Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Crystal

Szczerze mówiąc nie wiem czy dobrze zrobiłam że uwierzyłam w to co mówił. Przecież jest Bogiem kłamstw i psot więc takie rzeczy dla niego mogą być na porządku dziennym.

Jednakże skoro powiedział że zainteresowała go moja osoba to nie powinien mnie okłamać...a nawet jeśli to zrobi to w czym jest problem? Zawsze mogę go zabić!

-No to świetnie!- Zawołał uradowany Loki- Już nie mogę się doczekać jutra Killer...do jutra

Laufeyson ominął mnie i poszedł w znanym sobie kierunku.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Wystarczy owinąć go wokół palca a cały świat padnie przede mną na kolana. Pomyśleć tylko że "ojciec" całe życie próbował się dostać do ich bazy a mi wystarczyła dobra gra.

-Przyjedź po mnie- Powiedziałam do komunikatora i skierowałam się w głąb zabudowań

Przez całą drogę towarzyszyła mi mroczna aura. Choć dla mnie widok rozszarpanych trupów nie robi żadnego wrażenia to jednak można wyczuć coś niepokojącego w powietrzu.

W pewnym momencie usłyszałam spadające puszki na beton. Odwróciłam się natychmiastowo wyciągając odruchowo mój pistolet.
Patrzyłam się w miejsce hałasu przez dłuższą chwilę po czym wróciłam do swojego "spacerku".

Po chwili nasunęła mi się pewna myśl. Skoro Loki wie kim jestem i co potrafię zrobić to dlaczego od tak po prostu proponuje mi spotkanie mające na celu wkradnięcie się do Avengers Tower, zabranie stamtąd papierów oraz ewentualnie pozabijać skoro jest świadomy że nawet jego mogę zabić jeśli coś zepsuje w tym planie....

-Wsiadaj!- Krzyknął jeden z agentów podjeżdżając koło mnie swoim czarnym Chavrolet'em Corvette

Wsiadłam do samochodu bez słowa sprawdzając przy okazji czy ktoś nas obserwuje. Ruszyliśmy z piskiem opon na co uśmiechnęłam się pod nosem.

-Znalazlaś coś ciekawego?- Odezwał się po dłuższej chwili mężczyzna nie spuszczając wzroku z drogi

-Owszem....- Zaczełam- W tej wiosce zachodziły masowe morderstwa. Na niektórych ścianach czy drzwiach były różne ostrzeżenia oraz napisane przyczyny morderstw po Rosyjsku krwią. Oczywiście nie brakowało trupów ani bałaganu w domach i na ulicy. Czasami wydawało się że w kącie stoi jakieś widmo!

Kierowca przytaknął. Wiedział że nie dowie się niczego więcej ode mnie. Zazwyczaj mówię najważniejsze informacje...ale tym razem...wolałam spotkanie z Bogiem kłamstw zachować dla siebie.

Ufałam i nadal ufam swoim ludziom jednak zawsze może się gdzieś czaić wróg czy zdrajca. Ojczulkowi też nic nie będę mówiła ponieważ sam będzie chciał tam pójść a mnie gdzieś zamknie.

Nagle przypomniała mi się ta sytuacja z spadającymi puszkami.
Zastanawiam się kto był aż tak głupi aby mnie podsłuchiwać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro