07.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„When I'm gone,
You're gonna miss me when I'm gone."

— Jak już panu wspomniałam...

— Kochana, pomińmy to, wierzę ci na słowo, co powiesz na drinka? — Przerwał mi niezbyt uprzejmie blondyn, błyskając białymi zębami w uśmiechu, który wcale nie wzbudził we mnie odruchu by go odwzajemnić. Powstrzymałam się jednak przed skrzywieniem się i westchnęłam cicho, prostując się i opierając o oparcie wygodnego krzesła.

Nie podobała mi się ta propozycja, ani tym bardziej ton jaką ją złożył.

— Przypominam, że to spotkanie biznesowe — powiedziałam, wysilając się na uśmiech. Sztuczny, pełen rezerwy, ale zawsze jakiś.

— Nie udawaj, lecisz na mnie — zignorował moje słowa i pochylił się w moim kierunku, kładąc dłoń na mojej. Cofnęłam pospiesznie rękę i przekrzywiłam głowę.

Może gdyby mężczyzna nie był tak przesadnie zadbany, wręcz zbyt dupkowaty w pewności siebie, mogłabym uznać go za przystojnego: z krótkim, jasnymi włosami, czy też błękitnymi oczami i zabójczym uśmiechem. I najpewniej by tak było, aczkolwiek od samego początku naszego spotkania, irytował mnie, robiąc aluzję, czy rzucając dwuznaczne uwagi.

— Panie Łukaszu, przypominam, że to nadal nasze spotkanie. I jeśli nie jest pan zainteresowany naszą ofertą, proszę powiedzieć — dodałam nieco ostrzej, mniej przyjemnie, uśmiechając się złośliwie. Zdecydowałam się również wrócić do oficjalnej formy, żałując, że w przypływie jakiegoś przebłysku sympatii względem niego, zgodziłam się na przejście na „ty".

Nigdy nie sądziłam, że dojdę do momentu, w którym będę musiała spławiać kogoś, kto był potencjalnym klientem naszej firmy. Dodatkowo, nigdy nie zdarzyło mi się to, by ktoś tak jawnie ignorował moje słowa, a skupiał się na moim dekolcie.

— A ja przypominam, że nie stać was na stratę takiego klienta, powinnaś to przemyśleć — oświadczył pewnie, przyglądając mi się uważnie.

Rozchyliłam lekko, z niedowierzaniem usta i przekrzywiłam głowę, wyczuwając groźbę jaka kryła się w jego słowach. On naprawdę był dupkiem.

— To nie burdel, pomylił pan agencję! — Warknęłam, za głośno, ponieważ kilka osób, które siedziało przy sąsiadujących stolikach, zerknęło na nas ukradkiem.

Podniosłam się z miejsca, zebrałam dokumenty i rzuciłam mężczyźnie zniesmaczone spojrzenie. — Na tym skończymy.

I nie czekając na jego reakcję, ruszyłam w stronę drzwi. I właściwie, nie żałowałam tego, chociaż faktycznie, miał rację. Potrzebowałyśmy zlecenia, które dawała jego firma, ale nie sądziłam bym potrafiła upaść tak nisko dla pieniędzy.

Odetchnęłam, docierając do drzwi. I najpewniej cieszyłam się zbyt szybko, ponieważ blondyn dopadł do mnie i złapał mój łokieć, zbyt mocno, w uścisk swoich palców.

Szarpnął mną i przekręcił, zmuszając do spojrzenia na niego.

Skrzywiłam się, starając się wyrwać rękę, bezskutecznie.

— Proszę mnie puścić!

— Proszę to przemyśleć, nie składam takich ofert dwa razy — oznajmił cicho, pewnie, powoli jakby sądził, że nie zrozumiałam tej aluzji za pierwszym razem.

— Puść! — Zażądałam, próbując nadal uwolnić się z jego chwytu.

I nim zdołałam chociaż, cokolwiek dodać, obok mnie pojawił się kolejny, zdecydowanie bardziej przystojny mężczyzna.

— Kochanie, czy ten pan ci się naprzykrza? — Zapytał, a ja przekręciłam głowę, by móc spojrzeć na intruza.

Był wysoki, ponieważ górował nade mną nawet, gdy miałam na nogach dziesięciocentymetrowe szpilki. Oczy miał ciemne, w barwie przypominające czekoladę, podobnie jak i włosy. Dwudniowy zarost dodawał mu seksapilu i prezentował się nad wyraz elegancko w jasnej koszuli, która miała rozpięte kilka górnych guzików.

Przełknęłam cicho ślinę, wpatrując się w niego bezmyślnie, nie wiedząc zupełnie skąd u mnie taka reakcja.

— Skarbie? — wypowiedział kolejne zdrobnienie, wyciągając rękę w moją stronę, co poskutkowało tym, że mój niedoszły klient, wypuścił moje ramię ze swojego uścisku. Spojrzałam na Łukasza, który najwyraźniej czuł się niepewnie, a nawet mogłabym zaryzykować, że był zaniepokojony jakby obawiał się reakcji drugiego mężczyzny.

— Panie Szyller, to tylko drobne nieporozumienie, nie wiedziałem, że spotyka się pan z Joanną! Nie będę wam przeszkadzał — zaczął, odzyskując fason. — I Asiu, prześlij resztę papierów mojej sekretarce, z przyjemnością podpiszę tę umowę, do zobaczenia — dodał i tak po prostu wyminął nas i wyszedł.

Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc, co się właśnie stało.

— Skoro tego palanta mamy już za sobą, proponuję wspólnego drinka, co ty na to, Asiu? — Spytał po chwili brunet, ponownie wyciągając rękę w moim kierunku, czekając na moją decyzję.

— Nawet nie wiem jak się pan nazywa — odpowiedziałam.

— Mateusz, Mateusz Szyller, do usług, więc jak?

— Asia? Kochanie?

Poczułam dotyk dłoni na swoim ramieniu, więc rozchyliłam oczy, mrugając gwałtownie i zerknęłam w lewo na Mateusza, który najwyraźniej próbował mnie obudzić.

Chwilę wpatrywałam się w niego zupełnie bezmyślnie, nie do końca rozumiejąc, co się działo. Nie byłam pewna, jakim cudem zasnęłam, ani kiedy, ale wiedziałam, że ten sen, ponownie, nie był snem. Kolejne wspomnienie pojawiło się w zakamarkach mojej głowy. I czułam jakąś dziwną ulgę, a jednocześnie dezorientację, ponieważ nadal nie wiedziałam zbyt wiele, ale na szczęście, dowiadywałam się czegokolwiek. A to był już jakiś progres, sukces. Potrzebowałam pewności, że z czasem, że z jego upływem, moje wspomnienia wrócą. Łaknęłam ich, potrzebowałam dla spokoju ducha.

— Jesteśmy na miejscu — poinformował, uśmiechając się do mnie w swój rozbrajający sposób i wysiadł z samochodu. Rozejrzałam się dookoła, dochodząc do wniosku, że faktycznie właśnie zatrzymał swój pojazd na podwórku, pod jakimś domem. Otworzył przede mną drzwi, więc wysiadłam i obeszłam auto, zerkając na jego tył, gdzie widniał wdzięczny znaczek Cx9. W dodatku była to Mazda, naprawdę duża i jakoś tak, ten samochód pasował mi do mojego męża. I najpewniej chwilę zastanawiałabym się jeszcze nad tym, ale moją uwagę przyciągnął dom. Sporych rozmiarów, parterowy. Prezentował się okazale i efektownie. I chociaż bryła budynku zdawała się być ogromna, to zyskiwał na lekkości dzięki dużym przeszkleniom oraz spadzistemu dachowi. Zdecydowanie osoba, która projektowała ten dom, umiejętnie połączyła tradycję z nowoczesnością. Dużo szkła, jasne barwy, ciemny dach.

Chwilę stałam tak, wpatrując się w budowlę, uzmysławiając sobie, że cholernie mi się podobała. Pomimo wielkości, zdawała się być czymś, co było w moim typie. Jakbym naprawdę decydowała o jego wyglądzie. Uśmiechnęłam się szeroko i kątem oka dostrzegłam, że Mateusz zatrzymuje się tuż obok mnie. Przerzucił rękę przez moje ramię i przycisnął mnie do swojego boku.

— Witaj w domu, aniołku — oznajmił spokojnie, z rozbawieniem, nie czekając na moją reakcję, pociągnął mnie za dłoń, do środka.

Nie mogłam dłużej cieszyć się widokami, ale nie żałowałam tego, ponieważ wnętrze okazało się być równie okazałe, co zewnętrzna część.

Jasne barwy ścian, czy też mnóstwo kolorowych dodatków dodawały mu całkiem sporo uroku. Nawet w salonie nie było rolet, a kremowe, grube zasłony, które idealnie wpasowywały się w klimat tego miejsca.

Ponownie spojrzałam na Mateusza i uśmiechnęłam się szeroko.

— Podoba mi się tutaj — zauważyłam.

— Wiem, długo kłóciliśmy się o projekt, aż znaleźliśmy kompromis, nie było łatwo — podsumował z rozbawieniem i wzruszył ramionami. — Pójdę po resztę rzeczy, a ty się rozejrzyj — dodał i skierował się w stronę drzwi wyjściowych.

Ja zaś zsunęłam ze stóp baleriny i skierowałam się wzdłuż korytarza, praktycznie na jego koniec, by móc odnaleźć naszą sypialnie. Była ona urządzona w odcieniach kremu i brązu, a w środku znajdowało się tylko ogromne, małżeńskie łóżko oraz nakastliki. Nic więcej. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam dwie pary przesuwanych drzwi. Pierwsze z nich od razu odsunęłam. I znalazłam się w garderobie, która wcale nie była mała. Jedna strona należała do Mateusza, druga do mnie. I przełknęłam cicho ślinę, dostrzegając jak wiele par butów posiadałam, czy też samych ubrań. Przejrzałam wieszaki, czy też półki, by móc zorientować się, że prezentowałam sobą raczej elegancki, aczkolwiek kobiecy styl. To też było dziwne, że nawet tego o sobie nie wiedziałam.

Potarłam dłonią czoło i spojrzałam na własne odbicie w lustrze. Otarcia powoli znikały, worki pod oczami właściwie nie istniały, a i tak odnosiłam wrażenie, że moja głowa atakowana jest tak bardzo, dręczącymi mnie pytaniami, że sprawiałam wrażenie zmęczonej, nawet przemęczonej.

Po chwili w progu pojawił się Mateusz. Posłał w moim kierunku przyjazny uśmiech i zajął się rozpinaniem guzików w swojej koszuli.

Zmarszczyłam brwi i wpatrywałam się w niego nieco bezmyślnie, podczas gdy on się rozbierał. Robił to powoli, jakby widział, że właśnie cieszę oczy jego widokiem.

Odstawił koszulę na błękitny fotel, który znajdował się w rogu pomieszczenia i sięgnął do jednego z regałów, by móc naciągnąć na siebie białą bokserkę, którą z niego zabrał.

Puścił do mnie tak zwane perskie oczko.

— W striptizie zawsze ty byłaś lepsza — zauważył, powodując tym samym, że moje zdradzieckie policzki zalały się purpurą, a serce jakoś tak, zabiło mi mocniej.

— Mateusz — pisnęłam po chwili, zdając sobie, że on nadal mnie obserwuje i najwyraźniej moja reakcja bardzo go bawiła.

— Chodź, zrobimy obiad — zaproponował, nie przestając się uśmiechać w swój głupkowaty, chłopięcy sposób.

— Że razem?

— Tak, Asia, często razem gotowaliśmy, nie uwierzysz, lubiłaś spędzać ze mną czas, przed utratą pamięci, no wiesz...chodź — wyjaśnił, rozwijając swoją myśl. Jakby odkrył, że tłumaczenie mi pewnych wątpliwości, czy sytuacji nie zaszkodzi mi. Na całe szczęście.

— Och, a jak się poznaliśmy? Bo, śniło mi się, że...pewne spotkanie i...jak wtrąciłeś się i...tak było? W sensie, w restauracji?

— Tak. Obserwowałem was dłuższy moment, zastanawiając się czy powinienem wyjść na idiotę, który przedstawia się zajętej kobiecie, ale potem okazało się, że jednak to był idiota. No i się wtrąciłem i...

— I tak się zaczęło — wtrąciłam.

— Tak, dokładnie, a teraz chodź, ugotujemy coś — ponowił swoją prośbę i złapał moją rękę, przyciągając mnie do siebie. Przy okazji pocałował mnie przelotnie w usta.

Zdecydowanie zmienił swoje nastawienie, zachowanie i zaczynałam się zastanawiać, czy oby na pewno dobrze go oceniłam. Może jednak nie powinnam podejrzewać go o nic i po prostu mu zaufać. Wierzyć i kochać go? Bo najwyraźniej, on naprawdę kochał mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro