Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwałtownie się odwróciłam wykręcając tym samym rękę osoby która raczyła mnie dotknąć.

Warknęłam gniewnie gdy spostrzegłam że tym kimś był Stark. 

-Daj spokój! Już nie można cię dotknąć nawet w ramię!?- Krzyczał oburzony mężczyzna gdy nadal go trzymałam

 Pokiwałam głową twierdząco i puściłam jego rękę. Tony wstał z podłogi i stanął naprzeciwko mnie.

-Co robisz? - Zapytał po chwili milczenia. Mruknęłam ciche "nic" delikatnie odwracając głowę aby zobaczyć czy wszystko się ściągnęło.

Gdy zauważyłam napis że pobieranie zostało zakończone czym prędzej wyjęłam go aby nie zobaczył tego. Pendrive włożyłam do kieszeni w spodniach a folder zamknęłam.

Spojrzałam na niego po czym zaraz go wyminęłam. Uniosłam rękę na której była bransoleta szpiegowska i włączyłam ją aby zobaczyć plan wieży. Żeby dojść do ich więzienia a później do hangaru z pojazdami oraz bronią będę musiała przejść koło łazienki i pokoju integracyjnego.

Po sprawdzeniu mapy skierowałam się w stronę drzwi. Oczywiście Spider i miliarder spojrzeli na mnie zaciekawieni co ja właśnie robię. 

-Gdzie idziesz?-  Zapytał się Peter gdy już chciałam pociągnąć za klamkę. Popatrzyłam chwilę na niego. To niewinne dziecko nie wie w co się wpakował.

-Do łazienki...i dam se sama radę - Powiedziałam tym samym uprzedzając ich o tego typu pytanie 

Wyszłam z pracowni i skierowałam się w stronę ubikacji. Cały czas starałam się omijać agentów z T.A.R.C.Z.Y ponieważ byli oni jednymi osobami którzy mogli by coś podejrzewać. Gdy skręciłam na korytarz drzwi gwałtownie się otworzyły i zostałam przez nie uderzona. Zachwiałam się i uderzyłam tyłkiem o podłogę. Podniosłam głowę patrząc karąco na osobę która spowodowała owy wypadek.

-Przepraszam...- Mruknął mężczyzna i podał mi rękę abym mogła wstać. Najchętniej bym nie skorzystała z jego pomocy ale ponieważ że...

-Dzięki...-Odpowiedziałam krótko i złapałam się go aby się podnieść. Gdy stałam twarzą twarz z nim przyjrzałam się jemu

Miał szare jak moje oczy, kasztanowe krótkie i będące w nieładzie włosy oraz duży nos. Był wysoki i umięśniony. Przez ramię miał przewieszoną fioletową pochwę na łuki a w drugiej dłoni trzymał łuk. On też mi się przyjrzał.

-Nie kojarzę cię...jesteś nową agentką- Zadał mi pytanie gdy skończyliśmy się nawzajem sobie przyglądać

-Zgadza się! Nazywam się Alice Jones...Hawkeye- Odrzekłam i wyciągnęłam ku niemu dłoń

-Po prostu Clint! - Krzyknął z namalowanym na twarzy uśmiechem i uścisnął moją rękę 

Kiedy to zrobił poczułam znajome ciepło bijące od niego. Przez moje ciało aż przeszły dreszcze. 

-Tato! Gdzie idziesz?!- Krzyknęłam gdy zauważyłam że ojciec znowu gdzieś wychodzi. Podbiegłam do niego a łzy cisnęły mi się do oczu. 

Rodzic ukucnął naprzeciwko mnie i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Dotknął mojego ramienia pokrzepiająco 

-Do pracy...dzwonili że pilnie mnie potrzebują- Powiedział a ja jeszcze bardziej posmutniałam. Drugi raz będzie do niej szedł dzisiaj. Zdjęłam jego dłoń z mojego ramienia i odwróciłam się tyłem

-To niesprawiedliwe!- Wrzasnęłam zrozpaczona tym faktem- Dlaczego zawsze jak jedziesz do tej głupiej pracy to wracasz z zadrapaniami lub siniakami!?

Tata chciał coś powiedzieć ale nie mógł. Przez jego robotę nie mógł nam wszystkiego mówić ponieważ powiedział że im mniej wiemy tym lepiej i bezpieczniej dla nas. Nagle poczułam że obejmuje mnie ramionami i przytula do siebie. Zostałam zalana ciepłem bijącym od ojca. Podniosłam głowę i zobaczyłam że on również płakał.

-Wybacz mi córeczko... 

W pewnym momencie poczułam że ktoś mną szarpie. Dopiero teraz zauważyłam że cały czas patrzyłam przed siebie. Barton patrzył na mnie delikatnie zaniepokojony ale gdy zauważył że już nie jestem w transie wspomnień odetchnął cicho z ulgą. 

-Już miałem zamiar dzwonić po pogotowie- Zażartował sobie tym samym puszczając mnie 

Delikatnie się uśmiechnęłam na to. Zrobiłam krok w bok aby go wyminąć ale zatrzymał mnie tymi samymi słowami co chłopaki w warsztacie.

-Załatwić swoje sprawy fizjologiczne- Powiedziałam i cicho się zaśmiałam. Obszedł mnie i gestem ręki pokazał abym za nim poszła. Jęknęłam niezadowolona ale poszłam za nim. 

Gdy tak szliśmy w milczeniu wpadłam na pomysł aby go wypytać o pewne rzeczy.

-Powiedz mi Clint...masz żonę lub dziecko?- Zapytałam się go aby w razie czego wziąć ich za zakładników. Po moich słowach posmutniał 

Szedł wolniej i ze spuszczoną głową. W duszy się uśmiechnęłam ale na zewnątrz udawałam zmartwienie. Dotknęłam jego łokcia aby spojrzał na mnie. Kiedy to zrobił w jego oczach można było zobaczyć smutek. Uderzyłam w jego słaby punkt 

-Żona nie żyję...a córka? Nawet nie wiem co się z nią stało...- Zaczął a ja spojrzałam na niego zaciekawiona. Westchnął ciężko ale kontynuował swoją wypowiedź- Po tym jak Laure czyli moją żonę zabiła córka ja wpadłem w szał. Zacząłem na nią krzyczeć że co ona zrobiła...i dlaczego to zrobiła. W tym samym momencie do domu wpadli uzbrojeni po ludzie i zabrali mi ją...a ona nawet nie stawiała oporu....Wiem że byłem paskudnym ojcem...nie miałem dla niej czasu...cały czas byłem tutaj...a nie z nią...cały czas ją okłamywałem a nie raz nawet wyładowywałem się jej kosztem...ale to nie powód aby ją mi zabierać...Prawda!?

Po jego twarzy zaczęły spływać łzy. Zrobiło mi się go naprawdę szkoda. Zatrzymałam się i złapałam go za ramię. Spojrzałam na niego współczującym wzrokiem

-Nie powinnam pytać...- Szepnęłam gdy po chwili poczułam że mnie przytula. Chciałam się wyrwać ale nie potrafiłam.

Dlaczego to zrobił? Przecież mnie nie zna więc skąd mógł wiedzieć czy bym za to go nie uderzyła. Po parunastu minutach gdy się uspokoił puścił mnie.

-Po prawo masz łazienkę- Powiedział a ja zaczęłam tam iść

Kiedy weszłam do środka twarz opłukałam zimną wodą. Spojrzałam w lustro i oparłam się o umywalkę.

Co się ze mną dzieje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro