chyba jedną z moich ulubionych postaci w tej książce. Czy to źle jeśli autorka faworyzuje jakiegoś bohatera swojego opowiadania?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro