7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tony POV.
Przebrałem się i ustawiłem z resztą klasy w sali gimnastycznej. Po chwili do sali wszedł nauczyciel jak zwykle z ironicznym uśmiechem na twarzy.

Nie zgadniecie kto nim był.

Nie spodziewalibyście się, że ktoś, kiedykolwiek zatrudni go do pracy z kimkolwiek.

To był Wade Wilson, szerzej znany jako Deadpool.

Rozpoznałbym te blizny z daleka, chociaż teraz były mniej widoczne i wyglądały raczej jakby ktoś przyłożył mu rozżarzony grill do twarzy.

Miał na sobie typowy strój trenera. Dres z kilkoma plamami po sosach z fast-foodów, czapkę z daszkiem, jakąś podróbę adidasów i gwizdek na szyi, od którego dało się ogłuchnąć. Stanąłem gdzieś z boku, a nauczyciel zwrócił się do nas

- Okej smarkacze, jako, że ja tu rządzę to dzisiaj powinniśmy przechodzić ten tor przeszkód

Pokazał nam zdjęcie toru, chociaż raczej był to zabójczy plac szybkiej śmierci. Było tam pełno zwisających toporów, kuszy z zatrutymi strzałami i spadających z sufitu palących się taco (już nigdy ich nawet nie dotknę). Widziałem przerażone miny pozostałych uczniów, którzy już planowali drogę ucieczki.

- Jednakże - kontynuował Wilson - Wasz dyrektor stwierdził, że jest to zbyt niebezbieczne. Nie mam pojęcia o co mu chodzi - przewrócił oczami i popatrzył z żalem na zdjęcie - no ale też nie chcę stracić tej roboty więc wymyśliłem coś innego. Zbijak.

Wszyscy odetchnęli z ulgą. Ja jednak nie byłem taki pewien czy zbijak w wersji kolesia z katanami posiadającego plac śmierci będzie dobrą opcją.

- Dobra, to teraz wybierzcie składy - rozejrzał się po uczniach

- Ty! - krzyknął w stronę białowłosego chłopaka, który z prędkością światła podbiegł do niego

- I może - jego wzrok zatrzymał się na mnie - Jesteś tu nowy? Nie kojarzę cię

- Tak - odpowiedziałem cicho - Nazywam się Tony Stark

- Pfff Stark? Nienawidzę tej rodziny, ale dobra wybierasz - podszedłem do niego, a on zwrócił się do Pietro - Dajcie im wycisk

- Tak jest panie trenerze - uśmiechnął się w moją stronę

Zaczęliśmy wybierać. Pietro na początku wybrał Wandę, jako, że była jego siostrą. Normalnie bałbym się jej w swojej drużynie, ale jako wróg była jeszcze gorsza. Do mnie trafili Clint, Jaga, Natasza, Bruce, Steve i Peter (który nie zniósł rozłąki z Jenn i usiadł na środku boiska twierdząc, że nie będzie grał, dopóki dziewczyna go nie uspokoiła). Natomiast w drużynie szybkonogiego oprócz Wandy znaleźli się Thor, Nikki, Emma, Angela, Jenn i Rosie. Nie żebym był szowinistą, ale moim zdaniem nasza drużyna miała o wiele większe szanse na wygraną.

- Dobra, skoro już wybraliście to teraz zasady - wziął do rąk dwie wyjątkowo ciężkie piłki lekarskie i podał je mi i Maximoff'owi - Gracie dopóki każdy z  drugiej drużyny nie polegnie

- Co znaczy "polegnie"? - spytała Wanda

- To znaczy, że będzie tak obolały, że nie będzie miał nawet siły mrugnąć - wyjaśnił trener - A teraz grać nie gadać, chcę zobaczyć krwawą rzeźnię...znaczy, mam na myśli tą pasjonującą rozgrywkę

Usiadł na plastikowym krześle z boku boiska i zagwizdał. Pietro rzucił w Steve'a, który bez problemu złapał piłkę. Chłopak szybko ukrył się za Emmą, aby blondyn się na nim nie zemścił.

Nie chciałem im robić krzywdy jednak chyba nie miałem wyboru. Zobaczyłem jak Steve chciał rzucić w Thora jednak chybił o jakieś dobre dwa metry. Podszedłem do niego bliżej i powiedziałem

- Masz słabą celność - rzuciłem piłką, która trafiła Rosie, a ta krzyknęła i ugięła się z bólu - Tak to się robi

- Cicho bądź blaszaku - chłopak przewrócił oczami i popatrzył na mnie z pogardą

Nagle z drugiej strony zobaczyłem wpatrującego się we mnie morderczym wzrokiem Clinta

- Tony co ty robisz!? Nie tak mocno!

Nie dał mi czasu na wyjaśnienia. Pobiegł na drugą stronę boiska do leżącej Rosie.

- Bardzo cię boli? - zapytał troskliwie

- Te koleś to nie twoja połowa! Idź sobie stąd

Do Clinta podeszła Angela trzymając w ręce piłkę, jednak ten nic nie zrobił sobie z jej uwagi i przejmował się tylko stanem obolałej Rosie. Gdy dziewczyna Loki'ego nie wytrzymała rzuciła w niego z bliska piłką, a ten upadł nieprzytomny.

- CZY Z TOBĄ JEST COŚ NIE TAK? - Rosie wstała i o resztkach sił popchnęła Angelę, tak że ta leżała teraz na podłodze

Dziewczyna otrzepała się i popatrzyła na nią z niedowierzaniem

- Ej mała nie podskakuj albo...

- Albo co? - nad jej głową pojawiła się  Jaga widocznie poirytowana

- Albo, laluniu - Angela popatrzyła na nią z góry - Obie pożałujecie, że kiedykolwiek mnie poznałyście

Uderzyła ją z całej siły w brzuch. Jaga nic sobie z tego nie zrobiła i zaczęły się przepychać i szarpać za włosy. Steve widocznie wkurzony wziął do ręki piłkę i spróbował trafić w Angelę jednak z jego celnością uderzyła ona w stojącą pod ścianą Jenn. Peter, który przez cały ten czas siedział w rogu nagle się ożywił.

- JENN - podbiegł do dziewczyny - COŚ TY ZROBIŁ MOJEMU SERNICZKOWI ZIOM!?

Podbiegł do Steve'a i zaczęli się kłócić.

Po chwili do zamieszania włączyli się pozostali uczniowie i zaczęła się prawdziwa teksańska masakra.

Trener Wilson zamiast uciszyć uczniów i kazać im się uspokoić siedział z boku przegryzając popcorn. Czuł najwyraźniej ogromną satysfakcję patrząc na poobijanych nastolatków.

Uznałem, że to chyba najlepszy moment aby niepostrzeżenie się ulotnić i odszukać boga kłamstw.

CDN.

Rozdział miał być dwa dni temu ale wattpad nie pokazywał mi moich książek i nie mogłam nic dodać (ta tłumacz się leniu). Za to jest dość długi jak na mnie i mam nadzieję że wam się podoba. ツ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro